Robota na dnie

Obrazek użytkownika jazgdyni
Blog

Mój poprzedni felieton wzbudził pewne zainteresowanie. Rzeczywiście – wiedza o jednostkach offshore, statkach niedużych, ale tak wyposażonych w technikę, że jeden taki bywa droższy niż pięć oceanicznych kontenerowców.

A na burcie nie mamy zwyczajowej dzisiaj 13 – 17 osobowej załogi, tylko zespół naprawdę wysokopłatnych specjalistów w ilości od 50 nawet do 100 gości. Jak wysokopłatnych? Paru tych z Teksasu, albo Szwajcarii ma roczne dochody przekraczające 1 milion dolarów USA. Nudziarze. Cały czas gadają wyłącznie w co inwestować.

Nie opowiadam tego by tutaj szokować, albo się nadymać – nie, nie. Takie właśnie są zawody i prace na świecie, gdzie jest się na innym piętrze, albo szczeblu drabiny. Zresztą nie byłem jedynym Polakiem. A co ciekawe, inni rodacy to zazwyczaj inżynierowie po krakowskiej AGH – geolodzy i spece od przeróżnych złóż.

 

 

Do licha, miałem opowiedzieć o pracy na dnie morza, a nie epatować skarbami ukrytymi pod ziemią na morzach i oceanach. Lecz i to i to, to offshore (dużo tych to) więc czasem mi się miesza. A dodam jeszcze, że w tej chwili w branży tej jest bum i szaleństwo co do niedużych łodzi do montażu i obsługi farm wiatrowych na wodzie.

 

Skoncentruję się na Morzu Północnym, bo ten obszar znam najlepiej – pracowałem tu kilkanaście lat. Drugi, podobnie zagospodarowany teren, Zatokę Meksykańską tylko liznąłem; Brazylii unikałem z powodu totalnego bałaganu tam panującego; a gdy wreszcie mój pracodawca wycofał się z północy i zdecydował zarabiać wzdłuż Afryki Zachodniej, od Nigerii po Angolę, to uświadomiłem sobie, że na tropiki i codzienne dawki antymalarycznej trucizny, jestem za stary i pożegnałem się z przyjaciółmi.

 

Od roku 2000 zaliczyłem dwa statki pracujące na dnie morza. Trzecią propozycję odrzuciłem. Miała być to klasyczna stacja nurków, a mnie proponowano szefostwo systemu nurkowego, w tym nadzór nad komorą hiperbaryczną. Nurkowie pracujący w głębinach i oddychający nie czystym powietrzem, tylko paskudnymi mieszankami, po wyjściu na powierzchnię, by zregenerować układ krążenia i oddechowy, muszą średnio 2 tygodnie przebywać w takiej szczelnej puszce, wielkości dwóch rozdętych kontenerów 40-stopowych.

Nie przyjąłem propozycji. Ani wiedzy nie miałem dostatecznej, ani nie mogłem zaakceptować tak wielkiej odpowiedzialności.

 

Tak więc pozostały dwa statki do dennych robót, na których pracowałem: -jeden zajmował się podmorskimi kablami światłowodowymi, a drugi rurociągami.

 

Cechą charakterystyczną konstrukcji takich właśnie pływających baz roboczych, jest tak zwany Moon Pool – księżycowy basen.

W hangarze, tuż za nadbudówką, jest spory obszar dna kadłuba, który daje się otwierać, jest chroniony przed falami i wiatrem, a precyzyjne dźwigi pozwalają opuszczać na dół i podnosić do góry przeróżne urządzenia. Dzisiaj głównie technikę, a kiedyś przede wszystkim ludzi. Nurków.

 

Najważniejszymi urządzeniami opuszczanymi na dno, albo tylko w strefę pelagiczną (część toni nad dnem) są ROV, Remote Operated Vehicle – podwodne roboty. Ciągle jeszcze w większości są to zdalne automaty, połączone grubym kablem ze statkiem, który zapewnia zasilanie silnikom napędzającym roboczą hydraulikę i oczywiście część przewodów komunikacyjnych sterujących ruchem i czynnościami podwodnego robota. Operator sobie siedzi w hali operacyjnej na pokładzie, gapi się w duże ekrany, bo ROV jest wyposażone również w ruchome kamery i oświetlenie i zgodnie z planem steruje joystickiem i przyciskami urządzeniem.

Często opuszcza się na dół dwa trzy roboty, by, albo wspólnie prowadziły prace, albo każdy robił coś innego.

Jest już cała gama specjalistycznych robotów: - na przykład poszukiwawcze – detektory metali (tych ferro, jak i niemagnetycznych), wykrywające zakopane kable, itp. Albo taki trenczer – kopie na dnie rów, a potem go ładnie zasypuje.

