historia I

Obrazek użytkownika Andrzej Wilczkowski
Historia

Znowu kawałek historii

. Jest rok 1921. Jest już po wojnie bolszewickiej. W Polsce zarządzono pierwszy spis powszechny.
Wyniki spisu podaję za Słownikiem Geograficznym Trzaski, Everta i Michalskiego wydanym w 1923 r
W tomie II na stronie 275 jest tabela: ludność według narodowości.
Ilości „głów” zaokrąglam do 10.000, udział procentowy pozostawiam jak w słowniku.
Podaję tylko 3 nacje: Polaków, Ukraińców i Żydów.
I tak: Polska liczy ogółem 27.190.000 ludności
W tym Polaków 18.810.000 tj 69,2% Ukraińców 3.880.000 tj 14% a Żydów – 2.120.000 tj 7,8%
W 10 lat po pierwszym spisie czyli w 1931 jest drugi spis. Wyniki podaję za NEP PWN wyd. w roku 1996. Do przedwojennych źródeł nie dotarłem.
Rok 1931 Ludność Polski ogółem to 32.100.000 w tym Polaków 20.650.000 tj 64%,
Ukraińców 5.140.000 tj 16% a Żydów 3.130.000 tj 9,8% ludności. Warto zwrócić uwagę, że procentowy udział Polaków zmalał o ok. 4% Ukraińców wzrósł o ok. 2% a Żydów mniej więcej o tyle samo. To w odniesieniu do ogólnej liczby mieszkańców.

Wręcz fascynująco to zaczyna wyglądać, kiedy się porównuje średni roczny przyrost każdej z tych nacji. Polaków przybyło przez 10 lat 1.840.000, Ukraińców – 1.270.000, a Żydów ok. miliona.
Tyle, że ten milion żydowskiej dzieciarni urodził się z miliona par Żydów które w roku 1921 zamieszkiwały Polskę. Te dzieci przeżyły. Roczny przyrost naturalny wynoszący 5% i to jeszcze utrzymujący się przez 10 lat – to chyba jakiś rekord.

Drugą zadziwiającą sprawą jest to, że przez ok. 700 lat bytowania na ziemiach polskich Żydzi dorobili się populacji ok. 2.000.000 i nagle przez 10 lat taki przyrost. Nie jestem z tych, którzy uważają, że w dwudziestoleciu międzywojennym mieli tu raj na ziemi ale nie musiało być chyba aż tak źle.

Przypomnę, że dzieje się to w państwie, które po 123 latach niebytu wywojował naród, dziś przez niektórych autorów żydowskich uważany za totalnie antysemicki.
Otóż jestem przekonany, że to właśnie w tym miejscu warto sobie przypomnieć III zasadę dynamiki Izaaka Newtona – że każdej akcji odpowiada równa i wprost przeciwnie skierowana reakcja.

Jeszcze pod koniec XIX w. znacząca liczebnie i bardzo wpływowa grupa żydowskich działaczy i analityków politycznych – bodaj z całego świata– doszła do wniosku, ze Polska jest już trupem i nigdy nie wybije się na niepodległość. Ci ludzie nie byli odosobnieni w swoich politycznych przewidywaniach. Tak myślała bodaj większość elit Europy, jak i znaczna część polskich elit.

Futurologiczne myślenie i prognozy to jednak zupełnie coś innego niż czyn. A czyn był taki: w 1914 roku ci żydowscy działacze i finansiści, którzy wyznawali pogląd o rozkładzie narodu polskiego jako narodu wiodącego na tych ziemiach, poszli to cesarza niemieckiego z pomysłem stworzenia na terenach dawnego polskiego –nowego tworu państwowego – roboczo – czy nie roboczo – nazwanego Judeopolonią. Mniejsza o nazwę, najważniejsze, że pomysł w ogóle nie został skonsultowany z Polakami.
Wprawdzie inni – równie wpływowi działacze żydowscy – również z całego świata – łapali się za głowy twierdząc, że ta koncepcja nic dobrego Żydom nie przyniesie, ale mleko się rozlało. Wiadomość poszła w świat, a Kajzer przez dwa lata nie powiedział – nie. „Deal” był prosty – Niemcy byli zanęcani obietnicami kredytów na prowadzenie wojny.

Żeby było jasne. Ja nie mam żadnej pretensji o to, że polityczni analitycy żydowscy tak źle oceniali naród polski w 1914 roku.
Idący w tym czasie do Kielc żołnierze Kadrówki oceniali go podobnie. Ja się tylko dziwię, że przywódcy pewnego tylko kręgu narodu żydowskiego doszli do wniosku, że osiemnastomilionowy naród polski zgodzi się na władztwo dwumilionowego narodu żydowskiego, który od II w. n.e czyli od powstania Bar-Kochby nie lubił walczyć.

