Cud nad Wisłą

Obrazek użytkownika Andrzej Wilczkowski
Kraj

Kiedy prawdziwie Polacy powstaną,
To składek zbierać nie będą narody…

To nie ja napisałem – to pan Słowacki

(wyjaśnienie dla polityków i dziennikarzy )

Cudu nad Wisłą nie było – cud był wcześniej.

Cudy nie są od tego, żeby je rozumieć. Można jednak spróbować o nich opowiedzieć, a początek tej opowieści będzie miał miejsce w gąszczu historii końca dynastii Jagiellonów.
I może nigdy nie sięgnąłbym tak głęboko – gdyby nie Matejko, a właściwie gdyby nie jego dwa obrazy: „Stańczyk” i „Kazanie Skargi”

Stańczyk – to błazen królewski Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta. Rzeczpospolita przeżywa swój złoty wiek, granice sięgają od morza do morza, a ten trefniś siedzi zadumany nad losami ojczyzny.
Jeszcze gorzej ze Skargą, kaznodzieją Zygmunta III Wazy. Polska największym bodaj – terytorialnie – państwem Europy, żeby je przejechać od krańca do krańca – potrzeba co najmniej trzech tygodni, unia z Litwą zaprzysiężona, wspaniała złota wolność panuje, wrogowie, owszem, są dookoła, ale wszyscy do pobicia, zresztą to narody uciemiężone przez absolutyzm, a ten klecha z tragiczną twarzą wieszczy upadek państwa.

Mam nadzieję, że wszystkie wewnętrzne czynniki upadku polskiej państwowości są czytelnikom doskonale znane, dlatego określę jedynie te elementy, które w moim przekonaniu utrzymywały ją przy życiu. A są to – ogromne terytoriom i husaria.

Taki szmat ziemi wchłonąć – trzeba nie lada odwagi. Jednego odważnego nie było. Skrzyknęli się we trzech – dwóch gigantów i karzełek. A i tak zajęło im to niemal cały XVIII wiek. Trzeba przyznać, ze czynili to przy bezprecedensowej wręcz pomocy tubylców.

Formacje husarskie mimo swojej nikłej liczebności (w najlepszych okresach ok. 8.000 towarzystwa) stanowiły przez dwieście lat (XVI – XVII w.) o polskich zwycięstwach na polach licznych wojen.

Perfekcyjne wyszkolone, na ogół świetne dowodzone, uzbrojone całkowicie adekwatnie do założonej taktyki walki, taktyka przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, dobór koni z polskich hodowli, których cechy, a raczej sposoby ich uzyskania do dziś są tajemnicą.
To wszystko przesądzało o zwycięstwach w bitwach z często wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem. Pod Kłuszynem – pięciokrotnie!

Oczywiście, można z dużą dokładnością prześledzić proces ewolucji tej formacji, ale jednocześnie nie można się oprzeć wrażeniu, że husarię – w jej ostatecznej postaci – wymyślił jeden człowiek, który znał i rozumiał wzór na energię kinetyczną.
Broń pancerna XX w. osiągnęła husarską doskonałość dopiero po stabilizacji lufy czołgowego działa.

Wykreowanie – że tak to nazwę – jednego husarza wraz z pocztem był to koszt dobrej wsi i dlatego do tej formacji zgłaszali się jedynie ludzie majętni, (od państwa husarz dostawał tylko kopię) dla których dodatkowo – co nie zawsze szło w parze – ważny był etos.

Pojawienie się tych formacji miało wszelako jedną podstawową wadę. Całkowicie zdejmowało z ogółu szlachty moralny obowiązek obrony ojczyzny. Stąd – już notoryczna w tamtych czasach – konieczność walczenia z silniejszymi liczebnie obcymi wojskami.
W XVI wieku i później szlachta bić się (tz "naparzać się") lubiła, ale nie lubiła i nie umiała walczyć. Pospolite ruszenie przestało być jakąkolwiek siłą zbrojną. Odziały p.r. pierzchały z pola przy lada okazji a nawet bez okazji.

Ostatnim wielkim zwycięstwem polskiej husarii było zwycięstwo pod Wiedniem.

W 17 lat później wybuchła Wojna Północna i zaczęła się ostateczna degrengolada Rzeczypospolitej i równolegle – husarii. Jeszcze kilkanaście lat i husarię zaczęto nazywać pogardliwie – wojskiem pogrzebowym. Gdzieś zaginał etos rycerski. Nie znam ani jednej relacji z walk husarii w Konfederacji Barskiej.
Formalnie formacja ta została rozwiązana przez sejm w 1775r. a więc w trzy lata po upadku Konfederacji Barskiej i I rozbiorze. Ale straciła jakiekolwiek znaczenie kilkadziesiąt lat wcześniej.