Era klasycznych ROV powoli się kończy, jak AI (sztuczna inteligencja) podbija świat i nowe roboty, nazywane AUV – Autonomus Underwater Vehicels – autonomiczne podwodne pojazdy zaczynają wypierać stare. Media sobie wynalazły nazwę – podwodne drony. Niech im będzie.

 

Jeden nasz śmieszny mądrala, o potężnej wiedzy Wikipedii i Google, co to zastanawiał się (po prawdzie z innymi ciekawskimi) jak się komunikować z takimi autonomicznymi podwodnymi automatami, bo przecież woda nie przepuszcza fal radiowych.

O rany! Przecież człowiek swobodnie komunikuje się pod wodą od dobrych 100 lat, a wieloryby i delfiny używają tego od samego początku, jak stały się takie mądre.

Ja miałem wiele urządzeń, które przesyłały podwodne informacje, oraz zwrotnie odbierały sygnały. Robi się to jak w głośniku i mikrofonie – falą akustyczną. Woda jest fantastycznym przewodnikiem dźwięków, w tym również ultradźwięków (powyżej 30 kHz z grubsza), a walenie rozmawiają ze sobą w odległościach powyżej 1000 mil morskich.

Pierwszy sonar niemieckiej firmy ELAC, którego kabel musiałem nieustannie naprawiać, wyszukiwał i określał wielkość ławic ryb. Pięknie to było wówczas widać na klasycznym papierowym rejestratorze. To był rok 1976. Teraz najczęściej komunikowałem się z podwodnymi urządzeniami systemem HiPAP – High Precision Acustic Positioning – akustyczny, system pozycjonowania o wysokiej precyzji. Dziecko norweskiej firmy, która najbardziej się tajniaczy na świecie - KONGSBERG. Uczestniczyłem tam przez lata w czterech poważnych i poufnych szkoleniach i kilku konferencjach. Wrażenie niesamowite.

 

 

No dobra... Zbudowałem sobie chyba swoje credibility na tyle, by żaden czytelnik nie posądzał, że to kolejny koleś z wiedzą wikipedyczno – fantastyczną. Paru takich, co to w dzieciństwie chcieli być kowbojami, a później jednym z Bitelsów i nadal marząc snują się po sieci, aspirując do poziomu rzeczoznawcy.

 

Zajmijmy się tymi nieszczęsnymi, podziurawionymi North Streamami. Pisałem tuż po eksplozjach, że pewnie użyto kilkadziesiąt kg TNT, a tu ekspert wojsk amerykańskich oświadczył, że użyto kilkaset kilogramów tego materiału wybuchowego.

Zobaczymy... Spodziewam się potężnej awantury, bo ruskie nie będą chciały dopuścić nikogo z zagranicy, lecz zarówno Dania i Szwecja, na których w strefie gospodarczej przebiegają te rurociągi, mają niepodważalne prawo wiedzieć, co się dzieje na dnie ich wód, a są na dodatek członkami NATO, więc to oni chcą dokonać międzynarodowej inspekcji. Chyba będzie ostro.

 

Snuły się po tych eksplozjach uwagi w sieciach, często ludzi tak bezmyślnych i ogłupionych, jak ten poseł (bodajże Zalewski z Polska2050), że teraz już całe Morze Północne – akwen o chyba największym na świecie nasyceniu potężnych konstrukcji nawodnych i podwodnych, a teraz jeszcze z tymi wiatrakami – napowietrznych, dla tych wystraszonych internautów i gawiedzi, jawi się jak, w amerykańskim idiomie – sitting duck ( siedząca kaczka – łatwy cel. Myśliwym nie wolno do nich strzelać).

Pierwsze – zadajcie sobie, proszę, trud i zerknijcie na dobrą mapę Morza Północnego, z istniejącymi tam konstrukcjami platform wydobywczych, baz i pajęczyny rurociągów z ropą naftową i z naturalnym gazem. Ujrzycie co to za labirynt.

Gdy odszukacie też mapę z leżącymi na dnie kablami, zarówno energetycznymi, jak i telekomunikacyjnymi, to zobaczycie znacznie mniej. Newralgiczne połączenia są utajnione i dobrze ukryte. I nie leżą sobie ot, tak na dnie, tylko są zakopane i przywalone kamieniami i głazami. Przez właśnie takie specjalistyczne ROV, zwane trenczerami. A trencze to po naszemu okopy – rowy w glebie, albo piasku.