Dopiero rok 1916 przyniósł ostateczne fiasko koncepcji Judeopolonii. Już jednak rok 1917 zaserwował społeczeństwom europejskim miraże nadludzkiej szczęśłiwości niesionej przez komunizm, i już właśnie realizowanej w Rosji.

Relacje pomiędzy narodem polskim i żydowskim były u progu II Rzeczypospolitej zupełnie inne niż w okresach przedzaborowej świetności. Oba narody przestały być tak głęboko wewnętrznie spójne jak za czasów niepodległości. Najpierw naród polski (oczywiście szlachecki) wraz z niepodległością państwa stracił uprzywilejowaną pozycję „narodu α” i zaczął ulegać bardzo powolnym, ale widocznym procesom wynaradawiania. Z drugiej strony – zwłaszcza w kręgach żydowskiej inteligencji powstała trudna do zrozumienia ale bardzo wyraźna tendencja do asymilacji z Polakami. W końcu, wielkoprzemysłowy kapitalizm tworzył zupełnie nowe podziały przebiegające przez sam miąższ narodów. Nie mniej można uznać, że zarówno nacjonalizm polski jak i żydowski trzymają się całkiem dzielnie do dziś.

Jesienią 1918 zaczynają się w świecie szerzyć wieści o pogromach Żydów na terytoriach należących niegdyś do Rzeczypospolitej. Opinia międzynarodowa jest wstrząśnięta.

Zajmę się bliżej tylko jednym z tych tragicznych przypadków mianowicie sytuacją w czasie zdobywania Wilna 19 kwietnia 1919 roku.
Wybrałem Wilno, bowiem pierwszy rzut wojsk polskich prowadzili wtedy ludzie o nieposzlakowanej do dziś opinii. Mianowicie 11 pułkiem ułanów, który zdobył dworzec kolejowy dowodził major Mariusz Zaruski, a całością kawalerii pułkownik Belina Prażmowski.

W dzień później, po kawalerii, w Wilnie pojawia się piechota i naczelnik Piłsudski. Jestem absolutnie przekonany, że o przebieg i ocenę wydarzeń, których sam nie był świadkiem Naczelnik zapytał właśnie tych dwóch – wymienionych przeze mnie z nazwiska oficerów. To przecież ludzie od lat należący do najbliższych.

A oto fragment listu, który w dniu 4 maja, po uspokojeniu sytuacji w mieście i okolicach Piłsudski wysłał do premiera Paderewskiego, będącego wtedy w Paryżu..:

„Gdym na drugi dzień świąt przyjechał do Wilna widziałem całe miasto płaczące ustawicznie ze wzruszenia i radości. /-/ znacznie gorzej było z Żydami, którzy przy panowaniu bolszewickim byli warstwą rządzącą. Z wielkim trudem wstrzymałem pogrom, który wisiał po prostu w powietrzu z powodu tego, że ludność cywilna żydowska strzelała z okien i z dachów i rzucała stamtąd ręczne granaty.” [koniec cytatu J. Piłsudski t. V str.81]

Chciałbym zwrócić państwa uwagę, że ten co strzela i rzuca ręczne granaty, to on nie jest ofiarą pogromu. A jeżeli jeszcze robi to z okien i dachów do kawalerii znajdującej się pod nim na ulicy, to on po prostu walczy, i to w niesłychanie korzystnej dla siebie sytuacji.
Na wojnie jest to praktyka codzienna, że ten co się broni na ogół jest dobrze ukryty i nie jest istotne, czy to jest komin na dachu, czy krzaki w lesie. Jedno wszelako należy do dobrego tonu. Ten co strzela powinien mieć na sobie mundur lub inne oznakowanie (na przykład opaskę w odpowiednich barwach). Człowiek nie oznakowany nie jest uważany za żołnierza strony przeciwnej i bywa po prostu rozstrzeliwany. To na wojnie też jest w dobrym tonie.

Jeżeli major Zaruski wyprowadził swoich ułanów z tej kabały z niewielkimi stratami i jeszcze do tego zdobył dworzec, to ja się nie dziwię, że dostał za to Virtuti Militari.

Gwoli prawdzie muszę jednak przyznać, ze Żydzi wileńscy już 10 miesięcy wcześniej ostrzegali Polaków, że będą bronić Wilna.

