Dzień kapłański w Kościele ziem polskich.
Ulitzka Carl (1873-1953), proboszcz w Raciborzu, polityk
Urodził się 24 września 1873 w Jaroniowie w pow. głubczyckim. Był trzecim, najmłodszym dzieckiem, rodziny Ulitzków. Ojciec Carla, Franciszek był żołnierzem pruskim, który brał udział w wojnach przeciwko Austrii w 1866 roku oraz Francji w 1870 roku. Następnie został urzędnikiem państwowym. Matka, Otylia, z d. Maiss była córką dzierżawcy gospody w Kietrzu. Carl wychował się w bardzo religijnej rodzinie, zapewne miało to związek z istniejącym niedaleko jego rodzinnej miejscowości raciborskim sanktuarium ze słynnym obrazem Matki Bożej.
Początki edukacji Ulitzki wiążą się z Raciborzem. To w tym mieście skończył szkołę ludową, a następnie Królewskie Gimnazjum Ewangelickie. 21 lutego 1893 uzyskał świadectwo dojrzałości, podobnie jak starszy brat postanowił zostać pracownikiem pocztowym, co wiązało się z rozpoczęciem kariery urzędniczej. Jednak wiosną tego samego roku zmienił zdanie. Był osobą bardzo religijną (prawdopodobnie pod wypływem matki) w związku z czym postanowił wstąpić do seminarium i zostać księdzem. 22 kwietnia 1894 rozpoczął studia we Wrocławiu na Wydziale Teologii Katolickiej Śląskiego Uniwersytetu Fryderyka – Wilhelma. 1 października 1896 Ulitzka wstąpił do seminarium duchownego, święcenia kapłańskie przyjął 21 czerwca 1897, został skierowany do pracy w parafii św. Piotra i Pawła w Kluczborku.
Kluczbork był miastem zdominowanym przez protestantów. Po kilku latach Ulitzka został przeniesiony do Bernau w Brandeburgii. Było to związane z jego znajomością pracy w społecznościach zdominowanych przez protestantów oraz umiejętnością posługiwania się językiem polskim. Były to konieczne warunki do spełniania posługi kapłańskiej sezonowym, polskojęzycznym robotnikom. W Brandenburgii Ulitzka zasłynął z pracy społecznej, na rzecz potrzebujących, bezrobotnych oraz biednych robotników. Założył szkołę katolicką, której celem było zdobycie wykształcenia przez ubogą młodzież po szkole ludowej. Udało się również zbudować kościół w Bernau.
W 1910 roku Ulitzka został przeniesiony do Raciborza. Objął parafię św. Mikołaja w Raciborzu – Starej Wsi, które w przeciwieństwie do dwóch poprzednich charakteryzowała się zdecydowaną przewagą katolików. Niewiele wiadomo o działalności duszpasterskiej Ulitzki w okresie I wojny światowej. W 1910 roku został członkiem partii Centrum. Dał się poznać jako świetny organizator, szybko nawiązał kontakty z wpływowymi ludźmi Raciborza. Koniec I wojny światowej, zwłaszcza na Górnym Śląsku, odbił się nie tylko w sferze gospodarczej, ale również etnicznej. Kwestia podziału tego terytorium miała duży wpływ na lokalnych polityków. W partii Centrum brakowało jednomyślności w sprawie Górnego Śląska. 9 grudnia 1918 w Kędzierzynie Ulitzka zwołał konferencję wszystkich partii Górnego Śląska. Udało się tam wypracować wspólne stanowisko: należało wspierać dążenia do autonomii. Według Ulitzki autonomiczny region powinien znajdować się w Rzeszy Niemieckiej. 16 grudnia 1918 doszło do zmiany nazwy górnośląskiej partii Centrum na Katolicka Partia Ludowa (Katholishevolkspartei). Ulitzka został jej przewodniczącym, jako najbardziej wiarygodny, w swoim stanowisku wobec Rzeszy. W wyborach w styczniu 1919 roku Ulitzka uzyskał mandat parlamentarzysty. Brał udział w pracach nad Konstytucją Rzeszy Niemieckiej, zwłaszcza przy formułowaniu obietnic autonomii Górnego Śląska.
