Bardzo dobrze, niedostateczny

Obrazek użytkownika xiazeluka
Blog

Wygląda na to, że dziennikarze Der Dziennika zaczęli się posługiwać mową odwrotną – publikują jedno, robią drugie.

Najpierw kunsztem w tej nowej sztuce wykazał się red. Michalski, który utajniając dane Kataryny ujawnił je, a przed chwilą podobną sztuczkęzaprezentował red. Zaremba.

Zanim jednak przejdziemy do rzeczy, warto poczynić pewne spostrzeżenie wstępne. Otóż według funkcjonariuszy Der Dziennika bloger na żołdzie redakcji zwany dziennikarzem to jakaś inna, lepsza, piękniejsza i moralniejsza odmiana ochotniczego blogera jak powiedzmy Kataryna czy nawet Mła. Z tym „moralniejszy” to oczywiście taki żart, żurnalistyczny figiel, ponieważ jak już nam wszystkim wyjaśnił redaktor Njusłika, mister Osiecki, chodzi nie o przyzwoitość, lecz njusa. W każdym razie opłacany pismak siedzi wygodnie z przodu tramwaju, a w odgrodzonej tylnej części wagonu kłębi się tłum podblogerów – co wydaje się być naturalne, normalne i oczywiste. Przynamniej dla tych, co wsiadają do tramwaju wejściem ozdobionym napisem „Nur für Deutsche”.
A niech tam. Nie będziemy się licytować, wszak nie o to chodzi. Mowa była o mowie odwrotnej. Popatrzmy na maestrię zawodowca – Mistrz zaczyna od ceremonialnych zapewnień zza podwójnej gardy:
Źle się stało, że moja ulubiona blogerka Kataryna ma prawo odnieść wrażenie, jakoby DZIENNIK na nią polował. Mógłbym się wykpiwać przypominaniem, że konspirowała się od dawna bardzo niekonsekwentnie i dekonspiracja była kwestią czasu. Ale to żaden argument. Zwłaszcza w momencie gdy rodzina ministra sprawiedliwości grozi jej sądem, Kataryna nie powinna być przedmiotem gorączkowego polowania na jej tożsamość. "Nie ujawnianie". ale podawanie licznych danych z biograficznych jest zabawą zdradliwą i mało elegancką.
Czy można się z tym nie zgodzić? No po prostu nie da się – każdy uczciwy człowiek przyzna to na wyścigi. Chciałoby się zażyć od Boga takiego talentu, by moc samemu coś takiego napisać, po czym spokojnie oczekiwać na należne oklaski. Ale… Wiktor Suworow opisał rytuał posiedzeń sowieckiej kompartii: mówca zaczynał tytułem wstępu od pochwał i słów uznania,  by po pewnym czasie wprowadzić w wypowiedź upiorne słówko ale – po którym ciskał gromy, demaskował wrogów ludu, piętnował bałagan. Każdy obecny na Sali wiedział, że właśnie rozpoczęła się zasadnicza część występu i zaczynał rachować swoje szanse na przetrwanie krytyki. Podobnego zabiegu użył i Mistrz. Zaraz po … jest zabawą zdradliwą i mało elegancką pojawia się owo sowieckie ale:
Z Cezarym Michalskim zgadzam się o tyle, że blogerzy anonimowi stoją moim zdaniem przed problemem moralnym, a w przyszłości może i prawnym.
To już niczym nie zawoalowana groźba – wolontariusze Sieci są potencjalnym problemem prawnym. Dlaczego? Dlatego, że są najwyraźniej „nieuczciwą” konkurencją dla opłacanych pismaków po pierwsze, a po drugie piszą szczerze bez oglądania się na polecenia red.nacza. W tłumaczeniu z mowy odwrotnej na polski – bloger niezrzeszony odbiera chleb zawodowcowi oraz wystawia mu cenzurkę moralną. I to właśnie Mistrza do głębi przejmuje oburzeniem:
[Blogerzy] Roszczą sobie prawo do bardzo ostrych sądów nie opatrując ich własną twarzą i nie biorąc za te sądy odpowiedzialności - to kwestia moralności. Ale zetknąłem się z wieloma blogami, gdzie podawano nieprawdziwe informacje. Pojawia się pytanie, czy to jeszcze prywatne wypowiedzi, skoro funkcjonują w sieci, która jest powszechnie dostępna, a więc w jakiejś mierze publiczna. Czy prawa blogerów powinny być większe niż dziennikarzy związanych prawem prasowym i dość w Polsce rygorystycznym orzecznictwem sądów?
