Ketman i jego ofiary z Czerskiej

Obrazek użytkownika kataryna

Aleksander Kaczorowski (Newsweek, kiedyś Gazeta Wyborcza): Jesienią 2001 roku, po ujawnieniu przez dawnych kolegów Maleszki jego
agenturalnej przeszłości, w redakcji "Gazety Wyborczej" zapadły
decyzje, że pozostanie on w pracy, że będzie nadal redaktorem i że
nadal będzie publikował pod pseudonimem. Pseudonim ELEM - od inicjałów
Lesława Maleszki - został wybrany po kilku tygodniach. (...) Praktycznie od początku było jasne ze Maleszka zostanie w gazecie. To
była osobista decyzja Adama Michnika, którą przeforsował wbrew
większości redakcji. Jarosław Kurski powiedział niedawno, że Gazeta Wyborcza jest taką samą ofiarą Maleszki jak wszyscy inni. Coś w tym jest bo przecież cena jaką Gazeta zapłaciła za trzymanie Maleszki jest ogromna. Tak ogromna, że naprawdę trudno uwierzyć w te wszystkie gadki o miłosierdziu i względach humanitarnych. Z litości dla adjustatora nie okłamuje się czytelnika. A w sprawie Maleszki Gazeta nas bezwstydnie okłamywała. Dzisiaj Piotr Stasiński odmawia komentarza i odsyła po wyjaśnienia do Maleszki, chociaż akurat w tej sprawie Maleszka ma najmniej do wyjaśniania bo to nie on - skromny adjustator - w kolejnych oświadczeniach okłamywał czytelników. Piotr Stasiński jako zastępca redaktora nazelnego i jeden z autorów niedotrzymanych obietnic powinien mieć odwagę skomentować rewelacje Kaczorowskiego. Choć nie dziwię się, że nie wie jak. W oświadczeniu z listopada 2001 redakcja Gazety deklaruje i obiecuje "Leszek Maleszka stracił w naszych oczach wiarygodność i szacunek. Jego
nazwisko musi na długie lata zniknąć z łam "Gazety", bo to nazwisko
wprowadzało nas i Czytelników w błąd" . Jeśli wierzyć Kaczorowskiemu, "długie lata" trwały ledwie kilka miesięcy i już w czerwcu następnego roku Maleszka opublikował swój artykuł. Artykuł którego przecież nie wrzucił podstępem, ktoś ten artykuł przyjął, podpisał do druku, wypłacił wierszówkę. I ktoś się powinien z tego wytłumaczyć przed okłamanym czytelnikiem. Osobiście okłamana się nie czuję bo złudzenia straciłam już dawno ale chętnie poznałabym powody dla których Gazeta nie mogła, no po prostu nie mogła, nie opublikować tekstu lub tekstów Maleszki. Sądząc po wypowiedziach kolejnych prominentnych dziennikarzy Gazety, którzy na wyprzódki zwierzają się z cierpień i rozterek związanych z faktem pracy w tej samej redakcji co Maleszka, Maleszki nikt w Gazecie nie chciał, wszyscy się brzydzili i strasznie cierpieli a mimo to Maleszka nie tylko spokojnie sobie adjustował ale nawet zdarzało mu się publikować. A wszystko to dzięki niesamowitemu wprost miłosierdziu, jakiego nie dane było zaznać innym pracownikom Agory, zwalnianym w ramach redukcji etatów. Ewa Milewicz oburza się na Maleszkę, że "inscenizuje przedstawienie podkreślające, jak wielki ma wpływ na
"Gazetę". Ile tam znaczy. Jak zarządza i decyduje o wymowie tekstów.
Rozsądza tytuły i leady. Pycha, pycha, brak pokory wobec swoich
"dokonań". Brak akceptacji dla tego, że ostracyzm mu się należy. Chęć
pokazania dziennikarkom, że on, Maleszka, jest Kimś" choć przecież jak się zna losy Maleszki w Gazecie, wie jak ofiarnie dla niego kłamała narażając się na ośmieszenie (co właśnie się stało), trudno nie odnieść wrażenia, że Maleszka jest Kimś. Niezwalnialnym, chronionym jak nikt inny, kimś dla kogo zapomina się złożone dopiero co czytelnikowi oświadczenie, dla kogo warto narazić własną wiarygodność. No przepraszam, ja bajki o zwykłym adjustatorze trzymanym ze względów humanitarnych i socjalnych nie kupuję.Nie wiem dlaczego Michnik - bo wszystko wskazuje na to, że to on osobiście - chronił Maleszkę, wyobrażam sobie trzy możliwe powody, występujące osobno lub w dowolnej konfiguracji. Michnik ma dziwne upodobanie do kanalii. Ktoś kto w obronie "ludzi honoru" umie usprawiedliwić nawet strzelanie do bezbronnego tłumu nie będzie skreślał człowieka tylko