Polska kontra małpiarnia

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

Szkoda, że nie wszyscy dostrzegają, że Jarosław Kaczyński – czy go się lubi czy nie – jest jednak politykiem poważnym. Podobnie ma się sprawa z Andrzejem Dudą czy Mateuszem Morawieckim. Prawdą jest też, że na tle przedstawicieli totalnej opozycji wypadać poważnie nie jest trudno, gdyż z każdym mijającym tygodniem, miesiącem i rokiem widać, że po stronie totalnej opozycji mamy do czynienia ze zwykłą małpiarnią.

Pierwszy przykład z brzegu. Kampania wyborcza zawiodła Borysa Budkę i kandydata-dublera, Rafała Trzaskowskiego do Oświęcimia gdzie prowadzali się przed kamerami z niejakim Sebastianem Kościelniakiem, tym samym który uczestniczył w 2017 roku w wypadku samochodowym z kolumną rządową, podczas którego Beata Szydło odniosła obrażenia. Trzaskowski z udawaną powagą mówił: „Przypadek Sebastiana Kościelnika pokazuje, że jeżeli ktokolwiek wejdzie w konflikt z tą władzą, to nie może liczyć ma równe traktowanie”. Ktoś powie, że kampania ma swoje prawa. Dobrze, ale ja zapytam wtedy, czy ktoś wyobraża sobie prezydenta Andrzeja Dudę, premiera Mateusza Morawieckiego czy prezesa Jarosława Kaczyńskiego pokazujących się w trakcie kampanii przed kamerami z panią Natalią Arnal oraz jej córką i prezentujących je jako ofiary PO i Bronka Komorowskiego? Przypominam, że piosenkarka Natalia Arnal ucierpiała przed Belwederem podczas zderzenia z limuzyną ówczesnego prezydenta Komorowskiego, a jej córka trafiła wtedy do szpitala. Ofiara wypadku w liście otwartym pisała wtedy: „Potraktowano mnie niesprawiedliwie, próbując zrobić ze mnie kozła ofiarnego, kierowcy BOR jeżdżą jak piraci drogowi”. Przypominam tę historię, aby pokazać, że politycy PiS mogliby zorganizować podobną ustawkę i zapytać na przykład, czy Budka, Trzaskowski, albo ktokolwiek z polityków PO odwiedzili panią Arnal i zapytał o zdrowie jej i córki? Jakiż to byłby potężny cios medialny wymierzony w PO, zwłaszcza gdyby obie ofiary uroniły przed kamerami choć kilka łez?

Przypomniałem te dwa przypadki, aby wykazać, że politycy sprawujący najwyższe urzędy w państwie lub tylko pretendującym do ich piastowania powinni mieć jakieś wewnętrzne hamulce i elementarne rozeznanie co wypada, a czego nie wypada robić, mając na względzie elementarną uczciwość i przyzwoitość. Dlatego podtrzymuję swoją ocenę mówiącą, że w przypadku totalnej opozycji mamy do czynienia z polityczną małpiarnią, a Budka i Trzaskowski wyrastają nam na samców alfa tej małpiarni, które wywołują już tylko moje obrzydzenie. I znowu ktoś może powiedzieć, że zbyt surowo oceniam polityków opozycji. Ja wtedy takiego kogoś odeślę do parlamentu i zapytam czy tam po 2015 roku odbyła się jedna debata choćby tylko od biedy spełniająca standardy tego czego w demokratycznym świecie oczekuje się od parlamentarzystów? Gotowanie tej parlamentarnej żaby odbywało się stopniowo i dlatego nie każdy zauważył, że dzisiaj jest już ona ugotowana na miękko. Totalna opozycja brykająca w ławach sejmowych i na sali plenarnej przypomina uczniów podstawówki, którzy wykorzystując nieobecność nauczyciela, plują, wrzeszczą, strzelają ryżem z rurek i próbują upokorzyć tych, którym ta zabawa nie bardzo się podoba. No, bo jak ocenić podejrzanie rozbudzonych Budkę, czy Nitrasa? Ten pierwszy pohukuje, robi dziwne przysiady, półprzysiady i małpie miny, a drugi grzebie bezczelnie w prywatnych torbach i teczkach posłów PiS, albo rzuca dziecięcymi bucikami w Jarosława Kaczyńskiego.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że osiągnęliśmy dzięki tym wszystkim budkom i nitrasom takie dno dla którego, każde inne może być już tylko wierzchem. Jest jeszcze jedno równie przerażające zjawisko. Platforma Obywatelska zdała sobie w pewnym momencie sprawę, że obecny jej sposób uprawiania polityki à la małpiarnia nie ułatwia im poszerzenia elektoratu i pozwala zatrzymać przy sobie jedynie ten najbardziej twardy. I stąd był pomysł schłodzenia emocji poprzez wystawienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Przypominam, że Grzegorz Schetyna mówił wtedy: „Ludzie domagają się spokoju i rozsądku, chcieliby, żeby pojawił się ktoś, kto "by umiał was tam wszystkich pogodzić" - tak mówią; kto by wprowadził ład, normalność i zgodę. Potrzebny jest ktoś, kto przed kim nawet najgorsi szczekacze muszą się zacząć miarkować, ktoś, kto będzie myślał o ludziach i o ich zwykłych, życiowych sprawach. […] I to właśnie ona powinna być naszym wspólnym kandydatem na stanowisko premiera. Tak, drodzy państwo, to ludzie wybrali nam kandydata na premiera”.

