Dzieci rewolucji
Dzieci rewolucji
Tytuł zaczerpnąłem ze słynnego, liczącego sobie już pół wieku wielkiego przeboju, „Children of the revolution” brytyjskiej grupy rockowej, „T. Rex” założonej przez Marca Bolana, ale to, o czym będzie dalej chyba jeszcze lepiej oddaje pierwsza zwrotka hitu „Elektrycznych Gitar”, „Dzieci wybiegły”
Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły
Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki
Chodnik zapluły, ludzi przepędziły
Siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie
Chyba ominęło mnie coś ważnego i epokowego. Prezydent Gdańska, folksdojczka Frau Dulkiewicz napisała na Facebooku: „Muzeum Gdańska zbiera transparenty, flagi i zdjęcia z protestów. Jeśli możecie, podzielcie się swoimi hasłami z przyszłymi pokoleniami. Warto, żeby nasze dzieci i wnuki wiedziały, kto wywiózł ten rząd na taczkach i dlaczego”. Od wielu już lat piszę o naszych polskich sprawach i nagle okazuje się, że przespałem tak ważny i przełomowy moment naszych dziejów. Dlatego apeluję do Frau Dulkiewicz, aby zechciała pomóc zagubionemu publicyście „Warszawskiej Gazety”, któremu niestety przez własne gapiostwo uciekł z peronu pociąg historii. Kobito, zlituj się i podaj mi dokładną datę, godzinę i minutę upadku rządu i wywiezienia go na taczkach.
A tak już na poważnie przypominam Frau Dulkiewicz, że nawet niezwykle gorliwi kubańscy komuniści Muzeum Rewolucji w Hawanie otworzyli dopiero dwa lata po obaleniu reżimu Batisty. No, ale jeżeli ta paniusia od samego początku urzędowania w gdańskim ratuszu postanowiła robić z siebie nawiedzoną i skończoną idiotkę, to już jej sprawa. Tak czy inaczej zajmiemy się dzisiaj tą rewolucją zwłaszcza, że rewolucjoniści powołali już Radę Konsultacyjną, która jak się domyślam jest odpowiednikiem bolszewickich Rewolucyjnych Komitetów, tak zwanych rewkomów. Ostatnia Rada Konsultacyjna, którą jeszcze pamiętam, to ta utworzona w latach 80. ubiegłego wieku przy Przewodniczącym Rady Państwa, I sekretarzu PZPR, Prezesie Rady Ministrów, zdrajcy i zbrodniarzu Wojciechu Jaruzelskim. Jak widać lesbijka, Marta Lempart czerpie z najlepszych wzorców, ale w swoim rewolucyjnym szale okazuje się być tysiąc razy głupsza od bolszewików. Tamci przynajmniej dla pozoru do rad wpychali przedstawicieli robotników, po plecach których dorwali się do koryta. Tymczasem Lempart już na starcie pokazała wielkiego wała młodym ludziom, których wyprowadziła na ulice nie zapraszając żadnego ich przedstawiciela do rady. Znalazła za to miejsce dla płatnego kapusia SB o pseudonimie „Znak”, czyli Michała Boniego, który wyleciał na polityczny aut po swojej klęsce w ubiegłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zaprosiła do rady żałosną, śmieszną i skompromitowaną, prof. Monikę Płatek z UW, a zapomniała o feministycznej i lewackiej „chlubie” tej samej uczelni, profesorzynie Magdalenie Środzinie z domu Ciupak, która śliniła się do Lempart nazywając ja „Wałęsą naszych czasów”. Cóż za niewdzięczność.
