A GDY NAM LOS WYŁAMIE DRZWI....
A GDY NAM LOS WYŁAMIE DRZWI…
Moja zmęczona Matko! Polsko!
Składam najprościej zgrzebne słowa
Gdy Twoje serce z bólu drży
I we mnie struna łka Hiobowa
I ja zarastam perzem smutku
Gdy coraz mroczniej myśli łączę
Dlatego proszę w progu stań
Gdy nam niepewność kroki splącze
I rozpal w piecu wielki ogień
I obrus biały złóż na stole
Tak by z daleka światło z okna
Wiodło przez zaorane pole
By jak w dzieciństwie kiedy nocą
Gdy w rękach niosłem chłodny strach
Na miejscu obok starej gruszy
Był domu wielki znany dach
I jeszcze lekko uchyl drzwi
Bym pewny był że na mnie czekasz
Gdy w przyciemnionym świetle lamp
Noc przesypuje ból w powiekach
Położę głowę u Twych kolan
Porozmawiamy cicho z Bogiem
Aż przyjdzie snu łagodny Anioł
I o wolności nam opowie...
I tak dotrwamy aż do świtu
Gdy ptaki zrzucą ciemność z piór
A słońce będzie złotym palcem
Rysować grzbiety sennych gór
Moja zmęczona Matko..! Polsko..!
Przyjmij te zgrzebne metafory
Bo gdy nam Ciebie znów zabraknie
Już nie potrzebne będą spory...
Kto z nas Ci służył z większą wiarą
Bo gdy nam los wyłamie drzwi...
To zamiast papierowych ptaków
W progu wyrosną…malwy krwi..!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 8 odsłon