I co się stało? Platforma nie tylko nie zyskała nowych potencjalnych wyborców, ale zaczęła błyskawicznie tracić swój żelazny elektorat. Fanatyczni antypisowcy wychowani w nienawiści przez swoich politycznych idoli nie chcieli ani zgody, ani ładu, ani spokoju, ani normalności. Oni niczym fani zwiedzania ogrodów zoologicznych żądali powrotu swoich małp na stary wybieg, bo tylko wtedy gotowi są rzucać im cukierki i banany. I właśnie tylko dlatego Kidawę-Błońską wymieniono na Trzaskowskiego. Włączył się alarm ostrzegający, że to ostatni moment na odzyskanie przynajmniej tego twardego elektoratu, który najwyraźniej tę małpiarnię pokochał. Nieudany manewr z Kidawą-Błońską ukazał rzecz dla Platformy bardzo niebezpieczną. Okazało się, że nie tyle uwiedli i rozkochali w sobie swoich wyborców, ale stali się ich zakładnikami. Przez lata zaszczepili w nich pogardę oraz nienawiść do pisiorów i teraz tkwią razem w tym zwarciu, z którego nie ma już dobrego wyjścia. Zwiedzający domagają się małp i małpy dostają w wielkim dwupłciowym wyborze.

Wybór między Andrzejem Dudą a nowym kandydatem małpiarni, Rafałem Trzaskowskim nie jest decyzją skomplikowaną i mówiąc kolokwialnie jest on prosty jak budowa cepa. Albo Polska będzie biało-czerwona, albo tęczowa. Albo będzie w miarę normalna, albo z Pałacu Prezydenckiego „Wielki Językoznawca” Trzaskowski będzie pluł i strzelał ryżem z rurki w premiera, rząd i Jarosława Kaczyńskiego. Sądząc po jego dotychczasowej działalności i wypowiedziach jest zdeklarowanym lewakiem zaokrętowanym dla niepoznaki pod tanią banderą PO. W programie, „Kropka nad i” zapytany przez Monikę „Stokrotkę” Olejnik o małżeństwa homoseksualne Trzaskowski wyznał: „Bardzo chciałbym być pierwszym prezydentem Warszawy, który takiego ślubu mógłby udzielić”. Z kolei w obecnej kampanii wyborczej jak na obłudnego lewaka przystało podpina się cynicznie pod spuściznę Jana Pawła II, „Solidarności”, a nawet Lecha Kaczyńskiego, którego ulicę w stolicy przemianował na „Armii Ludowej”. Trudno mi uwierzyć, żeby Polacy wybrali podszywającego się pod katolika oszusta nieposyłającego dzieci na lekcje religii, a syna do Komunii Świętej i wyznającego boga Spinozy. Całe szczęście, że ma ślub kościelny, bo gdyby go nie miał to pospiesznie by go zawarł, podobnie jak jego idol, Herr Donald Tusk w kampanii z 2005 roku. Trzaskowski to taki pozbawiony duszy Golem, z tym, że ulepiony nie z gliny, ale z wyuczonych gładkich formułek, kłamliwych hasełek i szelmowskich uśmieszków przypominających cwaniaczka naganiającego do gry w trzy karty na jakimś jarmarku czy giełdzie samochodowej. Nie wierze, żeby 12 lipca Polscy dali się tak łatwo oszukać.

Tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”

Brak głosów