Prokuratorskim okiem
<p align="JUSTIFY">Najważniejsze pytanie, jakie się nasuwa w przypadku prac prokuratury wojskowej (po hucznym zakończeniu prac przez „komisję Millera”), jest to, na ile PW będzie zmierzać do wyjaśnienia przyczyn (i odtworzenia przebiegu) tragedii z 10-go Kwietnia, a na ile do... umycia rąk od odkrycia prawdy o zbrodni drugiego Katynia. To pytanie stawiam sobie już od dłuższego czasu, zaś pewne dodatkowe światło w tej sprawie rzuca dzisiejszy artykuł M. Pyzy w najnowszym n-rze „Uważam Rze” (33/2011) („O Pasionku cicho sza”, s. 38-39). Tekst ten, jak można się domyślić już z tytułu, dotyczy zawieszenia M. Pasionka i odebrania mu cywilnego nadzoru nad śledztwem smoleńskim. Pyza w drugiej części artykułu pisze tak:</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">„Jak sugerują nasi informatorzy, nagonka Parulskiego na Pasionka może mieć związek z efektami tej (tj. z Amerykanami – przyp. F.Y.M.) współpracy. (…) Zdaniem osób znających działania służb specjalnych i prokuratorskiej współpracy międzynarodowej, błędem było skierowanie do USA wniosku o pomoc prawną. Polscy śledczy wprost prosili w nim m.in. o udostępnienie materiałów dotyczących ewentualnego zamachu, nasłuchów komunikacji smoleńskiej wieży z załogami samolotów 10 kwietnia oraz zdjęć satelitarnych z dnia katastrofy. Według wszelkiego prawdopodobieństwa nie otrzymaliśmy ich właśnie z powodu ścieżki, na którą się zdecydowaliśmy. Wniosek o pomoc prawną do Ministerstwa Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych oznacza długie oczekiwanie na rozpatrzenie, a wyklucza konieczną w tej sprawie dyskrecję. Zamiast niego <b>należało nawiązać wzajemną współpracę służb specjalnych w tym zakresie</b>. Pierwotnie taką właśnie drogę miał zaakceptować Krzysztof Parulski. Nie wiadomo, dlaczego zdanie zmienił.</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">To niejedyna – zdaniem naszych informatorów – decyzja naczelnego prokuratora wojskowego, która zaszkodziła smoleńskiemu śledztwu. Wymieniają oni też m.in. brak zabiegów o zabezpieczenie wraku Tu-154M, niewymuszenie na Rosjanach udziału strony polskiej w czynnościach śledczych, m.in. sekcjach zwłok (wyjątkiem była sekcja prezydenta, którą obserwował sam Parulski, nie zwracając zresztą uwagi na rażące nieprawidłowości, jakich dopuścili się Rosjanie), <b>niewyposażenie prokuratorów jadących na miejsce katastrofy w sprzęt fotograficzny</b>, co zaowocowało dokumentacją zdjęciową sporządzaną za pośrednictwem telefonów komórkowych, zgodę na anulowanie pierwszych zeznań kontrolerów lotu.”</p> <p align="JUSTIFY">Czy skierowanie w/w wniosku mogło być błędem? Jeśli już to zamierzonym, sądzę. Zamierzonym, by... owych materiałów nie uzyskać. Pyza pisze, całkiem słusznie, o konieczności nawiązania współpracy na poziomie służb specjalnych, jednakże wydaje się zapominać, w jakim kraju od 2007 r. żyjemy, jaką gruntowną resowietyzację służb przeprowadzono i o tym, że 10 Kwietnia gabinet ciemniaków jak diabeł przed święconą wodą wzdragał się przed poproszeniem o pomoc NATO, a ta pomoc (także wywiadowcza i kontrwywiadowcza) była na wyciągnięcie ręki. Dlaczego jednak o nią ciemniacy nie poprosili? Dlatego że, jak można podejrzewać, NATO miało wgląd także w działania polskich specsłużb cywilnych i mundurowych, które to działania mogły mieć sporo wspólnego, jeśli nie ze zorganizowaniem wprost, to na pewno z osłanianiem zamachu na prezydencką delegację. W takim zresztą kontekście łatwiej zrozumieć „zaginięcie” materiałów satelitarnych otrzymanych ponoć od USA, a niemogących się odnaleźć w archiwach, sejfach czy szufladach polskich specsłużb.</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Zwróćmy uwagę raz jeszcze na ten wytłuszczony przeze mnie fragment tekstu Pyzy: „niewyposażenie prokuratorów jadących na miejsce katastrofy w sprzęt fotograficzny”. Niedawno (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/09/o-gebie-i-cholewie.html) przywoływałem bulwersującą wypowiedź W. Targalskiego, jednego z członków „komisji Millera” przyznającego bez ogródek, iż „my nie mieliśmy nawet aparatów” do rejestrowania np. badań nad czarnymi skrzynkami. Z fotodokumentacji zamieszczonej w obszernych dokumentach „komisji Millera” można wnioskować, że „aparatów nie mieli” także na pobojowisku siewiernieńskim (pracując „cały dzień, do nocy” © by M. Grochowski), stąd też posiłkowali się później bezcennymi zasobami „galerii doc. Amielina” związanego ze specsłużbami neo-ZSSR. Teraz jednak, jak wynika z tekstu Pyzy, okazuje się, że nawet prokuratorzy wojskowi wysłani zostali na „miejsce katastrofy” z pustymi rękami. <b>Trudno o bardziej dobitny dowód intencji towarzyszącej takiemu właśnie, celowemu zaniedbaniu – przecież aparat fotograficzny czy kamera wideo to podstawowy sprzęt, jaki obowiązkowo zabierają ze sobą śledczy jadący na miejsce jakiegokolwiek śmiertelnego wypadku tudzież na miejsce zbrodni</b>. Wysyłanie zatem ludzi bez tego typu sprzętu ma jeden cel. Chodzi o niedokumentowanie po prostu. Dlaczego zaś czegoś się nie dokumentuje? Po pierwsze, dlatego że pragnie się ukryć prawdę o tym, co się w danym miejscu stało (im mniej dowodów, tym lepiej) – oraz po drugie, ponieważ dąży się do skonstruowania nowej wizji tego, co się wydarzyło.</p>
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1294 odsłony
Komentarze
Oko
19 Września, 2011 - 13:58
Wysyłając prokuratorów bez aparatów, zrealizowali działanie na czas.
Czas jest im potrzebny, aby przyroda zatarła ślady po zaoraniu terenu katastrofy, a drzewom wyrosły nowe gałęzie.
Dzięki FYMie za niestrudzone działanie.
Pozdrawiam myślących.
FYM, sądzisz, że jakby im zakupić
19 Września, 2011 - 17:01
pakiet promocyjny "Agentów NCIS", to dostrzegą aluzję? Myślisz, że jak zobaczą te ful-wypas aparaty fotograficzne w akcji jako pierwsze na miejscu zbrodni, to skumają?