W imię Obywatela
Wielu z nas oglądało świetny film Spielberga, Szeregowiec Ryan.
Tak po krótce:
II Wojna Światowa tuż po lądowaniu Aliantów w Normandii . Kapitan , którego oddział podczas szturmowania francuskiej plaży został zdziesiątkowany, dostaje rozkaz, aby jego pozostali przy życiu żołnierze wzięli udział w kolejnej skrajnie niebezpiecznej misji. Mają przedrzeć się za linię frontu i odnaleźć zaginionego szeregowca Jacka Ryana. Ów żołnierz, o ile jeszcze żyje, jest jedynym żyjącym spośród czterech braci wysłanych na wojnę. Dowództwo, pragnąc oszczędzić cierpienia matce, nie chce dopuścić do śmierci jej ostatniego syna. Ale czy warto ryzykować życie ośmiu ludzi, dla jednego żołnierza?
Ktoś zapewne powie, ze to „odwieczny” dylemat.
Otóż nie, nie w społeczeństwie amerykańskim., bo społeczeństwo amerykańskie poprzez swój rząd , działa w imieniu obywatela. Przykładów można by podać sporo. Być Amerykaninem, tego nie może o sobie powiedzieć nikt z obywateli innych nacji. To nie truizm, czy jakaś tam bzdura. Amerykanie dbają o swoich obywateli. Dbają też o tych, którzy przebywają poza granicami USA, bo to państwo działa w imię Obywatela.
Nie jestem w stanie wyobrazi ć sobie skrajnie hipotetycznej sytuacji, w której nad terytorium Rosji, w katastrofie lotniczej ginie prezydent USA.
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że rząd USA oraz wiceprezydent, po upływie nawet nie 24 godzin, czy tez w ogóle, zgadzają się na prowadzenie głównego wątku śledztwa na terytorium Rosji przez Rosjan.
Scenariusz, który by takie rozwiązanie zakładał, byłby wdzięcznym tematem nie tylko dla Michaela Moore’a. To jednak political fiction. Jak najbardziej.
No to pójdźmy dalej w tym absurdalnym kierunku…
Załóżmy, że rząd amerykański jednak się zgodził na prowadzenie śledztwa przez Rosjan( w tym momencie partia rządząca przegrywa wybory z automatu, a wice-prezydent, może spakować walizki i udać się na Alaskę, gdzie będzie łowił przez jakiś czas łososie, aż śledczy zabiorą go stamtąd w kajdankach i postawią mu zarzut o „zdradzie racji stanu”).
No i dostaje ten rząd stenogramy z rozmów w kabinie pilotów. No i ten wice-prezygdent wydaje, znów przed upływem 24 godzin od ich otrzymania, bez analizy, bez udziału prokuratury krajowej decyzję o ich upublicznieniu. Pozostaje mu już tylko strzelić sobie w łeb. Nic więcej !
No ale załóżmy, że mimo wszystko przeżył i ma się tam jakoś takoś.
No i teraz, za rządów (jeszcze) tego wice-prezydenta, odczytano zdanie z tych zapisów, które tam jakoś dotarły, niekompletne, ale stosowny minister pojechał i zrobił „upgrade”.
Odczytano jedno zdanie, co podała niezależna prasa wbrew dobrej woli wszystkich rządzących, którzy zapewniają o rzetelnym śledztwie. Szczątkowe zdanie. Pal licho, że tylko jedno, ale z drugiej strony, aż jedno !
No i w tym zdaniu jest jak byk: „ jak nie wylądujemy, to urwą (urwie) nam jaja( jajo) !”
Czy to fikcja ?
Gdyby kapitan Protasiuk jednak wylądował, to równie dobrze mógłby powiedzieć do kolegi z kabiny: „Patrz, gdybyśmy nie wylądowali, to Tusk miałby niezły ubaw”.
Tak, Szanowni Przyjaciele Blogerzy, „W imię Obywatela…”
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 879 odsłon