Lewicowe pseudonauki (4): SSSM

Obrazek użytkownika Kirker

<b>SSSM</b>SSSM (Standard Social Sciences Model) jest jak sama nazwa wskazuje standardowy model nauk społecznych. Zakłada on nieskończoną plastyczność ludzkiego mózgu, a jednocześnie umysłu, która teoretycznie ma pozwolić na jego kształtowanie się w dowolnym kierunku. Wychodząc z takiego aksjomatu, można przyjąć, iż jeżeli można wyrzeźbić w dowolnym kierunku jednostkę, to identycznie można postąpić z całym społeczeństwem. Wniosek jest z tego taki, że teoretycznie można zbudować społeczeństwo pozbawione religii, komunistyczne, faszystowskie lub skrajnie kolektywistyczne. SSSM jest zatem bardzo wygodny z punktu widzenia lewicy, która - jak jej coś nie wyjdzie - może się ciągle nań powoływać, mówiąc, że się da coś zrobić. Możemy tutaj wyobrazić sobie pewną analogię, że nie bacząc na fizjologię naszego gatunku, ktoś odgórnie nakazywałby się nam żywić ogórkami i sterno. Tak samo jest w przypadku lewicowych intelektualistów. Oni są skazani na mówienie o nieskończonej plastyczności ludzkiego umysłu. <b>Przy tej okazji wychodzi również, że lewicowa filozofia jest wewnętrznie sprzeczna</b>. Niby odrzuca determinizm, a widzi w nim źródło normalności homoseksualizmu. To jak to jest w końcu... Czy można zatem wyrzeźbić człowieka, jak w powieści B. F. Skinnera Walden II, czy też nie? <b>Rys historyczny</b>Zaczęło się to pod koniec dziewiętnastego wieku. Wówczas Durkeim napisał w Zasadach socjologii, że ludzki umysł jest nieskończenie plastyczny, a wszelki determinizm nie ma tutaj nic do gadania. Zasugerował jednocześnie, że można zbudować społeczeństwo oparte na dowolnych zasadach. Równocześnie w USA Franz Boas budował podstawy antropologii kulturowej. Przy okazji toczył walkę z darwinizmem społecznym. Stwierdził więc, że wskazane będzie całkowite odcięcie się od biologii oraz przyjęcie całkowitej plastyczności ludzkiego umysłu. Później ten aksjomat zrealizowały jego uczennice - Ruth Benedict oraz Margaret Mead. Tej drugiej wypada się przyjrzeć bliżej, ponieważ wyniki jej prac - podobnie jak w przypadku Kinseya - dzięki lewicy obiegły cały świat. 31 sierpnia 1925 roku ta wówczas dwudziestotrzyletnia Amerykanka wylądowała w porcie Pago Pago na wyspie Tutuila w Samoa Amerykańskich. Wyniki tej wyprawy ożywiły ruch na rzecz relatywizmu kulturowego, ale - na pohybel jego animatorom - okazały się przy tym całkowicie błędne. Przedstawiła społeczeństwo Samoańczyków jako całkowicie pierwotne i wolne, zapominając jakby, że zostali oni w większości schrystianizowani około osiemdziesięciu lat przed jej przybyciem przez protestanckich misjonarzy, a od 1898 roku wyspy były zamorskim terytorium Stanów Zjednoczonych. Mead wspominała później, że mieszkając wśród Samoańczyków w ich domostwach, mówiąc ich językiem i siedząc boso ze skrzyżowanymi nogami dążyła do niwelacji różnicy między nią a autochtonami. Dziwne, bo po 10 dniach mieszkania w tradycyjnym samoańskim domostwie stwierdziła, iż woli zachodni tryb życia. Nawet napisała do swojego mentora, że nie lubi siedzieć z półtuzina ludzi w jednym pomieszczeniu oraz sypiać razem ze zwierzętami. Nie znała również w momencie przyjazdu tamtejszego języka. Uczyła się go zatem godzinę dziennie. Mimo niezbyt dobrej znajomości pod koniec października zdecydowała się na badania terenowe. Wybrała bardziej odosobnioną wyspę Tau. Znajdowało się tam tylko jedne zachodnie domostwo będące własnością farmaceuty, Edwarda Holta. Zaczęła ona swoją pracę badawczą, prowadząc wywiady