o wspólnym dobru
Nie dość że upał jak jasna cholera, to już o (politycznym) poranku, kwadrans na dziewiątą, pojawia się w telewizorze pan poseł Halicki z aktualną wykładnią treści pojęcia dobra wspólnego.
Pojęcie to objaśniane bywało rozmaicie i pewnie dlatego jest wyjątkowo niejasne.
Starsi ludzie, których edukacja umysłowa oparta była na studiowaniu zawartości "Manifestu Komunistycznego" pamiętają, że wspólne miały być, miedzy innymi, żony.
Młodsi czytelnicy "Krytyki Politycznej" i "Niezbędnika Inteligenta" skłonni byliby postulować raczej współwłasność dzieci, obecnie przejmowanych przez państwo dopiero po ukończeniu piątego roku życia.
Średni wiekiem zwolennicy lepperyzmu domagali się ongi uwspólnotowienia zasobów Narodowego Banku Polskiego, które "Samoobrona" rozdzielać by mogła równie sprawnie jak unijne fundusze. Teraz zadanie to stoi przed profesorem Belką oraz nader biegłym w dzieleniu panem ministrem Rostowskim.
Lech Wałęsa obiecywał dać każdemu ze wspólnego dobra po sto milionów, ale nie zdążył przed globalizacją, a potem pieniądze się gdzieś rozeszły. Ale to nic, pieniądze nie dają przecież szczęścia, zwłaszcza gdy ich nie ma.
Dziś wiemy już, że dobro wspólne należy pojmować szerzej, jako dobro Europy - niekoniecznie tylko po Ural.
Najlepiej rozumieją to dobro nasi eurodeputowani, oraz oczywiście pan minister spraw zagranicznych i pan premier, który bezbłędnie odróżnia dobro od zła dzięki analitykom, sondującym opinie respondentów, oraz służbom specjalnym, śledzącym, co tam piszczy w trawie czy w Internecie.
Każda decyzja pana premiera nie tylko świadczy dobitnie o jego szczerej trosce o dobro wspólne, ale stanowi aktualną wykładnię treści tego pojęcia, często zniekształcanej.
Likwidacja nierentownej stoczni, odpolitycznienie CBA, uwolnienie milionów abonentów od obywatelskiej powinności utrzymywania mediów publicznych, uniknięcie zimnej wojny z coraz bardziej przyjaznym mocarstwem ościennym, zniesienie kłopotliwego obowiązku obrony Ojczyzny to tylko niektóre dowody słusznego pojmowania i realizowania dobra wspólnego przez przewodniczącego rządzącej partii,awangardy postępu.
Pan poseł Halicki jest jej prominentnym reprezentantem, mającym wiedzę źródłową o aktualizujących interpretacjach
takich właśnie pojęć jak "dobro wspólne", które od czasu do czasu trzeba przecież doprecyzowywać, kiedy idzie, na przykład, o przejęcie pieczy nad IPN czy Krajową Radą Radiofonii i TV.
Gdy pan poseł poinformował nas dzisiaj, że dobro wspólne, to wspólny interes, światłość oddzielona została od ciemności (jak mawia St. Michalkiewicz) i wszystko stało się jasne.
Kto za ten interes zapłaci, też nie ma wątpliwości.
Wiadomo, że wspólne dobro to skarb - wszystkich obywateli.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 758 odsłon
Komentarze
dobro wspólne
11 Czerwca, 2010 - 16:47
Dobro wspólne jak koniak - napój klasy robotniczej, pity ustami jej przedstawicieli.
To też chyba pamiętają studenci "manifestu".
Kto teraz mówi "kwadrans na dziewiątą", ciekawe czy lemingi wiedzą, która to godzina.
Pozdrawiam
cui bono
cui bono
Czcigodny Synteticusie
11 Czerwca, 2010 - 16:53
Mnie osobiście najgłębiej zapadło w pamięć "trzy na siódmą !"
ale "trzy na trzecią" wspominam milej. :)
Andrzej Tatkowski
Andrzej Tatkowski
chwała weteranom !
11 Czerwca, 2010 - 18:46
Kiedy przestałem rechotać, poszedłem popatrzeć na siebie w lustrze; niestety, żadnych zmian nie dostrzegam. Rozmaicie to co widać można określić, ale dostojeństwa ani śladu.
Natomiast imię Synteticus brzmi tak szacownie, że przymiotnik nasunął mi się automatycznie - a jak się teraz dowiaduję, trafnie nie tylko ze względu na Twe zalety, ale i korzenie.
Bądź tedy pozdrowiony, zacny i godny czci Synteticusie ! A.T.
Andrzej Tatkowski
Andrzej Tatkowski