Pomyślność jednostki – a dobro wspólne

Obrazek użytkownika civilebellum
Idee

Nadmiar słów, jaki został wylany na papier w poruszanej kwestii budzi społeczną odrazę – jak każdy przesyt. Stan taki, zwłaszcza w ostatnim półwieczu (wraz ze słowotokiem mediów elektronicznych), pozostawia ogół w stanie permanentnego zagubienia, czego widocznym efektem jest przypadkowość wyboru dróg do zapewnienia sobie społecznej pomyślności – tego warunku sine qua non pomyślności osobistej. Niniejszy tekst ma przybliżyć wiedzę niezbędną przy dokonywaniu takich wyborów.

 

I. Państwo

Jest niczym innym, jak mechanizmem walki o terytoria, toczonej w imię zapewnienia sobie społecznej pomyślności. Walkę te toczyły już najpradawniejsze społeczności powstałe dla powiększenia sobie przez jednostki szans pomyślności osobistej – i tak jest do dzisiaj, mimo że pojęcie terytorium ulega modyfikacjom (dominację terytorialną zastępuje np. ekonomiczna czy technologiczna) – przy czym przynależność terytorialna jednostki traci na znaczeniu już od wieku XIX (może ona zamienić jedno społeczeństwo państwowe na inne i to z prawem powrotu; konsekwencje takiej zmiany omówimy poniżej, warto jednak zaznaczyć, że wyłączanie się ze społeczności państwowej rzadko kiedy przynosi państwu należne mu profity).

II. Społeczność państwowa

Sama doń przynależność nie wydaje się dziś wystarczającą przesłanką do osiągnięcia pomyślności osobistej, co jest poniekąd słuszne, acz nie do końca usprawiedliwione: bez funkcjonowania państwa większość popadła by w nieuświadomiane tarapaty; czym innym są bowiem niedoskonałości tego funkcjonowania, czym innym zaś jego liberalistyczny brak.

III. Pomyślność jednostki

Wracamy tu ab ovo: to jednostki tworzyły społeczności, a te – państwa. Tworzyły dla pomyślności osobistej przywódców (ale też ich klanów); czy jednak stan taki jest psychologicznym atawizmem, czy też trwa nadal?

Z jednej strony - wraz ze wzrastającym poczuciem bezpieczeństwa osobistego (głównie ekonomicznego) – wiele jednostek „daje sobie samemu radę”, porzucają jednak tym samym swoje obowiązki społeczne, w tym wobec państwa. To jest groźne przede wszystkim dlatego, że egoizm redukuje moralność (obowiązek bycia zobowiązanym).

Z drugiej strony - Państwo stara się okiełznać te ciągoty poprzez np. stosowanie prawa, ale w wielu przypadkach pozostaje zadziwiająco bezradne, a co gorsza – samo stacza się w dawną klanowość, kastowość, w egoizm grupowy, którego najbardziej wyrazistym przykładem w dzisiejszej demokracji jawi się partyjność. Żeby te egoistyczne praktyki zamaskować – wymyślono wybory powszechne, w których głosuje się na ugrupowania polityczne, mające przecież jednak jeden cel główny: utrzymać się u władzy. Pomyślność jednostek jest zatem warunkowana atrakcyjnością haseł wyborczych, z których spełnianiem bywa różnie, przez co nierzadko dochodzi do protestów grupowych, a te są niczym innym, jak sposobem na uszczknięciem „własnego kąska” z ogólnej puli – kosztem słabszych.

W efekcie dochodzi do nieustannego balansowania pomiędzy „chwilowo zadowolonymi” a niezadowolonymi – balansowania osłabiającego państwo. Słabe zaś państwo nie ma zaś możliwości zapewnienia pomyślności powszechnej.

 

IV. Solidaryzm

Receptę na wciąż ujawniający się atawizm społecznej niemożności wzniesienia się ponad interes jednostek czy grup daje idea solidaryzmu społecznego. Głosi ona, że wszystkie grupy społeczne – mimo różnic – posiadają wspólny interes w państwie. Nie jest on zależny od statusu majątkowego czy zawodowego. Solidaryzm społeczny opiera się na założeniu, że wspólny interes wszystkich ludzi ważniejszy jest od indywidualnych celów jednostki. Solidaryzm (oparty na doktrynie Kościoła katolickiego) wskazuje na utopię założeń liberalnych (prymat jednostki nad wspólnotą), w których tak przez nie pożądana pomyślność jednostki bywa najczęściej chwilowa i złudna, a ślepe dążenie do niej nie tylko alienuje ją ze społeczeństwa, ale i naraża na odwet niepomocy (volenti non fit iniuria).

Uświadamianie sobie konieczności praktykowania solidaryzmu (wzmacniania państwa) było podstawą dojrzałych demokracji (partie polityczne realizowały przede wszystkim interes państwa, choć ich wybrani przedstawiciele – także lokalny interes swoich wyborców).

Ponieważ jednak w demokracjach postkolonialnych partie, jak się rzekło, kierują swą uwagę na zapewnieniu swoim członkom ciągłości władzy – i stąd czerpią swą „siłę wyborczą” (przy urnach); zastąpienie panującej w nich partiokracji jest w zasadzie niemożliwe: wszelkie „oddolne” pomysły ustrojowe i ruchy polityczne skazane są na – w najlepszym razie na drugorzędność: decyduje o tym nikły system ich powiązań partyjno-etatowych, a jest oczywiste, że pomyślność osobista członków partii wiodących przeważa nad interesem ogółu – nie z niego czerpią oni swoje profity! W ten sposób interes społeczności państwa (zatem interes państwa) jest martwym frazesem, zasłoną polityczną do ukrywania własnych rzeczywistych celów.