A czym tak naprawdę ma być rewolucja, którą od pięciu już lat chcą nam zafundować ludzie odsunięci od koryta władzy w wyniku wolnych i demokratycznych wyborów? To nie ma już niczego wspólnego z rewolucją rozumianą naiwnie i po staremu, jako nagły i niekontrolowany wybuch prawdziwego gniewu ludu, który burzy stary porządek świata. Gniewu, który niczym energia wulkanu długo się gromadzi, by w pewnym zupełnie nieoczekiwanym momencie eksplodować. W prawdziwej niekontrolowanej i przez nikogo niesterowanej rewolucji dopiero taka nagła i gwałtowna erupcja wyrzuca na powierzchnie wiarygodnych przywódców i prawdziwych bohaterów.
A jak to wygląda u nas? Na początek mała dygresja. Nie jestem bałwochwalczym wyznawcą ustroju pod tytułem demokracja, ale jedno muszę przyznać. Demokracja bardzo mocno zniwelowała możliwości wybuchów prawdziwych rewolucji, z jednego prostego powodu. Powstał bardzo skuteczny wentyl bezpieczeństwa, jakim są organizowane co kilka lat wybory. To dzięki nim lud za pomoc kartki wyborczej może rozładować swój skumulowany gniew i wymienić rządzących. Co zatem od 2015 roku dzieje się w Polsce? Skoro nie słychać autentycznych i masowych gniewnych pomruków polskiego ludu to trzeba było zatrudnić dobrze opłaconych i wyszkolonych przez ośrodki zagraniczne najemników, którzy będą pełnić role wyrazicieli tego „gniewu ludu” i jak lesbijka Lempart ogłosić, że: „To jest rewolucja!” Oczywiście ci wytypowani wyraziciele woli i gniewu ludu obiecują obalić znienawidzoną władzę i przekazać ją w ręce tegoż ludu, ale oczywiście nie bezpośrednio. Zagraniczni mocodawcy już dawno wyznaczyli i przygotowali najlepszych kandydatów na przedstawicieli nadwiślańskiej gawiedzi. Na początku protestów, żeby ów gniew robił wrażenie spontanicznego, autentycznego i młodzieńczego, trzeba było rzucić w przestrzeń publiczną kilka mocnych wulgaryzmów, które jako swoje hasła szybko podchwyci zmanipulowana młodzież. Trzeba było tę młodzież ośmielić pierwszymi atakami na kościoły dokonywanymi przez zawodowych prowokatorów, aby młodzi ludzie uwierzyli, że hulaj dusza piekła nie ma. Wynajęci rewolucjoniści powiedzieli im w ten sposób: Słuchajcie, idźcie na całość. Nasi sędziowie was uniewinnią, a nasze media zrobią z was narodowych bohaterów. Patrzcie, nawet znany organom ścigania bandyta i recydywista, który pobił księdza nie trafił do aresztu.
Bardzo dobrze te ostatnie „rewolucyjne” protesty podsumował Arcybiskup Henryk Hoser SAC, który w rozmowie z portalem wPolityce.pl stwierdził: „W rzeczywistości były one z dużym wyprzedzeniem przygotowane przez biegłych w inżynierii społecznej, przez znaną organizację, z częściowo znanymi źródłami finansowania i nie od początku ujawnionymi zamiarami. Manifestacje ewoluują pod bacznym okiem ich reżyserów. Ostatecznym celem nie jest „ochrona” tysięcy i setek tysięcy kobiet (aborcji eugenicznej wykonano oficjalnie w zeszłym roku nie więcej niż ok. 1.110) . Celem manifestacji jest obalenie rządu i osadzenie u władzy tych, którzy doprowadzą w Polsce neomarksistowską rewolucję do końca. Przybiera ona postać walki z konstytucyjnym państwem polskim. Dzieje się to w czasie szalejącej epidemii i pociągnie za sobą setki i tysiące chorych i zmarłych. Manifestacje wciągające tylu młodych ludzi, przeradzają się w happeningi i w „zadymę i drakę”. Młodzi podskakują, tańczą i wykrzykują hasła, na początku i ciągle wulgarne i plugawe, połączone z profanacją kościołów i miejsc pamięci, a nadal nieodmiennie nienawistne. I wszystko dzieje się w chmurze Covid 19. I ktoś za to odpowiada”.
