Wielkie kariery: doktor Burski i polski Chuck Norris

Obrazek użytkownika Chłodny Żółw
Blog

We wczorajszym odcinku serialu "Na dobre i na złe" doszło do rzeczy zdumiewającej. Doktor Jakub Burski, przypadkowo, niespodziewanie dla siebie samego, został telewizyjną gwiazdą!

W ogóle się o to nie starał. Nikt go nie wspierał w drodze do sławy! Doktor Burski dostał się do szklanego telewizyjnego okienka i został medycznym autorytetem, jedynie dzięki swemu profesjonalizmowi!

-----------------------------------------

Nie wydaje mi się, aby kontrola ze strony medialnego Wielkiego Brata była aż tak scisła, by nie pozostawiała miejsca na jakieś niespodziewane kariery. W telewizji, radiu, gazetach dzieją się czasem rzeczy niezgodne z "powszechną wiedzą". W końcu nawet w Gazecie Wyborczej, czasem długo i szczęśliwie, pracują ludzie nie chwalący się dziadkiem, który przed laty działał w KPP. Tak! Medialne kariery potrafią zaskakiwać...

Jednak, szczególnie w sprawach zwiazanych z polityką, widzowie mogą mieć wrażenie, że wszystko jest starannie reżyserowane i decyzja o tym kto ma odnieść sukces podejmowana jest jeszcze zanim dojdzie do serii "niespodziewanych" niespodzianek.

Z jakiegoś powodu media wybierają sobie bohatera i holują go do sławy.

-----------------------------------------

Interesujące było np. medialne preludium do sławy w przypadku pani sędzi Barbary Piwnik. Nagle telewizja zaczęłą nagrywac rozprawy z jej udziałem, gdzie świetnie przygotowana i niezaskoczona telewizyjnymi kamerami pani sędzia, nie przebierając w słowach niemal miażdżyła przestępców. Znęcała się nad nimi, dreczyła, dokuczała im na różne sposoby, zupełnie jakby było jej wolno! Dziennikarze wybaczali jej te nieludzkie zachowania. Do kolejnych sukcesów pchała ją jakaś niewidzialna siła....

Z nieznanych nikomu powodów ulubieńcem dziennikarzy został też Piotr Tymochowicz. Mógł sobie pozwolić na wszystko. I nie żałował sobie. Widocznie było mu wolno... Mimo chamskiego zachowania dla dziennikarzy pozostał medialnym autorytetem.

Podobnie było z "detektywem TVN" Krzysztofem Rutkowskim. Gdy polski Chuck Norris, z kamerzystami na plecach ruszał do akcji było wiadomo, że nic go nie zatrzyma. Ani przepisy prawa, ani funkcjonariusze pańśtwowi, ani mściwi przestępcy, z któymi tak bezpardonowo walczył. Na pewno było mu wolno...

-----------------------------------------
Opowieści o działającym wbrew prawu "dobrym szeryfie" przypomniały mi się przy okazji zeznań Włodzimierza Olewnika przed sejmową komisją śledczą.

"Mam dowody, że detektyw Krzysztof Rutkowski przyczynił się do wyłudzenia ode mnie miliona zł – oświadczył w piątek przed sejmową komisją śledczą Włodzimierz Olewnik. Powołał się na zasłyszaną rozmowę między Rutkowskim, a człowiekiem z jego biura, z której wynikało, że detektyw o wszystkim wiedział".

Może było mu wolno? Na razie trudno przesądzać. Tym bardziej, ze Rutkowski twierdzi, że oficjalnie wziął tylko 20 tysięcy a sprawcą wyłudzenia był człowiek, z którym co prawda współpracował w innych sprawach, ale w tej akurat nie.

-----------------------------------------
Kariery medialne spadają na ludzi tak niespodziewanie, że czasem (z powodu wrodzonej podejrzliwości) historie ich życia wydają mi się mało wiarygodne. Profesjonalizm i... przypadek zadecydowały o ich sukcesach?

Komu powinienem bardziej wierzyć? Doktorowi Burskiemu, czy polskiemu Chuckowi Norrisowi?

Brak głosów