Fikcja kontroli władzy
Redaktor Piotr Zaremba w odpowiedzi na moją polemikę zarzuca tejze polemice intelektualną miałkość i merytoryczną jałowość. Rzeczywiście nazwanie
mojego tekstu polemiką było nieco na wyrost i mogło wprowadzać pewne zamieszanie. Zamiast polemiki jest w nim rozwinięcie różnych tez i poszukiwanie alternatywnych diagnoz dotyczących przyczyn obecnego stanu rzeczy. Bardzo powierzchownie poruszyłem tematy z wielu różnych bajek i wyszedł rzeczywiście galimatias. Nie miałem także zamiaru pisać personalnie, dzieląc się jedynie przemyśleniami natury ogólnej. Chciałbym nieco uściślić pewne rzeczy, zaś biorąc sobie do serca komentarze pod moim tekstem postaram się streszczać.
W moim odczuciu dyskusja o tym, które zdanie polemista opacznie zrozumiał byłaby jałowa i tym bardziej mało zrozumiała dla Czytelnika. Zatem nie krusząc kopii o szczegóły chciałbym jedynie skonstatować, że zgadzamy się co do faktów, tzn. fotografii stanu obecnego. Tabloidyzacja mediów, przejmowanie przez głównonurtowe tytuły poetyki i stylistyki blogosfery – to są fakty niezaprzeczalne. I jednoznacznie negatywne w ocenie. Zgadzam się również z opinią, że "Profesjonalne gazety są gwarancją kontroli władzy i istnienia opinii publicznej [bo są one] dobrze zorganizowanymi, zasobnymi maszynami." Dodam więcej: mają większą wiarygodność poprzez wypracowaną często latami markę. Oczywiste jest, że odbiorcy informacji nie mają czasu na weryfikację wszystkich dostarczanych im treści. Dlatego ufają instytucjom, które powołane są do tego by przekazywać obiektywne fakty i wyraźnie oddzielać te fakty od redakcyjnych ocen. Źródła takiej a nie innej roli prasy i instytucjonalno-prawne umocowanie tego przekonania o społecznej roli dziennikarza to temat w oczywisty sposób na inną okazję.
Faktyczna różnica między nami leży rzeczywiście w sferze ocen przyczyn spadku popularności mediów tradycyjnych. Nie polemizuję z faktami podawanymi w bardzo rzetelnym raporcie "Economista". Staram się raczej pójść krok dalej poza wykonaną przez Pana Piotra fotografię. Nie ukrywam przy tym, że jest to jedynie intelektualna zabawa, która może ale nie musi mieć silny związek z rzeczywistością, lecz stanowiąc jakąś próbę diagnozy, coś nam mówi o otaczającym świecie. Podchodząc zatem na luzie do tych trudno weryfikowalnych, bo subiektywnie i naprędce skonstruowanych tez, postaram się je nieco uściślić.
1. Gwarancja kontroli władzy staje się powoli fikcją, gdyż największe dzienniki coraz bardziej przypominają tuby propagandowe poszczególnych rządów lub głównych grup interesów. Dzieje się tak ze względu na ideologiczny terror wzrostu przychodów. Przejawia się to w nadreprezentacji głosów i opinii wspieranych przez silne ekonomicznie lobby i marginalizowanie opinii nieposiadających silnego ekonomicznie zaplecza. Już nawet nie wsparcie, ale chociażby równoprawne zaprezentowanie przeciwstawnych opinii wiąże się z niebezpieczeństwem utraty reklamodawców, którzy ulegają kolejnej subtelnej ekonomicznej presji ze strony ponadnarodowych koncernów. To samo dotyczy niepoprawnych politycznie tematów, gdy naciski nieformalnie powiązanych z ekonomicznymi lobby polityków potrafią doprowadzić tytuł do bankructwa. To ostatnie szczególnie namacalnie jest odczuwalne w Polsce, przykładem chociażby dziennik Życie. Jednak na świecie niska reprezentacja przeciwników teorii wpływu człowieka na zjawisko globalnego ocieplenia, czy orędowników zagrożeń płynących z GMO nie wydaje się być przypadkiem.
