Gumiaki nie ze Świnoujścia

Obrazek użytkownika Free Your Mind

A. Wajda powinien nakręcić trzecią część cyklu i po „Człowieku z marmuru” oraz „z żelaza” powinien nakręcić „Człowieka z gumy” albo po prostu „Gumiaka”. Po czym się poznaje, że ktoś jest z gumy? Po tym, że jest elastyczny do granic ludzkich możliwości – tak niemalże jak ci goście, co potrafili wejść do akwarium zginając się na wszelkie możliwe sposoby w słynnym enerdowskim programie musicalowym, co za komuny leciał w jakieś świąteczne albo sylwestrowe wieczory. Dziś słyszałem w porannej Trójce „ministra” Dowgielewicza, który mógłby posłużyć za jeden z przykładów „gumowego” podejścia do rzeczywistości społeczno-politycznej i oczywiście do geopolityki. Tenże Dowgielewicz, gdy go spytał „pan redaktor”, jak to z tym „komisarzem” Lewandowskim jest, bo gdy forsowano go jako polskiego kandydata, to miał m.in. reprezentować polskie interesy, a tu sam Lewandowski vel „komisarz” przyznał, że się zdenacjonalizował i będzie przede wszystkimi dbał o europejskie interesy – no więc tenże Dowgielewicz vel „minister” stwierdził z uśmiechem, że to właśnie tak jest dobrze, bo nie można patrzeć na „sprawy unijne”, jak to czasami wyborcy patrzą na swoich przedstawicieli do parlamentu. I tu dał przykład jak to wyborcy ze Świnoujścia mówią do kandydata, że go poprą, ale co z tego będzie miało Świnoujście.Słysząc to ja też się zaśmiałem, bo poczucie humoru ludzi z gumy i mnie się udziela. Oczywiste jest bowiem, że jak się kogoś wybiera na reprezentanta dajmy na to do sejmu czy senatu, to przecież nie po to, by reprezentował interesy obywateli, tylko, by mógł reprezentować swoje własne interesy (względnie swojej rodziny i znajomych) – tak wszak skonstruowane jest polskie życie polityczne od 20 lat i tzw. scena (polityczna). Tu więc Dowgielewicz ma prawo się śmiać, a ja z nim do towarzystwa, bo i poczucie humoru mam. Jest też, warta grzechu, wesoła wypowiedź wesołego Lewandowskiego o denacjonalizacji, co można by określić inaczej jako wynarodowienie, ale to zabrzmiałoby jakoś oszołomsko i wieśniacko, tedy lepiej pozostać przy wesołym neologizmie. Z gumy bowiem jest nie tylko Dowgielewicz czy Lewandowski, ale i cała ta wielka formacja od wujka Bronka zaczynając, poprzez wujka Tadka, wujka Leszka, wujka Adasia i wielu wielu innych naszych wujków, którzy odkąd nas wzięli pod swoje skrzydła wraz z czerwonymi w czerwcu 1989 r., tak po dziś dzień nie mogą nas spod nich wypuścić, zapewniając, że to wszystko dla naszego dobra, a więc, że muszą nas wysiadywać, byśmy na ludzi porządnych wyrośli, czyli dojrzeli do demokracji. Trzeba jednak przyznać, że nikt do tej pory tak klarownie i zarazem lakonicznie jak Lewandowski (było nie było specjalista od prywatyzacji w pięknym NFI-stylu) nie określił tego, na czym polega mentalność ludzi z gumy. Owszem, nasuwa się tu skojarzenie ze słynnym pradawnym powiedzeniem Tuska, że polskość to nienormalność, ale to nie to samo, co uznanie, iż czymś naturalnym dla polskiego polityka nie jest reprezentowanie polskich interesów. W takim kontekście słynne hasło wujka Tadka i jego kolegów: „jesteśmy w swoim domu” nabiera dodatkowego znaczenia - nie tylko we „wspólnym europejskim”, jak to w połowie lat 80. określili kremlowscy wizjonerzy, lecz i takim, w którym establishment dokonujący u nas pieriestrojki vel transformacji, stanowi tego domu gospodarzy, zaś obywatele – służbę. Wiadomo zaś, że służba nie drużba. Wynalazek człowieka z gumy nie jest jednak nowością. Za czasów „dyktatury proletariatu” należało z wielką atencją wsłuchiwać się w to, co mówi politbiuro, ponieważ w zależności od tego, jaka była mądrość etapu, to kogoś należało potępiać (jak np. Gomułkę za „nacjonalistyczno-prawicowe odchylenie”) lub wielbić (jak np. Gomułkę za „odwilż” i „zwalczanie wypaczeń”). O Stalinie najpierw pisano sztuki, wiersze, piosenki, malowano go, stawiano mu pomniki (tutaj wkład polskich artystów pozostaje naprawdę imponujący) – po czym obumarł, Chruszczow, co za Stalina także stalinowską politykę realizował, wygłosił swój słynny referat i natychmiast przestano Stalina adorować, a nawet się okazało, że ta adoracja, to był zgubny „kult jednostki”. Ileż to nawróceń na nowy, zhumanizowany socjalizm było. Co tam Stalin. Gierek, dajmy na to; dobry był, jak były pełne sklepy, ale już nie był dobry, gdy na cukier pojawiły się kartki, a z zaopatrzeniem pojawiły się „przejściowe trudności”. I tak dalej. Elastyczni ludzie potrafili płynąć na fali bez względu na to, jak się zmieniały ekipy i „realia”, toteż w zależności od „realiów” oni urealniali swoje postawy i poglądy, zawsze wiedząc, komu nadskakiwać, komu czubki butów całować, a kogo pryncypialnie ganić za nieznajomość „realiów”. Ten wzorzec działania upowszechnił się jeszcze bardziej w III RP i panuje do dziś, a wciąż nie doczekał się jakiejś kinematograficznej adaptacji. Napomknąłem jednak o Tusku, a tu już dzwony pogrzebowe biją. Sondażownie ni stąd ni zowąd biją na alarm, że coś złego się dzieje, a tymczasem, „król sondaży”, jak to zwykle w chwilach większych zawirowań „na scenie” bywa, udał się na urlop. Oczywiście spadek popularności ciemniaków to znowu zasługa PiS-u, który ryje pod koalicją już od dwóch lat, nie dając jej kompletnie nic zrobić, ale też chyba nawet ci zdeklarowani, betonowi piewcy Tuskoludków, którzy nawet po 10 latach nicnierobienia ciemniaków, nadal ich popierali, czują, że to już nie jest rozgrywka między nimi a kaczystami, lecz między owym betonem a ludźmi, co poparli PO, a teraz mają ciemniaków zwyczajnie dość. Co to znaczy dość? To znaczy, że już żaden Miecugow, Daukszewicz, satyrycy z miasta i ze wsi, Żakowski z Paradowską, Lis z Wołkiem, Wroński z Kublikową, Olejnik z Olejniczakiem, a nawet żubr białowieski we własnej swej osobie ani wujek z wysp filipińskich, ani Jamajka, ani pewien głośny „poseł o zszarpanych nerwach”, ani „kastracja pedofilów”, ani „tysiąc kilometrów autostrad na nowe tysiąclecie”, ani nawet wuje Jurek, nikt już nie przekona (tych, co stwierdzili, iż już dość), że warto poprzeć ciemniaków. Szykuje się pogrzeb, jakiego „scena” długo nie widziała i kto wie, czy „król sondaży” nie wyjechał, by się na ten pogrzeb psychicznie przygotować.

Brak głosów