Konsekwencje Marca A.D. 1968 dla systemu akademickiego (i nie tylko) A. D. 2018

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Kraj

Od Marca 1968 r. – jednej ze znaczących dat w historii Polski, także w historii polskich uczelni, upłynęło już prawie pół wieku. Niestety konsekwencje Marca dla późniejszej historii polskich uczelni, dla dzisiejszego stanu nauki i edukacji w Polsce, jakoś nie są przedmiotem wszechstronnych badań. A szkoda. 

Konsekwencje Marca A.D. 1968 w sferze akademickiej kojarzą się zwykle z czystkami antysemickimi na uczelniach, no i z ‚docentami marcowymi’, a to nie jest pełny po-marcowy krajobraz, zresztą nie uwzględniany na ogół w historiach polskich uczelni, które zwykle się kończą właśnie na r. 1968, a następnie „przeskakują” do III RP. Już sam ten fakt wiele mówi i budzi podejrzenia, że po Marcu działy się rzeczy ważne i niewygodne dla beneficjentów systemu nadal zapełniających (osobiście lub przez swoich godnych następców) mury uczelni. 

Co prawda misją uczelni jest poznawanie prawdy, ale gdy prawda jest niewygodna, to ta misja schodzi na psy, podobnie jak same uczelnie. I to jest najważniejsza i najbardziej brzemienna w skutki konsekwencja Marca A.D. 1968 odczuwana w Marcu A.D. 2018 r. 

W wyniku po-marcowych czystek wielu profesorów, doktorów pochodzenia żydowskiego opuściło uczelnie, jak i Polskę, jakkolwiek nie zawsze ze stratą dla nauki w Polsce, i nie zawsze była to krzywda dla samych usuniętych. Były to osoby na ogół zasłużone dla instalacji systemu komunistycznego w Polsce (por. Lustro Nauki ]]>http://lustronauki.wordpress.com/ i]]> niektórych te wyjazdy uchroniły od kar jakie winny ich spotkać za to co w Polsce robiły (przykład Heleny Wolińskiej-Brus jest szczególnie drastyczny.]]>http://lustronauki.wordpress.com/2008/10/26/helena-wolinska-brus-doktor-...]]>

Ale łzy po ich stracie nadal są jednak widoczne, szczególnie w oczach populacji postępowców. Niektórzy dzięki wyjazdowi zyskali uznanie na świecie (mimo swej nikczemnej przeszłości, z której nie chcieli się rozliczyć) i także są hołubieni w III RP, do której wracają na wykłady fetowani na uczelniach (przykład Z. Baumana ]]>http://lustronauki.wordpress.com/2008/10/17/zygmunt-bauman-socjolog-z-kb...]]>). 

Z uczelni pousuwano też niewygodnych studentów, z których część poszła ‚w kamasze’ (na wychowanie w duchu socjalistycznym) i wróciła po roku-dwóch na uczelnie, ale inni już nie i zapewne ten odpływ niepokornych osłabił nonkonformistyczny potencjał akademicki. Niektórzy z konsekwencjami Marca 68 procesują się bezowocnie do dnia dzisiejszego (przykład Z. Korus – ]]>http://wkrakowie2014.wordpress.com/2014/01/14/proces-zygmunta-korusa/]]>).

Marzec A.D. kojarzy się silnie z „docentami marcowymi”, tzn. doktorami bez habilitacji, mianowanymi na stanowiska docentów za właściwą politycznie postawę wobec tego co się w Marcu działo – bez względu na dorobek naukowy.

Skutkowało to procesem obniżenia poziomu intelektualnego, a przede wszystkim moralnego, kadr akademickich (i przez nich selekcjonowanych) coraz bardziej zdominowanych przez konformistów, oportunistów, miłośników systemu kłamstwa.

Co prawda wielu z tych docentów porobiło habilitacje, czasem gorsze od ich doktoratów, ale czasem i na przyzwoitym poziomie, i zdobyli kolejne szczeble naukowe (co w tym układowym, zniewolonym systemie nie było i nadal nie jest dla prawomyślnych trudne), a czasem zmienili front wraz ze zmianami wiatrów i można ich znaleźć nawet obecnie wśród ‚naszych’.

Jak wycięli po drodze lepszych od siebie, w glorii i chwale mogli przetrwać dziesięciolecia.

Gorzej z ich ofiarami, o których na ogół się nie mówi, nie pisze, ich losów nie bada – bo kto by takim badaczom dał granty/tytuły ?

Do tej pory nie został opracowany poczet docentów marcowych– ani ich dalsze losy i wpływ na naukę w Polsce. Ciekawe dlaczego ? Przecież tak wielu mamy badaczy i to habilitowanych/utytułowanych od dołu do góry, wzdłuż i w poprzek .

Niestety od czasów instalacji systemu komunistycznego utytułowanie skorelowane jest nader często z utytłaniem i jeno margines akademicki z tej reguły się jakoś wykręcał.

Dobrze mieć jednak na uwadze fakt, że w owym czasie byli też docenci i profesorowie bez habilitacji, ale za to na światowym poziomie, awansowani na podstawie dorobku naukowego, a nie politycznego, stąd dyskredytowanie wszystkich niehabilitowanych nie ma żadnego uzasadnienia, ale fetysz habilitacji jest wykorzystywany nawet w III RP do zabezpieczania się przed niewygodnymi, niepokornymi, przed powrotami do Polski wybitnych naukowców bez habilitacji, której w innych krajach o wysokim poziomie naukowym – nie ma (a nauka jest !).

