Dziś w mediach prawdziwych "śledczych" już nie ma?

Obrazek użytkownika tosz
Kraj

Na blogu Sylwestra Latowskiego natrafiłem na ciekawą dyskusję, sprowokowaną wypowiedzią red. Jarosława Jabrzyka z TVN, który tak tłumaczył milczenie mediów na temat zatrzymania Wojciecha Sumlińskiego i głównego wątku "afery aneksowej" (opisywanego dokładnie tu, na S24 przez Aleksandra Ściosa):

"Nie piszą, ponieważ musieliby przypomnieć również wstydliwe epizody z życia W.S. To duża przeszkoda, kiedy planuje się napisanie hagiograficznego tekstu:)Z W.S. zetknąłem się raz i ten jeden raz wystarczył, abym miał jasność, co do wartości, jakim hołduje \"prześladowany redaktor\". Ale to, ani nie miejsce, ani czas, żeby o tym pisać..." - kryguje się początkowo dziennikarz śledczy TVN.

Potem jednak wali z grubej rury:

"Z Wojtkiem S. spotkałem się raz. Zadzwonił do mnie, poprosił o rozmowę. Wypiliśmy kawę w restauracji na pierwszym pietrze hotelu Mariott (jak sądzę, nie było tam wtedy Jaromira Netzla, który mógłby o tym zaświadczyć:) Wojtek objawił mi się wtedy, jako lobbysta reprezentujący interesy ludzi podejrzewanych o potężne przestępstwa gospodarcze. Tylko tyle.
Pracuję w zawodzie prawie 10 lat, a podobny przypadek nie trafił mi sie nigdy. Nigdy wiecej nie spotkałem kolegi dziennikarza, który szukał kontaktu ze mną, tylko po to, żeby zaprezentować alternatywną wersję zdarzeń."

Takie słowa spowodowały ripostę Moniki Sumlińskiej, która wyjaśniła o co chodziło czasie tegoż spotkania Jabrzyka z jej mężem. Znacznie ciekawszy jest jednak wątek, który poruszyła przy okazji:

"Bo, że niektórzy dziennikarze są na usługach ABW, to wiem od różnych dziennikarzy pracujących w Warszawie nawet ja. U różnych dziennikarzy, z którymi rozmawiałam przez ostatnie dwa miesiące próbując z opóźnieniem poznać świat, w którym żył mój mąż ( m.in. Bogdan Rymanowski, Leszek Misiak, Cezary Gmyz, Przemek Wojciechowski, Łukasz Kurtz, Mariusz Pilis, Grzegorz Górny, Sylwester Latkowski, Wojciech Czuchnowski i wielu, wielu innych) dziwnym trafem pojawiają się te same nazwiska kolegów udających dziennikarzy, którzy naprawdę są związani z ABW. Tam naprawdę pracują, a dziennikarstwo, to dla nich tylko przykrywka - pisze Monika Sumlińska.

No właśnie. Nie jest tajemnicą, że w naszym środowisku są różnej maści współpracownicy służb. Pytaniem otwartym pozostaje kwestia, czy są to fukcjonariusze działający "pod przykryciem" czy też zwyczajni agenci, których zwerbowano za "kasę" lub na innych "kompr materiałach".

Jedno jest pewne. Na pewno nie ma już od dłuższego czasu "dziennikarstwa śledczego". Jest tylko - przeciekowe. Bo służby specjalne zajmują się przeciekami informacji do "swoich" dziennikarzy. A oni te "newsy" bezkrytycznie publikują...

Brak głosów