Bęłdy diagnostyczne

Obrazek użytkownika Andrzej.A
Kraj

Błędy diagnostyczne – próba opisu rzeczywistości taką jaka ona jest, a nie jaka się wszystkim wydaje.
W książce „Czas wrzeszczących staruszków” RAZ stawia tezę i przytaczając odpowiednie argumenty ją udowadnia, że czas głównych protagonistów naszej sceny politycznej czyli Jarosława Kaczyńskiego i Adama Michnika to czas przeszły dokonany, z naciskiem na to, że jest to konflikt wygasły i przebrzmiały.Należy podkreślić, że zarówno J. Kaczyński jak i A. Michnik są tu bardziej figurami retorycznymi niż rzeczywistymi personami. Są oni obaj najbardziej klasycznymi i wyrazistymi egzemplifikacjami poglądów i dążeń środowisk, które reprezentują. Łatwiej jest napisać, że J. Kaczyński to, to i tamto niż za każdym razem wypisywać, że środowisko niepodległościowe wyrosłe z tradycji AK to, i tak dalej. Analogicznie z drugiej strony, mówiąc o A. Michniku domyślnie mówi się o całym środowisku, które on reprezentuje włącznie z całym bagażem zaszłości, które na nich ciąży.Ziemkiewicz ma dobre pióro, czyta się Go wartko. Dopiero po przeczytaniu tej pozycji i skonfrontowaniu zawartych tam argumentów z otaczającą nas rzeczywistością można dojść do wniosku, że zarówno teza jest wadliwa, jak i przedstawione dowody są nieadekwatne i niezupełne. Ergo Ziemkiewicz popełnia błąd diagnostyczny.W opozycji do tezy RAZ-a można postawić wręcz tezę odwrotną, sięgającą nawet głębiej w czasie. Otóż rozgrywany w Polsce konflikt nie jest powtórzeniem jak chce RAZ „wojny na górze” z początku lat 90 -tych, oraz nie jest to konflikt zakończony, ale jest to powtórzenie konfliktu z okresu II RP, gdzie z jednej strony była sanacja i piłsudczycy a z drugiej sterowana przez Moskwę KPP i lewicowa inteligencja. Dowodu na prawdziwość takiej tezy dostarczają chociażby wydarzenia jakie miały miejsce w Warszawie w dniu 11 listopada 2010 roku. Określanie epitetem per faszyzm, faszyści ludzi demonstrujących z okazji Święta Odzyskania Niepodległości jest zaczerpnięciem wprost chwytu z frazeologii stosowanej przez Kreml wobec II RP. Skądinąd przyjęło się w rozważaniach, że każdy kto pierwszy sięga w dyskusji do argumentu ad fasismu, to de facto przyznaje się do porażki w znaczeniu normalnej dyskusji.Czyli koło, które zatoczyła historia nie jest kołem małym (20 letnim) jak chce Ziemkiewicz, ale kołem dosyć dużym (blisko 100 letnim). Ponadto rozgrywany konflikt jest rzeczą bieżącą, dziejącą się tu i teraz, zmieniła się jedynie technologia prowadzenia tej „wojny”, główny sens i cel pozostał ten sam.Konflikt ten, sugerowany przez Ziemkiewicza, nie jest konfliktem przebrzmiałym, ale rozgrywającym się tu i teraz. Wprawdzie po aferze Rywin - Michnik znaczenie GW i A. Michnika osobiście wyraźnie zmalało, ale dla pewnej części lewicowców, a raczej lewaków, zwłaszcza starszego pokolenia to GW i A. Michnik osobiście są wyrocznią ostateczną, alfą i omegą. Wprawdzie sam RAZ w jednym ze swoich wystąpień publicznych na pytanie publiczności stwierdził, że obecnie „Sauron znajduje się gdzieś w okolicach TVN”, to jednak dla sporej grupy ludzi starszych, tych