Klub oportunistów (1)

Obrazek użytkownika Godziemba
Historia

Początki warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej sięgają października 1956 roku. 

Zebranie założycielskie Ogólnopolskiego Klubu Postępowej Inteligencji Katolickiej odbyło się w dniach 22-24 października 1956 roku, w momencie gdy „przełom narastający od miesięcy – jak zapisano w protokole zebrania – w stosunkach politycznych w Polsce wszedł w fazę rozstrzygającą. Powszechne dążenie mas robotniczych, intelektualistów i młodzieży do odrodzenia życia państwowego i gruntownej odnowy atmosfery moralnej przybrało zdecydowanie na sile w związku z zapowiedzianym i rozpoczętym w dniu 19 października VIII Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”.
 
Słowo „Klub” w nazwie miało wskazywać, iż ambicją jego inicjatorów nie było tworzenie partii politycznej – w deklaracji podkreślono, iż „dla uniknięcia nieporozumień wyraźnie oświadczamy, iż jest to tymczasowa, wspólna reprezentacja społeczna twórczych środowisk katolickich, nie jest zaś i nie ma zamiaru przekształcić się w jakiekolwiek katolickie stronnictwo polityczne”. Jednocześnie Klub powstał jako organizacja przy komunistycznym Froncie Jedności Narodu.
 
W programie stowarzyszenia wyrażano poparcie dla nowego kierownictwa politycznego z Gomułką na czele w „jego walce o dalszą demokratyzację i wszechstronny rozwój kraju oraz uznanie i chęć umocnienia sojuszu między Polską i ZSRR na zasadzie wzajemnego poszanowania suwerenności”. Ponadto katoliccy działacze wyrażali chęć zwiększenia twórczego udziału katolików w życiu kraju, a przede wszystkim w kulturze ogólnonarodowej. Deklarowali także udział w zwalczaniu przejawów szowinizmu narodowego oraz umacnianiu zasad tolerancji i swobodnej dyskusji światopoglądowej między wierzącymi a niewierzącymi.
 
Po otrzymaniu w 1957 roku zgody na rejestrację, OKPIK przekształcił się w Klub Inteligencji Katolickiej z siedzibą w Warszawie przy ul. Kopernika 34. W statucie KIK wskazano, iż „Klub jest społeczną organizacją obywateli polskich wyznania rzymsko-katolickiego, którzy zgodnie ze swoim światopoglądem w ramach ustroju PRL mają na celu: (…) pracę intelektualną i moralną w oparciu o naukę Kościoła katolickiego dla kształtowania osobowości ludzkiej i wychowania człowieka świadomego swych obowiązków indywidualnych i społecznych”. Ponadto członkowie KIK zobowiązywali się do „przeciwdziałania społecznym chorobom moralnym takim jak: chuligaństwo, alkoholizm, rozwydrzenie obyczajowe, nieuczciwość w pracy, kradzieże mienia publicznego, itp.”.
 
Klub skupiał członków zwyczajnych, uczestniczących oraz sympatyków. Członkowie zwyczajni rekrutowali się spośród grupy członków uczestników, którzy aktywną działalnością w Klubie zasłużyli na ten awans, potwierdzony wsparciem dwóch członków zwyczajnych. Procedura przyjmowania do Klubu nadawała mu specyficzny klimat hermetycznej grupy bliskich przyjaciół, często powiązanych ze sobą więzami pokrewieństwa lub starych przedwojennych jeszcze przyjaźni.
 
Klub tworzyli przed wszystkim mieszkańcy Warszawy, na początku lat 70. zaledwie 10% członków zwyczajnych pochodziło z miejscowości położonych poza obrębem okolic stolicy. Wśród członków Klubu większość stanowiły kobiety (2/3 składu), choć w przypadku członków zwyczajnych przewagę posiadali mężczyźni (60% ogółu).
 
Pomimo deklarowanej apolityczności, Klub zmuszony został wypowiedzieć się w czasie wydarzeń marcowych 1968 roku. Bezpośrednio po złożeniu przez Koło „Znak” interpelacji w obronie pobitej młodzieży, władze Klubu postanowiły, iż studentów i pracowników naukowych – członków KIK obowiązuje bezwzględna dyscyplina wobec władz uczelnianych, członkowie Klubu nie powinni brać udziału w starciach ulicznych, starając się wpływać na uspokojenie nastrojów w kraju.
 
Brutalna reakcja władz komunistycznych, które postrzegały istnienie Koła „Znak” w kontekście relacji Państwo-Kościół zaskoczyła środowisko postępowych katolików. „Pamiętam także potworną – opisywał ów charakter współzależności aparatu państwa i Klubu Stefan Kisielewski – awanturę, kiedy Kardynał Wyszyński miał jakieś kazanie, które się nie podobało Gomułce. A Gomułka uważał, ze koło „Znak” jest po to, żeby załatwiać te sprawy. No i nagle słyszę potworny ryk. Stoi Zawieyski czerwony, a Gomułka krzyczy: „Panie Zawieyski, od czego wy jesteście? Co to znaczy? Co on mówi! Wy nie macie wpływu!”.
 
