Wdowy smoleńskie - fragment 3

Obrazek użytkownika Redakcja
Kraj

Zapraszamy do lektury trzeciego fragmentu rozmowy z panią Ewą Błasik, zamieszczonej w wydanej pod naszym patronatem książce "Wdowy Smoleńskie".

Pierwszą część i informacje o samej książce znajdą Państwo tutaj, część drugą - tutaj

Przez kilka miesięcy musiała Pani samotnie bronić dobrego imienia męża – generała lotnictwa III Rzeczpospolitej, oskarżanego niemalże o spowodowanie katastrofy samolotu prezydenckiego. Obecnie chyba nikt już w wersję podawaną przez komisję MAK nie wierzy?
Mam nadzieję, że już nikt w te kłamstwa nie wierzy. W normalnym kraju nie pozwolono by sobie na obrazę honoru generała, dowódcy sił powietrznych. Zastanawiam się, czemu to wszystko służyło?
Komisja Jerzego Millera stwierdziła, że głos słyszany w kokpicie przypisany został mojemu mężowi. Tak naprawdę nie wiemy, czy w tej krytycznej chwili on tam był.

Pani nikt przez ten czas nie proponował zidentyfikowania głosu męża?
Prokuratura powinna mnie była wezwać. Dla nich widać jest to nieważne. Rosjanie oczerniają naszego generała i nikt nic w Polsce nie robi. Kogo interesuje mój mąż? Znaleźli kozła ofiarnego i to wszystkim wystarczy.

Czuje Pani, że odniosła zwycięstwo w walce o prawdę i dobre imię męża?
Im o to chodziło, żeby znaleźć kogoś, kto nie może się bronić. Te niedociągnięcia organizacyjne. Jak można tak nie dbać o bezpieczeństwo prezydenta. Oni w powietrzu z pewnością liczyli na jakąś pomoc z dołu, że ktoś im podpowie, poinformuje o warunkach, sprowadzi samolot na lotnisko lub zdecydowanie zamknie lotnisko i zabroni lądować. Tymczasem byli zdani tylko na siebie. Z pewnością walczyli o życie do końca.

Dlatego Antoni Macierewicz, który przewodniczy komisji badającej przyczyny katastrofy, uważa, że pilotom oraz gen. Błasikowi, ratującym do ostatniej chwili prezydenta, należy się za to Krzyż Virtuti Militari.
Mój mąż jako dowódca był do końca ze swoimi żołnierzami. Rozumieją to wszyscy wojskowi, z którymi rozmawiam, szczególnie zagraniczni generałowie NATO.
Dla mnie słowa pana Macierewicza wypowiedziane publicznie w Rawie Mazowieckiej były bardzo miłe. Nie oczekuję jednak żadnych zaszczytów. Bardzo chciałabym, żeby ktoś z rządzących przywrócił honor mojemu mężowi.
Ci, którzy za wszelką cenę chcą obwinić naszych, a wybielić Rosjan, są zwykłymi zdrajcami. Dziennikarze, publicyści, eksperci lotniczy – oni na siłę, nie mając żadnych podstaw, kreują zupełnie inny obraz.
Od tego rządu nie mogę się niczego dobrego spodziewać. Liczyłam na nową władzę, na nowych ludzi, którzy wiedzą, co to jest honor.

Dowódcy amerykańscy stwierdzili, że generał, który ginie w katastrofie, powinien być traktowany jak żołnierz poległy na polu walki.
Mój mąż, gdy odczytywał listę tych, którzy zginęli w katastrofie pod Mirosławcem, traktował ich jako poległych.
Generałowie, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, byli przecież na służbie. Lecieli do Katynia służbowo, towarzysząc prezydentowi. Polegli zginęli i należy im się najwyższy szacunek.

W świat poszła jednak informacja, że pijany generał doprowadził do katastrofy prezydenckiego samolotu. Ludzie w Polsce w to nie uwierzyli. Jest w tym niewątpliwie Pani zasługa. Stanęła Pani stanowczo w obronie dobrego imienia męża. Od tego czasu jest Pani bardzo aktywna. Zaangażowała się także w ostatnich wyborach. Na czym polegała Pani rola? Osobiście nie zdecydowała się Pani startować.
Chciałam przede wszystkim, żeby weszli do parlamentu ludzie mądrzy, bliscy ofiar: Zuzanna Kurtyka, Beata Gosiewska, Magda Merta, Andrzej Melak, ci wszyscy, którzy chcą prawdy.
Sama też miałam propozycję, ale ja do polityki się nie nadaję. Za dużo przeszłam po śmierci męża, żeby teraz o cokolwiek innego walczyć. Muszę sama ze sobą dać sobie radę.
Wspierałam przede wszystkim mojego pełnomocnika mecenasa Bartosza Kownackiego. Jeździłam z nim na spotkania z wyborcami. Mówiliśmy o Smoleńsku to, czego oficjalnie nie można usłyszeć ani przeczytać. Działalność ta przyniosła efekt. Cieszę się, że mecenas Kownacki dostał się do sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości.

