Jeszcze Gmyz u Lisiewicza. I Niemcy
W trakcie „Wywiadu z chuliganem” u Lisiewicza, na temat Niemiec (Gmyz:"Musimy wyrzucić wszystkich niemieckich wydawców prasy", tvrepublika, 05.01.2025), Cezary Gmyz wspomniał m.in. także, że po 20 latach w Unii Europejskiej, Polacy to już są nie tylko robotnicy, ( w Niemczech, B.L.) ale już czasami „nawet majstrowie” itd. (41,30 min.). I tu niechcący Gmyz określił pewien realny górny pułap możliwości i kariery Polaka w Niemczech, po 20 latach w Unii Europejskiej.
https://www.youtube.com/watch?v=Rc9b-6tcM_Y ( min.14-33 niemieckie media, 33-38 min. stosunek Niemców do Polaków, itd)
Majstrowie są dość ważnym ogniwem niemieckiej kultury pracy i gospodarki. Mają poważanie, a inżynierowie, kadra zarządzająca i właściciele zakładów się z nimi liczą, cenią ich wiedzę, doświadczenie i przygotowanie w zakresie chyba życiowej „psychologii pracy”. Zaryzykuję twierdzenie, że „Polak majstrem”, ten górny pułap kariery w Niemczech ( po 20 latach Polski w UE !) to może jednak bardziej jest tam, gdzie jest w większości polska (np na budowach?) lub „międzynarodowa” załoga. Nie tam gdzie w całości niemiecka.
Mała migawka rodzajowa. Z życia. Niemcy. Jest lato, kilkanaście lat temu, zaraz po otwarciu niemieckiego rynku pracy dla Polaków (2011).W Polsce rządzi PO/PSL wysokie bezrobocie, a już dla osób powyżej 55 r.ż. znalezienie pracy, „szkoda gadać”. Y ściąga znajomego Xa do pracy na Bawarii. Dla firmy pracy czasowej. Sezon urlopowy, a ktoś może także np. zachorować, takie troszkę „gaszenie pożarów”, „łatanie dziur”, dzwonią firmy i zgłaszają zapotrzebowanie na pracownika. Tu tydzień, tam dwa, najdłużej miesiąc, razem 3 miesiące. Różne zakresy prac, ciągle nowi ludzie i relacje. U Xa język niemiecki mocno „średni”, chociaż przed przyjęciem przeegzaminowany, więc, nie okazuje tego, czasami jest lekko stresowo. Doświadczenie dość specyficzne ale poznawczo ciekawe. Najczęściej mniejsze firmy i zupełnie niemieckie środowisko. Rzeczowo, taki a taki zakres pracy, wiadomo że pracy rąk. X nie może narzekać na tzw. „zwykłych” ludzi ani na majstrów, liczy się praca. Przecież wie, czego mu i tak nie powiedzą, a czego są od dziecka uczeni. Że jako Niemcy są lepszą nacją. Jest pod ich niewidoczną , ale i vice versa „obserwacją”. Zresztą osoba „nowa” jest zawsze i wszędzie pod obserwacją. :)
A teraz clou tematu. Stosunek Niemców do Polaków. X mieszka w pokoju z prawie równolatkiem, który do niedawna prowadził jednoosobową firmę rzemieślniczą, („przewijanie silników elektrycznych”?) Coś poszło nie tak, wiadomo, PO z PSL rządzi, małe firmy padają, zadłużony, ZUSy trzeba płacić bo komornik. Szybko i doraźnie potrzebna jakaś gotówka. Przejrzał ogłoszenia, firma pracy czasowej , potrzebny jakiś niemiecki. A ci wysłali go jako pomocnika elektryka do małej, niemieckiej firmy usługowej ( sic!, miał firmę, teraz pomocnik). Jego niemiecki odpowiednik na urlopie. Po pracy zdają sobie relację z dnia, trochę gotowania, poczytanie, rozmowy, normalka.
W trakcie rozmów wychodzi intrygujące, że syn współlokatora pracuje w Niemczech, jako prezes w znanej niemieckiej firmie. ( On, ojciec, nie chce jego pomocy, trochę ambicja, „trochę głupio”). Od razu lekko to Xa rozbawiło. Polak, prezesem w „znanej niemieckiej firmie” na terenie Niemiec? To niemożliwe, rzuca nie odwracając wzroku od gazety. (Trochę zna zasady, „podludź”, a tego są uczone elity, nie może być ich głównym szefem). Współlokator zaklina się, że to prawda. X się żartobliwie śmieje. Że prędzej by popełnili harakiri. Nawet sama taka propozycja spowodowała by milczący gniew i agresję, wzburzenie i obstrukcję kadry zarządzającej. Przecież prezes wydaje dyspozycje, nakazuje, trzeba to wykonać. A to oni, Niemcy, są od rozkazywania i nakazywania. Cała kadra przestała by spać. No, jeden dzień. Ale to wariactwo. Po kilku… Właściciele to przecież wiedzą, znają swoją kadrę, są tacy sami. Remoncnik, by zaoszczędzić parę euro tak, przystrzyżenie ogrodu. Ale nie prezes. To Niemcy. „Pomocnik elektryka” upiera się : „Ale syn perfekt zna niemiecki, angielski i inne języki ! Ciągle lata samolotami w klasie biznes!” X już łagodnie i z troską proponuje, by było konstruktywnie: „Zadzwoń do syna, ciepło pogadaj, przecież dajesz sobie radę, trzymasz fason, nie dzwonisz po pomoc tylko tak, jak ojciec, wypytaj, pochwal go za coś, jutro zdasz mi relację”. Zadzwonił. Pogadali.
