Odklejony
Ta przypadłość dotyka prędzej czy później wszystkich rządzących: odklejenie od rzeczywistości i wiara we własną propagandę,
w tym również w spreparowane na użytek tejże propagandy dane i szumne zapowiedzi. Nie inaczej stało się z Donaldem Tuskiem, który jak się zdaje autentycznie uwierzył, że jak coś przed kamerami obieca, to z mocy jakiegoś nadnaturalnego prawa znajduje to automatyczne przełożenie na rzeczywistość i zyskuje z miejsca walor wykonalności.
I. Amatorska putinada.
Nie potrafię sobie inaczej wytłumaczyć powodu dla którego Tusk postanowił nawiedzić zniszczone przez lipcowe nawałnice „zagłębie paprykowe”. Nie sposób inaczej pojąć zwłaszcza tego, dlaczego nie zorganizowano spotkania w konwencji starannie wyreżyserowanej „gospodarskiej wizyty” Umiłowanego Przywódcy, gdzie wyselekcjonowani rozmówcy zapewnialiby przed kamerami Premiera i telewidzów, że surówka z pieca płynie... to jest, że pomoc dotarła, odbudowujemy się, dziękuję bardzo, jeżeli zaś są jakieś niedociągnięcia, to występują one z wyłącznej winy nieudolnych urzędników niższego szczebla, których Przywódca mógłby w świetle reflektorów spektakularnie opierdzielić. Innymi słowy, troska w oku, namaszczona powaga i zmarszczona brew kiedy trzeba (słynne „pamiętajmy, kto co spieprzył”), krótko mówiąc – profesjonalna putinada w kryzysowej kurteczce, jak rok temu podczas powodzi.
Tuskowym „bibliotekarzom” najwyraźniej jednak rzuciły się na mózgi sondaże naszprycowane sterydami niczym mięśniak z osiedlowej siłowni i postanowili postawić na spontan. W wyniku tej nieszczęsnej decyzji nasz kieszonkowy Putin zmuszony został do wysłuchiwania z rosnącym zniecierpliwieniem tasiemcowych „kwękoleń” „paprykarzy” o kilkusetzłotowych zapomogach, braku obiecanego wsparcia, biurokratycznych barierach... no, co za amatorszczyzna.
Koniec końców, doszło, jak pamiętamy, do upokarzającej ewakuacji premiera z niewdzięcznych Sadów-Kolonii, czy jak tam się nazywała ta pipidówa, którą Umiłowany Przywódca pragnął zaszczycić możliwością zrobienia mu „pijaru”.
Szok towarzyszący chwilowemu wystawieniu głowy poza własny matrix był na tyle głęboki, iż niegdysiejszy Mistrz Bajeru zrezygnował w przebłysku instynktu samozachowawczego z kolejnej zaplanowanej „spontanicznej wizyty” w dewastowanym przez szkody górnicze Bytomiu, gdzie zapewnianie ewakuowanym z grożących zawaleniem budynków ludziom nowych mieszkań idzie mniej więcej tak samo sprawnie, jak wypłacanie obiecanych funduszy rolnikom z „zagłębia paprykowego”.
II. Tusk „spalony” na trybunach Lechii.
Zamiast tego, postanowił ukoić skołatane nerwy odwiedzinami na gdańskiej PGE Arenie, gdzie na inaugurację obiektu „jego” Lechia podejmowała Cracovię. Miało być lekko, miło i przyjemnie, zgodnie z założeniem, że Premier ma się kojarzyć z pozytywami, słowem – powrót do bezpiecznych, propagandowych korzeni. I tu znów komuś, a być może nawet płemiełowi osobiście własna psudo-kibolska, stworzona na potrzeby „pijaru”, legenda stadionowego watażki pomieszała się z rzeczywistością.
Otóż „Donaldinho” i jego bajkopisarze nie docenili kibicowskiej solidarności i nie raczyli przyjąć do wiadomości, że „Donek” jeśli nawet kiedykolwiek był uznawany za jednego ze „swoich” (czemu raczej przeczą wspomnienia czołowych kibiców Lechii z lat 70- i 80-tych, którzy kogoś takiego jak Tusk najzwyczajniej w świecie z tamtych lat nie kojarzą), to już dawno „swojakiem” być przestał. Stał się renegatem z kibicowskiej społeczności, znienawidzonym wrogiem nr 1, co zresztą kibole „jego” Lechii na PGE Arena dali mu szybko odczuć, witając swego byłego koleżkę od szlaucha gwizdami, słynnym hasłem zaczynającym się od słów „Donald, matole...” i wywieszając ogromny transparent z hasłem: „nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz nigdy kibicem Lechii”.