którzy sympatyzowali z KOR-em i którzy mają trochę lepsze gusta niż te, którym schlebia TVN, to właśnie GW i jej nieformalny szef i spiritus movens są wyznacznikiem tego co jest au courant. Z tego też powodu GW jest nadal w grze i nie należy podejrzewać, żeby z tej gry szybko wypadła. Również konkurenci do rządu dusz, czyli TVN, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że tej części elektoratu, który ślepo podąża za głosem dobiegającym z ulicy Czerskiej przejąć nie są w stanie, a w każdym razie nie od razu i nie w 100 procentach.
Wynika z tego jeszcze jeden wniosek. Wszelkie tezy o końcu historii, postpolityczności, końcu wielkich idei, końcu wielkich wyzwań stawianych przed Narodem są zwykłym fałszem i mydleniem oczu maluczkim. Niejako pośrednio potwierdzają poprawność takiej diagnozy sami specjaliści od PR i narracji politycznej, ludzie tacy jak Eryk Mistewicz (chyba on najbardziej).Otóż Eryk Mistewicz w swoich opisach rzeczywistości praktycznie zawsze przyrównuje polityków prawicy takich jak Jarosław Kaczyński do polityków XIX wiecznych, tworząc dychotomię XIX versus XXI wiek. A gdzie przepraszam do ciężkiej cholery się panu Mistewiczowi podział wiek XX. Zwłaszcza, że w wieku XX w Polsce była całkiem spora grupa polityków, którzy wprawdzie wyrastali jeszcze w wieku XIX, ale swoje cele i dążenia realizowali i to dosyć skutecznie właśnie w wieku XX. Samo to porównanie ma niejako deprecjonować polityków prawicy, wskazywać na anachroniczność ich postaw, dążeń, celów przez nich stawianych i wszystkiego co się z nimi wiąże.Czyli poprawnie rozumując Eryk Mistewicz nie jest ot takim sobie „fachowcem do wynajęcia” jak sam siebie chce przedstawiać, ale człowiekiem, który aktywnie uczestniczy i wpływa na rzeczywistość poprzez stawianie i upublicznianie swoich diagnoz. Ergo jest to agent wpływu aktywnie zaangażowany w aktualną sytuację w Polsce. (Jakby ktoś chciał by mi za powyższe zdanie wytoczyć proces, to ja od ręki się zastrzegam, że są to moje opinie, do których mam prawo, oraz, że jest to owoc moich osobistych przemyśleń wynikających ze zwykłych zasad logiki, oczywiście z pominięciem dialektyki marksistowskiej, takich zwykłych platońskich zasad logiki).
Książka profesora Legutko „Esej o duszy polskiej” zawiera między innymi tezę o zerwaniu ciągłości historycznej, ciągłości miejsca zamieszkania Narodu, ciągłości odwiedzanego nawet choćby tylko raz do roku cmentarza, gdzie są pochowani członkowie rodziny na wiele pokoleń wstecz.Wszystko to prawda, jednakże profesor chyba zapomina lub też nie zauważa paru istotnych elementów. Te elementy to ciągłość przekazu mówionego, ciągłość rodzin, ciągłość przekazywanych z pokolenia na pokolenie przepisów kulinarnych, ciągłość sposobu obchodzenia świąt. Te elementy stanowią o ciągłości na co najmniej równym poziomie jak fakt zamieszkiwania od pokoleń w określonym miejscu.Przez 45 lat komunizmu nie mówiło się o pewnych rzeczach – nie opowiadało się młodym ludziom pewnych spraw aby ich uchronić przed konsekwencjami, które mogły by się pojawić. Nie mówiło się, że dziadek był w NSZ-cie, a ojciec wrócił po