Konfederacja Barska to pierwsze powstanie narodu szlacheckiego mające na celu „wybicie się Polski na niepodległość". Państwo wprawdzie jeszcze formalnie istnieje, ale jest całkowicie zwasalizowane. W Warszawie nie rządzi król tylko ambasador Repnin. Z Rosją zawarto już układ o opiece i wieczystej przyjaźni.

Konfederacja nosi wszystkie cechy pospolitego ruszenia. Od potępieńczych swarów między przywódcami, po samowolne opuszczanie placu boju. Konfederacja nie miała charyzmatycznych wodzów z wyjątkiem Kazimierza Pułaskiego ale on miał dopiero 23 lata i żadnej „publicity”.

Konfederacja wybuchała jaśniejszym ogniem lub przygasała w coraz to innych rejonach kraju i tliła się przez cztery lata. Trudno ocenić liczbę wojowników. Wiadomo, że ok. 14.000 uczestników zesłano na Syberię.

W następnych zrywach narodowych dominującą rolę gra wojsko. Na wojnę w obronie Konstytucji w 1792 roku Rzeczypospolitej udało się zmobilizować siedemdziesięciotysięczną armię. Są to jednak w większości rekruci nie mający pojęcia o tym – co to jest wojna. Gros sił stanowi piechota. I chyba (zaryzykuję takie twierdzenie) po raz pierwszy od stuleci w armii polskiej znacznie większą nieustępliwość w boju wykazuje właśnie ona. Kawaleria jest raczej płochliwa. Tak twierdzą znawcy epoki.

Niczego nie przesądzając warto zwrócić uwagę na to – jaki mógł być skład społeczny wojska pieszego i konnego.

W trzy lata później wybucha powstanie kościuszkowskie w którym udało się zgromadzić już tylko ok. 55.000 wojska. Udział społeczeństwa jest niewielki.

Epoka napoleońska to wybuch wiary w cesarza Francji i kilka lat złudnej nadziei na odrodzenie ojczyzny.
U progu wojny Napoleona z Moskwą polskie siły zbrojne złożone z Polaków spod wszystkich trzech zaborów przekraczają 100.000 ludzi.

Jak się skończyło – wiemy.

Powstanie listopadowe 1830/31 ogranicza się terytorialnie do Królestwa kongresowego i Litwy. Królestwo – to świetnie wyszkolona przez księcia Konstantego armia zawodowa. Wkład Polaków z terenów WKL to głównie niewielkie oddziały stosunkowo słabo wyszkolone. Jeszcze do tego, zaraz po wybuchu insurekcji w królestwie, na Litwie rozpoczęły się aresztowania potencjalnych przywódców powstania, a mimo to powstanie te tereny objęło.
W sumie w walkach powstańczych po stronie polskiej wzięło udział ok. 55.000 zbrojnych, po stronie rosyjskiej – dwukrotnie więcej. Jak twierdzą niektórzy historycy powstanie miało pewne szanse na zwycięstwo, bowiem oddziały rosyjskie dziesiątkowała cholera, ale Polacy nie mieli wodza z odpowiednią charyzmą i wiarą w zwycięstwo.
Nie podzielam tego zdania, bo nawet po chwilowym zwycięstwie nad armią rosyjską do gry włączyliby się pozostali dwaj zaborcy.

Wiosna ludów nie dawała nam żadnych szans. Zabór austriacki był spacyfikowany wcześniej przez rzeź galicyjską, królestwo straciło armię w 1831 roku. Walki o ograniczonym zasięgu toczyły się jedynie w Poznańskiem.

W 1863 roku przyszło powstanie styczniowe, ostatnia rozpaczliwa próba walki o wolność narodu szlacheckiego, bez broni, bez dowódców, bez wojska, ze słabym poparciem innych warstw społecznych i znowu ograniczona do jednego zaboru. Na tle wcześniejszych zrywów liczebnie przedstawiało się dobrze. W ciągu dwóch lat przez oddziały przeszło ok. 200.000 ludzi, z tym, że rotacja w szeregach była ogromna i nigdy liczba aktualnie gotowych do walki nie przekraczała 40.000.
Represje były straszliwe. około 30.000 zginęło podczas działań wojennych. 40.000 skazano na syberyjską katorgę, ok. 1000 skazano na śmierć. Konfiskowano 1660 majątków szlacheckich, miastom odbierano prawa miejskie. Zlikwidowano wszystkie klasztory.