2. Pyta Pan skąd dowód, że 20 czy 50 lat wcześniej dziennikarstwo było bardziej rzetelne? Nie mam żadnego dowodu, raczej wszystko wskazuje na to, że jest duża szansa, że było jeszcze mniej rzetelne. Nie było jednak dzisiejszych możliwości weryfikacji i utrzymanie powszechnego przekonania o dziennikarskiej rzetelności było być może łatwiejsze. Można w obecnej sytuacji pójść dwiema drogami: albo dostosować dziennikarstwo do poziomu blogosfery (co się dzieje), albo zwiększyć dbałość o rzetelność. Drugie rozwiązanie wymaga wytężonej uwagi instytucji kontrolnych i rozstrzygających, jednak w Polsce postawa REM nie pozostawia złudzeń, w jakim kierunku zmierza ten zawód. Moim zdaniem jest to odbiciem ogólnocywilizacyjnych procesów, w których dotychczasowe wartości ulegają przekształceniu najpierw na poziomie języka, następnie na poziomie stosowania.
3. Nie mogę się również zgodzić, że percepcja czytelnika nie jest w stanie już przetrawić tekstów dłuższych i trudniejszych. Tutaj nic się nie zmienia na przestrzeni dziejów i fakt obdarzenia umiejętnością czytania prawie wszystkich przedstawicieli społeczeństwa nie musi moim zdaniem oznaczać, że ogólna inteligencja ulega obniżeniu. Statystyczny rozkład jednostek zdolnych przyswoić bardziej skomplikowany przekaz jest w miarę stały. Natomiast całkowita liczba osób, które zdolności intelektualne łączą z umiejętnością czytania ze zrozumieniem, zwiększa się w miarę likwidowania obszarów analfabetyzmu. Tu np. upatrywałbym wzrostu zapotrzebowania na prasę w Indiach. Ocenianie natomiast poziomu percepcji tekstów prasowych po internetowych komentarzach rzeczywiście może sprawiać wrażenie postępującej degrengolady, ale ja bym upatrywał przyczyn raczej w upowszechnieniu dostępu do internetu, niż we wtórnym analfabetyzmie zdziecinniałych czytelników. Zawsze istnieć będzie mniejszościowa grupa odbiorców z utęsknieniem poszukujących właśnie pogłębionych analiz otaczającej rzeczywistości.
4. Tym bardziej w tej powodzi internetowej jałowej poznawczo treści, po okresowym chaosie rosnąć ponownie zacznie znaczenie uznanych marek informacyjnych, które będą potrafiły oddzielić ziarno od plew i podadzą Czytelnikowi wybór przetrawionych przez dobrze zorganizowane zasobne maszynki sprawdzonych i rzetelnych informacji. Być może nie będą to te same tytuły co dzisiaj. Być może dzisiejsze marki prasowe, w ślepej pogoni za zyskiem ugrzęzną w bagnie "blogaskowej degrengolady" podobnie jak nie było szansy aby na wolnym rynku utrzymała się kompletnie skompromitowana w PRL-u Trybuna (Ludu). Jednak czy upadek obecnej skorumpowanej w opisany w punkcie pierwszym sposób prasy, będzie upadkiem prasy w ogóle – to czas pokaże. A jak wiadomo życie nie znosi próżni.
Niejaką trudność w odbiorze tego tekstu stanowić może fakt, iż mieszam dość swobodnie wątki dotyczące prasy specyficznie polskiej i prasy w ogóle. Jednak uznaję, być może mylnie, że po pierwsze, jesteśmy jednak częścią cywilizacji zachodniej, po drugie ufam w inteligencję czytelnika i staram się nie rozbudowywać nadmiernie tekstu o wyraźne zaznaczenia, kiedy mówię o prasie polskiej a kiedy o prasie jako pojęciu. Chciałem dwa zdania wyjaśnienia a wyszło tak jak zwykle. Nie pozostaje mi nic innego jak przeprosić Czytelnika za rozwlekłość i pozostaję w nadziei, że rozwlekłość ta nie przesłoniła po raz kolejny treści… ;-)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1116 odsłon
Komentarze
Wyrazy współczucia
31 Sierpnia, 2011 - 17:50
Zupełnie nie rozumiem z jakich powodów kruszy pan kopie z red. Zarębą. Nie byłem w stanie dotrwać do końca tego "bełkotu pijanego nad przepitym życiem"(przeszedłem odnośnikiem do źródła). Wczoraj przeczytałem dość długi wywiad z prof. Nalaskoskim o szkolnictwie.Bo był ciekawy i stawiał stan szkoły polskiej w prawdzie.
Tylko jedna uwaga odnośnie upadku prasy : w zaśmieconym nadmiarem polu percepcji czyta się do pierwszego kłamstwa. Redaktorzy piszą długo, pokrętnie i nieciekawie. 30 stron i ani jednego uczciwego artykułu, polemiki, prognozy. Blogerzy nie są winni robactwu dziennikarskiemu; że pełza. Blogosfera powstała i trwa jako ucieczka od miałkości i kłamstwa zawodowców. Swoje wady ma,ale panu Zarębie nic do tego.