Jubilat
W oczekiwaniu na jakiś impuls twórczy, wystarczająco mocny
by przezwyciężyć niechęć do miotania oskarżeń i insynuowania
niecnych intencji (bez czego ciąg dalszy nastąpić nie może)
odkładam na razie demaskowanie zamaskowanych, zachęcając ich do wzmożenia wysiłków i prosząc by mi wybaczyli że zajmę się tym, co lubię - to znaczy niezamaskowanymi.
Lubię na przykład Józefa Oleksego, który jest człowiekiem lepiej wychowanym nie tylko od większości czynnych blogerów, ale i od większości bardzo elegancko odzianych polityków, a przy tym - w odróżnieniu od jednych i drugich sprawnie posługuje się nieskazitelną polszczyzną w celu przekazania zrozumiałych komunikatów - co jest dziś równie rzadkie jak osobisty wdzięk czy subtelne poczucie humoru.
Dziś pan Józef, polityk powoli schodzący, zajął stanowisko wobec osoby niedzielnego jubilata, którego polityk szybko wschodzący z innej generacji o zupełnie innej orientacji, pan Winnicki, straszył onegdaj pętlą szubienicznego sznura podczas kontrjubileuszowej manifestacji, odbywającej się w czasie gdy jubilat świętował swe dziewięćdziesięciolecie, nieopodal (albo może opodal, ale "w obecności kamer").
Zestawienie opinii dwóch aktywnych politycznie obywateli o takim trzecim, który przez jakiś czas był pierwszym - a jego aktywność polityczna miała istotny wpływ nie tylko na biografie Józefa Oleksego i Roberta Winnickiego, ale i na takie, które już się skończyły - to ciekawe zadanie dla obywateli żyjących polityką (albo z niej), przypuszczam więc, że nie ujdzie ich uwadze.
Chciałbym ją skierować na trzy zdarzenia, rejestrowane przez kamery telewizyjne, o których nie wszyscy pamiętają, bo nie były telewidzom przypominane, choć były punktami, przez które przeszła (może przemaszerowała ?) linia życia Wojciecha Jaruzelskiego, nie pozbawionymi znaczenia.
Pierwsze zdarzenie miało miejsce w Lublinie, podczas transmitowanej "na żywo" wojewódzkiej konferencji PZPR przed jej zjazdem, mającym przewodnią siłę narodu odnowić;
przybyły na konferencję generał Jaruzelski, świeżo wybrany na genseka, został ostro i pryncypialnie zaatakowany przez delegatkę Sierakowską (nauczycielkę języka rosyjskiego) domagającą się od niego większej aktywności i konsekwencji w zwalczaniu kontrrewolucyjnej opozycji.
Nie wiem jakie lęki przeżywał Ślepowron, zanim stanął na czele związku przestępczego o charakterze zbrojnym (jak głosi uzasadnienie wyroku skazującego jego podkomendnego, Czesława Kiszczaka, za współudział) ale nie wykluczam, że bał się nie tylko Kulikowa; kto słyszał towarzyszkę Izę -wtenczas lub potem, bez trudu mnie zrozumie.
Była też w życiorysie Jaruzelskiego inna chwila próby - gdy witał na lotnisku w Balicach Jego Świątobliwość (co wymawiał trochę inaczej) Jana Pawła II; w trakcie czytania powitalnego tekstu dopadła go jakaś trzęsionka, pląsawica, czy drgawki, nie pozwalające utrzymać nieruchomo kartek - i trwało bardzo długo, nim "stary żołnierz" - jak mawiał o sobie przy innych okazjach - zdołał zapanować nad mimiką, niezborną gestykulacją i dziwacznymi podrygami.
Kto to widział, i czekał, kiedy dyktator rozpadnie się na mniejsze kawałki, musiał chociaż przez moment poczuć obok innych, naturalnych uczuć, zakłopotanie i - litość.
