Diagnoza naszej rzeczywistości

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

            Z niepokojem przyglądam się naszej polskiej scenie politycznej. To panoszenie się różnego rodzaju indywiduów, organizowane, nie wiadomo za czyje pieniądze – można  się tylko domyślać za czyje – śledząc „filantropię” niektórych rekinów finansowych dla określonych środowisk i działań, a zarazem ich wypowiedzi na temat tego, co dzieje się w Polsce, oczywiście na benefis p. Rzeplińskiego, Kijowskiego, Petru, a zresztą nie tylko ich, bo każdy warchoł może w tych środowiskach liczyć na wsparcie i pomoc.

            Co to wszystko oznacza? Jeśli dodamy do tego lobby w kierownictwie Unii Europejskiej wrogie Polsce z udziałem polskich renegatów w łonie  Parlamentu Europejskiego, to jasne jest, że chodzi o rozłożenie państwa, obezwładnienie jego operatywności  do tego stopnia, żeby nie było w stanie sprzeciwić się żadnym narzuconym przez UE Polsce regulacjom. Przy tym ze szczególną zajadłością  ściga się każdą inicjatywę rządu premier Beaty Szydło zmierzającą do umocnienia suwerenności Polski.

I co to nam przypomina?

                       Przede wszystkim czas przed kolejnymi rozbiorami Polski. Gdyby wtedy warstwa zasługująca jedynie na miano narodu, a więc w pierwszym rzędzie magnateria, ale i ogół szlachty także, wyzbyli się egoizmu klasowego i wsparli odnowę Rzeczypospolitej, do rozbiorów mogłoby nie dojść, bo Polska miała dość sił, żeby stawić czoło wrogom, zwłaszcza, że rewolucja francuska była zagrożeniem dla wszystkich trzech rabusiów czyhających na schedę polską. Tak było zwłaszcza przed drugim rozbiorem. Ale egoizm i łapówki mocarstw ościennych płynące do łap nigdy nie nasyconych magnatów zagłuszyły w nich sumienie z pewnością podpowiadające im obowiązki wobec Ojczyzny, a co więcej wygasiły w nich instynkt samozachowawczy. Bo Rzeczpospolita, jak by nie było, ich była ojczyzną, nie pańszczyźnianych chłopów, nawet nie mieszczan pozbawionych równych ze szlachtą praw, ale to tacy właśnie, jak Staszic, mieszczanin pilski, jak Kiliński, warszawski szewc, ks. Grzegorz Piramowicz, a do tego kilku duchownych z mniej zamożnej szlachty angażowali się w naprawę Rzeczypospolitej.

            To, co dziś się w Polsce dzieje przypomina też smutne czasy sprzed 1926 roku. Rozagitowane i kurczowo trzymające się swych interesów partykularnych partie, partyjki, tak czy inaczej motywowane grupy interesów, koterie. Zmora kraju na trudnym dorobku. Jeden wielki jazgot i wszystko, co tylko możliwe, żeby splugawić rząd i ludzi, którzy przecież na swój sposób chcieli coś dla tego kraju zrobić.

            Nie znaczy to, iż zamach majowy uleczył chorobę Rzeczypospolitej, bo za Piłsudskim wtargnęła na scenę inna drużyna, może bardziej zdyscyplinowana, ale nie mniej beztroska w dzierżeniu władzy i nie wolna od zachłanności. Głosy w obronie demokracji, które się wtedy odzywały były do pewnego stopnia podobne do dzisiejszych. One także nie potrafiły tej demokracji zdefiniować i ukazać spodziewanych po niej owoców. Pusta gadanina. I o jest podobieństwo do tego dzisiejszego jazgotu. Może wtedy patriotyzm nie był pustym dźwiękiem; nawet u kompanów Dyzmy. Dziś dla tzw. opozycji obnoszącej, jak gdyby na szyderstwo, flagi państwowe, proporca prezydenckiego nie wyjmując, patriotyzm jest anachronizmem, co więcej musi nim być, jeśli  ci oponenci wiedzą za czym gardłują, nawołując do wiernopoddaństwa tzw. wartościom europejskim. Najgorsze jest to, że nawet liderzy UE  nie wiedzą o jakie wartości chodzi. Mogliby tylko wymienić te, które wyrzucili na śmietnik, bo chyba wydawały się im zbyt stare i zużyte. Za to wartości, które kroczek za kroczkiem zmuszeni są sobie przyswajać, też są stare, ale nie chrześcijańskie, bo nałożone przez Mahometa. One powoli zaczynają meblować ich Europę.