Mocne słowa, szczególnie ten kawałek o moralności. W środowisku żurnalistów moralność nie istnieje, zatem nie dziwi, że wypowiadają się o cudzej. Nieprawdziwe informacje się pojawiają… Mistrzowi dopisuje czarny humor, względnie usiłuje dowcipkować stylem montypajtonowskim, jako że teza „nie zetknąłem się z gazetami, gdzie by podawano nieprawdziwe informacje” nawiązuje do szczytowych osiągnięć brytyjskich komików.
Najważniejszy jednak jest pytanie o funkcjonujące w sferze publicznej prywatne wypowiedzi. Red. Zaremba widzi tu problem. Podkreślam – dla mistrza problemem są prywatne wypowiedzi. Ocieramy się zatem o totalitaryzm, jako że prywatnych wypowiedzipełne są ulice, środki transportu zbiorowego, restauracje i ogólnie przestrzeń masowa. Internet to taka sama przestrzeń masowa jak park czy stolik w piwiarni, różniąca się jedynie właściwościami fizycznymi – prywatne wypowiedzi w tramwaju rejestrujemy uszami, a te w Sieci – oczami. Oczywiście inny jest zasięg rozpowszechniania, lecz to jedynie uboczny czynnik techniczny, wszak celne bon moty multiplikują się w społeczeństwie bez niczyjej woli sprawczej. Jestem dziwnie przekonany, że Mistrz wyparłby się, gdyby Go spytać, czy rzeczywiście postuluje przywrócenie cenzury i to takiej rozciągniętej na prywatne wypowiedzi, niemniej czym wypowiedź w autobusie różni się od wypowiedzi wrzuconej do bloga? W zapchanym autobusie może mnie usłyszeć ze dwa tuziny osób, w Internecie różnie, czasem aż przykro się robi, kiedy liczba komentarzy = 0. Przewaga medium elektronicznego jest zatem pozorna, a przynajmniej – niejednoznaczna. Jaka by jednak nie była, pomysły nadzoru, ograniczania czy terroryzowania prawem są skandaliczne. Zauważmy bowiem, że Mistrz nie przytacza żadnego konkretnego zarzutu kłamstwa, pomówienia czy braku kultury – problemem jest anonimowość wypowiedzi.Brak nazwiska, adresu i zdjęcia pod wypowiedzią tak bardzo tak stresuje red. Zarembę, że widzi w tym problem prawny.
Pozostając zatem na wytyczonej przez Der Dziennik rubieży mowy odwrotnej – ja też jestem anonimem, a zatem mój wpis należy rozpatrywać w kategorii przykrego problemu bez wczytywania się w jego sens.

Brak głosów

Komentarze

odchodzą w przeszłość. I nic dziwnego, że go to przeraża. Gdyby czytał fora, zauważyłby że 90 proc -postów o polityce, gospodarce, nauce, społeczeństwie - wszystkim, to "przetrawione tematy cover story z ostatnich dni. Tak czy siak, to media decydują o czym się pisze na blogach. Tyle, że niekoniecznie papierowe. A zjawisko walki cechów z "partaczami" występowało już w średniowieczu..
ukłony

Vote up!
0
Vote down!
0
#20926

Nigdy w żadnej prasie nie wyczytałem tak wielu, tak znakomitych, ostrych, inteligentnych, lekkich i zabójczych filipik, jakie w ostatnim czasie (tj. przy okazji sprawy "Dziennika") publikuje się na sieci.
Autorzy prasy drukowanej przy Was to najzwyklejsza ziemia jałowa, rodząca jedynie oset zdatny na strawę dla osłów.
Anonimowość nie jest żadnym kryterium, to tylko wybieg. Szukanie kija. Jak słusznie zauważył kiedyś tad9 pod wpisem Sadurskiego "dla wielu kataryna jest mniej anonimowa niż pan".

Vote up!
0
Vote down!
0

hak

#21002