Tak więc, nawet w gdańskim mateczniku, Tusk przekonał się, że na trybunach jest spalony i nie ma co liczyć na propagandowe ogrzanie się w cieple „swoich” kibiców. Zostaje śledzenie meczów w telewizji, w coraz węższym gronie i przy coraz liczniejszych butelkach wina i na nic wyrokowanie do spółki z Wołkiem Tomaszem, kto jest a kto nie jest godzien miana kibica. No i żałosne meczyki z wazeliniarzami, usłużnie dającymi się przedryblować naszemu mini-Kaliguli, który zawsze musi wygrać swój wyścig rydwanów.
To zlekceważenie skali nienawiści, którą premier rozpętał względem swej dostojnej persony wśród kiboli, to chyba bodaj jeszcze silniejszy objaw zarysowanego we wstępie „odklejenia” od rzeczywistości niż nieszczęsna wycieczka do „paprykarzy”. Najwyraźniej stadionowe trybuny pomyliły się komuś z przyjaznym zaciszem studia Tusk Vision Network i „przyjaciółmi” ze stacji komercyjnej, którzy zawsze taktownie wiedzą, jakie pytania zadać, w jakim kontekście przedstawić niewygodne fakty, a jakich kwestii nie wolno poruszać pod żadnym pozorem.
III. Okrutny chłopiec.
Tego rodzaju dysonanse poznawcze, kiedy to przez piarowski matrix co i rusz przebija skrzecząca, zgrzebna pospolitość muszą nieźle szargać nerwy premiera. Dodajmy, że dysonans poznawczy u osoby z natury słabej psychicznie i mało odpornej na porażki (co z tego, że podpompowanej przez Ostachowicza „treningiem osobowości”) jaką jest Donald Tusk, skutkuje wybuchami niepohamowanej agresji. Stąd te wszystkie „kurwy”, które sadzi bez opamiętania w gronie współpracowników i groteskowe sceny furii godne Hitlera z „Upadku”, gdy wygraża szefowi Narodowego Centrum Sportu, że sam będzie zap...ć z łopatą na budowie Stadionu Narodowego.
„Narracja” i „pijar” to jedyne co mu zostało. I niby wie, że spartolił wszystko co mógł, ale z drugiej strony nie jest w stanie przyjąć tego do wiadomości. Stąd ta ucieczka w fikcję własnego „przekazu”, skutkująca postępującym zanikiem zdolności rozróżniania własnej, podtrzymywanej polityką sondażową propagandy od rzeczywistości, czego kuriozalne efekty mogliśmy obserwować właśnie przy okazji fiaska wizyty u poszkodowanych rolników i wizerunkowej kompromitacji na stadionie Lechii.
Tusk mentalnie pozostał chłopcem, niezdolnym do udźwignięcia ciężaru odpowiedzialności. Tyle, że im chłopiec ten jest starszy i poddawany z jednej strony coraz większej presji, a z drugiej – pompowany „osobowościowym” praniem mózgu, jakie zafundował mu Ostachowicz po podwójnej klęsce w 2005 roku, tym bardziej staje się wyrachowany i okrutny, o czym mogło się już przekonać wielu jego politycznych partnerów.
Jednak nie ma nic za darmo. Za takie eksperymenty się płaci i to srogo. Tusk już jest o krok od zostania psychicznym wrakiem, a tylko kolejny dzieli go od szaleństwa, co widać chociażby na konferencjach prasowych, gdy padnie niewłaściwe pytanie. Cały przekrój przelewających się mimowolnie przez oblicze premiera negatywnych emocji podczas konferencji po prezentacji raportu komisji Millera, czy pomieszane ze wściekłością zagubienie podczas spotkania w Sadach-Kolonii pokazują, że Tusk przestaje się kontrolować nawet podczas ważnych publicznych „pokazówek”, co do pewnego momentu było jego mocną stroną.