. W czerwcu 1918 roku wileńska żydowska gazeta Lecte Najer pisała: „Przyłączenie do państwa polskiego odrzucamy jednomyślnie, mając w Wilnie 75.000 Żydów, czyli liczbę żadną miarą nie mniejszą niż Polacy... Gdyby była mowa o zmianie granic, to moglibyśmy się zgodzić na każde rozwiązanie, byle nie polskie. Gdyby wystąpiła tendencja oddania Wilna Polsce, wówczas musielibyśmy zmobilizować całe żydostwo w obronie naszej Jerozolimy litewskiej”.

Jedno jest pewne. Całego żydostwa redaktorom Lecte Najer nie udało się zmobilizować, bo 75.000 Zydów przykryło by czapkami całe polskie wojsko, które wyruszyło na podbój Wilna, nie mniej, idąca w awangardzie kawaleria, której liczebność nie przekraczała 1000 żołnierzy musiała się znaleźć w niezłych opałach.

Co do Lwowa w listopadzie 1918 r. Bardzo obszerny opis całości zdarzeń od dn. 1 listopada pióra dowódcy obrony Lwowa kpt. Czesława Mączyńskiego można znaleźć w Internecie. Jest to lektura smutna. Wynika z niego, że jeżeli nawet 22dniowy okres walk Polaków z Ukraińcami zakończył się pogromem Żydów – to ten pogrom nie wziął się z niczego.
Wprawdzie żywię przekonanie, że pogromy z lat 1918 – 20 to raczej walki ze zwolennikami „sowieckiej własci” ale jedynie w przypadku Wilna znalazłem odpowiednio dla mnie wiarygodny dokument, który w moim odczuciu przesądza sprawę.

Wprawdzie Żydzi raczej nigdy nie uważali Piłsudskiego za antysemitę a raczej wprost przeciwnie, ale za postępowanie Naczelnika w Wilnie to się chyba na niego obrazili. (zwłaszcza dziennikarze z Lecte Najer.)
Wprawdzie jego odezwa do mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego odnosiła się do wszystkich „nie czyniąc różnicy z powodu wyznania lub narodowości”, ale w następnych dniach Naczelnik rozmawiał o przyszłości z przedstawicielami Polaków, Litwinów i Białorusinów, a nie ma słowa o tym, żeby rozmawiał z Żydami.

Przytoczę jeszcze fragment innej wypowiedzi Piłsudskiego. Jest to zakończenie wywiadu, którego udzielił korespondentowi Kuriera Porannego w dn. 26.8.1920 r. A więc w 10 dni po załamaniu się bolszewickiej ofensywy na Warszawę. Lwów był stale zagrożony przez bolszewików, Lida, Baranowicze, Wilno – w sowieckich rękach, a walna rozprawa nad Niemnem rozpoczęła się w cztery tygodnie później.
Ten ostatni fragment wywiadu dotyczył zachowania Żydów w najtrudniejszym okresie wojny.
A oto on:
„Ale Żydzi nie wszędzie zachowywali się źle. W Łomży i Mazowiecku dzielny stawiali opór bolszewikom. W Mazowiecku najeźdźcy rozstrzelali kilku. /-/ Natomiast rzecz dziwna, jak wiele zresztą rzeczy w Polsce, – tuż obok w sąsiedztwie: w Łukowie, w Siedlcach, w Kałuszynie, w Białymstoku, dalej – we Włodawie miały miejsce liczne, czasem nawet masowe ze strony Żydów wypadki zdrady stanu.”

Reasumując: Takie rozpoczęcie współistnienia tych dwóch narodów w odrodzonym Państwie Polskim nie wróżyło na przyszłość nic dobrego. I rzeczywiście szło to kulawo – ale szło.

W czerwcu 1925 roku w Sulejówku były Naczelnik Państwa przyjmuje delegację byłych żołnierzy Żydów. (Dążących do asymilacji). Podczas rozmowy powiedział im: „praca wasza ciężka i trudna, pozornie dzisiaj bezcelowa i beznadziejna. Społeczeństwo wyraźnie rozdzielone jest na dwa światy, dwa różne nacjonalizmy. Od jednego i drugiego jesteście odepchnięci. Sami – i dlatego nieliczni.”
Jest to jedyny przekaz z tej rozmowy jakim dysponuję.

Nie napiszę tu pracy naukowej o tych stosunkach, przytoczę tylko garść wspomnień moich i moich przyjaciół z tamtych czasów, krasząc je cytatami ważniejszych person.
Czasem taka prywatna – czy jak kto woli – bliska historia może lepiej, choć nie zawsze obiektywnie, przybliżyć wielkie problemy epoki.
Mój znacznie starszy ode mnie przyjaciel, chirurg i taternik – lwowiak, który dwa pierwsze lata studiów zdążył ukończyć przed wojną w swoim rodzinnym mieście, tak mi opowiadał już w latach pięćdziesiątych: „jajko przed wojną kosztowało we Lwowie 3 grosze, ale jak chciałeś kupić śmierdzące jaje i to z pełną gwarancją, że jest zepsute, to musiałeś zapłacić złotówkę. Kupowało się je w żydowskich sklepikach w przeddzień żydowskich manifestacji czy pochodów, podczas których były one zużywane…”

Oczywiście, rzucanie zgniłymi jajami nie jest wyrazem ekumenicznej miłości bliźniego, ale trzeba zauważyć, że miotacz jaj znajdował się w niesłychanie trudnej sytuacji.

W jednym ręku trzymał jaje gotowe do rzutu, w drugiej torbę lub koszyk z pozostałą amunicją, a o kilkanaście metrów przed nim grupa demonstrantów wcale nie bezbronnych. A posiadana przez nich broń – to nie jaja, tylko na ogół okute laski i kije.
Wprawdzie przy pomocy zbuka trudno było zrobić komuś fizyczną krzywe, ale poniżenie czasem jest gorzej odbierane niż ból.

Bijatyka zresztą mogła mieć miejsce w różnych układach. W tamtych latach w całej niemal Europie mógł się bić każdy z każdym. Komuniści z socjalistami, narodowcy z kosmopolitami, itp.
Ludzkość to lubi, od kiedy wiele tysięcy lat temu sapiensi wytłukli neandertali (a może odwrotnie?)

Nadzieję na poprawę w stosunkach polsko-żydowskich budzą elity. Właściwie intelektualna, naukowa i twórcza elita żydowska jest bardzo silnie związana z Polską i Polakami. Nie będę przypominał nazwisk tych niezwykle zasłużonych dla Polski osób, bowiem zakładam, że są one ogólnie znane. Cóż z tego, kiedy co najmniej 1/3 urodzonych w Polsce Żydów nie zna języka polskiego, a większość go straszliwie kaleczy. A poza tym przez całe dwudziestolecie bardzo silna jest frakcja prosowiecka.

Nadchodzi jednak nieuchronnie rok 1939

W dniu 1 września w polskojęzycznej gazecie żydowskiej „Nasz przegląd” ukazuje się apel organizacji syjonistycznej, a dn 2 września utrzymana w tym samym tonie odezwa Rady Rabinów, której najważniejszy fragment przytaczam.

„My Żydzi, dzieci tej ziemi od zamierzchłych czasów, stajemy wszyscy w karnym ordynku, zwarci i opanowani na wezwanie Pana Prezydenta Rzeczypospolitej i Naczelnego Wodza, aby bronić naszej ukochanej Ojczyzny, każdy na wyznaczonym mu przez władze posterunku i oddamy, gdy zajdzie tego potrzeba, na ołtarzu Ojczyzny, nasze życie i nasze mienie bez reszty.

Całość w Wikipedia na str. Historia Żydów w Polsce.

Bardzo ważna to deklaracja, tyle, że spóźniona niejako podwójnie – o pięć dni i o pięć lat.

Oba opóźnienia można z łatwością wytłumaczyć. Opóźnienie o pięć dni mogło wynikać ze wstrzymania mobilizacji powszechnej na życzenie aliantów ale ,moim zdaniem, nie miało ono żadnego wpływu na przebieg kampanii. Zupełnie inaczej postrzegam to opóźnienie, które nazywam „opóźnieniem pięcioletnim.”
Społeczność żydowska w Polsce – wprawdzie liczna, była jednak jedną z najuboższych społeczności żydowskich na świecie. Nie zmienia to postaci rzeczy, że w stosunku do ogółu Polaków Żydzi byli bogaczami na miarę nawet bieda-domków – czy zgoła ruder jakimi dysponowali zwłaszcza w małych miasteczkach. Przede wszystkim umieli obracać pieniędzmi.
Pamiętam z przed wojny zdanie mojej matki – które z dumą wypowiadała: „wystarczy słowo twojego ojca, a Żydzi sobie nawzajem żyrują weksle”.
Zdanie wymaga wyjaśnienia.

Otóż ojciec mój – psychiatra – był dyrektorem komunalnego szpitala psychiatrycznego w Gostyninie – w owym czasie na 500 czy 600 łóżek. W całej okolicy nie znalazła się ani jedna firma z kapitałem wystarczającym do tego, aby się podjąć zaopatrywania szpitala. Polscy okoliczni „biznesmeni” byli bezradni. Żydowscy sobie poradzili. Drobni kupcy pożyczali sobie nawzajem pieniądze, a ponieważ jedni do drugich mieli zaufanie powiedzmy – ograniczone – więc wystawiali weksle, które jedni drugim żyrowali.
Dostawy docierały do szpitala w terminie i w dobrym gatunku, szpital też dotrzymywał terminów płatności.

