Konstruktywiści z policyjną pałką w zanadrzu

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

III RP stanowi nie tylko przedłużenie peerelu, ale zarazem jego trwałe udoskonalenie, w dużej mierze bowiem stara się ona odtworzyć te same mechanizmy opresji społecznej, jakie funkcjonowały w poprzednim reżimie. Widać to szczególnie na rynku medialnym, na którym z wolna, ale "nieubłaganie" krystalizuje się dokładnie ten sam rozkład sił, co zaraz po "obaleniu komunizmu".

Pisze o tym zresztą w dzisiejszej "Rz" A. T. Kijowski. Już niejednokrotnie wspominałem, że lata 2005-2007 uznano za poważną awarię postkomunistycznego systemu, toteż obecnie, w ramach tzw. tęczowej koalicji, czyli wielkiego frontu postkomunistycznego, która zawiązała się parę lat temu właśnie do walki z kaczyzmem, dąży się do takiego opanowania sytuacji społecznej, by do podobnego "zamachu stanu" nigdy więcej nie doszło. W tym więc kontekście uznanie PO za partię postkomunistyczną nie powinno budzić niczyich negatywnych reakcji. Kto bowiem akceptuje strategię gruntowania postkomunizmu powinien być zaliczany do ugrupowań postkomunistycznych.

Tak na marginesie pisząc, jest to w ogóle ciekawe, jak szeroką formułę polityczną jest w stanie postkomunizm wypracować. O ile bowiem za polskiego sowietyzmu mieliśmy wyłącznie monopartię kierowaną przez Bezpiekę i wojskówkę oraz jakieś zupełnie absurdalne konstrukcje, jak ZSL i SD, "pięknie się różniące" z partią "robotników", a w istocie nieposiadające żadnego wpływu na nic (mówiąc jezykiem Kononowicza) - o tyle postkomunizm, oczywiście dzięki procesowi uznawania prawa "przedstawicieli konstruktywnej opozycji" do jakiegoś partycypowania w zarządzaniu społeczeństwem, procesowi rozpoczątemu gdzieś w połowie lat 80. dyskretnymi rozmowami za zamkniętymi drzwiami, a zakończonym na przełomie 1988 i 1989 r. wielkim widowiskiem dla ubogich - wypracował niemal doskonałe pozory pełnego pluralizmu politycznego.

Środowiska "konstruktywnej opozycji", które przybierały w Polsce po okrągłym stole tak wiele nazw, że każda z nich niesie ze sobą odrębną historię (częstokroć komiczną, jak w przypadku zwłaszcza "partii ludzi mądrych"), posiadały jedną cechę charakterystyczną, która przesądzała o tym właśnie, że mogły w postkomunizmie reprezentować "nieczerwone" części społeczeństwa. Otóż bezwzględnie uznawały czerwonych, tj. spadkobierców ideowych i majątkowych PZPR-u, za równorzędnych partnerów politycznych, zaś procedurę nadawania czerwonym rozmaitych przywilejów czy to w biznesie, czy to w innych sferach życia (z mediami włącznie) traktowały jako rzecz normalną. Nigdy więc "środowiska konstruktywne" nie traktowały czerwonych jak szkodników doprowadzających do destrukcji polskiego państwa, nigdy też procedury przywilejowania czerwonych nie traktowały jako patologii.

Nic dziwnego zatem, że na naszych oczach zawiązuje się mocna koalicja PO-PSL-SLD, którą można z powodzeniem porównać do "pierwszego niekomunistycznego rządu". Wprawdzie Tusk jest nieco bardziej żywotny i rzutki niż ówczesny Mazowiecki, co widać choćby po długościach expose oraz po kondycji, w jakiej je wygłasza (w przeciwieństwie do tego ostatniego, jak zapewne co starsi z nas pamiętają), jednakże jego rząd jest ekipą takiego samego "przełomu", jak gabinet Mazowieckiego. Przychodzący do telewizji Drawicz zaczynał od tego, że ogłaszał iż - w wolnym tłumaczeniu - żadnemu czerwonemu włos z głowy nie spadnie. Dziś, tj. po roku zmagań o "odzyskanie mediów", koalicja "konstruktywistów z czerwonymi" jest o krok od przywrócenia stanu w Polskim Radiu i TVP z 1989 r. - i śmiem twierdzić, że jej się to uda.

