Donos obywatelski na Wojciecha Maziarskiego

Obrazek użytkownika tad9
Kraj

Wojciech Maziarski, jak sam twierdzi został szurnięty z posady naczelnego „Newsweeka” ponieważ nie chciał robić pisma głupszego niż dotąd, a tego ponoć domagał się od niego wydawca pożądający lepszej sprzedaży. Tomasz Lis, widać takich skrupułów nie miał, bo stanowisko po Maziarskim wziął i faktycznie - „Newsweek” zgłupiał, a sprzedaż mu poszła w górę, co swoją drogą wiele nam mówi o tzw. „lemingach”, których organem tygodnik się ogłosił. Ale zostawmy Lisa z lemingami oraz „Newsweekiem” i wracajmy do Maziarskiego. Otóż, pomocną dłoń wyciągnęli do niego starzy znajomi z „Gazety Wyborczej” i Maziarski pełni tam teraz rolę, tego, który ma ostro dopieprzać. Inaczej mówiąc – Maziarski pisze dla „GW” to, czego wstydziliby się napisać nawet Katarzyna Wiśniewska czy Paweł Wroński, a nie są to osobnicy szczególnie wstydliwi. Oto do czego zdolny jest człowiek – gdy go bieda przyciśnie. Nie będziemy jednak toczyć rozważań o tym jak byt określa świadomość, bo to trąca marksizmem, a nas zajmie dziś faszyzm. Tak się bowiem składa, że w najświeższym felietonie Maziarski zajął się faszystami i Jackiem Karnowskim, a rzecz sprowadza się do tego, że Jacek Karnowski faszystów w Polsce nie widzi, a Maziarski – widzi. To znaczy – nie jest to takie proste. Maziarski ma jednak pewien kłopot, bo faszyzm kojarzy się z historycznymi konkretami w związku z czym trudno go dopasować do współczesnej Polski. No, ale gdyby tak zmienić definicję faszyzmu, to wtedy od faszystów aż się w Polsce zaroi.

Kto jest faszystą decyduję ja – mówi nam więc pan Maziarski, co jest konceptem może nie oryginalnym, ale genialnym i na każdą okazję, bo ostatecznie manipulując definicjami można zaludniać Polskę kim się chce, od anabaptystów począwszy, na transhumanistach skończywszy. Niestety – tworząc nową definicję faszyzmu Maziarski zaniedbał jednej sprawy. Otóż, nie sprawdził, czy sam się w takiej definicji nie mieści. I tu, z przykrością, ale powodowany obywatelskim obowiązkiem muszę donieść, że Maziarski ma na koncie faszystowski epizod. Otóż, do spółki z Michałem Karnowskim, to jest z bratem bliźniakiem (!!!) Jacka Karnowskiego pisywał on kiedyś o III RP niczym jakiś nazista republice weimarskiej. Ręka się wzdraga przed cytowaniem tych faszystowskich bezeceństw, no ale trudno - Amicus Maziarski, sed magis amica veritas (jak mawiali starożytni Rzymianie). Sięgnijmy zatem po „Newsweek” nr 2/2003 i cytujmy: „To już nie przypadek, to kolejny sygnał, że patologia zawładnęła Polską. Dotarła do najwyższych szczebli struktury społecznej i państwowej. Elity polityczne, które w założeniu miały reprezentować wyborców i podlegać społecznej kontroli, wyemancypowały się i zaczęły pasożytować na organizmie III RP”... itd, itp. Było tam jeszcze coś o lgnących do władzy biznesmenach tudzież „szefach potężnych grup przestępczych”, oraz takie spostrzeżenie: „Gdyby ktoś nam opisał dzisiejszą Polskę w roku 1989 – nie uwierzylibyśmy. Uznalibyśmy, że to opowieść o życiu skorumpowanej republiki bananowej gdzieś w Trzecim Świecie” (Wojciech Maziarski, Michał Karnowski, Polityka sięgnęła bruku”). W tym miejscu kończę stawiając dramatyczne pytanie: czy w „Wyborczej” wiedzą jaką przeszłość ma człowiek, którego przyjęli na pokład? No, oczywiście można też przyjąć teorię, że Maziarski to nie jest były (?) faszysta, tylko idiota (jeśli nie rozpoznał prawdziwej natury III RP), lub koniunkturalista (jeśli pisuje to, co akurat jest na topie...). Ale dalej stawia to zatrudniającą go „GW” w nieciekawym świetle, czego – po prostu – znieść nie mogę...

Brak głosów

Komentarze

A propos definiowania faszyzmu, jednym z najbardziej zasłużonych na tym polu naukowców był Jerzy Wojciech Borejsza. Proponuję krótką wizytę w ulubiony "źródle" Pana Prezydenta... ;-).

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#361082