Nosił wilk razy kilka: Ministrowi Rostowskiemu do przemyślenia...

Obrazek użytkownika Zebe
Gospodarka

Nie mam zamiaru wyżywać się nad ministrem Rostowskim ani też nad Donaldem Tuskiem., ale przypomnijmy sobie:

Stało się to, co tak naprawdę było nieuniknione.Paradoksalnie Platforma Obywatelska do spółki z PSL-em, przyjęła program walki z kryzysem wg recepty PIS-u.
Oczywiście, jak zawsze, diabeł tkwi w szczegółach.

Nie wypaliła teoria z wprowadzeniem euro. Więcej, Europa chwali Polskę za przezorność i niewprowadzenie u nas wspólnej waluty. Tak więc, czy to się podobało Tuskowi, czy nie, trzeba było wycofać się rakiem.

Potrzeba zwiększenia deficytu budżetowego była ewidentna już w roku 2008, przy konstruowaniu budżetu na ten rok. Nie zrobiono tego. Doszło do korekty o ok. 7 mld, pomimo tego, że UE już późną wiosną szacowała niedobór w naszym budżecie na poziomie ok. 50 mld.
Doskonale pamiętamy oburzenie ministra Rostkowskiego, który wprost zarzucił brak rozeznania urzędnikom z Brukseli. Dziś przyznał im rację zapowiadając owe 52 mld deficytu na przyszły rok.

Rostowski zdecydował się na radykalne cięcia w budżecie, co spowodowało nagły spadek przychodów do budżetu już w pierwszej połowie roku. Żeby zahamować ten niekorzystny trend podniesiono dwukrotnie akcyzę na alkohole i papierosy oraz jednorazowo na paliwa. Zwiększono także deficyt budżetowy o 7 mld w jego tegorocznej nowelizacji.

Prowadzono także działania prywatyzacyjne i po 8 miesiącach uzyskano ok. 3 mld złotych wpływu. Ciekawe jest także to, że w przyszłym roku prywatyzacja ma dać ok. 28 mld.

Dziś można już śmiało powiedzieć, że gdyby w tegorocznym budżecie założono deficyt na poziome ok. 35 mld od początku roku i zrezygnowano przynajmniej z części cięć, wpływu do budżetu mogły być dużo wyższe. Trudno to dokładnie oszacować, ale pewnym jest, że byłyby wyższe. Wpłynęłoby to też pozytywnie na stopień bezrobocia.

Tak wysoki, jednorazowy wzrost deficytu będzie też skutkował tym, że z racji jego wysokości inwestorzy będą oczekiwać wyższego oprocentowania obligacji i bonów skarbowych. Jest wielce prawdopodobne, że choć pożyczymy 52, 2 mld złotych, to w sumie będziemy musieli oddać grubo ponad 100 mld złotych w ciągu 20 lat.

Jakie w ogóle możliwości w tej sytuacji ma rząd ?
Aby sfinansować wydatki rząd ma do wyboru: obniżać wydatki, zwiększać wpływy, najczęściej poprzez podwyżkę podatków oraz prywatyzację, lub posiłkować się deficytem.

Rząd zapewne zastosuje kompilację powyższych możliwości.
Obniżanie wydatków będzie sprawą trudną, bo to się już dokonało. Wiele już nie da się zrobić. Tusk podatków podwyższać nie chce, ale po wyborach prezydenckich jest wielce prawdopodobne, że podniesie VAT.

Prywatyzacja, bowiem w tej sytuacji nie da owych 28 mld. Jest to nierealne. Nawet gdyby rządowi udało się uzyskać oczekiwane pieniądze, to proces sprzedaży nie zamknie się w ciągu przyszłego roku.

Vide: stocznie, gdzie nie było chętnych nawet za niewygórowaną cenę.

Generalnie pozostało więc tylko radykalne zwiększenie deficytu budżetowego.
Tak dużego deficytu bezpośrednio natomiast przeciętny Kowalski nie odczuje, ale przez lata koszt jego obsługi będzie nas znacznie więcej kosztował niż potencjalne straty związane z podwyżką podatków lub niższymi transferami z budżetu.

Wszystko to, co napisałem świadczy niestety o sporych błędach tego rządu. Sytuacja wcale nie musiała być tak dramatyczna jak dziś.

Na koniec chciałbym przypomnieć słynne słowa premiera Węgier:

,,Spieprzyliśmy sprawę. Nie trochę, ale bardzo. Jeszcze nigdy żaden z europejskich krajów nie namieszał tak jak my. Ostatnie półtora roku czy dwa lata były jednym wielkim kłamstwem. Niemal wykończyło mnie to, że przez półtora roku trzeba było udawać, że rządzimy. Zamiast tego kłamaliśmy rano, w nocy, wieczorem.''

Nie chciałbym, aby Rostowski i Tusk „zakiwali” się na śmierć naszym kosztem.

Tekst opublikowany także w salonie 24.

Brak głosów