IV. „Nie wytrzymasz”.
Historia i literatura znają tego typu przypadki – ludzi, których przerosła rola i którzy swe mentalne niedostatki próbują nadrabiać podłością i okrucieństwem. Takich jak chociażby Kaligula czy Neron. Rzecz jasna, Tusk to taki tyranek w wersji mini, od poprzedników różni go skala możliwości, łączy zaś niedojrzałość, podatność na deprawację władzą, i... emocjonalna potrzeba akceptacji, której brak wyjątkowo źle znosi i którą próbuje wymusić tak na bezpośrednim otoczeniu, jak i na społeczeństwie. Świadczy o tym chociażby pogłębiające się w miarę upływu kadencji (zwłaszcza po 10.04.2010) sondowanie, na ile można się posunąć w sekowaniu opozycji, odczytywanych jako wrogie grup społecznych, opozycyjnych mediów, największa w UE skala inwigilacji, gmeranie przy przepisach o stanie wyjątkowym, dostępie do informacji publicznej...
Z wymienionymi wyżej figurami łączy Tuska również tłumione poczucie winy, bo jest osobnikiem o zbyt słabej konstrukcji psychicznej, by wziąć całkowicie w karby własne sumienie. On wie, że ceną za osobisty, polityczny sukces było zaprzedanie się bez reszty siłom żywotnie zainteresowanym w utrzymaniu zgniłego, kartoflanego status quo III RP, oraz - naturalną koleją rzeczy – ich zagranicznym patronom.
Z tej drogi nie ma już powrotu. Tu jest „rubel za wejście, dwa – za wyjście” i trzeba tym traktem kroczyć do końca, wikłając się coraz bardziej, aż do otwartego wystąpienia przeciw własnemu narodowi włącznie, czego ukoronowaniem była zarówno Katastrofa Smoleńska będąca m.in. efektem gry duetu Tusk-Putin obliczonej na zdeprecjonowanie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak postawa w sprawie smoleńskiego śledztwa i w następstwie zapaść Polski na arenie międzynarodowej, a także przyśpieszony rozkład instytucji państwa. Jak daleko Tusk zajdzie na tej drodze bez powrotu być może będzie nam dane odczuć na własnej skórze, gdy pewnego dnia przemówią zainstalowane na ulicach Warszawy LRAD-y.
Chyba, że wcześniej naprężona struna psychiki pęknie, albowiem Donald Tusk ma również co nieco wspólnego z pewnym bohaterem literackim, mianowicie, z Chilonem Chilonidesem z „Quo Vadis”. Tym, któremu Petroniusz rzekł: „nie wytrzymasz”.
Gadający Grzyb
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4322 odsłony
Komentarze
A niech pęka!
16 Sierpnia, 2011 - 17:59
Szpilka
Re: A niech pęka!
16 Sierpnia, 2011 - 18:20
Pęknie - to tylko kwestia czasu.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
A niech pęka!
16 Sierpnia, 2011 - 18:34
wp
wp
Re: A niech pęka!
16 Sierpnia, 2011 - 19:17
Każdy balon można pompować tylko do czasu. Ja czas pęknięcia typuję na okres po Euro2012.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Pęknie
16 Sierpnia, 2011 - 20:03
Smród się rozniesie tylko okrutny, gdy zawartość się uwolni.
Pozdrawiam myślących.
@GG
16 Sierpnia, 2011 - 20:36
Masz rację, że wiara Donka w swój pijar i szczekanie proPOwskich kundelków to objaw odklejenia. A może po prostu żałosny brak trzeźwego spojrzenia na siebie i swój gabinet?
Pozdrawiam
p.s.
Wyścigi rydwanów Kaliguli i gra w piłę Tuska mają jedną cechę wspólną brak dojrzałości i potrzebę wygrania wśród podwładnych. Kaligula był schizofrenikiem, Tusk tylko pedalsko uśmięchniętym zdrajcą, który wtula się w kgb-istę Putina.
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Re: @GG
16 Sierpnia, 2011 - 20:57
Kaligula na początku też był w miarę normalny ;) Tusk natomiast wyraźnie traci nerwy - ciekawe, ile da radę ciągnąć w takim napięciu...
