Pełnomocnik ds. Niczego

Obrazek użytkownika michalgasior1
Kraj

Urzędy rządowego pełnomocnika ds. korupcji i pełnomocnika ds. równego traktowania w obecnym kształcie nie mają racji bytu. Powstałe przed kilkoma laty na doraźne potrzeby wizerunkowe, dziś są zupełnie bezproduktywne.

Nie mam wątpliwości, że decyzje Donalda Tuska o ustanowieniu pełnomocników ds. zwalczania korupcji i równouprawnienia były podyktowane chęcią współbrzmienia z bieżącymi oczekiwaniami społeczeństwa. Najpierw afera Rywina, potem rozczarowanie konceptem IV RP, spowodowały, że w świadomości opinii publicznej pozostał obraz skorumpowanych i zdegenerowanych organów władzy. Rządowy pełnomocnik w dziedzinie równego traktowania to w dużej mierze reakcja na zmianę modelu rodziny, a w konsekwencji również przewartościowanie dotychczasowych funkcji kobiety w społeczeństwie. Równouprawnienie kobiet stało się przecież przewodnim tematem działalności Elżbiety Radziszewskiej, głównie ze względu na jej indolencję w tej materii. Tusk chciał więc z jednej strony zaprezentować się jako naczelny przywódca walki z patologiami władzy, a z drugiej jako Ojciec Narodu rozumiejący główne wyzwania XXI wieku.

Może rzeczywiście obok wizerunku i PR-u, owe urzędy miały szansę odegrać inną, zdecydowanie ważniejszą rolę. Trzeba było jednak do tego solidnych wykonawców, a nie politycznych szaraczków wygrzewających się w promieniach sławy i samouwielbienia. Niestety takimi właśnie osobowościami są Julia Pitera i Elżbieta Radziszewska.

Pierwsza już od dłuższego czasu jest obiektem powszechnych kpin i szyderstwa. Głównie dlatego, że stała się doskonałym przykładem polityka, który karierę zrobił raczej dzięki uprawianiu politycznego „show”, aniżeli dzięki ciężkiej pracy i rzeczywistym zasługom . Pitera przez prawie trzy lata urzędowania na rządowym stanowisku nie zrealizowała ani jednego przewodniego założenia jej „misji”.

Miała powstać nowa ustawa lobbingowa – obecnie gdzieś nie może się przebić przez gąszcz ustaleń międzyresortowych.Miała powstać ustawa o fundacjach – z tej z kolei zrezygnowano. Była szefowa Transparency International w żaden sposób nie odpowiedziała również na szemrane interesy bohaterów afery hazardowej. Nie przedstawiła raportu, nie zaproponowała nowych rozwiązań. To nie moja działka – zdaje się tłumaczyć. Tylko forma, żadnej treści.

Podobnie ma się sytuacja Radziszewskiej, która z definicji powinna łączyć, a nie dzielić. Skonfliktowana z feministkami, wpychająca się w kompetencje ministrów, bez osiągnięć i bez nadziei na zmianę. Tak w skrócie można przedstawić specjalistkę od równego traktowania. W pierwszą rocznicę objęcia urzędu, a więc 6 marca 2009 roku, przekonywała dziennikarzy i działaczki Feminoteki, że jest od dyksryminacji "w ogóle", a nie od interweniowania w sprawach kobiet. W takiej sytuacji można tylko ubolewać nad tym, że apele o dymisję wciąż trafiają w próżnię.

Brak głosów

Komentarze

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#51318