 

W tej całej gmatwaninie rurociągów podwodnych, najbardziej nas interesuje i biegnie najmocniej na wschodzie morza, gazociąg Europipe II, a to dlatego, że właśnie do niego jest przyłączona nasza Baltic Pipe. Mówimy "nasza' lecz po prawdzie właścicielami są dwie firmy: polska GAZ-SYSTEM i duńska Energinet. Europipe II to potężna rura o ponad metrowej średnicy.

Ja pracowałem właśnie przy podłączeniu nowej rury do starej i dużej, poprzez zrobienie takiej wcinki i dospawaniu nowej gałęzi do rurociągu.

 

Nasze zadanie oszacowane na jeden miesiąc polegało na zdjęciu wszystkich zewnętrznych, ochronnych warstw rurociągu, aż do gołego metalu na długości około 100 metrów, inspekcja, a na koniec posprzątaniu po sobie.

Wykonaliśmy robotę na czas i wróciłem do Gdyni na słuszny odpoczynek. Dodam, że prace były w reżimie 24h/7d, a wszyscy mieli wachty w systemie 12/12h.

To był rok 2016, więc raczej nie było to przyłącze do Baltic Pipe. Choć kto wie... W tej branży wszyscy strasznie się tajniaczą.

 

Myśli sobie prosty człowiek z zacięciem do aktów terroryzmu, sabotaży, prowokacji i dywersji – tyle tego badziewia na Morzu Północnym, że nie ma problemu, by coś wysadzić lub zdemolować. Aha! Już to widzę.

Systemy ochrony, specjalne procedury i nieustanny nadzór, nie pozwala się żadnym bolszewikom, czy nawet chłystkom z Greenpeace, zbliżać się do jakichkolwiek instalacji.

I naprawdę, to jest bezwzględnie egzekwowane. A o rzut kamieniem mamy dookoła siły specjalne – brytyjskie, norweskie, duńskie, niemieckie, holenderskie, belgijskie i francuskie. Czyli niemal całe NATO. System AIS, każdy, który chce tam pływać nawet kajakiem musi mieć zainstalowany i aktywny. A tam grzecznie się przedstawiać: Cześć! Jestem Mały Grzesio, potulna owieczka płynąca sobie z Pacanowa do Wólki Cuchnącej. Jadę się wykąpać. Przewożę tylko siebie, fasolkę bretońską i Colę bez cukru. Mogę?

Strażnicy spojrzeli i dwugłosem odrzekli: - Spier**laj!

 

Na Bałtyku takiej ochrony nie ma. Tu jeszcze nie urodziły się setki miliardów dolarów czy euro. Lecz i tutaj, nawet jak od razu straże nie widzą się, co się dzieje, to czujniki rejestrują nieustannie. Poza tym, jestem przekonany, że po tym incydencie natowcy wielokrotnie wzmocnią ochronę akwenu.

Tylko, że teraz najbardziej do mnie przemawia hipoteza, że ruskie ze swoimi umysłami opanowanymi przez paranoję, od razu przy instalacji gazociągów, na wsjakij słuczaj, zamontowali tu i tam ładunki wybuchowe, by sobie czekały na odpowiedni moment. No i taki nadszedł.

 

Ruscy i Kreml są pomysłowi. Wybuch był ostrzeżeniem i dalszym upokorzeniem Niemiec. Będą ponownie chcieli uderzyć gdzieś poza Ukrainą, to wymyślą coś nowego.

Ciekawe jest też to, że amerykański intel już jakiś czas temu ostrzegał szkopów o możliwości ataku na instalację NS 1 i 2. Lecz oni ciągle wierzą, że Putin odwzajemnia nadal ich miłość.

No cóż...

 

.

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.7 (12 głosów)

Komentarze

przedstawiany od "kuchni" jest ciekawy, cenny bo potrzebny i w pewnym sensie edukacyjny. Ja zawsze gdy czytam Twoje "morskie" wpisy to wspominam śp.Sea Wolfa, który też często opisywał pracę na morzu od kuchni...

Pozdrawiam.

Vote up!
8
Vote down!
0

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#1647317

Witaj contesso

Mówisz "od kuchni". Poszerzę, to kuchnia życia. Bo w moim rzeczywiście sporo się działo. Popatrz jak niewielu blogerów pisze o swoich doświadczeniach. Bo tak naprawdę, nie mają o czym. Monotonne, ustabilizowane, i w rezultacie szare życie trudno opisać.

Mną przez całe życie kierowała ciekawość. Ciekawość wszystkiego. Uczyłem się, eksperymentowałem, poszukiwałem. Pytania nie powinny zostawać bez odpowiedzi.

I zrobiła się z tych wszystkich lat spora biblioteka. Czemu nie mam się dzielić, jeżeli to ciekawe?

 

Serdeczne uściski

 

Vote up!
3
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1647334