 

V. W Polsce

Mamy więc z "prawdziwą demokracją" kłopot historyczny – lata opresji „internacjonalnej” ukształtowały obywatela-lokaja (na obcej służbie) bądz obywatela-sobka, niewrażliwego na dobro wspólne, a stan taki jeszcze pogłębiły deformacje pookrągłostołowe i unijne. Na szczęście tworzy się na naszych oczach zmiana we właściwym kierunku: jest nią, jak się wydaje, uniezależnienie się rządu – już nie, jak dotąd, emanacji zwycięskiej partii, a niezależnego jej przywództwa. Jest to oczywiście jednak zmiana wynikająca z osobistych cech tego przywództwa, a nie zmiana systemowa – zmiana ta potrzebuje jednak wyrazistszej, niepolitycznej idei (typu „America first”), mogącej umożliwić jej powyborczą kontynuację, a tę zapewnią przecież nie szeregi partyjne wraz z rodzinami, znajomymi, podwładnymi itd. – a społeczeństwo ogółem, od tych koligacji przecież odcięte. Co zaś może temu społeczeństwu zapewnić pomyślność osobistą? Tylko pomyślność państwa!

 

Za mało jest budowania takiej wizji społecznej, za mało mówienia o (niewątpliwych) sukcesach państwa, w dodatku w Polsce nie wybiera się (jak w dużych krajach Zachodu) premiera…

 

Miarą dojrzałości politycznej PiS będzie więc takie hasło wyborcze:

„Głosuj na partię premiera Morawieckiego – umacnia on nasze państwo!”.

3
Twoja ocena: Brak Średnia: 2.1 (6 głosów)

Komentarze

Cywil, co  tobie dolega?

Vote up!
0
Vote down!
0

Verita

#1580293

Mnie - nic. Jak powszechnie wiadomo partią Morawieckiego jest PiS. Powszechnie, to nie znaczy, że nie ma wyjątków, ale przynajmniej mnie szkoda dla nich atramentu. 

Vote up!
0
Vote down!
0
#1580313

> "Wracamy tu ab ovo: to jednostki tworzyły społeczności, a te – państwa."

I tu właśnie tkwi błąd, albo językowy, albo merytoryczny. Poprawnie należałoby powiedzieć, że  społeczeństwo, a  następnie państwo składa się z jednostek, chociaż trzeba dodać,że państwo składa się także z instytucji, a nie tylko z jednostek.

Najważniejszy jest fakt "tworzenia" czyli oddziaływania sprawczego. I tu jest odwrotnie bo to życie w grupie społecznej i zachodzące w niej interakcje kształtują jednostki, jak dowodzi teoria ewolucji. Tu działa społeczna natura ludzka.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1580338

Pan Bóg stworzył "społeczeństwo" , a te jednostki... No ale jak się podpiera teorią ewolucji, to nie takie cuda ze łba wyłażą... a już myślałem, że verity nikt nie przebije.

Zamieszczę tu zaraz summary - bo artykuł dotyczy pożądanej zmiany systemu politycznego (a nie tych idiotyzmów, które wypisujesz).

Vote up!
0
Vote down!
0
#1580403

... a nie jednostkę ? Mianowicie Adama i troszkę później Ewę ? I to na Swój Obraz i Podobieństwo  :-) A to "społeczeństwo" powstało już w wyniku starań ... Adama i Ewy ,od czego jakby nie patrzeć Bóg się "zdystansował" :-) .

Natomiast partia Morawieckiego ,to właściwie taki sam "myk" jak blisko cztery lata temu . PiS było i pewnie jeszcze jest partią Prezesa ... Kaczyńskiego. Pozycja niekwestionowana .  Konsekwencje dla "państwa" tego faktu są właściwie nieopisane przez konstytucję . Prezydent , premier ,marszałek sejmu ,senatu ,to funkcje formalnie zdefiniowane. A tak faktycznie ,to jednak nie ma co się łudzić ,kto ma ostatnie słowo i strategicznych sprawach :-) . No tak , Prezes chyba szykuje Morawieckiego jako "sukcesora" ?  Ani "zakon PC" ,ani "ziobrzyści" ,ani "frakcja Macierewicza" ,ani inni delfini ,co to mogą się "uczynnić" :-) ,tylko Morawiecki .

"Ciemno wszędzie głucho wszędzie,

co to będzie ? co to będzie ?"

PS

Więc to raczej może nie żadna zmiana "dobra",czy "lepsza" "modelu/systemu politycznego"  ,a namaszczenie kolejnego prezesa , nieformalnego "kanclerza" ?

 

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0

Ludzie myślcie , to boli ,ale da się to wytrzymać .
Ceterum censeo, PKiN im. J.Stalina delendam esse.

#1580468

w związku z ujawnieniem się komentarzy "niekumatych" - zwracam uwagę, że

artykuł dotyczy pożądanej zmiany systemu politycznego, w kierunku systemu kanclerskiego; dość nieodpowiedzialnej partiokracji! Niechże - skoro już partie istnieją - wskazują one wyborcom osobę premiera i to pod warunkiem, że do odwołania go potrzebne są nowe wybory, a nie sejmowe konszachty.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1580405