wojnie nie w 45 czy 48 a dopiero 10 lat później. Bo jakby to powiedziano to trzeba by było młodemu człowiekowi również wyjaśnić dlaczego tak się działo i czym był NSZ. A jest taki okres w życiu każdego młodego człowieka, że po takiej opowiastce to pierwszemu napotkanemu na ulicy funkcjonariuszowi ładuje się kosę w bebechy. Właśnie przed tym chroniły rodziny młode pokolenia przez 45 lat.Po 1989 roku wiele takich opowieści przeniknęło do młodszych pokoleńProfesor Legutko opisując to zerwanie ciągłości stawia domyślnie tezę, że jest to proces, który się zakończył. I tu tkwi błąd.Ten proces trwa nadal, przybrał tylko inną postać. Już nie wysiedlenia, deportacje, pacyfikacje. Już nie latający z naganem komisarz, ale zupełnie co innego. Te inne metody to zmiana wzorca kulturowego uporczywie lansowana w mediach, to zaniżenie poziomu kształcenia na wszystkich szczeblach, to próba eliminacji pojęcia Narodu z języka potocznego i debaty publicznej. To promowanie postaw kontrkulturowych, destrukcyjnych, nihilistycznych. To wprowadzenie do debaty publicznej języka knajackiego i takichże samych osób, z półświatka, z marginesu, z lumperki.Ten proces trwa nadal.
Przytoczyłem powyżej dwa przykłady błędów diagnostycznych jakie według mnie robią ludzie będący w większym bądź mniejszym stopniu uznawanymi za zaplecze intelektualne myśli prawicowej w Polsce. Jak sądzę skutecznie wykazałem błędy jakie popełniają nawet takie tuzy publicystyki jak RAZ i Legutko, chociaż w przypadku profesora jest to raczej niedopowiedzenie, a nie klasyczny błąd diagnostyczny. Ale to niedopowiedzenie jest również niezwykle groźne, bo osłabia czujność, bo przestajemy zwracać baczną uwagę na procesy jakie zachodzą aktualnie w Polsce, bo nie patrzymy z uwagą na to jakiej indoktrynacji podlegają w szkołach nasze dzieci. Bo przestajemy zwracać uwagę na poziom kształcenia jaki jest aplikowany naszym dzieciom. A są to wszystko niezwykle istotne rzeczy.Można też oczywiście powiedzieć, że obaj wymienieni autorzy nie popełnili błędów, a jedynie dokonali spłycenia opisu rzeczywistości, oraz że nowe wydarzenia, które miały miejsce po opublikowaniu tych pozycji zmieniły opis rzeczywistości, lub też pozwoliły na wyostrzenie i postawienie precyzyjniejszej diagnozy.Jednakże takie spłycenie przekazu również należy uznać za błąd. Bo to jednak dosyć zasadnicza różnica. Wyjaśnienie tych różnic większej części populacji niewątpliwie zmieniło by obraz naszej sceny politycznej.Uświadomienie ludziom, że dają się wodzić za nos ewidentnym moskiewskim poputczikom też powinno zmienić nastawienie elektoratu do aktualnej sytuacji politycznej i zaowocować potężną zmianą przy urnach wyborczych.