            Wszystko jasne. Zwłaszcza postulaty stawiane przed Polską: szarogęszenie się takich instytucji jak Trybunał Konstytucyjny, już dawno nie żaden sąd, a jaczejka polityczna, przywrócenie panowania mediów libertyńsko-lewackich, wolne światło dla mordu nienarodzonych i inne podobne „prawa”, które  zapewnią Polsce taki sam proces uwiądu, jaki przeżywa staruszka Europa.

            Ale ewidentny fakt, iż takie coś właśnie stawia ludzi wierzgających dziś u nas przed jakże konieczną naprawą życia publicznego na pozycji podobnej do Targowicy, musi zastanawiać i smucić. Zastanawiać, bo chodzi tu o niewytłumaczalną demencję, żeby nie powiedzieć głupotę, pewnej grupy społeczeństwa. Smucić, bo małe są szanse na jej wyleczenie.

            W związku  z tym przeżywam pewien stres, a dzieje się tak, zawsze kiedy człowiek już się ku czemuś skłoni, a musi następnie korygować swój wybór lub zgoła go poniechać. Tak było, a może jest z moją percepcją programu W tyle wizji. To był relaks po oglądaniu różnych kodów-pochodów, fizjognomii tak pokazywanych chyba przez złośliwość kamerzystów. I oto już kilkakrotnie we wtorek wyłączałem z żalem ów program, bo – unikając wszelkich złośliwych insynuacji – muszę jednak stwierdzić, że nie wiem co robi w tym programie pan Skiba. Jako advocatus  diaboli jest zdecydowania zbyt anemiczny. Oczywiście może  mieć własne zdanie, ale musi je tak artykułować, by było jasne, jakie o ono rzeczywiście jest. A tymczasem nie wiadomo czy chadza on do lasa czy do Sasa?  Komu basuje, a komu cienko na fleciku zagrywa? Co komu po takim mędrcu? Wczoraj (27 IX) jednak przesadził, porównując KOD do PISu, a nawet do rządu, który według niego robi reformę nie dla państwa, ale dla PiSu, dla siebie. Tego już za wiele. Może być łyżeczka dziegciu do beczki miodu, ale Skiba wali ten dziegieć łopatą. Cui bono, pytam? Rozumiem, że może on, to koleś kogoś decydującego o programie i dlatego mu wolno, ale czy to wystarczy? Przecież może on się produkować n. p. u pana Lisa i wszystko będzie jak trzeba. Już wielu zgłaszało w trakcie programu swe zastrzeżenia. I nic. A może jednak vox populi – vox Dei?  Nie mam osobiście nic przeciwko panu Skibie, którego znam tylko z programu W tyle wizji. Z pewnością zwolennicy jego opcji politycznej będą mogli oglądać go n p. obok p. Kijowskiego, który w oczach pana Skiby jest pionierem ważnego ruchu społecznego. Tam będzie on  będzie na swoim miejscu i wszystko jak należy. Ale razem z panem Feusettem? To chyba gruba przesada!

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (12 głosów)

Komentarze

to ten Skiba z tego cyca ?

on taki sam autorytet jak ten inny mondry inaczej, co to wtykał w psie guano Polską Flagę. Albo ten trzeci w tym kapelutku. Nie pomnę nazwiska.... Chyba najlepszy komfort to nie oglądać przekaziorów. Springerowo axlowych. Wtedy głowa nie boli i wątpliwości nie ma. duraków ci u nas dostatek. Ale od kiedy to duractwo wyrocznią jakąkolwiek. W czymkolwiek.........

