EU I Rosja międzyTuskiem, Orbanem a Millerem

Obrazek użytkownika Thomas Jefferson
Kraj

Nadal jestem, moi drodzy, w szoku, po zaskakującej wolcie pana Premiera Tuska, który, jak mówi nieoceniony Wałęsa, „obrócił się o 360 stopni” i pokrzyczał we Włoszech na „Merkozego” i pochwalił Orbana, czym wzbudził wielkie poruszenie w mediosferze. Właśnie chciałem o tym szerzej napisać, ale pan Migalski częściowo mnie ubiegł. Podzielam do pewnego stopnia jego uwagi, że jest to zaplanowania strategia, ale mam wątpliwości, czy pan Tusk istotnie poczuł się nagle zawiedzony przez obu SuperIntendentów, do których usilnie suplikował przez ostatnie kilka lat swych rządów. Wszystko to jedynie są spekulacje, ale mimo tego, iż nie przypisuję panu Premierowi nadmiernych walorów intelektu, nie sądzę, aby właśnie teraz, gdy „dokonał tak wiele” dla rzecz UE, nagle zdecydował się stanąć okoniem. A może rozpatrzmy taką oto alternatywę, że pan Tusk, owszem postepuje metodycznie, ale..całkowicie w porozumieniu z unijnymi oficjelami. Uwadze oficjeli nie mogło ujść, że znaczny segment polskiego społeczeństwa nie wspiera z radością poczynań pana Tuska tak na niwie krajowej, jak europejskiej. I że wystąpienia pana Sikorskiego nie podniosło jego popularności, i tak mocno przyholowanej z uwagi na jego niejasną przeszłość. Pan Tusk doskonale wie, że jego pozycja jest słabiutka i zależna od możnych unijnych. Na wielką politykę EU nie kompletnie wpływu, co dość jasno mu wyklarowano. Działania Tuska wcale nie muszą wynikać z osobistej zemsty czy zawiedzionych nadziei na stanowiska w Unii. Wie on bowiem, że na sprawy węgierskie nie ma sam żadnego wpływu i mieć nie będzie. To UE będzie tym zarządza i ona podejmie stosowne zarządzenia. Tusk może wpadł na szatański pomysł: skoro PIS tak bardzo chwali Orbana, to może zrobić coś, co już kiedyś przyniosło profity: pochwali Orbana i zabierze mu część popularności Kaczyńskiemu w elektoracie; pozbawi go paru kłów, tak jak pozbawił go otoczki twardego szeryfa w stylu „Clinta Eastwooda”, jak to było np. w kwestii kastracji pedofilów. Cóż z tego, ze z końcu się z tego wycofał? Ważny był efekt chwilowy, ale zadziałał. Tusk pokazał, ze również może być „twardy”. Jeżeli uznać, że Tusk konfrontuje każdą swą decyzje z możnymi w UE, to może nie jest to takie absurdalne, że postanowił pozornie zagrać im na nosie? Nie przyniesie mu to ujmy w oczach Merkel i Sarkozy'iego, a może pozyskać wsparcie w kraju. Owszem, paru publicystów będzie sarkać, ale już np. pan politolog Markowski go w sumie pochwalił. Ale oczywiście, mogą to być czyste spekulacje.