terenowe. Poddała szczegółowym badaniom pięćdziesiąt dziewcząt i młodych kobiet. Dzwadzieścia pięć z nich między czternastym a dwudziestym rokiem życia stanowiło główną grupę badawczą. Wywiady i testy trwały od listopada do połowy marca z przerwą wywołaną przez huragan. Mead wypowiedziała później wiele generalizujących stwierdzeń na temat kultury samoańskiej, między innymi, że jest tak prosta, iż można ją zrozumieć w 9 miesięcy. Wykonajmy przy okazji taki eksperyment myślowy. Czy Papuas albo Buszmen byłby w stanie zrozumieć kulturę europejską, gdyby został wzięty z buszu w tak krótkim czasie? To już się wydaje co najmniej podejrzane. Mead poza tym nie miała możliwości obserwacji wielu samoańskich obyczajów. Nie wiedziała na przykład, że wszystkie decyzje były podejmowane przez rady męskie. Musiała opierać się na tym, co powiedziały jej badane przez nią dziewczęta. Mead opuściła Tau w maju 1926 roku. Wróciła do Nowego Jorku, gdzie niedługo otrzymała etat asystenta kustosza w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej. W 1927 roku zakończyła maszynopis swojej książki. Ukazała się ona w 1928 roku pt. Dojrzewanie na Samoa. Psychologiczne studium młodzieży w społeczeństwie pierwotnym napisane na użytek cywilizacji zachodniej. Przedstawione tam zostało społeczeństwo, w którym nie było rodzicielskich, represji i panowała pełna wolność seksualna. Mead odnotowała, że nawet tam gwałty były rzadkością, sugerując, że wynikają one z kontaktu z cywilizacją białego człowieka. Zaznaczała przy tej okazji, że istnieją szczególne nadużycia dokonywane przez moetotolo, czyli zakradającego się we śnie, polegające na cudzołóstwie. W zachodnim społeczeństwie zostałoby to potraktowane jako gwałt. Jednakże Mead uważała, że dodaje to tylko pikanterii właściwemu związkowi. Badaczka miała również dostrzec, że w samoańskim panteonie nie było złych, gniewnych bóstw. Społeczeństwa te też miały nie toczyć żadnych wojen. Książka oczywiście stała się swoistym hitem, którego przez szereg lat nikt się nie dotykał. Został on oczywiście wykorzystany przez lewicę podobnie jak prace Kinseya. Uznali oni, iż społeczeństwo, w którym panuje wolność obyczajów, da się zbudować. Ale jakoś relacje wielu kupców, jacy docierali na Samoa od 1772 roku stoją w całkowitej sprzeczności z tym, co napisała Mead, podobnie jak obserwacje innych antropologów. Australijski badacz Derek Freeman prowadził badania na tym archipelagu w latach 1940-1978. W 1983 roku opublikował książkę Margaret Mead and Samoa: The Making and Unmaking of Anthropological Myth. Została ona zresztą uznana - słusznie - za frontalny atak. Freeman zwraca uwagę, że Mead nie badała młodzieży w tym wieku w USA; badania zostały wykonane zatem bez grupy kontrolnej, wnioski wzięły się zatem znikąd. Uczennica Franza Boasa nie badała również młodych mężczyzn i chłopców, a po 1930 roku wypowiadała się również na ich temat. Dwanaście na dwadzieścia pięć badanych dziewcząt było dziewicami, a trzy z całej grupy poddanej badaniom zostały zaklasyfikowane jako dewiantki, a jeszcze trzy jako przestępczynie. Fakt ten został jakimś cudem przeoczony. Mead zaznaczała również, że okres dojrzewania był tam czasem największej swobody, pozbawiony lęków i stresów. W rzeczywistości wystarczy zauważyć, że wskaźniki przestępczości wśród młodocianych nie odbiegają tam od innych krajów. Występuje również stosunek mężczyzn do kobiet popełniających pierwszy raz przestępstwo - pięć do jeden, również nie odbiegający od normy. Promiskuityzm również okazał