Skoro narzekamy, że poziom nauki/edukacji jest obecnie niższy niż w PRLu, a habilitowanych i profesorów (i to belwederskich) mamy o wiele więcej, to widać że habilitowani i ‚belwederdy’ należytego poziomu naukowego nie trzymają ! – wręcz przeciwnie. Trzymają jednak znakomicie upolitycznienie systemu nauki i edukacji z negatywnymi konsekwencjami widocznymi gołym okiem.

Tak jak w prylu po Marcu 68 , o habilitacjach i ‚belwederach’, a także o grantach, w niemałym stopniu decydują kadry nepotyczno-towarzysko-partyjne ucinające niewygodnych, bo innej opcji politycznej, innej orientacji naukowej, a nie daj Boże o innym systemie wartości – stanowiących zagrożenie dla stabilnego patologiami środowiska akademickiego.

Zapomnianymi konsekwencjami Marca 68 były zmiany strukturalne na uczelniach– zastępowanie katedr instytutami dla przyspieszenia wymiany kadrowej. Katedry były jeszcze obsadzane przez profesorów formowanych przed wojną. Część z nich, po banicji w latach stalinowskich, wróciła po odwilży r. 1956.

Tworzenie instytutów ułatwiało zastępowanie tych kadr przez kadry nowego, socjalistycznego chowu i implantację do systemu bardziej wydajnych kryteriów kadrowych oraz ‚wychowawczych’.

Niestety jakoś badań w tej materii chyba nie ma ( będę wdzięczny jeśli ktoś wie o takowych), nie jest mi znany poczet dyrektorów po-marcowych na uczelniach i konsekwencje ich działalności.

Mogę podać jednak własny, bardzo pouczający przykład. Kiedy kończyłem UW (kierunek geologiczny, więc nieideologiczny) miałem na 99 % asystenturę u profesora formowanego przed wojną, szefa katedry. W związku ze zmianami strukturalnymi decyzja etatowa należała już jednak do towarzysza-dyrektora instytutu (habilitowanego!) i po przeczytaniu ankiety, którą trzeba było wypełnić okazało się, że w tym 1 brakującym procencie doskonale się mieszczę !

99 % wartości merytorycznej (czego towarzysz nie kwestionował) nic nie znaczyło wobec braku zaangażowania w budowę najlepszego systemu, które było zerowe.

„A przynależnością do ZMS to się Pan nie zhańbił ? „ spytał towarzysz dyrektor . ‚A nie’ odpowiedziałem i wyszedłem wybierając tułaczkę za chlebem.

Tak tworzyły się nowe kadry. Ci, którzy się zhańbili, nie mieli takich problemów i zaszli wysoko w hierarchii zhańbionego systemu akademickiego, w którym oceny merytoryczne były na ostatnim planie. Ten proces jeszcze się nasilił u schyłku prylu, w czasach Wielkiej Czystki Akademickiej, a mimo to prestiż utytułowanych/utytłanych pozostał u zniewolonego społeczeństwa.

Tak jest i do dnia dzisiejszego – niemerytoryczne oceny, awanse i prestiż niemerytorycznie ocenianych/awansowanych.

Punkty za pochodzenie znane z czasów PRL co prawda zostały zniesione, ale pozostały w praktyce punkty (i to znacznie większe) za właściwy kod genetyczny/towarzyski/tematyczny. I to na wszystkich szczeblach rekrutacji i awansu akademickiego, a także finansowego/grantowego itp.

Nomenklatura akademicka pozostała, choć PZPR już nie ma.

Szybkość karier naukowych wzrasta wraz z obejmowaniem wyższych stanowisk partyjnych. Jak partia jest u władzy, trzeba się śpieszyć z rozwojem naukowym (przy obstawie towarzysko-układowej) aby po zmianie rządzących wylądować na uczelniach, na jak najwyższym, najlepiej nieusuwalnym, stanowisku.

Karuzela po-marcowa kręci się nadal. I nie ma widoków na jej zatrzymanie.

Negatywna selekcja kadr jest stałą ‚wartością’ polskiego systemu akademickiego co widać wkoło, ale na ten widok chowa się odważnie głowy w piasek do podręcznych strusiówek – nieodłącznego atrybutu akademickiego, aby nie być posądzonym, że się widziało i się nie reagowało.

Z podręcznej strusiówki nic nie widać, nic nie słychać, więc etos akademicki (zobowiązujący do reakcji na patologie !) nie jest zatem naruszany. Spryciarze ci ‚profesorowie ‚ -nieprawdaż ?

Marzec A.D. 1968 uformował na wieki procedury tworzenia konformistycznych mas akademickich, które przetrwały do Marca A.D. 2018 ( i jak długo jeszcze ?).

I to było na tyle, na kolejną rocznicę Marca 1968 roku przeznaczone.

Józef Wieczorek,

dysydent akademicki,

jako konsekwencja polityki akademickiej po Marcu A.D. 68,

utwardzonej po grudniu 1981 r.

i kontynuowanej po czerwcu 1989 r.

do Marca A.D. 2018 ( i do końca świata ?)

przez siły postępu,

tak proweniencji komunistycznej, jak i solidarnościowej

 

Uwaga:

Tekst napisany w 2014 r. ]]>https://blogjw.wordpress.com/2014/03/08/konsekwencje-marca-a-d-1968-dla-...]]>

zmieniłem tylko 4 na 8,  bo nic więcej nie musiałem. Mimo zmian - bez zmian ! 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)