Komiwojażer Angeli czyli nie tak się umawialiśmy panowie
Tradycyjnie zacznę od facecji a później ją osadzę w realiach udowadniając przy tym, że wyświechtany zwrot „mądrość etapu” wcale taki wyświechtany nie jest. A zaś ten cudzysłów użyty przed chwilą wcale nie taki mało znaczny a wręcz trafny nadzwyczaj. Ale najpierw obiecana facecja.
Schwytali czerwoni, znaczy czerwonoskórzy kowboja czy tam innego westmana i do pala męczarni przytroczyli a sami udali się odbyć pląsy konieczne przed wysiłkiem, jakim niewątpliwie jest skórowanie najdoskonalszego boskiego dzieła. A dzieło owo stało sobie i nagle usłyszało głos wewnętrzny „Napnij mięśnie a więzy opadną”. Napiął więc mięśnie ów jedyny biały między czerwonymi i stało się tak, jak z wnętrza usłyszał. Ale głos wewnętrzny nie zamiarował poprzestawać na tej jednej świetnej radzie. „Patrz w lewo, tam tomahawk ostry leży. Weź go natychmiast!” zasugerował cudownie ocalonemu. Chwycił ów tomahawka i z miejsca poczuł się pewniej. A głos prowadził go dalej. „Spójrz, tam jest wigwam czy tam inne tipi. Wejdź do środka”. Nauczony poprzednimi, jakże świeżymi i jakże miłymi doświadczeniami poszedł ów człek za głosem wewnętrznym. Wszedł do tego tipi czy tam czegoś innego. „Patrz” - mówi mu znów głos wewnętrzny – „tam taki gościu siedzi. To ichni czarownik. Weź i zabij go posiadanym od niedawna tomahawkiem”. Nie zastanawiał się zbytnio człowiek o białej skórze i chwila zbyt długa nie minęła a już stał nad dymiącym jeszcze świeżymi trzydzieści sześć koma sześć truchłem czerwonego przywódcy duchowego. Patrzył nieco zdezorientowany na swoje dzieło. „No, teraz to się naprawdę wpier****eś” rzekł mu z troską głos wewnętrzny.
Cóż to ma wspólnego tak ogólnie z „mądrością etapu” a bardziej szczegółowo z tą mądrością, której doświadczamy dzisiaj? A ma. I to co najmniej w dwóch aspektach.
Przede wszystkim dzisiaj…
Weź sobie czytelniku na nowo przytoczoną historyjkę opowiedz ale w takiej wersji mocno zmodyfikowanej.
Niech będzie to historia młodziana, który z mudżahedina i antykomunisty przepoczwarza się w „dojrzałego” acz nie stroniącego od ostrych sformułowań, później zaś już tylko „realistycznego” polityka który porzuca na koniec wierność zasadom na rzecz owej „mądrości etapu” i kończy jako … Tu pewnie się oburzy niejeden ale powiem wprost, jako komiwojażer czy tam agent handlowy berlińskiego konsorcjum „Angela”. Uczestniczący radośnie w publicznej promocji firmy-matki. I tym jedynie różniący się od tego skonfundowanego gościa z obsydianową siekierką w łapie.
Ot po prostu jego mądrość zaliczyła o jeden, może dwa etapy za dużo. I znalazła się nagle na ścieżce bez powrotu i w to tym jej miejscu, w którym wewnętrzny głos podpowiada z okrutną szczerością „No, teraz to się naprawdę wpier****eś”.
Przez krótką chwilę chciałem pisać jak najpoważniej o „agencie wpływu” i konsekwencjach jego aktywności ale przecież taka figura to chyba jednak coś poważniejszego. Ktoś oczywiście przekonany do tego, co wspiera. Tu mamy do czynienia wyłącznie z gościem, który jest przekonany jedynie o swej wspaniałości. A całą resztę ma doskonale elastyczną.
Drugi aspekt wspomnianej „mądrości etapu” to lekcja jakiej właśnie doświadczamy dzięki naszemu agentowi – komiwojażerowi.
Nie wiem jak inni (taki Miller Leszek na ten przykład…) ale ja pamiętam z czasowej oddali te uśmieszki z jakimi w pewnych środowiskach reagowano na wszelkie „rejtanienia” przedakcesyjne, oparte na motywie utraty niezależności, suwerenności czy tam czegoś jeszcze, mającego nastąpić jako następstwo zgody na wejście w struktury Unii Europejskiej. Teraz chciałbym usłyszeć cóż mają do powiedzenia tamci mądrale mający za skończonych idiotów ówczesnych czarnowidzów. Wszak „głębsza integracja” jakoś tak pasuje do tego, co z tego czarnowidzenia się wówczas wyłaniało. I co było wyśmiewane jako oczywisty i nigdy nie mający nastąpić absurd.
A może nawet bym jednak nie chciał ich oglądać bo po co. Lekcja dzieje się przecież sama z siebie, bez ich, jak mniemam, zadowolonych tą „mądrością etapu” gęb. Uczymy się właśnie, by więcej choćby i za grosz nie wierzyć żadnym łgarzom i oszustom, którzy zwykli nam mydlić oczy by z taka jakąś nadzwyczajna łatwością przejść później do porządku nad oczywistym krętactwem nazywanym dla kamuflażu wspomnianym określeniem „mądrość etapu”.
Wniosek zaś z niej jest taki, że czas nam nauczyć się innego zwrotu – „Nie tak się umawialiśmy panie i panowie”. I tymi słowami kontrować każdą kolejną „mądrość etapu”. Bez względu na to jaka ta „mądrość etapu” będzie.
60 % parytetu dla kobiet bo te 30% a później 50% to jednak zbyt mało – „Nie tak się umawialiśmy panie i panowie”.
Adopcje dla homozwiązków bo jednak partycypujący w nich uznali, że dziedziczenie i wizyty w szpitalu to nie wszystko i ważny jest jeszcze instynkt macie… tacie… jakiś tam …żyński w każdym razie – „Nie tak się umawialiśmy panie i panowie”.
Knebel na media bo przecież jednak nie może być tak, że oto każdy sobie i innym przy okazji plecie co mu się tam na języku pojawi - „Nie tak się umawialiśmy panie i panowie”.
I setki, setki spraw i sytuacji, które „mądrość etapu” chciałaby nam przemodelować zgodnie z wyznaczającym i „etap” i „mądrość” trendem.
„Nie tak się umawialiśmy panie i panowie” – bo na żadną „mądrość etapu” się nie umawialiśmy tylko na pewne zasady. Niezależne od okoliczności.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1231 odsłon
Komentarze
@rosemann
29 Listopada, 2011 - 21:12
Anegdota przydługa i średnia, ale reszta - doskonała. Złote czasy Imperium Brytyjskiego, kiedy to największe deale pieczętowano uściskiem dłoni, dawno minęły. Z oszustem trudno się umawiać...nawet wspólnikowi oszustwa. A więc..."nie mamy pańskiego płaszcza, i co nam pan zrobi?" Swoją drogą należałoby dzisiaj przypominać z nazwiska czołowych oszustów z okresu kampanii przedakcesyjnej. Mój typ - subtelna arystokratka (intelektu) - pani Róża Thun...
Pozdrawiam.