Panie Rumpelnicki, już czas!

Obrazek użytkownika Honic
Kraj

Po fieście "Solidarności" i wprowadzeniu stanu wojennego przez Jaruzelskiego, spółkę i ich wypróbowanych kolegów lata osiemdziesiąte dłużyły się niemiłosiernie. Oczywiście, były momenty wzniosłe, były i tragiczne. kolejne rocznice, manifestacje, pałowania, nieznani sprawcy, jednym słowem - "normalizacja".
I był pewien moment, może ostatni przed 1989 rokiem gdy Stocznia Gdańska podjęła jeszcze jedną próbę strajku. Przez może dwa dni wydawało się że wreszcie się uda. Wtedy usłyszałem w radiu na jednym z kanałów piosenkę śpiewaną przez "Trzeci odedech Kaczuchy" - "Duży wódz". To było jak odwilż po ciężkiej zimie. Jeszcze nie wiosna, ale jej wyrażny przedsmak. Tak mało i tak wiele. W tamtych czasach był to moment gdy po kilku latach stanu wojennego lub zbliżonego do wojennego; po kilku latach pogardy pomieszanej z represjami a nawet zbrodniami (seryjny samobójca jako sposób na nepokornych nie jest wynalazkiem czasów ostatnich) nagle odczułem powiew wolności jak z czasów "Solidarności" lat 1980-1981. I choć trwało to krótko, pamiętam ten czas jakby to było wczoraj. I dziś, po 30 latach poczułem to drugi raz, oglądając na tefałenie kolejną kreskówkę o Shreku, "Shrek forever", tym razem - o nieco innej wersji rzeczywistości sprokurowanej przez rudego karła Rumpelnickiego. Cóż, kiedy ujrzałem jego fizjonomię, a potem zwróciłem uwagę na fabułę, oba aspekty wydały mi się dziwnie znajome... Polecam.
W związku z tym mam prośbę do tefałenu: chciałbym zobaczyć ten film jeszcze raz. I jeszcze... I jeszcze... Widzę po powoli uwalniających się mediach, że TO już niedługo. A w końcu coś mi się od życia należy, po tylu latach czekania?

Brak głosów