Należy podkreślić, że tak zwana „myśl lewicowa”, a precyzyjniej byłoby ją nazwać, „myślą moskiewską” ustawiła się w niezwykle sprytnej pozycji. Dawniej to gdy komisarz z naganem latał po wsi i pod groźbą tegoż nagana zabierał chłopom owoc ich pracy to wrzeszczał, że jest „internacjonalistą”, gdy jednak w tej samej wsi chłopi tegoż samego komisarza przyszpilili w końcu widłami do drzwi stodoły to natychmiast podnosił się rwetest, że oto, zabito żyda, to antysemici, faszyści, chcieli by tu komór gazowych.Wprawdzie nikt teraz po wsiach z naganem nie lata, ale zbyt krytyczne zdania na temat GW i innych tego typu firm spotykają się z takim samym odzewem: „Tępicie nas, bo jesteśmy żydami”. Otóż nie, tępimy was za to co mówicie, robicie i do czego zmierzacie, a nie za to, do jakiej świątyni chodzicie, bądź też nie chodzicie do żadnej, bo ten element to guzik nas obchodzi.
Z powyższego wynika, że konflikt polityczny rozgrywany w Polsce, a precyzyjniej się wyrażając, prezentowany przez media, jest zupełnie czym innym, niż to co jest w rzeczywistości. Media mówią o wzroście znaczenia kraju na arenie międzynarodowej, gdy tymczasem dochodzi do wręcz kuriozalnego obniżenia statusu naszego kraju. Media mówią o unowocześnieniu, a faktycznie chodzi o zerwanie tych resztek ciągłości kulturowej, o których pisze Legutko. Media trąbią o odradzającym się faszyzmie gdy nie mogą sobie poradzić z pewną częścią społeczeństwa, która z różnych powodów nie jest podatna na demagogię, sofizmaty i erystykę serwowaną w codziennym przekazie.Media stosują pedagogikę wstydu wobec społeczeństwa, „to obciach być Polakiem” - lepiej się czuć europejczykiem, „to obciach mieszkać w Polsce” - lepiej mieszkać w Londynie i tam pracować na zmywaku, byle tylko nie myśleć o Polsce. Media trąbią o antysemityzmie gdy potomek, niekoniecznie genetyczny – raczej mentalny, komisarza z naganem wygaduje bzdury i za te bzdury jest krytykowany. To taka krytyka jest natychmiast sprowadzana do kwestii etnicznych bądź wyznaniowych.Media trąbią o tolerancji, by chwilę potem z całym spokojem wyśmiewać starokawalerstwo jednego z polityków, nie stroniąc przy tym od sugestii, że to z przyczyn homoseksualnych. Zresztą w tej samej konwencji młodsi politycy współpracujący z J.K. również są o takie same skłonności podejrzewani. Sugestie, że są kochankami były aż nadto czytelne.Przeinaczanie wypowiedzi, wyrywanie kilku słów z kontekstu, to już norma.Zafałszowywanie relacji ze zdarzeń bieżących, ale również historycznych jest na porządku dziennym.Zafałszowywanie znaczenia pojęć, czyli logomachia stała się chlebem powszednim.Uczestniczą w tych działaniach całe redakcje, całe firmy medialne. Wiadomości się już nie przekazuje, ale zarządza nimi. Nie mówi się o polityce, ale o politykach, ogląd społeczny polityki jest funkcją oglądu polityka, tego jaki ma wzrost, jak jest ubrany, czy jest uśmiechnięty. Nie rozważa się meritum wypowiedzi polityka, ale to co na temat polityka ma do powiedzenia inny polityk, czasem jakiś celebryta. Media, które powinny uczyć ludzi systemu demokratycznego, powinny przygotowywać ludzi do aktywnego uczestnictwa w procesie politycznym nie czynią tego. Przekazują tylko informacje, które nie mają żadnego wydźwięku, a z rzeczy istotnych tworzą pośmiewisko.