Nie dziś to jutro.
Jestem spokojny. Wracając z wakacji zajrzałem do leżącej na stoliku przydrożnego baru Gazety Wyborczej przyciągnięty wizerunkiem milczącego od jakiegoś czasu Adama Michnika. Przeczytałem jego odezwę do światłego narodu i na mej twarzy pojawił się uśmiech. Zawsze odczuwam dziwny dreszczyk przyjemności, gdy literatura realizuje się na moich oczach. A przecież tyle napisano o dzieciach rewolucji pożeranych przez nią samą, tyle napisano o Folwarku Zwierzęcym i co? I dalej dzieje się to samo w zamkniętym kole ludzkich mechanizmów. Adam Michnik wchodzący w skórę Jerzego Urbana rozbraja i cieszy. Cieszy, bo tylko kłamstwo posunięte poza granice absurdu ma szansę się samo zdemaskować. A zdemaskowane kłamstwo traci swoją moc oddziaływania. Zdemaskowanemu kłamcy już nikt nie wierzy. Nikt poza innymi świniami, które weszły na fotele ludzi i spełniają się w paleniu cygar i popijaniu burbona.
Tekst Adama Michnika politycznie jest aż tak absurdalny, że nawet nie wymaga polemiki. Oskarżanie dwuletnich rządów ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego o porażkę czteroletnich rządów Donalda Tuska jest zabawne nawet dla zwolenników tego ostatniego. Apelowanie o udział w wyborach, bo ich bojkot może doprowadzić do władzy ludzi, którzy... no właśnie, to jest ciekawe nawet z czysto psychologicznego punktu widzenia. Ten tekst, przy odrobinie woli, mógłby być pretekstem do niejednego procesu sądowego. Czytamy między innymi: "tych ludzi przyłapano na wielu kłamstwach, gdy przegrywali kolejne procesy sądowe" - a ja szukam jakiegoś procesu Antoniego Macierewicza, który byłby przegrany w ostatniej instancji. I nie znajduję. Na temat przegranych procesów Michnika można znaleźć sporo informacji w internecie. Dalej: "ci ludzie zmieniali w ciągu jednej nocy ustawy, by przeobrażać media publiczne w instrument własnej propagandy" - czy Michnik ma na myśli nocne głosowanie nad zmianą ustawy o dostępie do informacji publicznej? I na koniec: "ci ludzie ogłosili Lecha Wałęsę agentem komunistycznej bezpieki" - czy agentem się zostaje przez ogłoszenie? Czy przez podpisanie zobowiązania współpracy i dostarczanie przez długi czas różnych informacji? Michnik zaprzecza dokumentom zgromadzonym w IPN? Ach, zapomniałem o wyroku sądowym na Waszczykowskiego, w którym sąd stwierdził, że dokumenty zgromadzone w IPN są nieprawdziwe ;-)
Takie oderwanie od rzeczywistości, abstrahowanie od faktów, świadczyć może tylko o tym poziomie zatrucia organizmu, który nie pozwala już tego ukryć. Jeden kieliszek, dwa - można udawać że się nic nie piło, ale nawet największy twardziel nie jest w stanie ukryć alkoholowego upojenia po wypiciu duszkiem pół litra wódki. Ten przypadek mamy właśnie u Michnika, Lisa i Gugały. Lis w rozmowie z Kaczyńskim był merytorycznie nieprzygotowany, przekroczył granice dobrego wychowania, ale generalnie udało mu się nie stracić panowania nad sobą. Gugała zaś, podczas rozmowy z Hofmanem, dostarczył widzom naprawdę dużej dawki specyficznej rozrywki.
Gugała nie pozwolił swojemu gościowi odpowiedzieć na żadne ze swoich pytań. Gugała powtarzał zdementowane opinie niemieckiej prasy jako fakty. Rozbawienie gościa wywołane absurdalnym zachowaniem gospodarza rozsierdzało gospodarza coraz bardziej i po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć tego wytrawnego, zawsze opanowanego dziennikarza, w stanie pokazywanym na wycofanym z obiegu sławetnym spocie Platformy Obywatelskiej. Coraz bardziej trzęsący się głos, coraz bardziej podniesiony, coraz głośniejszy... Miałem wrażenie, że raptowne zakończenie programu jest spowodowane uświadomieniem sobie przez prowadzącego, że zaraz nie wytrzyma i rzuci w gościa szklanką albo czym innym. Zaiste cudowny pokaz profesjonalizmu, obiektywizmu i niezależności ;-)
Wszystkie te drobne skądinąd zdarzenia układają się w całość, która sprawia, że czuję się spokojny. Ci ludzie czują, że grunt pali im się pod nogami, że już nie ma ratunku, że czas bezbolesnej i bezkarnej spokojnej manipulacji się kończy. Jak pokazuje przykład węgierski zmiany nie są nierealne. W sytuacji gdy coraz więcej ludzi wyrzuca telewizor i odstawia jedynie słuszne gazety, wpływ propagandy maleje. Wielkie tuzy pseudodziennikarstwa zaczynają przejawiać objawy syndromu bankruta: nadmierna konsumpcja mająca przesłonić niewygodną rzeczywistość. Już nie liczy się przyszłość, renoma, honor, bo przyszłości już nie ma. Można sobie pozwolić na szaleństwo, przynajmniej ostatnią chwilę przyjemności: zwymyślać Kaczyńskiego na czołówce, nakrzyczeć na gościa na wizji, napawać się pogardą.
Zawsze jest szansa na realną zmianę, na przywrócenie pojęciom ich znaczeń, na rozliczenie prawdziwych bandytów, na restaurację uczciwości, na uwolnienie energii stłamszonej absurdalnymi przepisami i postkolonialną mentalnością. Decyzja zależy od nas. Do nas należy wybór. Oni, bankruci, to wiedzą. Dlatego tak się denerwują. Ja też to wiem. I dlatego jestem spokojny.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1042 odsłony