Prawica czyli… Punk’s not dead!

Obrazek użytkownika rosemann
Kraj

Jeśli powiem, że szeroko rozumiana prawica przypomina mi nieco subkulturę naszych rodzimych punków z lat 80-tych wzbudzę tym pewnie niemałą radość tych, którzy zbłądzą tutaj i zechcą mój tekst przeczytać. tedy śpieszę wyjaśnić, że nie chodzi mi o takie atrybuty jak olewanie skostniałych społecznych reguł, bunt wobec sztucznych autorytetów, abnegackie emploi czy też luźny dość stosunek do higieny osobistej. By wyjaśnić tę sugerowana paralelę sięgnę do historyjki z tamtych czasów.

Tak się składa, ze punk lat 80- tych był subkultura walki. Ktoś nieżyczliwy mógłby zauważyć, że sami się o to owe „pancury” prosili by ich życie lekkim nie było. W każdym razie często brać musieli po du… buzi nie raz ale i nie raz komuś manto spuścili. W efekcie różne imprezy masowe z ich udziałem kończyły się częstymi bijatykami. Pewnego razu więc, by tego uniknąć, organizatorzy jakiejś imprezy stricte punkowej wymyślili formułę zamknięta i wpuścili na nią wyłącznie „punów”. Żeby bezpiecznie i spokojnie było… No i… nie było. Bo z braku skinów i innej konkurencji załoga warszawska wzięła się za łby z załogą z trójmiasta. I takiej rozpierduchy ponoć wcześniej nie widziano.

Może w takim postępowaniu jest jakaś logika. Ponoć, gdy już bolszewicki przewrót, zwany jakże niesłusznie „rewolucją październikową” zwyciężył, pierwszym po którego przyszli nie był wcale nikt ideologicznie wrogi lecz Plechanow, zwany w Rosji „ojcem ruchu socjalistycznego” .

Śledzenie politycznej drogi większości naszych prawicowych polityków to zajęcie dość czasochłonne. tak to bywa gdy trzeba kluczyć przez meandry zmian szyldów i frond oraz przebijać się przez fronty wojen domowych. Z lewica sprawa jest prosta- PZPR – SDRP – SLD. Z jakąś tam nieistotna garstką „odszczepieńców” którzy i tak zaistnieć są w stanie jako te rybki co rekinom wyjadają z pyszczków resztki.

To, co powyżej naszło mnie na kanwie dwóch tematów, z którymi ostatnio miałem okazję się zetknąć i zapoznać. Pierwszy z nich to zamieszanie wokół „Nowego Ekranu”. Przyznaję, że znam je tylko o tyle, że poczytałem Aleksandra Ściosa i Seawolfa oraz to, co im miał do powiedzenia Łazarz. Tak się bowiem złożyło, że z „Ekranem” miałem do czynienia króciutko bo zaraz po tym, jak tam zacząłem publikować, rozgorzała wśród najbardziej zapalonych „domowników” dyskusja, czy ma być „Ekran” miejscem wklejania tekstów obecnych gdzie indziej czy raczej tylko pisanych specjalnie dla niego. Ponieważ nie było szansy bym temu drugiemu wymogowi mógł sprostać swoje „wtórne” teksty usunąłem i tyle.

Koncept Łażącego Łazarza czy tam „Sowy” albo też WSI z budowa „trzeciej siły” tyle mnie zajął, że setnie ubawił. Przez to, że jest, jaki jest, raczej trudno mi uwierzyć, że stoją za nim ci sami ludzie, którzy zbudowali nam choćby Platformę Obywatelską. Choć ponoć przy „Ekranie” kręcą się w liczbie mogącej zastanawiać a nawet niepokoić… No ale bez żartów…

Ale ferment jest i teraz okładają się zatwardziali prawicowcy zapamiętale a każdy, bez względu czy jest przy „Łazarz i jego „trzeciej sile” czy też przeciw temu mało poważnemu projektowi, ogłasza, że to w imię jedności i przyszłych sukcesów prawdziwej i jedynej przyzwoitej prawicy czyli PiS-u.

Nie wiem jak całe zamieszanie wpływa na kondycję „Nowego Ekranu”, który miał ożywić i takie tam. Może to zamieszanie stanowi istny wiatr w żagle bo jak wiadomo nic tak nie ożywia narracji jak jakiś skandal lub parę trupów.

Na deser dla tego dania dnia, które jest, jak się okazuje „daniem w mordę” sobie nawzajem przez wyznawców tego samego, jedynie słusznego światopoglądu i zespołu reguł  moralnych i wszystkich innych dodam słów kilka na kanwie tekstu Piotra Semki poświęconego posłowi Janowi Filipowi Libickiemu i jego niepojętej przemianie*. Z zaprzysięgłego tradycjonalisty, co to i we wiadomej, toruńskiej rozgłośni miał okazję się produkować w zaciekłego, przyszłego „likwidatora imperium Rydzyka”. Taki polski Talleyrand co to z biskupa wysunął się na czoło rewolucyjnych antyklerykałów.  Może cham ze mnie zwykły wyjdzie ale mi się ona, ta przemiana, skojarzyła z Franzem Kafką i jego dziełem. Tak jest niezwykła. Zresztą tytuł Semki tylko przez niedopatrzenie** nie operuje też w lekko owadzich klimatach.

Jest rzeczą niewątpliwą, że tak zajadłych krytyków PiS i Kaczyńskiego oraz wszystkiego, co się z nimi kojarzy trudno znaleźć gdziekolwiek indziej jak w PO i w PJN. Przy czym w pierwszym przypadku ta złość i zajadłość, za sprawa pana Niesiołowskiego ma charakter, powiedzmy, „oralny” o tyle taki pan Libicki swoje pretensje już teraz chce ująć w ramy ustawowe. I to jest właśnie to o czym pisze zważywszy że takie SLD, nawet jak coś na Kaczyńskiego mówi to tak, jak dawna PZPR- „jak mówi, że zrobi, to… mówi”.

Rzecz całą oczywiście można by się uprzeć widzieć jako dwa zupełnie odrębne i incydentalne wydarzenia gdyby nie to, że ich tłem jest trwająca od lat bezpardonowa nawalanka dwóch prawicowych ( zostańmy przy tym i nie spierajmy się jałowo która z tych prawic jest bardziej socjalistyczna) załóg, trójmiejskiej i warszawskiej czy tam żoliborskiej, co to się kiedyś kolegowały nawet. Gdzie tam do niej, tej wojny bratobójczej, politycznym „białym rękawiczkom” z czasów, gdy naprzeciw siebie stały siły „dobra i zła”, „światła i mroku” słowem „lewicy i prawicy”. Zostawiam indywidualnemu wyborowi czytelników to, kto dla nich będzie tym „światłem” i tym „złem”. Sam pamiętam, że wtedy oczywistym szczytem były pamiętne „pornogrubasy” specjalisty, a jakże, od owadów.

Tak więc Punk’s not dead!

* http://www.rp.pl/artykul/658582_Piotr_Semka__Jan_Filip_Libicki_jak_Blekitny_aniol.html

** Tytułem rzadziej używanym dla filmu Sternberga jest „Niebieski motyl”

Brak głosów

Komentarze

Skacze Rosemann...skaczecie!
Pomnijcie o losie kózki,która też skakała :)))

Vote up!
0
Vote down!
0
#158846

to jakaś kanalia chyba jest

czekam niecierpliwie aż go ktoś wreszcie zdemaskuje

 

yarenty - kraków

Vote up!
0
Vote down!
0

 
=
>>bez światłocienia<<

#158965