„Zdolność społeczeństw do zapominania jest ogromna, dlatego media powinny odgrywać swoją rolę przy stałym edukowaniu i przypominaniu społeczeństwom o rzeczach dla nich istotnych”. Tak, to powiedział, a właściwie napisał Adolf Hitler, ale czy z tego powodu, że powiedział to zbrodniarz i paranoik, to zdanie to straciło swoją wartość. Nic podobnego, zdanie to jest jak najbardziej prawdziwe, a obserwując działania krajów ościennych możemy stwierdzić, że maksyma ta jest wykorzystywana w 100 jak nie w 200 procentach.Media w Polsce powinny się określić, czy są ze społeczeństwem, czy też przeciwko, czy są z Narodem, czy też przeciwko, bo dotychczasowa działalność wskazuje, że są przeciwko.Powstaje tutaj, to znaczy w sprawie mediów, pewien problem. Ponieważ media przez wiele lat podgrzewały atmosferę i utrzymywały swoich zagorzałych zwolenników w stanie permanentnego pobudzenia emocjonalnego, żeby nie powiedzieć rozedrgania na granicy amoku, to te same media muszą teraz stale owo wzmożone napięcie podtrzymywać. Bo jeśli by pozwoliły swoim wyznawcom na chwilę odpoczynku, wytchnienia to natychmiast by straciły całą olbrzymią rzeszę ludzi podążających ślepo za nimi. Również jakiś większy błąd w budowaniu przekazu, jakakolwiek afera typu afery Rywin – Michnik, jakiekolwiek poważniejsze starcie firm medialnych musi zaowocować masowym odpływem wyznawców. A ponieważ ci „wierzący mediom” tak bardzo im zawierzyli, to wytrącenie ich z tego stanu „wiary” może być dla mediów i partii przez media wspierane niezwykle bolesne.
Konflikt polityczny rozgrywany w Polsce na naszych oczach jest kontynuacją wprost konfliktu z II RP, a wizyty jakie odbył w roku 1988 (1989) i w 2010 A. Michnik w Moskwie muszą w związku z tym budzić jak najgorsze skojarzenia. Ludzie mieniący się „lewicą”, a precyzyjniej było by ich nazwać agenturą Moskwy nie odpuszczą. Nie odpuszczą bo nie mogą. Nie odpuszczą, bo się boją. Boją się tego, że zostanie wobec nich zastosowane to samo co oni i ich poprzednicy zastosowali w Polsce po 1945 roku. Sami doskonale wiedzą za ile istnień ludzkich są odpowiedzialni i tego się właśnie boją, tej odpowiedzialności. A ponieważ wobec nas stosowali odpowiedzialność zbiorową, to uważają, że również wobec nich zastosowane zostanie to samo.A ja powiem tak, że gdyby się tak nie bali, gdyby tyle nie mieszali, to pies z kulawą nogą by się nimi w tej chwili nie interesował. Owszem Jaruzelskiego, Kiszczaka i jeszcze paru by się pewnie do pierdla posadziło, ale to było by wszystko. Obecnie jednak para pod kotłem zaczyna przechodzić w stan przegrzania, za chwilę kocioł może pierdyknąć i wtedy rzeczywiście warunki rozliczeń będzie dyktować ulica, a nie Jarosław Kaczyński.
Tak wygląda rzeczywistość, cała reszta to sztafaż, zasłona dymna, pic i fotomontaż, pozłotka, która schodzi przy najlżejszym zadrapaniu. Cała reszta to MONTAŻ.Z tego jednego prostego faktu wynika wszystko inne. Działania polityków, dziennikarzy wynikają wprost z faktu, po której stronie tego konfliktu się znaleźli. Pora to zrozumieć i taką dychotomię świadomie i konsekwentnie przekazywać dalej, żeby jak najwięcej ludzi było świadomych tego co jest na rzeczy. Żeby ludzie nie dawali się nabierać na jakieś nic nie znaczące drugorzędne a czasem wręcz trzeciorzędne kwestie. Żeby ludzie wiedzieli, że z jednej strony jest partia moskiewska, a z drugiej Polski Naród. 