Syn rzeczywiście był prezesem, ale do spraw sprzedaży. A firma była…. amerykańska, z centralą na Europę w Niemczech, w Zagłębiu Ruhry. Po prostu był dobry w tym co robił najpierw w Polsce, potem w byłych demoludach, w końcu dostał od amerykańskiego szefostwa propozycję na prezesa d.s. sprzedaży na całą Europę. Od Amerykanów. I rzeczywiście podlegają mu jacyś Niemcy w biurach, pomniejsi w strukturze społecznej, zwykli ludzie, każdy przecież chce pracować, a to „praca biurowa”. Pracę biurową cały świat kocha i „poważa”. *
To jest zasadnicza różnica między Niemcami i Amerykanami. Dla Amerykanów, Polak jest jak inna nacja (oczywiście szkodzą nam tam bardzo ci od 447, dużo złego nam w świecie robią, ale to inny temat) . Dla niemieckich elit jesteśmy podludźmi, ( zwykli ludzie są do tego przyuczani), i tu nic się nie zmieniło. Można traktować to jako zwykłą normę. Tak mają.( Gmyz, o niemieckich środowiskach elit kulturalno - politycznych : [...] "W momencie kiedy się tylko przysłuchiwałem, to traktowali, że są w swoim gronie, mówili co wtedy myślą, prawdę, a były to rzeczy może nie nazistowskie, ale naprawdę pokazujące taką wyższość z poziomu Kulturkampfu"[...], 33,30 min.) A indywidualne odstępstwa od normy rzadko, ale zdarzają się w każdej dziedzinie. Są znane chyba nawet 2 przypadki SBków którzy pomagali Solidarności. 2 na 30 tysięcy. No, dodajmy jeszcze 2 może nieujawnione. Bądźmy hojni. Ale „wyjątek” to też „norma”.
Przypominam sobie jak przy wejściu do UE, mój ojciec, już wiekowy, który ich jako państwo znał nieźle, ( studiowieza.pl) stwierdził spokojnie nie odwracając głowy od ekranu telewizora: „otworzyli sobie drogę do wykończenia polskiego rolnictwa”. (!). No i realizują teraz wobec naszego rolnictwa „ostateczne rozwiązanie”, to już końcówka tego planu, ojciec temat trochę zawęził, bo gospodarczym i politycznym elitom niemieckim chodzi przecież o wykończenie nie tylko „rolnictwa”, ale i przemysłu, energetyki i wielu innych branż, całego naszego państwa i upodlenie narodu. Mają „karbowych”.
I tu zacytuję zdanie z książki Hannah Arendt „Eichmann w Jerozolimie”, jak oni nas widzieli. A teraz wygląda to tak, że Żydzi i Rosjanie to dla nich ważni, równorzędni partnerzy, zmienił się też sztafaż i metody.
Więc fragment książki H.A. : (s.194)
>[…]”...porozumienie pomiędzy O.T., ministrem sprawiedliwości i Himmlerem, na mocy którego ten pierwszy (listownie, B.L.) zrzekł się jurysdykcji nad „Polakami, Rosjanami, Żydami oraz Cyganami” na rzecz SS, gdyż „Ministerstwo Sprawiedliwości jedynie w niewielkim stopniu może przyczynić się do eksterminacji tych narodów”. (zazn. B.L) Jak pisze Arendt : „Warto zwrócić uwagę na ten nazywający rzeczy po imieniu język listu datowanego w październiku 1942 roku…)”<
A młodzi polscy mężczyźni , stają przed alternatywą, czy z racji samego tylko urodzenia jako Polacy, chcą , używając terminu sportowego, grać w pierwszej lidze polskiej, zaznaczam, z racji tylko urodzenia, czy też chcą funkcjonować nawet u siebie, ale z życiowej czwartej lidze niemieckiej, bo takie są niemieckie plany, a może nawet nie grać, ale być chłopcami do podawania piłek. Wybór będzie należał do nich. Co wybiorą? Czas pokaże.
* Pewien znajomy mi człowiek, swego czasu prowadził ze wspólnikiem nie najgorzej prosperującą firmę na obrzeżach Nowego Jorku. Dali 2 ogłoszenia o pracę, jedno na pracę biurową, drugie na pracę fizyczną. Na pierwsze ogłoszenie przyszło ponad 1300 aplikacji. Na drugie ponad 20.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 257 odsłon
Komentarze
Lokalny kacyk...
14 Stycznia, 2025 - 14:29
Lokalny kacyk na szwabskiej smyczy, Bodnar, chcąc się przypodobać swym nadzorcom, przyrównał w merdialnym świetle Polaków do zwierzątek (bydlątek), które muszą pozostawać pod baczną pieczą rasy panów.
jan patmo
jan patmo
14 Stycznia, 2025 - 15:07
Dokładnie tak. Niemcy nie palili więźniów w krematoriach, w obozach, swoimi rękoma, używali do tego "obywateli polskich", o "słabopolskich" korzeniach. Dziś oddaje się takim "obywatelom polskim" nadzór nad "polskim prawem", przecież pod niemieckim (niby UE) nadzorem.
Bogdan Lipowicz Skaut