Nie wierzę w pojednanie według Komorowskiego, Nowaka i Tuska

Obrazek użytkownika Honic
Blog

Bo dlaczego mam wierzyć? Po kilkuletniej, zorganizowanej akcji przeciwko Prawu i Sprawiedliwości a w szczególności przeciw osobom Lecha i Jarosława Kaczyńskich, której nie przerwała nawet tragedia smoleńska, odsłaniając raczej dążenie głównych postaci partii rządzącej do przejęcia całej władzy, nagle chcą się pojednać sugerując że "wina jest po obu stronach"? Po zapewnieniu sobie armii lemingów które jak za komuny łykną każdą propagandę i pozwolą w dowolny sposób polaryzować swoje poglądy (są wokół mnie takie osoby, nawet - skądinąd - inteligentne)?
Ja tu widzę fragment większej całości. Odejście szambiarza z Biłgoraja i próba stworzenia własnej partii mogło być próbą stworzenia "lewego skrzydła" lojalnego wobec rządzącej partii. Zabójstwo w siedzibie PiS w Łodzi mogło być częścią planu, którego ostatecznym celem mogło być bardzo specyficzne "pojednanie"; na pewno zaś zostało w tym celu wykorzystane. Kiedyś już komentowałem możliwość takiej sytuacji: Jarosław Kaczyński postawiony w sytuacji w której nie może, jako uczciwy człowiek, przyjąć propozycji "pojednania" w takiej formie jaka została zorganizowana. Wtedy następuje medialne oburzenie, obniżenie słupków i wymarzona ostateczna marginalizacja Prawa I Sprawiedliwości. Może w odpowiednim momencie "sprawiedliwa zdrowa tkanka PO" oburzy się na chamstwo Niesiołowskiego i będzie on zmuszony stworzyć własną partię będącą prawym skrzydłem zawsze wspierającym ojczystą partię?
A może teraz kolej na delegalizację ugrupowania jako nie kierującego się ideą współpracy politycznej dla dobra Polski? Historia jest bardzo ważna dla zrozumienia teraźniejszości.
W latach trzydziestych ubiegłego stulecia, w historii sąsiedniego państwa był epizod dziwnie podobny do historii Polski w ostatnich kilku latach. Była Noc Długich Noży, Noc Kryształowa, a potem ustawy norymberskie. Analogii jest więcej. No, może poza obozami koncentracyjnymi i wyrokami śmierci w majestacie prawa. Ale w historii nic nie powtarza się dwa razy tak samo, a zdolni uczą się na błędach innych. Rok temu macher z zaplecza zapragnął zostać kanclerzem... Pan Schetyna może już się zacząć bać.
Pozostaje mi wierzyć że Jarosław Kaczyński da sobie (po raz kolejny) radę z tą prowokacją.

Brak głosów