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

Brak głosów

Komentarze

RAZ - ma on niestety pewną skazę, która ujawnia się w paru wątkach naszej nieodległej historii. Historii, którą z reguły diagnozuje perfekcyjnie celnie i zwykle niesłychanie błyskotliwie.
Ocena Kaczyńskiego (w szczególności Jarosława) to jedna z takich dziwacznych niekonsekwencji w logice. Druga to Balcerowicz - dowodzić chyba nie ma po co.

Za to 10 się należy.

Natomiast to o zerwaniu ciągłości, no, tu już 10 nie wystarczy. Setka minimum i obiecuję ją wypłacić na raty w kolejnych Twoich wpisach ; )

Niestety w zeszłym roku przyszło mi się zderzyć z tym mechanizmem osobiście. Ojciec zaczął zgłębiać historię swojego ojca i odkrył, że jego obraz został z niewyjaśnionych powodów zdeformowany. Niemała część wiedzy pochodziła z jego pamięci - znane dotąd fakty uzyskały zupełnie inny kontekst w oparciu o pewne poszlaki, które jak się okazało były przez całe lata pod ręką. Ostatni szkic postaci dziadka wskazuje na ciągłą powojenną ucieczkę przed władzami - tracił pracę za pracą w chwili gdy zaczynały się nim interesować kadry, a tym samym bezpieka.
Nie było dane mu dożyć czasów, w których miałby szanse przekazać bezpiecznie swoją historię ponieważ jego zdrowie zniszczyły prace przymusowe w Rzeszy.
Niestety, nagłe olśnienie mojego ojca oraz czas w którym miał możliwość zająć się tematem (emerytura) było chyba powodowane, w jakimś sensie, przeczuciem braku czasu - zmarł z końcem zeszłego roku.

Ja zaś zostałem ze strzępami informacji, dokumentów i zdjęć w poczuciu, że nie da się już teraz pozbierać wszystkiego w spójną historię.
W latach powojennych doszło właśnie do zerwania tej ciągłości doświadczenia i trwa to do dzisiaj. Zaryzykowałbym, że intensywność efektów musi rosnąć gdyż ci, którzy po owym 1989 roku jeszcze czegoś się dowiedzieli (nauczyli). Natomiast ci, którym to nie było dane z różnych powodów, rok za rokiem tracą coraz bardziej.

Dochodzi do tego coś co na podstawie obserwacji zachowań polskiego społeczeństwa po 10.04.2010, na własne potrzeby nazwałem "syndromem sztokholmskim w rozmiarze XXXL". Biorąc pod uwagę dotkliwość symptomów, zastanawiam się czy to jedynie spuścizna czy już defekt genetyczny.

Dzisiejsze zachowania rozmaitych, głośnych grup stanowiących Ochotnicze Rezerwy Miłości Obywatelskiej ( w skrócie... no właśnie), zachowują się jak zrzeszenie ofiar zbiorowego porwania.

Sam syndrom sztokholmski cechuje się następującymi zachowaniami:

- identyfikacją ofiary z porywaczem przez bronienie jego racji,
- stawianiem oporu przed odzyskaniem wolności,
- podziwem dla porywacza,
- chęcią zadowalania porywacza,
- odmową zeznawania przeciwko swojemu oprawcy.

Gdyby w miejsce porywacza i oprawcy wstawić personifikację 3RP reprezentującą głosy od Urbana przez Wojewódzkiego, Olejnik, Miecugowa, Tuska po Oleksego, to zachowania akolitów tychże, przypominają z mety obraz klasycznej ofiary kidnapingu.

Nikt chyba nie ma najmniejszych wątpliwości, że w polskim społeczeństwie mamy do czynienia z czymś co wygląda jak klasyczny SS, ale to co go wywołało zdaje się wymykać klasycznym okolicznościom, w których dochodzi do zainfekowania psychiki tą osobliwą relacją z oprawcą.
Dla dzisiejszych dwudziesto-, trzydziesto- czy czterdziestolatków musi być on efektem wychowania, czyli wprasowania do głowy światopoglądu - nie ma takiej możliwości aby wspomniane grupy wiekowe, w skali jaką można zaobserwować, mogły mieć styczność z okolicznościami mogącymi takie zachowania wywołać.

Skąd mógł wziąć się pierwotny syndrom sztokholmski ?
Przypuszczam, że typowo pojmowana relacja ofiara-oprawca musiała występować u schyłku II Wojny Światowej i w ciągu powojennych 10 - 15 lat. Okupacja hitlerowska, a później okupacja sowiecka i stalinizm dotykały praktycznie całego narodu. To właśnie wtedy musiał zafunkcjonować pierwotny mechanizm, który wywołuje pęknięcie w relacji ofiara - prześladowca, pęknięcie, które przeradza się w związek. Mechanizmem tym jest wynikająca ze strachu o swoje życie... wdzięczność ofiary, iż pozwala się jej żyć, choć jej los jest nadal całkowicie w rękach oprawcy.
 