Vote up!
3
Vote down!
0
#1520956

Czyżby Autor miał nadzieję, że "opozycja" rozumie w jakikolwiek pozytywny sposób interes państwa? Że jest to dobro wspólne, że służy obywatelom, że ich chroni, dba o bezpieczeństwo, w miarę równe prawa dla dużego i małego biznesu, o przyzwoity poziom edukacji, służby zdrowia itd. Wolne żarty. Przez ostatnie 8 lat widzieliśmy przecież co innego. Przede wszystkim jakąś szczególną dbałość o to, by struktury państwa się zwijały. Zamknięto tysiące szkół, komisariatów policji, dziesiątki placówek dyplomatycznych, zmniejszono armię, wysprzedano jej zapasy mobilizacyjne, zlikwidowano tysiące połączeń kolejowych, ośrodków zdrowia, można długo wymieniać. A czy ktoś słyszał, że zamknięto jakieś urzędy, zlikwidowano przerosty zatrudnienia tamże? Skąd? Powsadzano tam swoich i zamurowali się oni w majestacie zajętych stołków. O mentalności nowych władców kraju opinia publiczna dowiedziała się przez "spisek kelnerów"? Jak więc można oczekiwać od tej "nowej szlachty" (resztki szlachty rodowej przepraszam za ten zwrot), aby mieli w swych działaniach na uwadze interes publiczny? Oni chcą być "ważnymi misiami" i czerpać profity z działania systemu który sami dla siebie stworzyli. A że to szkodzi państwu? A co to za problem. Zresztą Unia się rozbuduje i ona będzie rządzić "tymi Irokezami" w Polsce (to termin użyty przez króla Prus Fryderyka II po I rozbiorze). Można tu wspomnieć o bardzo chętnym pozbywaniu się uprawnień państwa na rzecz biurokratów brukselskich. Tak więc powoływanie się na przykłady historyczne (rozbiory) nie ma sensu. Historii nie znają, swego pańswa nie cenią, a jeśli o nim myslą to tylko wtedy kiedy można wydrzeć z niego "postaw czerwonego sukna". POwcy, Petrusowcy i Kodziarze to idywidua o zupełnie innej tożsamości, o inaczej pojmowanych celach osobistych i zbiorowych. Zdeterminowani aby odwojować koryto i bezpiecznie paść się do woli. I wejdą w sojusz z każdą siłą, wewnętrzną lub zewnętrzną, aby powrócić do władzy. Jurgielt bardzo dobry, opluwanie kraju na zewnątrz bardzo dobre, spiskowanie z zagranicą świetne. Liczyć na jakąś refleksję tej sfory lokajów i targowiczan to skrajna naiwność i złudzenie, że w szambie mozna łatwo znaleźć drogie kamienie.

Vote up!
7
Vote down!
0

Traczew

#1520970

Skiba jest happenerem, osobą robiącą z siebie przedstawienie. Poznałem go jako kiepskiego konferansjera, który o mało co nie położył imprezy charytatywnej, bo mu nudno było, bo za słodko, bo się "nie dzieje".

Prawdopodobnie tym razem też "chciał błysnąć".

Vote up!
3
Vote down!
0

#1520990

wg. ks. Zielińskiego

Na rozum zdrowy mamy też współcześnie
powtórkę - klimatów przedrozbiorowych.
Za sprawą kilku euro posłów renegatów
którzy za odebranie im koryt odpłacają
niewdzięcznej matce ojczyźnie, zdradą.

Nic się w kraju nad Wisłą, od wieków
nie zmienia. Tu mamona zagłusza głos
sumienia. Niewiele cnoty patriotyczne
znaczą dla elity, przyspawany polaków.

Jedną myśl w mojej skołatanej głowie
zrodziła - dostojnego autora refleksja.
W Bogu tkwi nadziei polskiej potencjał
w patriotycznych sercach narodu, siła.

Pozdrawiam!

Vote up!
2
Vote down!
0
#1521081