Tchórz pospolity

Sobota, godziny popołudniowe.

Komunikat nadany w telewizji brzmi mniej więcej tak: „prezydent Komorowski w rocznicę tragicznej katastrofy nie pojedzie do Krakowa by złożyć kwiaty na sarkofagu Lecha i Marii Kaczyńskich. Zastąpi go minister Michałowski i jakiś drugi urzędnik niższego szczebla. Przyczyną takiej decyzji są silne boczne podmuchy wiatru, stwarzające ryzyko podczas lądowania małego samolotu na lotnisku w Balicach”.

Człowiek mikroskopijnego formatu. Czy nie mógłby polecieć np. do Katowic lub Rzeszowa i stamtąd po godzinie jazdy samochodem znaleźć się na Wawelu? Czy wszędzie dmucha z boku?

Pamiętamy kwiecień ubiegłego roku, gdy w powietrzu unosiły się wulkaniczne popioły. W dniu pogrzebu pary prezydenckiej karkołomną drogą dotarł do Krakowa prezydent Gruzji Saakaszwili. Kosztowało go to wiele wysiłku i samozaparcia. Chciał być w Krakowie za wszelką cenę. Dokonał tego, bo bardzo pragnął być przy swoim przyjacielu - naszym Prezydencie.

Myślę, że inny jest powód decyzji Komorowskiego. To po prostu najzwyklejsze, pospolite tchórzostwo. Niedostatek cywilnej odwagi, brak potrzebnej dozy godności i honoru. Obawa przed zetknięciem się z tłumem manifestującym swoje uczucia.

Lepiej czmychnąć i posłać swojego ministra. Niech on odbierze porcję zasłużonej „życzliwości”. Tylko jak tam dotrze ów minister, skoro lecieć nie można?

A może i lepiej, że tak będzie. Skompromitowałby się znowu ten gafomański prezydent jakimś słowem lub gestem, a po co to komu?