Trzeci epizodzik miał miejsce w stolicy Kraju Rad, podczas zjazdu tamtejszego hegemona, obsługiwanego przez komplet przywódców krajów zaprzyjaźnionych i współpracujących - w tym i PRL; w toku półoficjalnej ale transmitowanej debaty o tym, co to będzie dalej z tą głasnostią i pierestrojką, zabrał głos towarzysz Jaruzelski i z lękliwym uśmieszkiem wybąkał nowatorską supozycję ideologiczną, że - kto wie, towarzysze, czy nie warto by było się zacząć zastanawiać nad jakimś rodzajem marksistowskiego personalizmu ?
Obstupuerunt omnes - od marksistów po neotomistów.
Wspominam te trzy momenty, kiedy było mi sędziwego dziś jubilata żal - niezależnie od zupełnie innych uczuć jakie we mnie wzbudzał, bo pewnie - z użyciem stryczka, czy bez niego - Rzeczpospolita straci niebawem tego obywatela na zawsze, a inni Jej obywatele stracą możliwość dowiedzenia się, co zawierały te dokumenty Biura Politycznego, które Jaruzelski kazał zniszczyć, kogo bał się najbardziej (i kiedy), gdy już miał w rękach pełnię władzy, i czy kogoś mu żal spośród jego do dziś niepoliczonych ofiar ?
Trzeba je dobrze policzyć, nie pomijając i tych chłopców, których posyłał do walki z Bogiem, Honorem i Ojczyzną.
Nie polegli na polu chwały.
Są wśród nas.
***
Przypuszczam że na jubileuszu Wojciecha Jaruzelskiego łatwiej można było spotkać byłego opozycjonistę niż byłego zomowca, ale na użytek moich najuważniejszych Czytelników (i na wszelki wypadek) napiszę bardzo wyraźnie : żal mi wszystkich ofiar Wojciecha Jaruzelskiego, TAKŻE tych psów, które na jego rozkaz zeszły na psy i nie udało się im już odzyskać utraconego człowieczeństwa.
Myślę że takie są, choć osobiście nie znam ani jednego - i wcale tego nie żałuję.
AT
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 749 odsłon
Komentarze
więc nie tylko Wisia?
8 Lipca, 2013 - 20:50
"Lubię na przykład Józefa Oleksego, który jest człowiekiem lepiej wychowanym nie tylko od większości czynnych blogerów, ale i od większości bardzo elegancko odzianych polityków, a przy tym - w odróżnieniu od jednych i drugich sprawnie posługuje się nieskazitelną polszczyzną w celu przekazania zrozumiałych komunikatów - co jest dziś równie rzadkie jak osobisty wdzięk czy subtelne poczucie humoru."
Autor najwyraźniej pisze także o sobie (jak zawsze) i sam dobiera sobie towarzystwo "na poziomie".
MY!
Do takich wzorców (definicja się zgadza) należą także Krzysztof Teodor Toeplitz i Daniel Passent, a także im podobni, świetnie wychowani.
To widać, słychać i... czuć.
Oni jednak miewali coś, nawet podłego, do powiedzenia, a nie tylko zabawiali się zdaniami.
Do ich wielkich zalet należy też to, że nie pisali (bo nie mogli, bo nie chcieli i także dlatego, że byliby stąd wykopani.. po chamsku) na Niepoprawnych.
No, ale Niepoprawni to chamy, głupki i "nekrofile"...
A przecież generał też zawsze trzymał się prosto jak struna i nie uchybił nigdy (publicznie) zasadom savoir vivre?
Wniosek?
Możesz być najgorszym bydlakiem, złodziejem, zdrajcą, mordercą... byleś zachowywał bon ton.
"Bułkę przez bibułkę" i "bezę łyżeczką"?
Teza warta najwyższej pogardy!
Sowieckie i postsowieckie "elity"...
