Zakłamany kwietniowy poranek. 9 kwietnia 1940 roku w Danii

Obrazek użytkownika Przemysław Mandela
Historia

Podczas zajmowania Danii w ciągu kilku godzin 9 kwietnia 1940 roku, zginął zaledwie jeden niemiecki żołnierz. Poślizgnął się i wypadł za burtę niemieckiego okrętu, wpływającego do jednego z duńskich portów.

To jeden z najbardziej żywotnych i jednocześnie kłamliwych mitów drugiej wojny światowej, któremu udało się zadomowić nie tylko w mentalności, ale nawet niektórych publikacjach popularno-naukowych. Prawdziwa jest tu jedynie informacja o kilkugodzinnym oporze, który ustał na wyraźne polecenie duńskiego króla Chrystiana X, przerażonego wizją zmasowanych bombardowań Kopenhagi. 

Kilkugodzinny opór 9 kwietnia 1940 roku i tak wydawał się być wszystkim na co było stać niewielką armię duńską, której siły lądowe składały się z zaledwie dwóch dywizji piechoty (1. Zelandzka Dywizja Piechoty oraz 2. Jutlandzka Dywizja Piechoty), a wszelkie próby podniesienia poziomu obronności kraju odrzucano, by nie drażnić potężnego sąsiada. 

Ten specyficzny fanatyzm neutralności, cechujący także społeczeństwa krajów Beneluksu, które kilka tygodni później również stały się celem niemieckiej inwazji, faktycznie uniemożliwił stawienie zorganizowanego oporu, poprzedzonego mobilizacją i odpowiednim ufortyfikowaniem garnizonów na wyspach. Nie znaczy to jednak, iż Duńczycy nie próbowali podjąć walki. Próbowali i są z tego powodu niezwykle dumni, bez względu na to czy świat jest tego świadom czy nie. 

O ile w Zelandii w wyniku uderzenia powietrzno-desantowego poza nielicznymi wyjątkami (opór gwardii królewskiej w pałacu Amalienborg) nie udało się zorganizować trwałego oporu, a błyskawiczne zajęcie Kopenhagi, sparaliżowało normalne funkcjonowanie kraju, to chroniące granicy elementy Dywizji Jutlandzkiej, postawione zawczasu w stan gotowości, zdecydowały się na walkę, próbując opóźnić działania agresorów. Do połowy lat 90 opisy i relacje tych walk nie funkcjonowały w językach inne niż skandynawskie, przez co nie stały się dostatecznie znane szerszemu ogółowi badaczy. Jednakże nawet teraz, gdy walki te są doskonale udokumentowane w języku angielskim i powszechnie dostępne, wielu historyków wciąż woli odwoływać się do owego jednego żołnierza, poległego w Danii, w wyniku własnego gapiostwa. O tym jak jest to kłamliwy obraz tego tragicznego dla Duńczyków kwietniowego dnia, niech zaświadczą poniższe przykłady:

Miejscowość Hokkerup, wschodnia Jutlandia, 9 kwietnia 1940 roku. Godzina 4:45. Duńscy żołnierze w liczbie ok. 30, pod dowództwem porucznika H. J. Højersleva, zerwani na równie nogi kwadrans wcześniej przez ogłoszenie alarmu bojowego, nerwowo krzątają się w pobliżu prowizorycznej blokady, którą właśnie ustawili na drodze. By opóźnić marsz Niemców na północ, mają do dyspozycji kilka lekkich karabinów maszynowych Madsen M1903 kal. 8mm oraz wielokalibrowy karabin maszynowy kal. 20mm. To niewiele. Lecz po swojej stronie mają niezwykle ważny efekt zaskoczenia, ponieważ zbliżający się do Hokkerup Niemcy nie spodziewają się żadnego oporu. 