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Kaligula byl grozny tylko
16 Sierpnia, 2011 - 21:44
dla bezposredniego otoczenia i mordowal ku uciesze ludu , nie mial zadnego wplywu na zycie przecietnego obywatela. Nasz mini Kaligula niestety ma taki wplyw i to bardzo duzy.
Podobno jest mecz Politycy - dziennikarze , ludzie kultury.
16 Sierpnia, 2011 - 22:45
Mix
Mecz ma się odbyć w Gdańsku na nowym stadionie.
Nasz niezastąpiony premier piłkarz pewnie sobie będzie chciał
kopnąć balona.
Można przyjść na mecz i odpowiednio go pod kibicować. Chyba że mecz będzie przy trybunach zamkniętych. Jak nie to namawiam wszystkich do akcji / ,,Pod-kibicowania Pierwszego ,, może
wtedy już pęknie i więcej już nie podskoczy robiąc ludzi w balona. Namawiam też do filmowania wydarzenia. I pokazy premierowe na niepoprawnych.
15 w Warszawie widziałem jego minę , teraz wiem dlaczego- gdy zobaczyłem akcje z Gdańska.Druga taka akcja to następny krok do wypunktowania do zera tego gostka i odsunięcia z życia publicznego.
Mix
Re: Podobno jest mecz Politycy - dziennikarze , ludzie kultury.
16 Sierpnia, 2011 - 23:34
Eee - pewnie wpuszczą tylko zaproszonych gości - celebrytów, polityków, biznes i tego typu hołotę... Można co najwyżej zrobić kocią muzykę pod stadionem.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Re: Kaligula byl grozny tylko
16 Sierpnia, 2011 - 23:32
"Nasz mini Kaligula niestety ma taki wplyw i to bardzo duzy."
- Uroki demokracji ;)
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
A mnie się bardzo podoba jego miejsce na salonach UE.
17 Sierpnia, 2011 - 00:23
A co!
Tak się biedne zaprzyjaźnione nastarały! Nawet poszukiwano noworodka na prezydencję!
Ale było! Balony, fanfary, mjuzik, ciąg nieformalnych spotkań w Sopocie (za naszą kasę!), flagi, flesze, uściski...
A tu się wzięły gospodarki wściekły, giełdy dołują, frank szybuje i po naszym wodzu UE cień nie został!
Re: A mnie się bardzo podoba jego miejsce na salonach UE.
18 Sierpnia, 2011 - 20:45
Taa - Kwachu też kiedyś myślał,że będzie Bóg wi kim w światowych strukturach. I na myśleniu się skończyło. Podobnie będzie z Tuskiem.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Drogi Gadający Grzybie,
17 Sierpnia, 2011 - 00:54
jeśli chodzi o mnie, to niech pęka i spada na drzewo.
Smok Wawelski też był zbyt pewny siebie i szlag go trafił, czego Tuskowi i jego kamandzie życzę przy najbliższych wyborach.
Na pohybel zdrajcom Ojczyzny!
Pozdrawiam Niepoprawnie
krisp
Tusk to cienias i mięczak!
17 Sierpnia, 2011 - 15:14
Kopie sobie szmaciankę (jedni mu podają, inni udają że bronią), a karateka Putin jak pojedzie na polowanie, to zaraz ubije tigra, jak zanurkuje, natychmiast znajdzie antyczne amfory... Na dodatek gra, śpiewa a widownia zawsze go oklaskuje na stojąco... Przepaść jeśli idzie o grupę wagową i styl. Poza tym Putin to zawodowiec, a Tusk amator (posadzony i utrzymywany na stołku przez zawodowców), więc jednemu ani mięsień nigdy nie drgnie, a drugi ma na twarzy ciągle wściekłość i nienawiść dziecka, tupiącego pod wystawą sklepową na mamusię...
Mówię poważnie, ale oczywiście z wielkim smutkiem. Dlaczego ruski premier nie naśladuje naszego (a prezydent - prezydenta)???? No dlaczego!!!?
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
Re: Tusk to cienias i mięczak!
18 Sierpnia, 2011 - 20:48
Racja - ale ten mięczak może być niebezpieczny - właśnie dlatego,że jest mięczakiem. Wystraszy się czegoś i gotów odpalić LRAD-y. Mięczaki z takimi zabawkami mogą być nieobliczalne.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb