Koniec "kreatywności" Rządu ?
Już rok temu dziura w finansach publicznych była ogromna, ale ministrowi Rostowskiemu udało się ją ukryć. W tym roku już nie, bo zmieniono prawo zgodnie z unijnymi dyrektywami.
Teraz, ze względu na zmianę ustawy o finansach publicznych powstał osobny budżet środków unijnych. No i tu jest pies pogrzebany. UE ukróciła „kreatywną” księgowość.
Rząd zrobił w ubiegłym roku z budżetem państwa kilka księgowych sztuczek. Na przykład: 10 miliardów zł deficytu FUS nie wlicza się do budżetu państwa. Wiadomo, że budżet będzie musiał ten brak wyrównać, na papierze jednak tymczasem sytuacja wygląda lepiej. Kolejną sztuczką było udzielenie przez rząd 5,5 mld zł pożyczki dla FUS ( Fundusz Ubezpieczeń Społecznych). „ Wszyscy mieli świadomość, że ta pożyczka będzie umorzona, czyli jest to faktycznie dotacja” - mówi prof. Wernik z Akademii Finansów. Jednak nazwanie tego wsparcia pożyczką sprawiło, że nie trzeba było wpisywać go w wydatki budżetowe, dzięki czemu nie zwiększyło to deficytu za rok 2009.
Budżetowi na 2009 r. pomogła też półtoramiliardowa nadwyżka ze środków unijnych. W ubiegłym roku zarówno wpływy z dotacji, jak i wydatki na projekty współfinansowane z UE wchodziły do budżetu państwa. Ponieważ zaliczki i pomoc z Unii była wyższa w 2009 roku, niż wydatki na projekty, nadwyżka zmniejszyła deficyt o 1,5 mld złotych, ale dziś tej „sztuczki” już się nie da powtórzyć.
Nie dziwi więc, że Rząd stanął pod ścianą i podniesie podatki. Padło na VAT, bo Rostowski z Tuskiem uznali, że przy chwiejnym złotym, można będzie zwalić podwyżki cen na sytuację zewnętrzną, która, niezależnie od nas wpływa na kurs złotego, a to już sprawa spekulacji na rynkach finansowych ( no i Tusk jest czysty). PIT-y mogłyby ich pogrążyć od natychmiast. Tymczasem podniesienie stawek podatkowych dla najbogatszych, przy równoczesnym zwiększeniu kwoty wolnej od podatku, mogłoby jakoś tam zrekompensować podniesienie VAT do 23 % i przynieść autentyczne gospodarcze ożywienie. To jednak nie wchodzi w rachubę, bo bynajmniej nie o społeczeństwo tu chodzi. Chodzi o władzę. Bogatym nie wolno zabierać, a biednych albo się ogłupi, albo zniechęci. Do kolejnych wyborów pójdą głosować na PO i tak bogaci i ogłupieni... jak zawsze.
Chytry plan, nie powiem. Platforma zagrała va banque. Nie po raz pierwszy zresztą.
Czy „ciemny lud” to kupi ?
Zapewne tak, jak kupił wiele innych rzeczy. Tego więc powinniśmy się obawiać.
Podatków nie trzeba się bać, bać trzeba się ludzi, którzy nie zadają pytań i w imię jakiejś chorej idei popierają ten Rząd. Co będzie jutro i pojutrze? Co jeszcze Tusk i ferajna zmajstrują ?
Przecież to ani socjalizm, ani liberalizm. Kapitalizm też nie.
Co to więc jest do jasnej cholery ?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1322 odsłony
Komentarze
A może..
31 Lipca, 2010 - 08:47
...to całkiem nowa ideologia wymyślona przez "starszych i mądrzejszych" dla niepoznaki zwana TUSKIZM, czyli najprościej mówiąc rabowanie bezbronnych.
Re: Koniec "kreatywności" Rządu ?
31 Lipca, 2010 - 20:18
W Najwyższym Czasie Tomasz Sommer napisał m. innymi:
35 miesięcy rządów koalicji PO-PSL pod jednym względem zaliczyć należy do rekordowych. Oto dług publiczny wzrósł do niebotycznych rozmiarów 700 miliardów złotych z około 530 miliardów w momencie rozpoczęcia przez Platformę rządów. Tusk zadłużył Polaków na 170 miliardów złotych w niecałe trzy lata. By opisać jego działalność, bardziej obrazowo można by powiedzieć, że co miesiąc nasz premier z Gdańska robi manko na 5 miliardów złotych. A używając unaocznienia jeszcze bardziej precyzyjnego: dzień w dzień zadłuża każdego z 37 milionów Polaków na 4 złote i 50 groszy.
A to oczywiście tylko dane oficjalne. Gdyby policzyć zobowiązania emerytalne, zadłużenia samorządów oraz NFZ, to naprawdę można by wpaść w czarną rozpacz. Gdyby jakikolwiek przedsiębiorca działał w taki sposób, po kilku miesiącach nie miałby już żadnych kontrahentów, a po roku do jego drzwi zapukałby komornik. Jednak liderom PO najwyraźniej więcej wolno. Wolno naprawdę dużo, skoro obecny prezydent-elekt, który wszak co roku będzie podpisywał spreparowany przez Donalda Tuska budżet, nie odróżnia długu publicznego od deficytu budżetowego.
Nie mam złudzeń, że w ciągu 500 kolejnych dni – „dni spokoju” – wiele się zmieni. Wydaje się, że Donald Tusk prędzej będzie starał się osiągnąć 250 miliardów złotych zadłużenia, niż odważy się na jakiekolwiek cięcia w swojej administracji – pochłaniającej, przypomnijmy, 150 miliardów złotych rocznie. Nie mam też wątpliwości, że po tych 500 dniach premier z PO skończy jak Edward Gierek, który postępował niemal dokładnie w taki sam sposób. Ponieważ jednak teraz mimo wszystko jest jeszcze w Polsce więcej kapitalizmu niż za Gierka, zapewne w momencie przesilenia szczęśliwie unikniemy „chwilowych niedoborów” i w sklepach będzie nie tylko sam ocet. Po obaleniu Gierka, jak uczy historia, przyszedł jednak Stanisław Kania. Czyli doszło do klasycznej zamiany siekierki na kijek. Tym razem, dla dobra Polski, trzeba takiej zamiany uniknąć i sprawić, by wreszcie nasz kraj zaczął uwalniać się z objęć socjalizmu.
Święta prawda!
Jerzy Zerbe
Szanowny Panie Jerzy
7 Sierpnia, 2010 - 17:13
nie zal by mi było ani tuska,ani buzka,ani
innych pozostałych platformiarzy
gdyby nie to,ze znowu za długi zrobione
przez nich zaplaci ten najubozszy i emeryt,ktorego juz nie stac nawet na lekarstwa,
nie stac ? TAK ,bo emerytom wydano WOJNE,naszym emerytom,
nie ubeckim,lecz NASZYM
a rodziny wielodzietne?,gdzie KROMKA CHLEBA ma swoją CENĘ.?........<
a ludzie młodzi ?,ktorzy nie mają adresu asystenta Sobiesiaka,niejakiego ROSOŁA
i pracy muszą szukać na zmywakach........?
serd pozdr i dycha nie piramidkowa,ani nie ta "kreatywna"
lecz Polska......prawdziwa DYCHA :)
gość z drogi