Naród szlachecki praktycznie przestał istnieć.

Przez następne 40 lat zaborcy mieli spokój z Polakami.

Właściwie natychmiast po powstaniu rozpoczęła się praca od podstaw. Pozytywizm dawałby wspaniałe wyniki, gdyby nie to, ze dokładnie w odwrotną stronę szły ogromne wysiłki dążące do wynaradawiania Polaków, skłócania ich z sąsiadami i obrzydzania sąsiadom stosunków z nami. Idealnie się to udawało nieomal dookolusieńka.
Na przykład, na granicy prusko – litewskiej co noc można było dostrzec grupy przemytników które poza wódką i innymi towarami pierwszej potrzeby niosły antypolską bibułę często drukowaną w Rosji i przerzucaną do Prus, że niby to spoza granic Imperium.
Przez 40 lat skutecznie obrzydzili Litwinom Polskę i jakiekolwiek z nią traktaty. .

Czarny PR nie został wymyślony w XXI w.

1905 r. Pierwsza rewolucja czy ostatnie powstanie?
Na transparentach strajkujących poza socjalnymi były także hasła polityczne mówiące o autonomii królestwa. A w sercach?

Uważam, ze w tej rewolucji są elementy powstania. Wkroczyła do walki całkiem nowa warstwa. – robotnicy wielkoprzemysłowi z wielkich miast. Liczebność walczących wzrosła wielokrotnie. Niewielu jednak zdawało sobie sprawę, że to ciągle za mało o rząd wielkości. Do zwycięstwa trzeba milionów, a nie setek tysięcy.
Przywódcy – sądząc po nazwiskach – wywodzą się raczej z rodzin szlacheckich, ale bohaterowie już często – nie. Broni ciągle nie ma, wyszkoleni są jedynie bojowcy. Ale opór trwa trzy lata. Po Konfederacji Barskiej – najdłużej.

Po tej rewolucji jednak Piłsudski –– dochodzi do wniosku – że trzeba robić wojsko.
I nie tylko on tak uważa.
Wojsko, które będzie miało broń, sztandary, będzie umiało walczyć i słuchać rozkazów.

Kilkadziesiąt lat wcześniej jeden z wieszczów porzuciwszy wszelkie poetyckie kamuflaże i alegorie po prostu się modli…

O wojnę powszechną za wolność ludów, Prosimy Cię, Panie. O broń i orły narodowe, Prosimy Cię, Panie. O śmierć szczęśliwą na polu bitwy, ...

I zbliża się cud…

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do rewolucji.
Każda walka wymaga pieniędzy. Bojownicy muszą przede wszystkim zostać nakarmieni. Walka rewolucyjna jest to walka ludzi biednych. Okropnie trudno o sponsorów.
Przywódcy rewolucyjni decydują się na napady rabunkowe zwane – dla niepoznaki – akcjami ekspropriacyjnymi.
Bojowcy wprawdzie ograniczają się jedynie do ”odkradania” pieniędzy zrabowanych w Priwislańskim Kraju przez zaborcę, ale metoda nie jest dobrze widziana przez bogatsze warstwy społeczeństwa. Nie da się jej utrzymać na dłuższą metę, zwłaszcza, że jak podczas każdej rewolucji, pod bojowców podszywają się prywatni bandyci. Ci rabują co popadnie, i kogo popadnie.

Po upadku rewolucji powstaje cały szereg organizacji paramilitarnych o rozmaitych zabarwieniach politycznych.
W chwili wybuchu wojny następnie pierwszy element cudu. W początku sierpnia 1914 roku w Oleandrach w Krakowie większość z nich się jednoczy i wyłania jednego dowódcę. Przez kilkanaście dni trwa fikcja niepodległego wojska polskiego. Nieduże to wojsko. Pierwszy oddział, który przekracza granice zaboru rosyjskiego liczy sobie 167 żołnierzy.

W kilka dni później kiedy Piłsudski wkracza do Kielc jest z nim już około 500 żołnierzy.

Kielce przyjmują ich chłodno. Zresztą do końca w legionach będzie to odczucie – że dali krew osamotnieni.