Tak sobie wzdycham nad odezwą rabinów z dn. 2 września 39.
Gdyby posiadacze gigantycznych fortun na świecie wcześniej dostrzegli śmiertelne zagrożenie..

Co tu wzdychać – nie dostrzegli.

Widział je na pewno pewien szlachcic polski, który na kilka tygodni przed śmiercią mówił w rodzinnym gronie:
„Będzie wojna, straszna wojna. Mnie już nie będzie i wy tą wojnę przegracie…”

Brak głosów

Komentarze

Dziękuję i pozdrawiam!

Vote up!
0
Vote down!
0
#147451

Wypadało by jeszcze wspomnieć o przyjęciu około 600 tysięcy ludzi wyznania Mojżeszowego, którzy przybyli do Polski uciekając przed "dobrodziejstwami" komunizmu i tym ludziom rozkazem Marszałka Piłsudskiego nadano obywatelstwo.

Warto również wspomnieć o kilkunastu tysiącach (niektóre źródła mówią nawet o 30 tysiącach) osób również wyznania Mojżeszowego, które zostały wydalone z Niemiec, a które pewnego pięknego dnia znalazły się w Zbąszyniu. Tym ludziom również udzielono wszelkiej pomocy.

Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#147452

Serdeczne pozdrowienia dla autora.
Dopiero po tym wpisie (i notce w wiki), powiązałem Pana ze świetną książką o boju WBK. Miałem ją okazję, dekadę temu, przeczytać na studiach historycznych, gdy dla odprężenia pochłaniało sie wszystko, co dotyczyło II RP, a jej wojska w szczególności.
Problemy: mniejszości i II RP, mniejszości i wrzesień, jeszcze długo będą zbyt "polityczne" by doczekały się rzetelnych monografii. Obecnie kilku znanych profesorów głównie przeredagowuje swoje dzieła z lat 70-tych i 80-. tych (widocznie historiografia mocno poszła na przód- nowe badania, ustalenia itd :) ).Na nowe, jeszcze trzeba poczekać. Ciekawe, że tymi zagadnieniami zajmowali się głównie historycy "mniejszościowi".
Chciałem zwrócić uwagę, że te sto tysięcy (liczba chyba bliższa prawdzie 10% z miliona - szacunki poniżej 10tys, to tylko gdybanie) podnoszone jest jako jakaś zasługa, godna co najmniej medalu. Prawda jest bardziej prozaiczna. Administracja w Polsce centralnej, działa sprawnie dość długo(były zabór pruski ma poniżej 2% Żydów- kolejne ciekawe pytanie dlaczego?), przychodzą do domów kolorowe kartki mobilizacyjne, z miejscem zbiórki. Za niezastosowanie się - żandarmeria i ubogi repertuar kar sądu czasu wojny. Wyboru nie ma nie ma też mowy o patriotyzmie itd, jest powinność obywatelska,której państwo może domagać się stanowczymi metodami i zwykła statystyka.

Jeszcze raz pozdrawiam i proszę o więcej tego typu tekstów.
Zachar

Vote up!
0
Vote down!
0
#147517

Szkoda tylko, że po tak długiej nieobecności.
Serdeczne pozdrowienia!

Vote up!
0
Vote down!
0
#147530

Te 600.000 tysięcy. Chyba chodzi Panu o tzw. Litwaków. To zjawisko sprzed rewolucji. Po wojnie 1920 roku miało miejsce inne zjawisko - odwrotne. Na przykład podczas wytyczania granicy wschodniej 100% mieszkańców miasteczka Orzechowna zażyczyło sobie należeć do Rosji. Piłsudski natychmiast się na to zgodził.

AW

Vote up!
0
Vote down!
0
#147938

Żadna mniejszość nie lubiła służyć w Wojsku Polskim. O dziwo - najlepiej zachowywali się Ukraińcy - ale tylko do rozbicia macierzystej jednostki do ktłrej czuli prawdziwe przywiązanie. Tak w każdym razie było w kawalerii - o której wiem najwięcej głównie z opowiadań starszych kolegów i przyjaciół. A że część historyków przeredagowuje dziś swoje książki - byle w kierunku prawdy.

Wszystkim {Państwu dziękuję za dyskusję i ciepłe słowa

AW

Vote up!
0
Vote down!
0
#147950