Błogosławieni ubodzy duchem

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Blog

Nic tak nas chyba nie powinno cieszyć, jak to, gdy politycy zamieniają się w filantropów. Gorzej jednak, gdy ta ich filantropia sprowadza się do wydawania pieniędzy podatników. Wiadome, że cudze pieniądze wydaje się najłatwiej, a już wielkie cudze pieniądze - dosłownie z uśmiechem na ustach i dźwiękiem przypominającym trąby jerychońskie.

Wsłuchiwałem się w te trąby, widząc scenki w postaci premiera Tuska ściskającego bezdomnego lub całującego jakąś ubogą kobietę w dłoń, tudzież Number One w gabinecie PO-PSL jeśli chodzi o inteligencję, elegancko ubraną mgr minister Hall nalewającą biedakom zupki.

Nie wiem, czy wiele osób tak ma, ja jednak odczuwam jakieś wewnętrzne obrzydzenie, gdy widzę polityków odstawiających przed kamerami i fleszami szoł dla frajerów. Przecież, gdyby ci przebierańcy, noszący na sobie bardzo drogie stroje z pierwszorzędnych salonów, opryskani najdroższymi wodami toaletowymi, a udający ludzi troszczących się o Polskę i Polaków "zwłaszcza najuboższych" - naprawdę dbali o to, by ludzie nie biedowali, to zapewniliby takie warunki życiowego startu, takie redukcje przeklętego fiskalizmu i biurokracji (nie mówiąc o ponoszonych przez nas kosztach wcielania euroutopii), że ludziom zamożniejszym łatwiej byłoby wspierać tych, których nie stać na nic. Zresztą, widok biedaków tułających się po dworcach czy śmietnikach jest jednym z lepszych komentarzy do tego, co szumnie nazwano "transformacją", aniżeli jakakolwiek publicystyka.

Premier zresztą kwestię bidaków ujął w następujące słowa:

"- Wy jesteście nam bardzo potrzebni. Każdy człowiek, a w Wigilię pamiętajmy o tym szczególnie mocno, ma prawo do nadziei, szacunku, do odrobiny miłości i ciepła. Każdy ma prawo do tej tęsknoty za naszym wielkim, wspólnym domem. Niech cząstka tej nadziei będzie także w waszych sercach - życzył ubogim gdańszczanom, premier."

Ja osobiście zaś nie wiem, do czego ludzie pozbawieni jakichkolwiek środków do życia moga być rządowi potrzebni - poza sesją zdjęciową, w trakcie której premier i jego ministrowie, którzy przez ponad rok nie zrobili nic ("zwłaszcza dla najuboższych") prezentują się jako "ludzie wielkiego serca". Jest bowiem w tej komedii jakaś ponura drwina z człowieczeństwa, coś, co wzbudza mój natychmiastowy i szczery protest. Czymże bowiem jest jakaś wystawna wieczerza polityków z bidakami w środku miasta, jak nie jakąś mroczną przypowieścią wigilijną, w której nie ma żadnego happy endu? Przecież politycy swoimi limuzynami rozjadą się na huczne zabawy z najdroższym żarciem, alkoholami itd., zaś biedota poczłapie do swoich schronisk lub przydworcowych nor.

Oczywiście, gwoli ścisłości, nie powinienem się zżymać wyłącznie na ekipę Tuska, że odstawia cyrk z biesiadowaniem z ubogimi, niczym biblijny faryzeusz, który obwieszcza całemu światu, ile dał na jałmużnę, wszak bezdomni i ubodzy nie pojawili się w naszej rzeczywistości rok temu. Mam jednak wciąż w uszach te hasła, "by żyło się lepiej wszystkim", "Polska zasługuje na cud gospodarczy" itd., które dziś, w tym świątecznym i zarazem kryzysowym kontekście brzmią jak czyste szyderstwo. Kiedyś komuniści idąc do wyborów głosili nie mniej szydercze hasło "Tak dalej być nie musi". Ja zaś sobie myślę, że może właśnie tak MUSI być, bo właśnie na tym, na takim pomieszaniu porządków, na takim wywróceniu państwa do góry nogami - tzn. takim, że Urban jeździ swoim limo, paląc cygara, zaś jacyś starzy solidarnościowcy zliczają grosz do grosza; takim, że bezpieczniacy trzymają łapę na "byznesach", zaś bidakom pozostaje jedna wigilijna uczta z "ministerialną magnaterią" - polega transformacja. I na tym, że są ludzie, którzy z takiego obrotu polskich spraw się cieszą - i nie chcą słyszeć o jakichkolwiek zmianach tego stanu rzeczy.

Należy jednak pamiętać, że hipokryzja nie jest wyłączną cechą polityki, a szczególnie w polskim jej wydaniu. Oto przecież nie tak dawno "stojące nad przepaścią" banki amerykańskie dostały lekką rządową ręką "zastrzyk" w postaci setek miliardów dolarów, po czym, jak donosi amerykańska prasa, nie do końca wiadomo, na co te, jak twierdzono, "niezbędne do ustabilizowania systemu bankowego", ciężkie pieniądze podatników poszły. Banki zasłaniają się tajemnicą i/lub w ogóle nie chcą udzielać żadnych informacji. Stabilizacja wymaga odpowiedniej dozy hipokryzji, można rzec krótko. Także w Polsce, w której stabilizuje się układ postkomunistyczny od 20 lat.

http://www.rp.pl/artykul/2,239102_Kazdy_ma_prawo_do_ciepla_i_troski.html

Brak głosów