Pomoc dla Afryki
Nie, nie będę robił zbiórki żywności ani pieniędzy na głodującą Afrykę, bo żywność zostanie spieniężona a za pieniądze kacykowie kupią karabiny.
Widziałem taki obrazek kpiący z misjonarzy. Murzyński dzieciak wyciąga rękę, a misjonarz daje mu biblię. Na drugim Murzyniątko próbuje zjeść biblię. A przecież powinno dostać jedzenie, które strawi i wysra, a potem znowu wyciągnąć rękę po pomoc.
***
Trzask zasuwy przerwał modlitwę. Światło wpadające przez uchylone drzwi odsłoniło cuchnące już zwłoki i zmusiło rój much do zasygnalizowania swojej obecności głośnym brzęczeniem. Ojciec Fernandez podniósł się z klęczek i posłusznie wysunął ręce do związania. Pozwalał sobie na unikanie dodatkowego bólu. Wcześniej szarpał się i krzyczał, a oprawcy kopali go i wiązali tak, że w panice oczekiwał czy wróci mu czucie w palcach.
Tak było do ostatniej spowiedzi.
Spowiadał tego biedaka, którego uduszono i pozostawiono mu w celi żeby karmił larwy much. Ksiądz miał skruszeć.
A on stwardniał.
Znał tego chłopaka jeszcze z misji. Nosił pakunki, wodę, podkradał leki. Nie chciał się uczyć czytać ani pisać. Wrzucili go tu sześć dni temu rechocząc coś o nowym ministrancie do zabawy.
Józef.
Tak miał na imię.
Z początku płakał a potem zobojętniał. Przejście z jednego stanu do drugiego odbyło się tak nagle, jakby ktoś mu amputował duszę.
Rozmawiali, a właściwie Murzyn cedził odpowiedzi na pytania białego obdartusa odzianego jedynie w szorty i pozostawioną dla szyderstwa koloratkę.
Reszta spłoneła razem z misją.
W ostatniej wymianie zdań, która zakończyła się rozgrzeszeniem powiedział coś co zmieniło ojca Fernandeza.
“Jestem grzesznikiem. Nie wiem ile czeka mnie jeszcze bólu w czyśćcu, dlatego staram się unikać tego, którego mogę uniknąć”.
Ojciec Fernandez popatrzył jeszcze raz na skurczone ciało.
Teraz był grzeczny, wiązali lżej i szarpnięcia nie były takie dokuczliwe. Prowadzili na przesłuchanie.
Przepocony mundur oficera zaczynał się już rozsypywać. Misjonarz łowił wzrokiem okruchy czystego, afrykańskiego nieba w dziurach po pociskach dużego kalibru.
Ten sam pokój. To samo krzesło. Ten sam kat. Te same pytania zadawane za pośrednictwem tłumacza przez naznaczonego bliznami szamana.
Szaman krzyczał, ciskał się, robił groźne miny, potrząsał rytualną grzechotką.
Głos tłumacza brzmiał bezosobowo. Automatycznie. Nie przenosił emocji.
Ojciec Fernandez zwiesił głowę, wiedział że czeka go zalew słów, potem bicie.
- Jak wy to zrobiliście? Jak doprowadziliście do tego, że jesteście bogaci, macie co jeść a my jesteśmy biedni i nic nie mamy.
Przeżyłem dwadzieścia trzy rządy. Każdy obiecywał dobrobyt. Każdy chciał pozostawić kraj sytym. Każdy obiecywał pomoc. I każdemu pomagano.
Zboże, bawełna, wiaderka, leki, szczepionki, ryż.
A potem broń.
A potem rząd upadał i powoływano nowy.
Dwadzieścia trzy. Umiem liczyć. Szaman musi umieć.
Zadałbym to pytanie waszemu gospodarzowi, bo to przecież on przywoził zapasy, ale uciekł. Ty musisz odpowiedzieć.
Wszędzie was pełno. Przyłazicie z krzyżem i tą czarną książką. Zabieracie nasze dzieci, opiekujecie się umierającymi i chcecie nas uczyć jak żyć.
Uczcie zatem. Słucham. Chcę żeby mój lud nie głodował, miał wodę i żywność.
To pytanie powtarzam ci już od dwóch tygodni, a ty zamiast odpowiedzi opowiadasz mi całą historię swojego kraju i swojej rodziny.
Czy myślisz, że mnie to interesuje?
Ksiądz podniósł głowę. Coś nowego.
- Do wczoraj myślałem że nie, ale duchy przemówiły i podpowiedziały mi słowo. Jedno słowo. Postęp.
Rano kazałem sobie przyprowadzić Kinzu, który był w stolicy, a potem w Europie. Wypytałem co biali uważają za postęp?
Ucieszył się i pobiegł po gazetę, a tam napisane było właśnie o postępie w waszej cywilizacji. Tam było napisane: Druk.
Teraz już wiem co to jest druk i rozumiem, że dzięki niemu można zapoznać wielu z tym co myśli jeden.
Ale nie jestem głupi. Sam druk to tylko garnek. W środku musi być mleko.
Najważniejsze jest co było drukowane i ty zdradzisz mi waszą największą tajemnicę.
Co wydrukowano najpierw, czyje słowa i czyje myśli?
Szaman, dla podkreślenia wagi swoich słów, pochylił się nad więźniem i uderzył go w twarz pięścią
Ojciec Fernandez uśmiechnął się tak szeroko, że krew pociekła mu po brodzie i szyj.
A potem zaczął Ewangelię.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1286 odsłon