Propagandowe gwoździe Gazety Wyborczej

Obrazek użytkownika Roman Kowalczyk
Kraj

Sędzia Igor Tuleya, który metody działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego w sprawie łapówkarza doktora G. kuriozalnie porównał do metod stosowanych w czasach stalinowskich, znalazł gorliwego obrońcę. „Gazeta Wyborcza” z 8 stycznia poświęciła mu obszerny tekst zatytułowany „Sędzia, który nie chce się nikomu podobać”. Z pierwszej strony biło po oczach stwierdzenie „Bezprecedensowa nagonka na sędziego” (litery na czerwono) oraz „IV RP kontratakuje”. Prof. Karol Modzelewski w dłuższym artykule konkludował: „Sędzia Tuleya miał dość odwagi i zawodowej odpowiedzialności, by podnieść alarm. Kto go ucisza działa na naszą wspólną szkodę”. Dodał, że „sędzia stanął przed trybunałem polityków”, a pod władzą PiS stosowano „tortury w wersji soft”. Ufff…

Powyższe teksty, wypowiedzi i tytuły zasmucają, bo z faktami oraz spokojną i rzeczową publiczną debatą pozostają na bakier. Przygnębiają, ale nie dziwią. Ich sens polega bowiem na wbijaniu do głów czytelników propagandowych gwoździ, że Prawo i Sprawiedliwość jest groźne, straszne i szkodliwe. Chodzi o to, żeby PiS kojarzył się Polakom z „metodami stalinowskimi” i „torturami”, żeby Polacy się PiS-u bali i żeby na niego nigdy nie głosowali. Opluskwianie największej partii opozycyjnej i codzienne niszczenie jej wizerunku ma zagwarantować stabilność obecnej władzy i środowiskom z nią związanym. „Gazeta Wyborcza” robi to konsekwentnie i nie od wczoraj.

Żyjemy w wolnym kraju, więc każdy może pisać, co chce, redaktorzy „Gazety Wyborczej” też. Pragną uprawiać politykę i bombardować partię Jarosława Kaczyńskiego, ich sprawa. Chcą wierzyć we własną propagandę, droga wolna. Ale, na miłość boską - a piszę to jako historyk - żadną miarą nie da się porównać bestialskich przesłuchań w czasach stalinowskich z przesłuchaniami świadków przeprowadzonymi zgodnie z przepisami prawa w demokratycznym państwie!

Kiedy słuchałem enuncjacji sędziego o „stalinowskich metodach” rzekomo stosowanych w latach 2006-2007 przyszło mi na myśl, że to ignorant, który historii Polski nie zna i który dodatkowo daje upust swoim politycznym antypatiom, czego jako sędzia czynić żadną miarą nie powinien. Student Politechniki Wrocławskiej, z którym ostatnio na ten temat rozmawiałem, zauważył: „Sędzią Tuleya wiedział, że sprawa będzie głośna, więc postanowił zainwestować we własną karierę”. Zachwyty „Gazety Wyborczej”, a także ciepłe komentarze polityków Platformy Obywatelskiej potwierdzają, że zainwestował dobrze.

Brak głosów