PS
Passent miał czelność wspominać kiedyś w publicznej TV z rozrzewnieniem swojego wuja, człowieka, który go wychował, wykształcił i ukształtował (bo rodziców, Żydów, zamordowali mu Niemcy.... pewnie przy udziale Polaków). Był to przewspaniały człowiek, erudyta, prawnik... Jakoś tak (nie wiadomo jak) znalazł się akurat w czasie wojny po stronie sowieckiej i wrócił z I Armią Wojska Polskiego (Passent nie uściśla, czy jako sędzia wojskowy, czy "tylko" jako politruk). Ten "człowiek renesansu" wzór i mentor codziennie czytał moskiewską "Prawdę", żeby sprawdzić "co tam grają w naszym <>"
-------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
( )
9 Lipca, 2013 - 15:16
"Niech inni chełpią się stronami, które napisali; mnie napawają dumą te, które przeczytałem." (Borges)
Kochany Panie De,
Z przykrością stwierdzam że nie zastosował się Pan nie tylko
do żadnej z dwóch przedłożonych Mu przeze mnie propozycji (co mogę zrozumieć), ale także do żadnej z kilku własnych deklaracji (co zrozumieć mi trudniej, ale może będę jeszcze próbował); mimo to witam Pana najuprzejmiej jak potrafię, dziękuję za uwagę i odpowiadam, jak umiem.
Przypominam, że zaproponowałem Panu przedstawienie wniosku o
zrobienie ze mną czegoś, co by Pana satysfakcjonowało, wraz z przekonującym uzasadnieniem - a nieco później, wobec braku takiej reakcji (i nadmiaru innych), przedłożyłem dalej idącą ofertę, z której również nie zechciał Pan skorzystać.
Skoro nie chce Pan jednoznacznie sformułować swoich żądań czy postulatów (co uniemożliwia mi ich spełnienie) ani ich uzasadnić w sposób zrozumiały i przekonujący (co pozwoliłoby mi na podjęcie racjonalnej decyzji) i skoro nie chce czy nie może skorzystać ze wspomnianej, dalej idącej oferty (a może nawet przeciwnie, zamierza się nadal ...ustosunkowywać do moich tekstów na dowolny temat - a przy tej okazji do mnie osobiście), zmuszony jestem udzielić Panu paru pomocniczych informacji, które mogą się przydać również innym członkom tutejszej "społeczności", dlatego przekazuję je tą drogą.
Otóż trzeba Panu wiedzieć, kochany Panie De, że nie jestem
specjalnie zainteresowany tym, co myślą o mnie - jeśli są zdolni do myślenia - ludzie obcy, których nie znam ani ze wspólnego pasania świń, ani z biesiad czy "grillowania", ani, powiedzmy, z pielgrzymek.
Nie jest mi natomiast obojętne co się o mnie mówi czy pisze w obrębie tej wspólnoty, którą Pan nazywa "społecznością", a do której wniosłem swoje imię i nazwisko, swoje własne myśli i swoje uczucia, żywiąc nadzieję, że komuś do czegoś mogą okazać się przydatne moje felietoniki - że uda mi się kogoś rozweselić, dać komuś powód do zamyślenia i te de.
Jest mi przykro, kiedy służymy -ja i moje wyroby- do innych celów; szkoda to może niewielka, ale pożytek - żaden, a ja, kochany Panie De, naprawdę chciałbym być pożyteczny, dopóki jeszcze mogę.
Nie jest mi więc obojętne (przeciwnie, bardzo mnie obchodzi)
to, czym się weseli i nad czym się zamyśla ta "społeczność", w której politykę traktuje się jako troskę o dobro wspólne a nie sztukę czy technikę zdobywania i utrzymywania władzy, uczucia i myśli wyraża się zaś szczerze, bo bezinteresownie.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy moi czytelnicy wiedzą, co to takiego hermeneutyka - a niektórym może się ona kojarzyć, w najlepszym razie, z Hermenegildą Kociubińską - ale nawet ostatni głupek, skończony cham i kompletny wariat rozumie,
że między Józefem Oleksym a tym jakimś Tatkowskim, czy jak mu tam, musi być chyba jakaś różnica (choć nie wiadomo jaka).
Proszę jej nie zacierać, szkoda fatygi.