Ale cud już zaczyna dojrzewać w sposób zupełnie nieprzewidywalny.
W legionach poza Polakami znajdziemy przedstawicieli różnych nacji… Żydów, Węgrów… w niewielkim procencie – ale są. W drugiej brygadzie jest nawet kompania Hucułów, która we Francji rozrośnie się do wielkości batalionu.
Legiony nie przekraczają wprawdzie liczebności 40.000 ale obok pojawia się od samego początku druga – tym razem tajna – siła – POW. Działa ona jeszcze długo po zakończeniu wojny.
Piłsudski, który jest jedynie komendantem I Brygady już we wrześniu 1916 roku odchodzi z legionów.
Formacja przetrwa do początku lipca 1917 roku kiedy to z rozkazu tegoż Piłsudskiego 1 i 3 brygada odmawiają przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec. Ci którzy odmawiają przysięgi zostają internowani, reszta rozdzielona między armię niemiecką i austriacką. Ale w lutym 1917 roku zaczyna się rewolucja w Rosji a 6 kwietnia Stany Zjednoczone przystępują do wojny.

Po rewolucji w Rosji wyrasta następna siła. Rozlewa się wręcz morze materiału ludzkiego skłonnego służyć Polsce. To Polacy trzy lata wcześniej wcieleni do rosyjskiej armii. I od razu są tam – gdzie być powinni – to znaczy w głębi imperium. I walczą!

Polska – której nie ma na mapie Europy ma już swoje wojska od Odessy przez Jelnię do Murmańska , a na zachodzie…aż do Paryża. I Ameryki.

„I ruszała w pole wiara
Od Chicago do Tobolska…
Żeby Polska…”

To wtedy naprawdę tak było.

22 lipca 17 roku Niemcy osadzają Piłsudskiego w Magdeburgu.

Kiedy wraca po piętnastu miesiącach w dniu 10 listopada do Warszawy w Polsce jest już co najmniej sześć ośrodków władzy.

Pierwsze – jeszcze w październiku – swą przynależność do Polski zgłosiło Księstwo Cieszyńskie.

W dniu 10 listopada rano były komendant I brygady włada jedynie porucznikiem Ignacym Boernerem, w kilka dni później zostaje Naczelnikiem Państwa i naczelnym wodzem, na co – co najmniej przez pierwsze kilka tygodni – wszyscy – mniej lub bardziej chętnie – się zgadzają.

Cud – pomimo wielu przeciwności twa. Ten naród rozdarty na strzępy sto kilkadziesiąt lat wcześniej, który łączy już chyba tylko język, naród zaprawiony w dodatku ogromną ilością mniejszości narodowych chce teraz stworzyć wspólny organizm państwowy i mu się to udaje!

To przede wszystkim pamięć pokoleniowa. Marzenie przechowywane w znacznej większości rodzin.

Ta część cudu jest jednak – w stosunku do pierwszej – jakby trochę sterowana.

Powstaniem Wielkopolskim dowodzi carski generał – Dowbór-Muśnicki, wiosną 1919r. Wilno zdobywa Belina-Prażmowski z pułkiem ułanów z zaboru austriackiego Zaślubin z morzem dokonuje gen Haller na czele ułanów podolskich. W bitwie nad Niemnem jedną z głównych wól odgrywa dywizja górska składająca się z samych Pułków Podhalańskich.

Przykłady mogę mnożyć ale kto to przeczyta.

To cud integracji!

Tak. Te półtora roku między wyjściem Niemców z Warszawy a pojawieniem się pod nią bolszewików nie zostało zmarnowane.

I to byłby ten cud. Strach pomyśleć co byśmy mieli dziś gdyby wtedy każdy pilnował tylko swojej chałupy i bronił swego pola.

Żadnej bitwy warszawskiej by nie było. Byłoby setki przegranych potyczek od Berezyny aż po Wartę. A my dziś mówilibyśmy po rosyjsku.

A wszystko zaczęło się od tego, że w XIII w. dwukrotnie zbiorowisko kilkuset osób zwanych sejmem, z królem na czele – sowicie przekupionych – z królem na czele, podpisało traktaty rozbiorowe.

Hańba!

A gdzie był naród?

Brak głosów

Komentarze

Powtarzam to od kilku lat. Ignorancja, patrzenie tylko na własny interes doprowadzi każdy naród do upadku. Codziennie w duchu modlę się, by nie była to powtórka z historii. I codziennie mam coraz więcej dowodów na to, że (jak to mówią Chińczycy) "przyszło nam żyć "w ciekawych czasach", co de facto jest najgorszym życzeniem.

...nie dość prawdy się dorobić, trzeba ją jeszcze obrobić i obronić, i piersiami zastawić, i pieczęć swą położyć jej na piersiach...

Vote up!
0
Vote down!
0

****** "Not Every Conspiracy is a Theory" ******

#82199