Pollacks, Russian, and Toxic Fumes.

Obrazek użytkownika Thomas Jefferson
Kraj

Amerykańska wolność słowa, uświęcona konstytucyjną tradycją, od wielu już dekad limitowana jest wrażliwością etniczną i płciową. Latynosi, Żydzi, murzyni, feministki, geje korzystają z dobrodziejstw freedom of speech, skutecznie blokując niewygodne dla nich sformułowania i domagając się obalenia stających im na przeszkodzie przeżytków prawnych. Jakakolwiek dyskusja, niewinna uwaga lub samotne votum separatum jest kontrowane z siłą nieproporcjonalną do użytego argumentu. Pamiętamy wybucha, jaki spowodowała wśród jury kandydatka na Miss America, ważąc się bezczelnie twierdzić, iż małżeństwo zawierają kobieta i mężczyzna. Pamiętamy również, jakie los uniwersytety i amerykańskie „autorytety” zgotowały w mediach panom Brzezińskiemu i Mearheimermowi, gdy pragnęli zainicjować debatę o wpływie lobby żydowskiego w Kongresie na kierunki amerykańskiej polityki zagranicznej.

Okazuje się, że wrażliwość etniczna nie musi odnosić się do innych nacji w Ameryce. Tutaj wolność słowa jest niczym nieograniczana. Nie grożą litygacje, wzburzone organizacje polonijne, nie dysponujące siłą przebicia ani pieniędzmi ani dostępem do mediów nie podejmą „zmasowanego odwetu”. Tak było i będzie w oazie wolności. Nikogo to dziwić w sumie nie powinno. Proszę zwrócić uwagę na m.in. „humorystyczną” mapę stanu New Jersey, autorstwa Joe Steinfelda. W jednej z części tego stanu znajdują się hrabstwo zamieszkane, zdaniem pana Steinfelda, przez Russians, Pollacks and toxic fumes. (Tę kwestię poruszył ostatnio Najwyższy Czas. Zainteresowanych odsyłam do artykułu pt: „Antypolonizm w blasku chanukowych świec”).
Zastanawiam się, czy Radosław Sikorski, nawołujący do poszukiwania przykładów i piętnujący antysemityzm w Polsce, i gruntownie, co widać po jego wpisach na Twitterze, śledzący prasę zagraniczną, zainteresuję pana Libermana jaskrawymi przypadkami antypolonizmu? Skoro oburzenie Gazety Wyborczej i kpiący uśmieszek Pana Radka mogła wywołać pani ginekolog doszukująca się niewygodnego pochodzenia w peselu, to czy podobne emocje wywoła casus gry komputerowej Sequence wydanej przez firmę amerykańską Iridium Studios. W tejże grze można sprokurować sobie magiczną recepturę zwaną „Polish Remover”. Nie chodzi li tylko o niewinny zmywacz do paznokci, gdyż w opisie zmywacza pojawia się nieco mniej niewinne słówko: Hitler. Interesujące jest to, że autor gry, Jason Wishnov, Żyd przyznający się do polskich korzeni i przodków mających walczyć z nazistami, nie widzi nic zdrożnego w takich skojarzeniach myślowych. Ba! Czuje on szacunek dla ludzi walczących z nazistami.
Czy można jednak mieć pretensje do człowieka, tak oddalonego od Polski i Polaków, o niezrozumienie, czym jest w historii Polski II Wojna Swiatowa, gdy sam pan Radek nie umiał uszanować tradycji powstańczej? Co jednak pisać o tak odległych wydarzeniach, gdy „szacunek” do własnego narodu i najnowszych wydarzeń wyrażają w tak uroczystych słowach panowie Klich, Graś, Niesiołowski.

Izraelski minister spraw zagranicznych Avigdor LIberman przyjeżdża do Polski z roboczą wizytą, jak donosi nasze rodzime MSZ. Szczególną uwagę poświecą obaj panowie zostanie problemowi Iranu i programu nuklearnego oraz napięciom w regionie Zatoki Perskiej. Poruszone zostaną również tematy bilateralne, w tym współpracy w formule dialogu międzyrządowego. Nie jestem może wybitnym specjalistą od bliskowschodniej polityki, rozumiem jednak implikacje gospodarcze dla Polski wynikające z ewentualnego zablokowania cieśniny Ormuz. Jakoś nie mogę uwierzyć, aby Polska miała jakikolwiek wpływ na rozwój wydarzeń politycznych w tym rejonie świata. Śmiem podejrzewać, iż wizyta tak wysokiego urzędnika Izraela raczej wynika z potrzeby omówienia „kwestii bilateralnych”. Jakie to są, to już niech każdy spróbuje odpowiedzieć sobie sam.

Brak głosów