W okresie powstań i plebiscytów Ulitzka znający zarówno język niemiecki, jak i polski namawiał osoby niezdecydowane do pozostania po stronie niemieckiej. Wygłaszał przemówienia, rozmawiał z ludźmi, pisał do przejętych przez Katolicką Partię Ludową czasopism np. „Oberschlesische Volkstimme”. Ulitzka propagował ideę autonomicznego Śląska w państwie niemieckim. W czasie drugiego powstania śląskiego to właśnie on był osobą prowadzącą negocjacje z Korfantym w celu zakończenia walk. Co faktycznie się udało i powstanie zakończono 25 sierpnia 1920 roku. Plebiscyt odbył się 20 marca 1921 - 59,6 % opowiedziało się za Niemcami. Zaczęło wzrastać niezadowolenie i ataki jednej, jak i drugiej strony. W tym okresie Ulitzka publicznie nawoływał do pokoju. Powoływał się na przykazanie miłości bliźniego. Apele nie pomogły, 3 maja 1921 wybuchło trzecie powstanie śląskiej. Ulitzka, który specjalnie wrócił z misji zagranicznej w Italii niechętnie podjął się przywództwa strony niemieckiej w trwającym konflikcie. Po zakończeniu walk zabiegał o utrzymanie jednolitości państwowej Śląska.
Po podziale Śląska Ulitzka został przewodniczącym Wydziału Krajowego Prowincji Górnośląskiej w 1923 roku. Rok później zrezygnował z tej funkcji w związku z licznymi obowiązkami parafialnymi i politycznymi. Dążył do tworzenia ważnych, z punktu widzenia kultury i gospodarki instytucji m.in. Banku Prowincji Górnośląskiej, Biblioteki Krajowej, Górnośląskiego Towarzystwa Straży Pożarnej czy Ubezpieczeń. Ulitzka angażował się również w działalność na rzecz uczynienia z polskich mieszkańców Górnego Śląska lojalnych obywateli Niemiec. Jednym z ważnych sektorów gospodarki na rzecz, których działał było rolnictwo. Występował przeciwko nierówności feudalnej między bogatymi, a bogatymi rolnikami. Do ich obrony powołał Górnośląski Związek Rolników, a następnie utworzono w Opolu Izbę Rolniczą dla niemieckiego Górnego Śląska w 1925 roku. Efektem tej polityki było również powołanie w 1927 roku Wyższej Szkoły Rolniczej. Po przejęciu władzy przez nazistów i rozwiązaniu Centrum Ulitzka wycofał się z działalności politycznej. Skupił się na pracy duszpasterskiej i obronie praw Kościoła w tworzącym się państwie totalitarnym.
Ulitzka potępiał nazistowski antysemityzm, był zatroskany o kultywowanie polskich tradycji mieszkańców niemieckiej części Górnego Śląska. Do wybuchu wojny odprawiał msze również w języku polskim. W związku z czym w lipcu 1939 roku Ulitzka musiał opuścić Górny Śląsk. Uznano go za osobę, która może zaszkodzić interesom Rzeszy. Przeniósł się do Berlina – Karlshorst. Formalnie był dalej proboszczem parafii w Raciborzu – Starej Wsi, więc nie mógł objąć nowej parafii. Po zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu 20 lipca 1944 roku gestapo rozpoczęło walkę z jego organizatorami, jak i niemiecką opozycja wewnętrzną. Carl Ulitzka został uznany za winnego działalności na szkodęRzeszy. Aresztowano go 28 października 1944 roku, a na początku listopada również odizolowano. 21 listopada został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau .
Po opuszczeniu obozu Carl Ulitzka przebywał w Ingolstadt, gdzie opiekował się Polakami – byłymi więźniami obozów koncentracyjnych. Tam zastało go zakończenie II wojny światowej. W sierpniu 1945 roku wrócił na Górny Śląsk, ponownie obejmując stanowisko proboszcza w Raciborzu-Starej Wsi, by po tygodniu z powodu szykan i gróźb mordu ponownie wyemigrować. Powrócił do Berlina – Heimgarten 17 sierpnia 1945. Postanowił ponownie zaangażować się w politykę. Wstąpił do CDU , koncentrował się wyłącznie na pomocy dla wygnanych z ojczyzny Górnoślązaków oraz kwestii rewizji krzywdzącej - jego zdaniem - granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Swoim osobistym wysiłkiem pomógł wielu wypędzonym Górnoślązakom "w budowie nowego domu na obczyźnie". W toku Konferencji Moskiewskiej i podczas następnej, odbytej w listopadzie 1947 roku w Londynie, alianci stanowczo stwierdzili, że kwestia powrotu terenów wschodnich do Niemiec już nigdy nie będzie rozpatrywana. Ciągłe podupadanie na zdrowiu i tęsknota za Górnym Śląskiem doprowadziły Ulitzke do śmierci.
Zmarł w Berlinie 12 października 1953. Wskutek braku możliwości realizacji jego życzenia, by został pochowany na ojczystej górnośląskiej ziemi, jego pogrzeb odbył się w tydzień później na cmentarzu ewangelickim w Berlinie-Karlhorst.
Bibliografia
G. Hitze, Carl Ulitzka (1873-1953) oder Oberschlesien zwischen den Weltkriegen, Düsseldorf 2002; K. Glombik, Carl Ulitzka (1873 – 1953). Duszpasterz i polityk trudnych czasów, Opole 2010.
______________________________________________________________
W hołdzie Wielkiemu Polakowi
W 2013 roku przypada 65. rocznica śmierci kardynała Augusta Hlonda. W województwie śląskim rozpoczął się Rok tego wybitnego Górnoślązaka, pierwszego biskupa diecezji katowickiej, prymasa Polski w latach 1926–1948.
W odrodzonej Rzeczypospolitej August Hlond odegrał wybitną rolę, i to nie tylko w życiu Kościoła – nie uczestniczył jednak w burzliwej historii Górnego Śląska, poprzedzającej wydarzenia 1922 roku.
– To okres działalności Wojciecha Korfantego, kiedy to w pewnej grupie społeczeństwa i duchowieństwa zaczyna dominować świadomość, że jesteśmy Polakami, radykalizują się postawy narodowe na Górnym Śląsku, które w sposób szczególny uwidoczniły się po zakończeniu I wojny światowej, w czasie powstań i plebiscytu. I wtedy pojawia się ksiądz August Hlond. W dokumentach z tego gorącego okresu zasadniczo nie występuje jego nazwisko, ale w niektórych odnalezionych w archiwum parafii Mariackiej dokumentach zauważamy, że śledzi on z uwagą wszystkie wydarzenia, które dzieją się na Śląsku. Pozostaje w bliskim kontakcie z księdzem Teodorem Kubiną, proboszczem kościoła Mariackiego, i jest doradcą grupy księży (Michał Lewek, Teodor Kubina i Eugeniusz Brzuska), którzy czynili starania o usamodzielnienie Górnego Śląska. W zachowanych dokumentach daje się odczuć znaczącą pomoc Augusta Hlonda. Zarówno rodzącej się władzy państwowej na Górnym Śląsku, jak i pewnej grupie księży zależy, aby szybko wyjąć spod jurysdykcji biskupa wrocławskiego tę część, która w przyszłości będzie przydzielona Polsce. Powstają dwa bardzo ważne memoriały. Przypuszczam, pisane przez księży Lewka i Kubinę, a możliwe, że przez Kubinę w porozumieniu z Augustem Hlondem, który dobrze wiedział, jak pisać dokumenty adresowane do rządu warszawskiego czy do Stolicy Apostolskiej.
Trwały już przygotowania o powołanie nowej diecezji katowickiej…
– Zarówno stronie kościelnej, jak i rządowej zależało na umocnieniu struktur państwowych i granic. Interes obu stron spotykał się w jednym miejscu. Trzeba było umocnić granice. Episkopat polski w tym czasie przygotowywał się do reorganizacji sieci terytorialnej Kościoła, chodziło o zatarcie granic wytyczonych przez Austrię, Rosję i Prusy. Na przeszkodzie utworzeniu diecezji katowickiej stały, między innymi, nieuregulowane spory majątkowe na terenie dawnego wikariatu cieszyńskiego, który był pod panowaniem austriackim. Diecezja wrocławska miała tam posiadłości, które stanowiły podstawę ich materialnego funkcjonowania. Dlatego w pierwszym etapie na tej części Górnego Śląska, która przypadła Polsce po plebiscycie, zostaje utworzona tylko administracja apostolska, wyłączona z diecezji wrocławskiej, ale podporządkowana bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Tak zdecydował papież Pius XI. 7 listopada 1922 roku staje na czele administratury August Hlond.
Nie dla wszystkich był to wybór oczywisty, byli przecież księża, których nazwiska krążyły od dawna: Michał Lewek, Teodor Kubina i Eugeniusz Brzuska…
– Rzeczywiście, było wiele propozycji. Strona niemiecka lansowała księdza Jana Kapicę, według kardynała Adolfa Bertrama – ówczesnego biskupa diecezji wrocławskiej – był to kandydat do zaakceptowania zarówno przez stronę niemiecką, jak i przez Ślązaków. Ponieważ jednak pełnił on od października 1921 roku funkcję delegata kardynała Bertrama dla tej części diecezji, która przypadła Polsce przy zachowaniu podporządkowania diecezji wrocławskiej, kandydatura ta nie mogła być brana pod uwagę. Proponowano także proboszcza z Kochłowic, księdza Ludwika Tunkla. Strona polska forowała natomiast duchownych o wyrazistym polskim obliczu: księdza Aleksandra Skowrońskiego, Teodora Kubinę, Emila Szramka. Sprzeciw wobec tych kandydatur z kolei zgłaszały władze niemieckie. Trwał więc impas. Chodziło przecież nie tyle o administratora, co przyszłego biskupa nowej diecezji. Wyboru Augusta Hlonda dokonał osobiście papież Pius XI. Niezwiązany bezpośrednio z tutejszym życiem politycznym, kościelnym – salezjanin, z pochodzenia Ślązak, wychowany w zaborze austriackim, był człowiekiem spoza „układów”.
…dorastający jednak we Włoszech…
– To prawda, w 1893 roku jako dwunastoletni chłopak, w towarzystwie starszego o dwa lata brata Ignacego, wyjeżdża do Turynu, gdzie obaj rozpoczynają naukę w salezjańskim zakładzie w Valsalice. Nie było w tym jednak nic nadzwyczajnego. Niezwykle patriotyczna rodzina Hlondów uważała, że dzieci powinny wychowywać się w duchu kościelnym, w świecie wartości chrześcijańskich. Nie mogli więc pozwolić, aby uczęszczały do wzbudzającej ich zastrzeżenia szkoły pruskiej. Na pewno nie bez znaczenia pozostawał także argument materialny. Nauka w domach ks. Bosko dawała perspektywę ukończenia szkoły średniej i gwarantowała właściwe wychowanie. Czterej synowie Hlondów: Ignacy, August, Antoni i Klemens zostali salezjanami. Antoni, aby zdystansować się – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – od wielkości swojego brata, zmienił nazwisko na Chlondowski, zasłynął jako kompozytor i założyciel szkoły organistowskiej w Przemyślu, był także inspektorem prowincji polskiej zgromadzenia salezjańskiego. Szesnastoletni August zostaje salezjaninem i od razu zwraca na siebie uwagę przełożonych, daje się poznać jako człowiek posiadający ogromne możliwości, zapewne dlatego zostaje skierowany na studia do Rzymu. Na Uniwersytecie Papieskim „Gregorianum” kończy fakultet filozoficzny, zdobywając stopień doktora. Wraca do Polski, jest w Oświęcimiu, Krakowie, Lwowie, Przemyślu. Oddelegowany do Wiednia, staje na czele rozległej prowincji salezjańskiej, obejmującej: Austrię, Węgry i południowe Niemcy. Podczas pobytu na placówce dyplomatycznej w Wiedniu poznaje Achillesa Rattiego (przyszłego papieża Piusa XI), nawiązuje się między nimi nić porozumienia, która w przyszłości okaże się wielce pomocna, i to dla obu stron.
