Berlin zaniepokojony. Że PiS nie zostanie „dorżnięty”
Jak wiadomo, centrala niemieckiego koncernu medialnego Axel Springer, właściciela Faktu, Newsweeka i Onetu w Polsce, do których chcę w dalszej części nawiązać, znajduje się w Berlinie. Jak zresztą siedziba niemieckiego rządu, centrala niemieckiego wywiadu i wiele istotnych instytucji państwa niemieckiego.
(wypis)
Prezes zarządu: Mathias Döpfner
Podmioty zależne: Ringier Axel Springer Polska, Politico, itd
Siedziba: Berlin, Niemcy
Koncern Axel Springer zajmuje szczególe miejsce w niemieckim systemie medialnym. Można powiedzieć, że jest „okrętem flagowym” tego systemy i zaryzykować stwierdzenie, iż jest tym w dzisiejszych niemieckich mediach, czym był swego czasu w niemieckiej flocie wojennej pancernik „Schlezwik Holstein” lub w niemieckim przemyśle firma Krupp. Taka jest jego moc.
Jest dla niemieckich interesów narodowych niezwykle istotny, na tyle, że swego czasu w otwarciu nowej siedziby w Berlinie (2020) wziął udział prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Chociaż to koncern prywatny.
I niech nikogo nie zmylą, oczywiste dzisiaj zawiłości międzynarodowego podziału akcji, udziałów itd. Axel Springer jest z ducha na wskroś niemiecką firmą, która w poszczególnych krajach gdzie działa, zatrudnia rodzimych dziennikarzy ktorymi kieruje ( np. w Czechach czeskojęzycznych, w Polsce polskojęzycznych itd., trudno było by wydawać media po niemiecku, a nawet "niepolitycznie", jak mówił pan Zagłoba ).
Kiedyś, gdy nastąpiło połączenie Niemiec ( RFN-NRD, 1990), dla niektórych było swego rodzaju zaskoczeniem, iż bez względu na koszty, Niemcy postanowili wrócić do stolicy w Berlinie, który światu tak złowrogo się kojarzył jako centrum przedtem pruskiego militaryzmu a potem złowrogiego hitleryzmu. Tyle milionów niewinnych ofiar, a strategiczne decyzje właśnie tam zapadały. A to na pewną ilość lat (1949-91), niemiecka klasa polityczna skromnie się zagospodarowała w spokojnym i zielonym Bonn które uczyniła stolicą Niemiec, machając w świat gałązką oliwną i śląc w świat gołąbki pokoju. Do czasu.
Chodziło o to, by zbrodnie niemieckie nie były rozliczane. Niemcy są w tym mistrzami.
Dla tych , którzy interesowali się tym bliżej i „na zimno”, powrót do Berlina jako nowej/ponownej stolicy całych Niemiec, oznaczał ni mniej ni więcej to, że w dalszej lub bliższej perspektywie Niemcy jako państwo nie zrezygnowały jednak z koncepcji Drang nach Osten, tyle że w wersji „demokratycznej”, okazuje się także dość złowrogiej. Na inną niż „demokratyczną” realizację swoich historycznych planów nie mogą sobie zresztą pozwolić, mając na swoim terenie od czasów zakończenia II w.ś. wojskowe bazy amerykańskie, tak „na wszelki wypadek”. Które zresztą niemieccy politycy traktują tak, jak zły pies traktuje uwierającą szyję obrożę. Najchętniej by się jej pozbył.
Po 1989 roku Niemcy, oprócz rozbudowy swojej agentury w Polsce, przystąpili do instalacji i rozwoju swojego aparatu wpływu medialnego, propagandy i rozrywki. Najszybciej udało im się to w segmencie prasy kobiecej, gdzie w ciągu kilku lat przejęli ponad 90 % rynku. I tak, o ile jeszcze w roku 1989 wśród polskich czytelniczek prym wiodła polska „Przyjaciółka”, o tyle już niedługo był nim niemiecki tygodnik „Tina”, wydawnictwa Bauer, i jak czytamy u jednego z badaczy polskiej prasy był to : „..nowy typ taniej, obrazkowej prasy kobiecej, opartej na wzorach niemieckich”. W roku 1995, według badań OBP UJ , najbardziej poczytnym czasopismem wśród Polek była „Pani domu”, wtedy wydawnictwa Axel Springer.
Z czasem Niemcy przejęli przygniatającą cześć prasy regionalnej i zainstalowali się w polskojęzycznej prasie czy to sportowej, czy motoryzacyjnej, ale także komputerowej i rolniczej. Wszystko to pod swojsko brzmiącymi, polskimi tytułami, z polskimi naczelnymi i dziennikarzami ale końcowym właścicielstwem i kierownictwem po drugiej stronie Odry. (Jest bardzo problematyczne, czy może przetrwać państwo, które wpuszcza tak mocno na poziom informacyjno-rozrywkowy i propagandowy sąsiada , który w doktrynie politycznej od wieków traktuje Polskę jako odwiecznego wroga, którego trzeba albo unicestwić , albo w najlepszym razie zaprząc docelowo jego mieszkańców do pracy na rzecz Niemiec).