Chodzi przecież cały czas (a więc od już 20 lat!) o to, by głosy kwestionujące postkomunistyczny porządek zostały trwale zmarginalizowane i wyciszone. Dokładnie tak samo, jak niewyobrażalne było krytykowanie "pierwszego niekomunistycznego rządu", tak niedopuszczalne ma być atakowanie obecnego. Co do "odzyskiwania" PR to koalicji postkomunistycznej nie należy się nawet dziwić, ponieważ to za prezesury Czabańskiego np. PR 1 objął swoim zasięgiem na UKF-ie cały kraj, docierając z "zakazaną publicystyką" w rejony dotąd zarezerwowane dla, by tak rzec, Głosu Agory czy innych pseudostacji. Badania dotyczące słuchalności PR w ostatnich latach wprawiły w stan drżączki nie tylko prezesów i właścicieli "komercyjnych stacji" (ich komercyjność polega głównie na tym, że chcą zmonopolizować cały rynek reklam i debatę publiczną), ale i postkomunistycznych polityków.

Nie chodzi jednak tylko o media. Koalicja postkomunistyczna już funkcjonuje z powodzeniem w służbach specjalnych, a ostatnio zaczyna się na dobre rozsiadać w sądownictwie, wymiarze sprawiedliwości i innych kluczowych dziedzinach życia społecznego. Skoro "konstruktywistom" udało się powstrzymać proces "rozliczania III RP" i rugowania komunistów z rozmaitych struktur administracyjnych czy środowisk akademicko-naukowych, to naturalne jest teraz oficjalne wspieranie PO przez komunistów choćby w postaci blokowania prób odwołania Komorowskiego ze stanowiska marszałka sejmu czy wspieranie przez rozmaitych bezpieczniaków "atakowanego przez gówniarzy z IPN" Wałęsy. Konstruktywiści zrośli się z komunistami do tego stopnia, że niedługo przestaniemy ich rozróżniać.

  

W tej sytuacji należy rozpocząć współnie budowanie alternatywnych środowisk opiniotwórczych, które w jakiejś mierze wezmą na siebie odpowiedzialność za rekonstrukcję polskiej kultury, w której nie tylko komunizm, lecz i postkomunizm uważać się będzie za społeczną dewolucję, za regres cywilizacyjny, a nie za drogę do tworzenia nowoczesnego, kapitalistycznego państwa. Dlaczego należy to robić? Dlatego, że jeśli tego się nie podejmiemy, to wcześniej czy później bezpieczniacy związani z koalicją postkomunistyczną przyjdą, by i nam zamknąć usta. Jestem pewien, że my, ludzie wolni i niekryjący swojego krytycznego stosunku do postkomunizmu, jesteśmy na liście "wrogów publicznych" na drugim miejscu.             


http://www.rp.pl/artykul/118849,228190_Andrzej_Tadeusz_Kijowski__Trzecie_odzyskanie_mediow__.html
http://www.dziennik.pl/polityka/article275140/Platforma_szykuje_rewolucje_w_mediach.html

Brak głosów

Komentarze

Pełna zgoda co do koalicji PO-SLD-PSL, ta cicha koalicja to de facto "układ rządzący" (gdzie SLD to rządowa opozycja). Krok PO kroku, beneficjaci IIIRP odzyskują kolejne sfery państwa. Trwają również prace nad wyeliminowaniem publicznej debaty i zakneblowaniem wolności słowa. Wszystko to w majestacie "prawa" i "mechanizmów demokratycznych". Po Rzepie i GP, przyjdzie czas na blogosferę, walczymy więc o przetwanie.
Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#8613