I teraz przechodzę do najsmutniejszej kwestii ostatnich wydarzeń. Jak wiadomo takim pseudo rewolucjonistom i sowicie opłacanym przez zagranicę najemnikom zależało, aby na ulice polskich miast wyszedł największy i najbardziej prymitywny motłoch, którym łatwo jest manipulować oraz zwolnić go z wszelkich moralnych, etycznych i kulturowych hamulców. I tu powstaje z pozoru wielki i pozbawiony logiki zgrzyt. Przecież trudno motłochem i prymitywną tłuszczą nazwać licealistów, a nawet uczniów ze starszych klas szkół podstawowych? A przecież to głównie oni wyszli na ulice polskich miast. Niestety, sterujący tymi manifestacjami z pełną premedytacją postawili na tych młodych ludzi. Uznali, że w końcu naszedł ten czas, kiedy można wykorzystać długo hodowane zatrute owoce szerzenia lewackiej ideologii i degrengolady w polskiej oświacie.
Bez cienia satysfakcji przypomnę, że właśnie przed tym przestrzegałem na łamach „Warszawskiej Gazety” podczas ubiegłorocznego strajku nauczycieli. To wtedy mocno wychwalani i podkręcani przez lewackie i liberalne media nauczyciele zwolnili hamulce i masowo w internecie prezentowali swoje pozazawodowe zdolności, umiejętności i kwalifikacje. Śpiewali infantylne i bezdennie głupie pioseneczki własnego autorstwa, przebierali się za krowy i ryczeli jak krowy. Nagle rodzice i co inteligentniejsi uczniowie zobaczyli prawdziwe oblicze tego zlewaczałego nauczycielskiego towarzystwa. Niestety w większości strajkujących szkół na palcach jednej ręki można było policzyć pedagogów, którzy nie godzili się na uczynienie ze swoich uczniów zakładników, a z siebie pajaców. Nie słychać było głosów dezaprobaty po masowych internetowych koncertach nauczycielskich błaznów. Jedynym plusem tego towarzyszącego strajkowi festiwalu żenady zaprezentowanego w mediach społecznościowych było to, że mogliśmy ujrzeć z bliska nauczycielską kulturę osobistą, ich horyzonty intelektualne i świadomość polityczną. Już wtedy przypominałem słowa Jana Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.
Pamiętam doskonale, że po moich zeszłorocznych tekstach zatytułowanych, „Nauczycielski etos sięgnął dna” oraz „Broniarz, fircyk w zalotach opozycji” otrzymywałem listy od oburzonych nauczycieli. I jeszcze jedna uwaga, która dla bezkrytycznych zwolenników PiS może być nie do przyjęcia. Jeżeli za średni wiek uczestników tych ostatnich dzikich manifestacji przyjmiemy przedział wiekowy 16-20 to wyjdzie nam, że najważniejsze ostatnie pięć lat edukacji tych młodych ludzi przypadły na pisowską naukę i oświatę. I tu dopiero widać Himalaje trudności, przed jakimi stanął minister Przemysław Czarnek. Od czego ma biedak zacząć, skoro ci młodzi ludzie nie potrafią nawet odróżnić dobra od zła? Jak nastolatkom wrzeszczącym „Moje ciało moja sprawa” wbić w głowy, że noszone pod matczynym sercem dziecko ma swoje własne ciało, swój własny, czyli oddzielny od matki układ nerwowy i oddechowy, często różną grupę krwi, a nawet płeć, jeżeli na świat ma przyjść chłopiec? Założę się, że wśród protestujących były również tabuny nauczycielek tych nastolatek - także od biologii - wrzeszczące: „Nasze macice wstały z kolan” i „Nasze ciała, nasze decyzje”. Po latach niszczenia przez lewactwo polskiego szkolnictwa w końcu stało się to co stać się musiało, czyli „dzieci wesoło wybiegły ze szkoły…”
Tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 8 odsłon