Jakie były oczekiwania wobec przyszłego biskupa katowickiego?
– Liczono się z tym, że jako zakonnik nie będzie uwikłany w tutejszą wewnętrzną politykę kościelną, być może spodziewano się także pomocy materialnej ze strony zgromadzenia zakonnego. Organizacja nowej diecezji wymagała dużych nakładów finansowych, w Katowicach nie istniało żadne zaplecze administracyjne. Wprawdzie diecezja wrocławska starą tradycją, jako tak zwana diecezja-matka, zobowiązana była uposażyć nową, utworzoną z jej części, diecezję, ale niestety do tego się nie kwapiła. Z pomocą przyszły bezzwrotne pożyczki udzielane przez Naczelną Radę Ludową. August Hlond 14 grudnia 1925 roku, podczas nominacji na biskupa nowo utworzonej diecezji katowickiej, uzyskał od rządu warszawskiego zapewnienie o wsparciu finansowym. Kilka miesięcy później, kiedy okazało się, że pomoc ta jest fikcyjna, chciał nawet zrezygnować z funkcji. Cały ciężar tworzenia diecezji spoczął na barkach miejscowego Kościoła i władzach województwa śląskiego.
W nowej diecezji znaleźli się także niemieccy katolicy.
– To była specyficzna sytuacja, niemieccy katolicy utracili pozycję większości i nagle musieli grać rolę, którą do niedawna odgrywali Polacy, stali się mniejszością narodową. Można było więc spodziewać się chęci odwetu Polaków na Niemcach. Owe konflikty narodowościowe silnie podzieliły lokalną społeczność. Konieczną stała się odnowa życia religijnego na Śląsku, które mocno zostało nadwyrężone w latach I wojny światowej, powstań śląskich, plebiscytu. Świadom zagrożeń August Hlond, po pierwsze – wyznacza wspólny cel, jakim była budowa katedry, po drugie – nauczony smutnym doświadczeniem sprzed podziału diecezji wrocławskiej, już w 1923 roku, jeszcze jako administrator, powołuje własne czasopismo. Powstaje „Gość Niedzielny” dla Polaków i jego niemiecki odpowiednik „Sonntagsbote”. Listy Pasterskie pisze po polsku i po niemiecku, Niemcy zachowują status quo – zarówno w szkolnictwie, jak i dotychczasowym porządku parafialnym, nadal msze święte i nabożeństwa są odprawiane w języku niemieckim, pozostawia także wszystkie stowarzyszenia i organizacje kościelne. Z jednym wyjątkiem, zaprasza do współpracy śląski oddział Związku Katolików Niemieckich w Polsce (Verband Deutscher Katholiken in Polen), ale szybko okazało się, że mają oni większe ambicje. Pod przewodnictwem Thomasa Szczeponika i Eduarda Panta, Verband rości sobie pretensje, aby występować wobec władz kościelnych jako reprezentant katolików niemieckich. Na to August Hlond nie mógł się zgodzić. Reprezentantem katolików niemieckich powinien być ich właściwy proboszcz, a prawa zabezpieczać prawo kanoniczne i biskup, a nie jakaś niekościelna grupa, wprawdzie katolików świeckich, ale niezależna od władz kościelnych organizacja. Dochodzi więc do konfliktu, jednak ksiądz August – co jest całkowicie zrozumiałe – nie mógł dopuścić do rozbijania ludności katolickiej. Verband, mając swoją reprezentację w Sejmie Śląskim, wymusił zgodę na pewne ustępstwa, jak się jednak okazało, nie w pełni zadowalające Niemców. Były także przykłady innych zachowań. W gronie duchowieństwa niemieckiego na Śląsku pojawiła się grupa, która na spotkaniach w Załężu, gdzie proboszczem był ksiądz Józef Kubis, lojalnie postulowała, że należy ograniczyć się do działalności czysto duszpasterskiej i odsunąć na bok poglądy polityczne. I to była postawa, którą Hlond docenił. Mimo że był to okres bardzo burzliwy, co widać w dyskusjach, które toczyły się na tematy kościelne w Sejmie Śląskim, uważam, że mniejszość niemiecka, mimo wielu konfliktów, nie zagrażała jedności Kościoła katowickiego. Małe, chociaż ostro formułowane problemy, urosną dopiero w chwili, gdy u władzy w Niemczech stanie Adolf Hitler i niektóre grupy niemieckich katolików w diecezji katowickiej ulegną radykalizacji i nacjonalistycznej propagandzie, nie tyle może wprost identyfikując się z hasłami nazistowskimi, co podejmując bliską im myśl powrotu Śląska do Niemiec.