Dużo ludzi było zainteresowanych spotkaniami z Panią i mecenasem Kownackim?
Na spotkaniach była wypełniona cała sala. Za każdym razem zgotowano nam ciepłe przyjęcie. Często widziałam, że ludzie płaczą, już nie wiedzą, jak mi współczuć. Dużo osób mówi, że mnie podziwia, iż stawiłam samotnie czoło, walcząc z obcym państwem. Mówili, że się modlą za mnie.

Pani wielokrotnie rozmawiała z generałami NATO, często przyjaciółmi Pani męża. Co ich przede wszystkim interesowało?
Wszędzie, gdzie się pojawiałam za granicą, generałowie NATO zwracali uwagę nie na to, że była zła pogoda podczas lotu do Smoleńska. Oni przede wszystkim mówili, że wizyta ta była przez Rosjan niechciana, a przez to też źle przygotowana. Zdziwieni byli tymi wszystkimi oskarżeniami kierowanymi przeciwko mojemu mężowi.

Zachodni oficerowie wspierają Panią. A polscy?
Polscy się boją. Nikt nie chce wychodzić przed szereg. Każdy martwi się o swoje stanowisko, rodzinę. Jeżeli minister Obrony Narodowej nie stanął po stronie swojego dowódcy, tak samo jak polski premier czy prezydent, którzy poświęcili go dla dobra sprawy na ołtarzu przyjaźni polsko-rosyjskiej, to nikt w takiej sytuacji nie chciał się wychylać.

Antoni Macierewicz na spotkaniu w Rawie Mazowieckiej powiedział, że to, co spotkało Pani męża, te wszystkie oskarżenia były zemstą Rosjan. Pani mąż – jak, przypomniał – wprowadzał do polskiego lotnictwa samoloty F-16 i dla tego tak haniebnie potraktowano go po śmierci, próbując ośmieszyć wobec całego świata.
Mąż zmieniał oblicze sił powietrznych w Polsce. Wprowadzał zasady, procedury NATO. Zmieniał nawet sposób zachowania pilotów. Oswajał swoich podwładnych ze standardami zachodnimi. Wcześniej dowodzenie polegało na wzbudzaniu strachu u żołnierzy. Dominował w wojsku styl sowiecki.

W Polsce ktoś Panią wspierał w tych trudnych chwilach?
PiS, Radio Maryja, duchowni zawsze byli ze mną. Gdziekolwiek byłam, nikt mi nie sprawił żadnej przykrości. Wojsko nie występuje oficjalnie, ale wiem, że także są ze mną.
Najbardziej było mi przykro, kiedy piloci z 36. Specpułku zeznawali przeciwko mojemu mężowi. Telewizja TVN nagłaśniała wszystkie te kłamstwa. Piloci mówili, że nie lubili z moim mężem latać. Same bzdury. Nie wiem, ilu pełnomocników podpowiadało im, co jeszcze mają powiedzieć.
Był to okres, kiedy atakowano również kpt. Arkadiusza Protasiuka. Sądzili, że zrzucą wszystko na gen. Błasika i tym samym obronią dowódcę załogi tupolewa.
Myślałam, że mi serce pęknie. Mój mąż dla swoich pilotów zrobiłby wszystko, zawsze o nich walczył. Kapitana Protasiuka uważał za doskonałego pilota i zamierzał go awansować. Skończyło się to tym, że rozwiązano 36. Specpułk. Zwalono winę na lotnictwo, a politycy dalej są bezkarni.
Generalnie rzecz biorąc, Marta Kaczyńska, która straciła oboje rodziców, najbardziej ucierpiała w tej katastrofie. Nasza rodzina, Błasików, zaraz po niej ma najgorzej. Nie chodzi o to, że mój mąż, ojciec naszych dzieci nie żyje, ale o to, że trzeba było stanąć i bronić jego dobrego imienia. Wiedziałam, że są to kłamstwa. Jak miałam to powiedzieć całemu światu, że to, co mówią o moim mężu, to nieprawda? Obawiałam się, że nie dam rady przekonać ludzi, żeby wierzyli mi, a nie tym potężnym mediom, tej całej machinie politycznej.

Dokonała Pani jednak tego cudu.
Dzięki Bogu i naszemu papieżowi Janowi Pawłowi II. Do niego przez ten cały czas się modliłam. Czułam jego wsparcie, czułam, że on czuwa nade mną. Wiedziałam, że mając takiego orędownika, nie mogę się poddać. Zawsze miałam w pamięci, jak on walczył z różnymi przeciwnościami, ze złem całego świata. W końcówce swojego życia nie miał już sił, a mimo wszystko się nie poddawał. Dał mi przykład, jak można wytrwale dźwigać swój krzyż. Był wielki do końca. Dzięki niemu dałam radę. Teraz, kiedy krzyż bezczeszczony jest w naszej ojczyźnie, strasznie przykro musi być naszemu papieżowi.

przygotował: B78

Brak głosów