Wściekły atak władz komunistycznych wywołał wśród władz KIK poczucie zagrożenia. Zarząd Klubu z jednej strony deklarował akceptację dla przemian socjalistycznych w Polsce, z drugiej jednak podkreślał, iż „rolą władzy jest służyć społeczeństwu, a nie podporządkowywać je sobie”. W liście do władz wskazywano, że „mamy długofalowe zadanie w Kościele, chcemy być aktywni w rzeczywistości polskiej w ramach ustroju socjalistycznego. (…) Światopoglądy chrześcijański i laicki mogą ze sobą współżyć, nawzajem się szanować, a nawet się uzupełniać. Tej właśnie postawy nauczył nas Jan XXIII i Sobór i temu będziemy wierni. To jest nasza ideowa, społeczna, polityczna i religijna postawa, z której nie można dać się wytrącić nawet w obliczu tak dramatycznych wydarzeń ”.
 
Tak więc marcowa aktywność działaczy KIK miała charakter głosu doradczego, w żadnym wypadku  krytyki, nie mówiąc o buncie.  Propozycja mecenasa Władysława Siły-Nowickiego, aby nakłonić środowisko do większej odwagi spotkała się z oporem kierownictwa Klubu widzącego w zaangażowaniu politycznym niebezpieczeństwo konfliktu z władzą, a także większości środowiska, dla którego uwikłanie polityczne KIK prowadzić mogło do zwrócenia uwagi aparatu władzy na tę enklawę wewnątrz systemu. Janusz Zabłocki określił to jasno: „Jeżeli w wydarzeniach marcowych wystąpiły jakieś elementy zorganizowanej akcji opozycyjnej to trzeba powiedzieć, że te ugrupowania są nam obce”.
 
To oportunistyczne stanowisko władz Klubu uwidoczniło się także w czasie strajków robotniczych w grudniu 1970 roku. „Chodzi o to, by partia – charakteryzował stanowisko Klubu jego prezes Konstanty Łubieński – inspirując ogólne kierunki rozwojowe, uwzględniła opinie publiczną, a jeśliby ona stanęła w kolizji z interesami ogólnonarodowymi, aby partia potrafiła tę opinię przekonać drodze perswazji, a nie przymusu. (…) Jesteśmy gotowi pomóc jej w rozwiązywaniu trudnych problemów. Przypominam jednak (…), że środowisko nasze mają przede wszystkim charakter wychowawczy. Dlatego nasz wkład powinien wyrazić się przede wszystkim w tej dziedzinie”.
 
Nadzieje środowiska na nowe otwarcie związane z Gierkiem zostały szybko rozwiane. Nowa ekipa zamiast docenić, zaczęła dystansować się od przedstawicieli Klubu. Dobitnie scharakteryzował tę zmianę mecenas Siła-Nowicki, mówiąc, iż „za dawnych czasów z kolegą Stommą rozmawiała druga osoba w państwie. Dziś rozmawiają już dalekiego rzędu politycy i ta rozmowa z posłami nie odbywa się wcale na zasadzie dialogu, ale na zasadzie odprawy. (…) Za to nikogo do więzienia nie zamykają, nie ma znęcania się nad więźniami politycznymi, nie ma tego wszystkiego, my możemy – tylko trzeba chcieć. Ale katolicy w Polsce, to jak powiedział Wyspiański – oni by dużo mogli, „ino oni nie chcom chcieć””.
 
Sytuacja zmusiła środowisko do próby nowego określenia misji i zadań Klubu. Siła-Nowicki apelując do aktywności wskazywał, iż „można grając w szachy przyjmować takie czy inne fory nawet nierealne, ale nie można sobie wyobrazić partii szachowej, w której przeciwnik robi za mnie posunięcia i na tym polega gra. A jeżeli reprezentacja katolicka godzi się na to, żeby partia rządząca sama wyznaczała je posłów, i określała przedstawionych kandydatów, to jest właśnie tego rodzaju rzecz, rzecz nie do przyjęcia”. W odpowiedzi prof. Andrzej Święcicki podkreślił, iż „naszych stosunków z władzami politycznymi nie można porównywać do partii szachów, bo my nie dążymy do tego, żeby dać mata władzom politycznym w Polsce i mam nadzieję, ze one nie dążą do tego, żeby nam dać mata. Zupełnie na innej płaszczyźnie to się tworzy, stąd ta dyskusja wydaje mi się zupełnie obca. Dla nas istotna rzeczą jest tworzenie i formowanie duchowe katolików w Polsce, dlatego, że katolicy we wszystkich warunkach społecznych mogą i powinni swoją funkcję spełniać”.
 
Z kolei wieloletni sekretarz Klubu Wacław Aulaytner akcentował, iż stosunki „z marksistami sprawującymi rządy w naszym kraju polegają na akceptacji przez nas faktu sprawowania przez komunistów władzy w Polsce oraz na akceptacji reform społecznych, gospodarczych i kulturalnych, jakie oni w naszym kraju przy udziale nas katolików przeprowadzili (…). W naszym wychowaniu społeczno-obywatelskim , w naszej działalności wewnętrznej czy zewnętrznej chcemy formować ludzi do zaangażowania w służbę społeczną i obywatelską z własnego przekonania i z pełnym poczuciem odpowiedzialności za rozwój Polski socjalistycznej”.
 
Scharakteryzowane przez Święcickiego i Aulaytnera stosunki Klub-władza były formą lojalizmu za cenę możliwości działania. Warszawski KIK był więc związany z rządzącą nomenklaturą, a jego przywileje ściśle wiązały środowisko z narzuconym przez komunistów miejscem na scenie politycznej.
 
Cdn.
 
 
 
 
Brak głosów