Przemijał krwawy okres stalinizmu i zaczynały się pierwsze "odwilże" - czas, w którym nieco okrzepnięty i dobrze okopany system lekko odpuszczał. Ludzie wychodzili z więzień, sytuacja w kraju przestawała być totalnie niebezpieczna, pamięć o zbrodniach bladła, a codzienne życie zaczynało się jakby normalizować.
Znakomity moment na zadziałanie kolejnego elementu na drodze do wykształcenia się SS - ofiara lepiej traktowana, nakarmiona zaczyna w jakimś perwersyjnym sensie nieco "lubić" swojego oprawcę.

W przeciągu trwania PRL, od czasów mniej więcej gomułkowskiej odwilży coraz mniej ludzi mogło odczuwać strach. Jest rzeczą jasną, że żaden totalitaryzm w stylu europejskim nie byłby w stanie terroryzować całego społeczeństwa, zatem ostrze bagnetu zaczęto kierować dużo bardziej selektywnie, na ludzi i grupy, które nie przejawiały chęci podporządkowania się nowym czasom.

Niemniej ten pierwotny, łamiący umysł strach musiał pozostać w większości ludzi, nawet w tych, którzy np. w 1960 czy w 1970 czuli się dużo bardziej bezpieczni niż w nieodległym roku 1952.

Od lat powojennych do praktycznie 1989 roku cały czas istniał kolejny element układanki o sztokholmskiej nazwie - izolacja. Poczucie izolacji zwykle prowadzi do przyjęcia punktu widzenia opresora - ofiary zaczynają "rozumieć" okoliczności oraz przyczyny i skutki sytuacji w której się znaleźli.

Tego, że izolacja była faktem nie powinno wymagać uzasadniania - paszporty dla nielicznych, całkowicie kontrolowane media i brak rzetelnych wiadomości o świecie pozostającym poza granicami Układu Warszawskiego robiły swoje.
Fizyczna zależność obywateli PRL od często znienawidzonego PRL była takim samym niezaprzeczalnym faktem.

"Przez 45 lat komunizmu nie mówiło się o pewnych rzeczach – nie opowiadało się młodym ludziom pewnych spraw aby ich uchronić przed konsekwencjami, które mogły by się pojawić."
- to jest prawda.

Swego czasu Waldemar Łysiak wyrzekał, że nie płynie w nas krew vedetty. Że po ulicach naszych miast spacerowali oprawcy naszych ojców lub dziadków, bezbronni, bezkarni. Ale czemu się dziwić, ci co przeszli przez ich ręce chcieli oszczędzić swoim dzieciom podobnego losu - zatem gdzieś na jakimś etapie musiało dojść do wyparcia prawdy o faktach.

Czy w takich okolicznościach mogło dojść do zbiorowego upośledzenia zachowań społeczeństwa Syndromem Sztokholmskim ? Myślę, że tak. Dowodów na to jest dość i każdy kto żyje dłużej niż 30 lat powinien z własnego doświadczenia potrafić przytoczyć po kilka objawów ze swojego bliższego lub dalszego otoczenia.

Wystarczy włączyć TV lub radio i posłuchać opinii wyrażanych dobrowolnie na tzw. zapalne tematy. Żyjemy w społeczeństwie, którego nagłośniona, ponoć reprezentatywna próba, zwykle mówi co następuje:

- jesteśmy gówno warci
- nie skaczmy bo się doigramy
- a kto by się tam z nami liczył ?
- my mielibyśmy coś, gdzieś ugrać ?
- nie pchaj się na afisz...
- no tak, bo to Polska właśnie (o wszystkim co ekstremalnie złe)

Skąd się to bierze ?
Przecież nie z doświadczenia.
Z czego zatem ?

Z czegokolwiek by się to brało, jedno jest pewne - nikim nie rządzi się tak bezboleśnie jak ofiarami losu...

Vote up!
0
Vote down!
0

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

#143597

Quousque tandem abutere Moskwo patientia nostra ?

Vote up!
0
Vote down!
0
#143630