za głupie kablowanie. Michnik od początku wiedział o Ketmanie, ze swoich "badań" w ramach "komisji Michnika", od Kiszczaka albo skądinąd. A skoro wiedział i wiedział, że inni wiedzą, że wie, nie mógł zgrywać zaskoczonego i oburzonego, tym bardziej, że prawdopodobnie nie rozumiał, nie rozumie i nigdy nie zrozumie dlaczego ludziom Maleszka w Gazecie przeszkadza. Ewa Milewicz napisała "Nikt ze środowiska "Gazety" nie znał prawdziwej przeszłości Leszka Maleszki". Zobaczymy czy, a może kiedy, i to okaże się kłamstwem. Ewa Milewicz być może nie wiedziała ale czy na pewno nie wiedział nikt? Michnik się Ketmana boi, choć niekoniecznie o siebie i niekoniecznie słusznie. Ketman donosił na środowisko Michnika, w tym na niego samego. Ponad dwa lata temu Gazeta rozpętała wielką awanturę o to, że IPN oczernia Jacka Kuronia, oczernianie polegało głównie na cytowaniu i analizowaniu tego co esbecji opowiedział Maleszka. "Tekst Gontarczyka jest analizą raportu
funkcjonariusza SB powołującego się na relację agenta Lesława Maleszki. Maleszka
uczestniczył w spotkaniach Jacka Kuronia z przedstawicielami krakowskiej
opozycji w listopadzie 1977 r. Kuroń opowiadał tam m.in. o wydarzeniach marca
1968. Na tym wątku skoncentrował się w swoim raporcie esbek. Gontarczyk uznał, że z esbeckiego raportu
"wyłania się zasadniczo odmienny" od dotychczasowych ustaleń obraz Marca '68.
Uznał, że jest to obraz bardziej wiarygodny niż te ustalenia, bo relacja
powstała stosunkowo wcześnie, a Maleszce "należy wystawić jak najlepszą opinię
pod względem źródłoznawczym". Raport z rozmowy z Maleszką, który dołączony jest do tekstu, stał się dla
Gontarczyka podstawą do sformułowania
rewolucyjnych tez: "Główny motyw działań komandosów nie był bynajmniej głęboko
moralny (...). Nie chodziło też o dawanie jakiegokolwiek świadectwa na wzór
"Pana Cogito", tylko o udział w walce dwóch konkurencyjnych
frakcji wewnątrz PZPR. Niepodległość, wolność czy inne transcendentne wobec
taktyki politycznej wartości były tu mniej istotne" - pisze pracownik IPN i
dodaje: "Komandosi działali, bo chcieli zwycięstwa partyjnych rewizjonistów
(...) nad frakcją Mieczysława Moczara (...)". Jako "ortodoksyjnie marksistowscy
bez reszty, komandosi występowali w obronie komunistycznego internacjonalizmu
przeciwko stanowiącemu zagrożenie dla partii nacjonalizmowi". Maleszka nie miał żadnych oporów, żeby donosić esbecji na swoich najbliższych przyjaciół, czy taka kanalia miałaby opory, żeby udzielić paru niewygodnych wywiadów? Bo o tym, że to co powiedział esbecji na temat motywów "komandosów" jest dla Michnika bardzo niewygodne świadczy histeria jaką w Gazecie rozpętano po tym tekście Gontarczyka. Choć on tylko relacjonował świadectwo i poglądy Maleszki! Nie wiem czym kierował się Michnik chroniąc Maleszkę, musiał to być bardzo ważny powód skoro na szali położył (i przegrał) wiarygodność i reputację swojej gazety. I nadal chyba nie widzi powodu do zwolnienia Maleszki bo nie znalazłam jego nazwiska na wspólnym oświadczeniu jego zastępców, więc chyba się z nimi nie zgadza. Przyznam, że ta chora relacja jest w jakiś tam sposób fascynująca, przynajmniej dla kogoś kto się już Gazetą nie przejmuje i nie czuje zawodu śledząc kolejne obrażające inteligencję krętactwa. Prędzej czy później poznamy powody osłaniania Maleszki. Na szczerość samego Michnika raczej nie ma co liczyć ale od czego są jego niedawni sojusznicy, tacy jak Kaczorowski, któremu po latach zebrało się na wspomnienia? Ciekawe co jeszcze usłyszymy. No i kiedy Gazeta pozbędzie się garbu jakim od jakiegoś czasu jest dla niej Adam Michnik, trzymany już chyba tylko z litości. Nie wierzę już Gazecie i nie wierzę w Gazetę a jednak czuję zażenowanie patrząc jak się miota. Wstyd, że największa polska gazeta nie umie wyjść z twarzą z chorego związku z agentem. W jakimś sensie naprawdę jest jego ofiarą. Tyle, że na własną prośbę.

Brak głosów