Mądra strategia Augusta Hlonda wprawdzie nie doprowadziła wówczas do pojednania, na które trzeba było poczekać kilkadziesiąt lat, ale chyba go zapoczątkowała…
– Tego nie powie żaden Niemiec, ponieważ Niemcy na Śląsku stworzyli czarną legendę Hlonda. Zupełnie niezasłużenie. Oskarżali go o niesprawiedliwe, niekanoniczne działania wobec niemieckich katolików – i to nie tylko podczas jego pobytu na Śląsku, ale także w okresie rządów prymasowskich, zwłaszcza gdy w 1945 roku tworzył i reorganizował administrację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych, włączonych do Polski.
Mimo krótkiej obecności, biskup Hlond pozostawił na Śląsku trwałe ślady.
– Śląsk nie nacieszył się Hlondem, był tu zaledwie od listopada 1922 roku do czerwca 1926 roku, ale zyskała Polska, zyskał polski Kościół. Tak krótkie kierowanie tutejszym Kościołem przepowiedział mu, podczas wręczania nominacji na biskupa katowickiego, kardynał Aleksander Kakowski: „siły [księdza] uniosą jeszcze większe ciężary niż te, które biskup nosi na swych barkach”. Można to potraktować jako prorocze słowa, ale nikt nie spodziewał się, że stanie się to w tak krótkim czasie. A jednak ten założycielski epizod przyniósł trwałe ślady. August Hlond podjął wszystkie najważniejsze decyzje, jego następcy już tylko kontynuowali budowę katedry, założenie seminarium w Krakowie…
Dlaczego w Krakowie?
– Mimo zaleceń Stolicy Apostolskiej, która widziała seminarium w Katowicach, biskup Hlond chciał wyprowadzić młodych z miejsca, gdzie konflikty narodowościowe mogły zdeformować ich powołanie do pracy duszpasterskiej, z założenia w końcu ponadnarodowej i apolitycznej. Uważał, że najlepszym miejscem będzie właśnie Kraków. To była jedna z bardzo ważnych decyzji biskupa, która zaważyła na formacji intelektualnej, ale także duchowej przyszłych księży.
Zarówno jako ksiądz, biskup, a później prymas Polski – zasłynął August Hlond ze swojej apolityczności.
– Dystansował się od bieżących spraw politycznych. W najważniejszym Liście Pasterskim z marca 1924 roku „O życie religijne na Śląsku” wskazuje drogę dla katolików i dla duchowieństwa. Duchowieństwu zaleca wyjście z polityki, zajęcie się tylko duszpasterstwem, a katolikom – zaangażowanie w Ligę Katolicką, która później przekształciła się w Akcję Katolicką, po to, żeby na politykę wpływać pośrednio, poprzez dobrze wykształconych, kierujących się zasadami chrześcijańskimi ludzi świeckich. To była zasada, która przyświecała Hlondowi, zarówno na drodze biskupiej, jak i prymasowskiej. Myślał kategoriami państwowymi: miał dystans do polityki bieżącej, był tak samo oddalony od lewicy, jak i od skrajnej prawicy.
Najważniejsze przesłanie kardynała Hlonda, aktualne również w dzisiejszych czasach…
– Trudno w kilku słowach streścić bogaty życiorys i dokonania duchownego, który wyszedł z domu krytego słomą w Brzęczkowicach pod Mysłowicami, a obecnie spoczywa w kaplicy katedry św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Parafrazując słowa jego testamentu, trzeba o nim powiedzieć: „Zawsze pracował dla Kościoła świętego, dla rozszerzania Królestwa Bożego, dla Polski, dla dobra narodu polskiego”.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 905 odsłon