Kwestia Rosji.
Pozostawie na boku na razie kwestie ewentualnego rozczarowania Tuska polityka wobec Rosji. Interesuje mnie inna rzecz. Zastanawiająca może wydawać się reakcja szefa SLD w Polsce, który w zaskakujących słowach zaatakował premiera Tuska za wspieranie „węgierskiego diabła”. Naturalnie można wypowiedziane przez Millera słowa traktować, jako element taktyki europejskiego lewactwa, które wspólnie złączyło serca i umysły w walce z zagrożeniem obalenia „ europejskich wolności”, czyli neo-praw kardynalnych. Miller widzi tu szansę podwyższenia swojego statusu politycznego i podrzucenie lewicy ponownie możliwości walki z odradzającym się „faszyzmem”. Czy można wyobrazić sobie lepszą sytuację dla Millera niż stanięcie w jednym szeregu z lider frakcji socjaldemokratycznej Hannesem Swobodą, który uznał, że obecne Węgry nie zostałyby przyjęte do UE? Z drugiej strony Miller ma okazję podrzucić ideologicznego wroga swojej rodzimej formacji, która przetrzebiona partyzanckimi wypadami Palikota mocno podupadła, czego wyrazem było zarówno klęska w sprawie nadania przez Sejm pani Blidzie statusu świętej, zamordowanej przez polskich PISo-faszystów. Odebranie SLD jej wieloletniej siedziby, i to od ideologicznie bratniego sojusznika, również odjęło kolejną cegiełkę spod spróchniałego fundamentu SLD.
Z drugiej strony można zastanawiać się, że Miller, niezależnie od wmontowywania siebie i swoich koleżków w niezbyt szacowne, acz wpływowe grono nowoczesnych euro-lewicowców, tak swobodnie przydusił pana Premiera, któremu kilka tygodni temu mało do stóp się nie rzucił, kilkakrotnie zapewniając Tuska, iż będzie opozycją konstruktywną, dając niedwuznacznie do zrozumienia, że może wypełnić rolę koalicjanta o wiele lepiej niż dotychczasowy chwiejny, mało elastyczny i z trudnością patrzący na boki ( także polityczne) bez równoczesnego odwracania głowy wicepremier Pawlak. O co więc chodzi Millerowi? Trudno pokusić się o spekulacje, gdyż niewiele jest informacji w tym względzie.
Ten stary lis z pewnością bacznie obserwuje wydarzenia w Polsce, szczególnie w kontekście rewelacji związanych „samobójczą próbą pana Przybyła i z katastrofą smoleńską. Nie da się ukryć, że Tusk pozostaje na placu boju coraz bardziej osamotniony. Widocznie słabnie, zarówno w relacjach z prezydentem, jak w relacjach z „siłami wyższymi”. Na jego fizys maluje się konsternacja zmieszana miejscami z autentycznym strachem, co, jeżeli dostrzegają to zwykli ludzie, to tym bardziej Miller. Niewątpliwie Miller więcej może wiedzieć o autentycznej sytuacji gospodarczej Polski niż większość komentatorów politycznych. Czy Miller może również dysponować informacjami ( a może), jaka jest istotna pozycja Tuska obecnie w Polsce, szczególnie w obliczu toczącej się już na całego wojny w kraju między różnorakimi oddziałami „sił wyższych”, rozpętanej w chwili teatralnego gestu pana Przybyłą? Czy Miller istotnie położył już kreskę na Tuska? Na to pytanie nie da jednoznacznie odpowiedzieć. Warto jednak pamiętać, iż Miller dopiero co mocno spostponował pana Kwaśniewskiego, który w ramach jednoczenia lewicy i lewatywy zażywał podwojonej, jak ku Palikotowi łypał miłośnie oczętami nieco kaprawymi. Miller jednak pokazał mu miejsce w szeregu partyjnym, stwierdzając że w SLD to ma tyle do gadania, jak byk w rzeźni. Cieżko upokorzył swojego towarzysza ( jak i wiernego mu jak Soroka Kalisza, który też do lewatywy się przymierza), ale jednocześnie pozbawił się potencjalnego sojusznika. Fakt, że ułomnego i w uczuciach stałego jedynie do alkoholu, ale jednak… Być może Miller, pozornie odpychając od siebie Palikota, ma już pewne informacje z obozu „milośnika kadzidełek”. Tam bowiem doradza pan gen. Dukaczewski, który jest obecnie chyba najlepiej poinformowanym człowiekiem w Polsce.
Z kolei zastanawiające są jednak słowa Kalisza, który niedawno w TVN-ie stwierdził, że „takie dobre mieliśmy stosunki z Rosją tuż po katastrofie, a teraz…”. Cały ( ł)obóz SLD, jak i sfora z Czerskiej dokładnie zdaje sobie sprawę, że ich łajdactwa dotąd są tolerowane, dopóki wiernie spełniają polecenia z Moskwy, przesyłane kanałowo przez WSI. Ich pozycja zależy od pozycji Putina, czyli FSB, które jednak dzielnie od paru lat stawia czoło zakusom dawnego GRU. Warto brać w rozważaniach pod uwagę również obecną walkę w Rosji na szczytach prokuratury miedzy szefem Prokuratury Generalnej panem Czajką( człowiek Miedwiediewa) , z którym pan Seremet niedawno rozmawiał, choć w sumie nie wiadomo o czym, a szefem Komitetu Sledczego panem Bastrykinem, szczerze Czajki nienawidzącym i podsyłającym Kamazy na przejścia dla pieszych, gdzie przypadkiem znajdują się prokuratorzy Czajki. Być może za daleko posuwa się moja spiskowa teoria, ale ciekawy jestem, jak pan Tusk zachowa się 9 ( bodajże) lutego, gdy trzeba będzie podjąć decyzję w sprawie rosyjskiego prokuratora, człowieka Czajki, czasowo przebywającego w polskim więzieniu? Problem w tym, że Bastrykin to człek Putina i jemu, a więc i FSB, wszystko zawdzięcza, a tej prokuratorzyna to chłop Czajki. Kto wie, może jak Tusk prokuratora nie odda ( a jak odda, to pewnie i ten na czerwonym świetle na przejście wlezie), to może znów zobaczymy „nowe dowody” w sprawie Smoleńska?

Brak głosów