O godzinie 5:30 na drodze pojawił się samochód pancerny osłaniany przez oddział motocyklistów. Pewni siebie niemieccy żołnierze, liczyli iż kilkoma seriami uda im się odpędzićDuńczyków lub zmusić do poddania się. O tym jak bardzo błędne jest to założenie przekonali się widząc pociski wkm-u przebijające pancerz niemieckiego wozu. W pierwszym odruchu agresorzy wycofali się, by powrócić po kilku minutach ze wsparciem działka kal. 37mm. Także i ten atak na prowizoryczną blokadę załamał się w celnym ogniu obrońców, którzy także unieszkodliwili niemieckie działko. Przed godziną 6:00 do walki włączyły się samoloty, które z lotu koszącego ostrzelały blokadę, zabijając trzech Duńczyków oraz raniąc dwóch kolejnych. W przekonaniu, iż dalsza obrona nie ma sensu, a spowoduje jedynie masakrę, porucznik Højerslev podejmuje decyzję o poddaniu się. Kwadrans później, duńscy żołnierze z podniesionymi rękami opuszczają swoją pozycję oddając się oszołomionym Niemcom do niewoli.

Aabeenraa, centralna część Jutlandii, godzina 5:40. Na południowych przedmieściach miasta zajął pozycję pluton przeciwpancerny ze składu kompanii przeciwpancernej 2 Pułku, wyposażony w doskonałe działko Boforskal. 37mm oraz wkm-y kal. 20mm. Żołnierze z niepokojem obserwują odwrót plutonu rowerowego przez ich pozycje, który chwilę wcześniej został ostrzelany przez niemieckie samoloty. Nie ma już wątpliwości, że to faktycznie wojna. Kilka minut później na drodze prowadzącej do miasta zauważono kolumnę ok. 15 pojazdów. Udało się je podpuścić bardzo blisko zanim obsługa działka otworzyła ogień trafiając pierwszy niemiecki czołg. Ułamek sekundy później do ostrzału przyłączyły się także obsługi wkm-ów trafiając kolejne dwa czołgi. Niemcy błyskawicznie odpowiedzieli ogniem, raniąc dwuosobową obsługę działka i wyłączając ją z walki. Z pozostałymi walka przeciągnęła się o dalsze 10 minut, zanim z Kopenhami nie dotarł rozkaz wstrzymania walk. Jednak nawet mimo tak wyraźnych dyrektyw ze sztabu w sąsiedniej miejscowości Haderslev doszło do kolejnych walk, w których Niemcy utracili dwa uszkodzone czołgi. 

To tylko dwa przykłady z tej zapomnianego, krótkiego epizodu walk w Jutlandii 9 kwietnia 1940 roku. Oprócz nich do podobnych potyczek doszło w miejscowościach Tønder,Bjærgskov,Rønshoved,Kværs czyLundtoftebjærg. Wszelkie walki ustały jednak wraz z nadejściem rozkazu króla Chrystiana X, który o godzinie 8:34 polecił wstrzymać opór przeciwko wojskom niemieckim zajmującym kraj. Decyzja ta wynikała z brutalnej demonstracji siły Luftwaffe nad Kopenhagą, której przekaz był jasny. Albo kapitulacja albo los Warszawy. Podobny szantaż zastosowano później wobec Holendrów broniących Rotterdamu, w wyniku którego całe centrum miasta zostało zrównane z ziemią.

Ostatecznie cała obrona Danii zamknęła się liczbą strat 16 zabitych żołnierzy i dalszych 20 rannych. Niemieckie straty nigdy nie zostały opublikowane, lecz pewne jest, iż są one stosunkowo wyższe niż duńskie. Jedynie straty sprzętowe XXXI Korpusu Armijnego, generała Leonharda Kaupischa, zajmującego Danię wyniosły: 12 samochodów pancernych, podobną liczbę samochodów ciężarowych i motocykli oraz uszkodzenie 4 czołgów. Duńska obrona przeciwlotnicza zanotowała trafienie jednego z Heinkli He-111, a dwóch niemieckich żołnierzy znalazło się nawet przez kilka godzin w duńskiej niewoli!

To znacznie większa cena niż przytaczana bardzo często strata dwóch czy trzech żołnierzy, którzy utopili się przez swoje gapiostwo. Niemniej jednak podobnie jak w przypadku niszczonych na ziemi polskich samolotów czy kawalerii szarżującej z szablami na czołgi udało się propagandzie niemieckiej stworzyć mit bezkrwawej interwencji u skandynawskiego sąsiada. Mit niezwykle żywotny i krzywdzący. Jak zdecydowana większość tych oscylujących wokół wydarzeń drugiej wojny światowej.

Brak głosów