Apel i odpowiedź

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

„Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Hebr.12,7”

Ten cytat z listu pawłowego z pewnością nie znalazłby uznania w oczach 27 „zwykłych księży”, który podpisali apel – trudno jednoznacznie wymienić jego adresata, a domyślać można by się niejednego. W zamyśle autorów Apelu adresatem wydaje się być społeczność wiernych, do których kierują oni jakiż rodzaj „encykliki”. W ich przekonaniu katolicy powinni myśleć tak jak oni. Ponieważ nie ma w ich odezwie wyraźnej przegrody między strajkującymi kobietami i wspierającymi ich „żołnierzami” spod znaku antychrysta, a ludźmi wierzącymi w Boga i kochającymi Kościół, trzeba uznać, że owi „zwyczajni księża” wrzucili wszystkich do jednego worka. Pewnie jednym i drugim w nim niewygodnie. Toteż pominąwszy problem karności, koniecznej w każdej społeczności, a tak lapidarnie przypomnianej Hebrajczykom, należy zastanowić się nad sensem i logiką tez zawartych w Apelu. To jest konieczne. Ale na szczęście już się stało i to za sprawą dominikanów, co o tyle jest istotne, że w owym Apelu „zwyczajnych księży” na 27 sygnatariuszy było bodajże 9 dominikanów. Odpowiedź wystosowało 25. Do tej odpowiedzi odsyłam ciekawych jej treści. Wydaje się, że powinni się nad nią pochylić wszyscy, którzy zaznajomili się z Apelem.

Na tym miejscu chciałbym spojrzeć na tezy owych 27 „zwykłych księży” od strony metodologicznej. Wszak wśród podpisanych figurują znani głowacze. A tak dla przypomnienia 12 stycznia 1950 r. księża patrioci utworzyli Komisję Księży przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Należało do niej około 350 księży, których używano za każdym razem, kiedy władze chciały mocniej uderzyć w Kościół. Oczywiście nie tak mocno, jak w czasie „strajku kobiet” czynią to miejscowi hunwejbini. Ale zawsze pewne podobieństwa tu zachodzą. Księża patrioci nie wysługiwali się za darmo. Wynagrodzenie było różne w zależności od świadczonych usług. Kupon na sutannę, butelka koniaku z Pewexu, jakiś cement, jakaś blacha, a wreszcie kilka setek, bo zbyt hojna władza nie była, itd. Jak dzisiaj jest z tymi sprawami, nie wiem, ale w darmochę nie wierzę.

Apel „zwykłych” – poprzestańmy na takim skrócie – to jest coś w rodzaju Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek, z tym, że świeczuszka jest tycia, a ogarek jak paschał. Właściwie o Bogu wprost tam nic nie ma. Jest szereg haseł ogólnoludzkich, banalnych, choć całkiem do przyjęcia. Problem dla kogoś, kto wie kim jest ksiądz polega na tym, że autorzy nie kryją swego poparcia dla rozruchów ulicznych zwanych „strajkiem kobiet”, a jednocześnie z ich wypowiedzi wynika, jakoby atakowani przez te watahy powinni szukać z nimi porozumienia i poprzeć ich postulaty. Sęk w tym, że postulatem nr 1 jest powszechna dostępność aborcji. O niej w Apelu ani słowa. Znowu wypad w przeszłość: w oświadczeniach „księży patriotów” też było nawoływanie do pokoju, przy czym krajem pokój miłującym był tylko Związek Radziecki, jak wiadomo główny architekt Zimnej Wojny. Trzeba było się dobrze wczytać w te wiernopoddańcze i poprawione przez cenzurę elaboraty, by coś z tego wykapować. Podobnie jest z Apelem. Jeśli jakaś cenzura wyeliminowała z niego temat aborcji, i to do tego stopnia, że expressis verbis zaatakowano „postanowienia prawne w tej materii”, jednocześnie wspominając o wrażliwości sumienia, to zaiste owi „zwykli” przesadzili. Niech sobie oni myślą co chcą, ale powinni wiedzieć, że mówią do ludzi, którzy wiedzą co chciał powiedzieć Chrystus, mówiąc”: niech mowa będzie tak, tak, nie, nie.

Owi „zwykli” mogliby też pamiętać, że podpinając się pod obecne protesty, akceptują także kabotyńskie wezwania pani L. do obalenia rządu, a przecież tak się odżegnują od polityki w wykonaniu księży. Ponadto można zakładać, że wpisują się także w wulgarność protestujących, nie mówiąc o bluźnierstwach i profanacji miejsc świętych.

Przypomina mi się, co opowiadał pewien kapelan szpitala, kiedy w latach 50-tych pracowałem jeszcze w duszpasterstwie. Chodząc po oddziałach szpitala z komunią dla chorych zauważył kobietę odmawiającą różaniec. Spytał na co oczekuje? Odpowiedziała: bardzo się boję, bo idę na zabieg. Rzeczywiście, siedziała przed salą, gdzie dokonywano aborcji. Swego czasu było o tym zdarzeniu głośno. Jest tu pewne podobieństwo do Apelu, a ścisłe mówiąc do jego autorów. Wielu z nich staje w szeregu domagających się aborcji, a zarazem identyfikuje się z kapłaństwem. W Apelu nie stroni się też od demagogii. Autorzy wołają o apolityczność duchownych. Nazywa się to nadużywaniem religii w celach politycznych. Ich wystąpienie ma jednak charakter polityczny, gdyż materii religijnej w nim w ogóle brak. W istocie chodzi o zamknięciu duchownym ust w sprawach, które traktuje się jako polityczne, a są w istocie natury moralnej i to w rozumieniu chrześcijańskim decydujące o być albo nie być chrześcijaninem. Aborcja należy tu w pierwszym rzędzie. W rozumieniu wrogów Kościoła, ksiądz, kiedy mówi po ich myśli spełnia swe powołanie, kto im się sprzeciwia uprawia politykę. To, że oni tak myślą, to ich sprawa, ale kiedy ksiądz wyznaje podobne zasady, należy się zastanowić kim on właściwe jest. Czy zależy mu także na tym, by wypłukiwać z umysłów i serc ludzkich zasady ewangeliczne?

Zachęcam do zapoznania się z dostępnym na portalu Teologia polityczna tekstem p.t. Odpowiedź 25 polskich Dominikanów na „Apel zwykłych księży”.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)