Jak wiadomo, przed ostatnimi wyborami do parlamentu w 2023 roku Niemcy poczuli się już na tyle pewnie, że tak silną mają w Polsce agenturę i tyle wpływowej prasy, ( plus życzliwe sobie media np. postkomunistyczne), iż nie ukrywali wcale, że wysyłają do Polski „swojego człowieka” czyli Tuska, i będą mu pomagać zainstalowaniu życzliwego Niemcom rządu. A potem będą pomagać w docelowym unicestwieniu, nie tylko politycznym, ludzi poprzednio rządzącej w Polsce partii, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Która w imieniu Polaków nie tylko domagała się od nich należnych reperacji za ich zbrodnie i zniszczenia wojenne na naszym terytorium w czasie II w. św. , ale zaczęła skutecznie budować konkurencyjną wobec Niemiec gospodarkę. Uznali, że ten proces trzeba bezwzględnie zatrzymać, a posiadanie przez Niemcy w Polsce tak dużej ilości niemieckich mediów, w oczywisty sposób im w tym pomogło.
A piszę o tym dlatego, że od zeszłego roku, gdy to Niemcy przestały się chociaż trochę kryć, iż ingerują i będą ingerować w naszą politykę i gospodarkę i robią to otwarcie, w mediach z ich kapitałem trwa cały czas prawdziwa orgia tekstów które uważam za uderzające w podstawy polskiego państwa. Tekstów wszelkiego rodzaju.
Weźmy chociażby dzień wczorajszy, 12.12.24.
Pierwsza strona portalu Onet , berliński Axel Springer, centralny, najczęściej przewijający się w ciągu dnia tekst, lewa góra. Zdjęcie sędziów polskiego Sądu Najwyższego w pozach mało „fotograficznych” i na nim szyderczy napis >„ Zamieszanie wokół pieniędzy dla PiS. Kluczowa decyzja „siedmiu wspaniałych”<. Klikamy, otwiera się tekst z tytułem „Siedmiu wspaniałych na ratunek PiS. Jak partia Kaczyńskiego dostała tlen od grupy z Sądu Najwyższego”. I dalej „… postanowienie siedmiu osób, z których każda ma związki z partią Kaczyńskiego czy prezydentem – związki niekiedy daleko wykraczające poza ‘zwykłą’ wdzięczność za oszałamiającą karierę w najważniejszym sądzie w Polsce”.
Kompletny brak szacunku. Autorka oczywiście polska, pracująca dla Springera, ponoć dobrze opłacana. Chociaż to pojęcie względne, dla jednego dużo, dla innego mało. Teraz temat pominiemy, choć ludzie za pieniądze nie takie rzeczy piszą, jak insynuacje wobec sędziów polskiego SN o "ponad zwykłej wdzięczności za karierę” . (Przypominam, to o polskich sędziach, polskiego Sądu Najwyższego, w gazetach niemieckiego Springera ). Dalej już długi tekst, ich zdjęcia , imiona i nazwiska, że oni to „neoni”, osoby powołane przez „niekonstytucyjną, upolitycznioną, Krajową Radę Sądownictwa” itd.
Dalej autorka ociera się o typowy, znany w Niemczech springerowski ściek, szkoda czasu. Tak, wiem, biorę poprawkę na być może trudną sytuację życiową i inne takie okoliczności. To inny temat.
Kończąc. Zdaje się, że naiwni Polacy, jak to często dobrzy chrześcijanie, mają lepsze zdanie o firmie niż wielu Niemców, bo zajrzałem na niemiecką stronę i znalazłem m.in. takie oto wpisy nt. Axel Springer ( tłumaczenie internetowe) :
Heiko Brunn , ( 6 miesięcy temu )
„Bardzo kłamliwa firma, która cenzuruje prasę, co widać nawet w jej zasadach dotyczących tego, o kim dziennikarze mogą pisać a o kim nie”.
Karl Siegfried ( miesiąc temu)
…” najgorsza fabryka kłamstw w republice…”
Rizik Lowenherz , pod zdjęciem siedziby, (6 miesięcy temu)
„W tym budynku prawda jest przekręcana /.../ Trzeba rozebrać cały budynek łącznie z „dziennikarzami”. /.../ „..bardzo wstydziłbym się tam pracować”.
Bardia Qasemalizadeh ( 6 miesięcy temu)
...”Źródła starannie dobrane tak, aby zamiast edukować, wepchnąć czytelnikowi do gardła własną propagandę”.
I na tym na dzisiaj zakończę.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 14 odsłon