A co do hermeneutyki, która każe starać się zrozumieć autora lepiej, niż on rozumiał sam siebie, musi Pan jeszcze trochę popracować nad formą wypowiedzi, jeśli zamierza informować mnie nadal o rezultatach analizy moich tekstów, bo z tego, co zrozumiałem, mógłbym wnosić że ich Pan nie zrozumiał nie tylko "lepiej", ale wcale.
Bieżący felieton traktował wprawdzie o posiadaczach Ego tak wielkiego, że nie mieści się im w opakowaniu, bywa więc, że czasem wychodzą z siebie, ale pisałem o kimś innym.
Bardzo przepraszam, ale zapewniam, że nie pomyślałem nawet przez moment o Panu, kochany Panie D.
Może innym razem - jeśli mnie Pan "stąd" nie wykopie, albo nie zaniecham produkcji z innych, ważniejszych powodów.
AT
P.S.
"Społeczność" może być niezłym towarzystwem, ale oczywiście nie musi, powinna się jednak odrobinę zaniepokoić, kiedy
któryś z jej członków wyraża pogardę wobec jakiegoś innego, podsuwając mu taką na przykład alternatywę : z kim wolałbyś porozmawiać o Jaruzelskim - z Oleksym, czy z "Dixim" ?
(Nazwiska i nick można zamienić na inne, ale alternatywa nie zanika - w przeciwieństwie, niestety, do sztuki rozmowy.)
Otóż uprzejmie donoszę, kochany Panie De, że - z nikim; uważam natomiast za bardzo ciekawy temat bardzo polityczny : co wypełnia przestrzeń między strefą wpływów byłego aparatu
komunistycznego a obszarem ekspansji Roberta Winnickiego ?
O tym pisałem, albowiem podejrzewam, że jest to ta polska rzeczywistość, o której chciałaby się czegoś dowiedzieć owa "społeczność", która już wie, co Pan myśli o mnie - i chyba nie jest ciekawa szczegółów.
Dlatego moją najdalej idącą ofertę, pro bono publico, nadal podtrzymuję.
Andrzej Tatkowski
Źle oceniony komentarz
Komentarz użytkownika Jinks nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.
@Andrzej Tatkowski9 Lipca, 2013 - 19:45
Pańskie epistolograficzne popisy, to perełki w skali całej sieci, nie ujmując niniejszym pańskim wspaniałym felietonom.
Współczuję Panu adresata, ale współczuję i samemu adresatowi, który zapewne zmuszony będzie do skorzystania z krótkiego (zakładam) urlopu, w celu konsultacji z polonistą, a chyba i z psychologiem, bowiem notoryczny brak zrozumienia tekstu pisanego, niejednego może wpędzić w depresję.
Tak, czy owak, to niezmiernie miło czyta się pańskie teksty, które niestety na pewną grupę tutejszej "społeczności" wpływają destrukcyjnie i piszę oczywiście o zdrowiu psychicznym poszczególnych egzemplarzy, a wynika to z tego, iż chcący, czy nie, to wpędza Pan ich w kompleksy podczas gdy niektórzy z nich nie potrafią odróżnić poematu od fraszki,czy felietonu od powieści dajmy na to, a o ich "twórczości" nie wspomnę ze względów czysto estetycznych.
Najlepszy ubaw jest wówczas, kiedy zdesperowany ptaszek woła o pomoc, a w sukurs wówczas przylatują kompani, zostawiając niejednokrotnie na parapecie swoje ekskrety w postaci ich bełkotu.
Gratuluję wspaniałego poczucia humoru.
Niniejszym jako stały czytelnik pańskich tekstów, wyrażam podziękowanie za nie, gdyż są one unikatowe.
Pozdrawiam Pana serdecznie i oczekuję z niecierpliwością na kolejne pańskie wpisy!
Stały czytelnik.
Re: @Andrzej Tatkowski
10 Lipca, 2013 - 08:51
Bóg zapłać za dobre słowo !
Przyda się jako antydepresant - ale najpierw muszę sklęsnąć,
bo strasznie spuchłem z dumy.
Pięknie pozdrawiam - AT
Andrzej Tatkowski