się bujdą na resorach. Samoańczycy wśród społeczeństw polinezyjskich wręcz wyróżniają się troską o dziewictwo. Wiąże się to u nich ze zwyczajem taupou - rytualnej dziewicy. Poczynania dorastającej dziewczyny są uważnie obserwowane przez jej braci, którzy, jeśli spotkają ją w towarzystwie potencjalnego kochanka, mogą ją zwymyślać, a nawet sprawić jej lanie, a przy okazji mocno poturbować potencjalnego chłopaka. Mead opisywała również zazdrość jako rzadkie uczucie wśród mieszkańców archipelagu Samoa. Przeczą jednak poraz kolejny temu fakty. Typową karą za cudzołóstwo była tam śmierć. Oszukany mąż miał prawo szukać zemsty na kimkolwiek z rodziny kochanki. Cudzołożnice też były niejednokrotnie fizycznie okaleczanie poprzez ucinanie nosa, ucha lub łamanie kości. Pisała ona również, że na Samoa w ogóle nie dochodziło do gwałtów. To jakim cudem, był on - co do liczby - aż trzecim popełnianym przestępstwem na początku dwudziestego wieku, a w latach pięćdziesiątych piątym. A wypadki gwałtu jako opisy przemocy opisywane były już w 1845 roku. Również mówienie o pacyfizmie Samoańczyków zdało się na nic. Z ponad siedemdziesięciu bogów z tamtejszego panteonu połowa odpowiada za wojnę. Według wszystkich przekazów batalie w okresie przed chrystianizacją były częste i krwawe. John Williams, misjonarz i badacz, który przebywał na wyspach około 1830 roku, opisał trwającą osiem miesięcy między dwoma regionami Samoa. Zwycięzcy w tej wojnie wyrywali serca przegranym wojownikom, a kobiety i dzieci palili żywcem. W 1832 roku Williams dotarł również na wyspę Tau, gdzie dowiedział się, że poważna wojna między wyspą Olosega toczona była cztery miesiące wcześniej, a w jej wyniku trzydziestu pięciu mężczyzn, czyli ponad jedna dziesiąta męskiej populacji wówczas, straciła życie. Była ona tak zaciekła, że sporadyczne napady zdarzały się jeszcze po opuszczeniu przez Mead wysp Samoa. Mead napisała, że Samoańczycy są praktycznie nie zdolni do przemocy. Nie potwierdzają tego statystyki policyjne. W okresie 1964-1966 było tam pięć razy więcej pospolitych napadów niż na terenie USA. Wskaźnik morderstw w roku 1977 - o połowę wyższy, a Samoa Amerykańskiego aż pięć i pół raza wyższy. Praca Mead okazała się jednym wielkim humbugiem, który - niestety - wywarł sposób na myślenie wielu intelektualistów, a w związku z tym całego pokolenia powojennego. <b>Wnioski</b>Natura ludzka nie jest żadną tabula rasa, jak dobrze jest w wielu przypadkach (nie w tych, kiedy chodzi o normalizację dewiacji) przyjąć lewicy. Po prostu pewne rzeczy są zdeterminowane i nie można ich zmienić. Już nie mówię tutaj o socjobiologii - to jest z kolei przegięcie w drugą stronę. Wiadomo, że zjawiska biologiczne, redukują się do fizykochemicznych, a psychiczno-kulturowe do biologicznych, ale bez przesady. Istnieje w końcu coś takiego jak chaos deterministyczny. Z praw oddziaływania cząsteczek - mechaniki statystycznej, fizyki kwantowej, elektromagnetyzmu - nikt nie dojdzie do wszystkich funkcji i właściwości organizmu nawet tak prostego organizmu jak Mycoplasma gentilis. Tak samo ze zjawisk biologicznych nie dojdzie się do wszystkich własności społeczeństwa, do czego próbowali nas przekonać główni doktrynerzy socjobiologii. Człowieka nikt nie zmusi do jedzenia trawy, ponieważ nie ma czterokomorowego żołądka jak przeżuwacze. Tak samo nie zmusi go do pewnych rodzajów zachowań. Chyba, że władzunia sięgnie po inżynierię genetyczną i embrionalną (to są dwie różne rzeczy wbrew pozorom) i zechce nas poprawić...

Brak głosów