Lustracja i uderzenie wyprzedzające.

Obrazek użytkownika Tomasz Węgielnik
Kraj

Zasady rzetelnego dziennikarstwa są wyłączane wobec dziennikarzy czy też osób zajmujących się agenturalną współpracą "autorytetów moralnych".

Najnowsze przykłady tego mechanizmu to nieszczęsna reakcja Odojewskiego w związku z nową książkę Joanny Siedleckiej oraz wywiad Arcybiskupa Sawy w GW, poprzedzający publikacje wyników archiwalnych poszukiwań Cezarego Gmyza z Rzepy, dotyczących hierarchii prawosławnej w Polsce. "Zapluci" lustratorzy, mówiąc językiem wicemarszałka sejmu, nauczeni doświadczeniem kampanii filowałęsowskiej,w związku ze słynną książką IPN, zwrócili się do osób których niechlubną przeszłość postanowili upublicznić w celu skonfrontowania dokumentów, do jak zwykle skorymi do skruchy t.w. Domniemywać można że jest to związane nie tylko z warsztatową odpowiedzialnością "policjantów pamięci" ale również z faktem uniknięcia kłamliwych zarzutów o nie rozmówieniu się z osobami mającymi jakoby najwięcej do powiedzenia w omawianej problematyce czyli samymi t.w. ( pamiętajmy ten kłamliwy zarzut w kontekście Wałęsy). Kontynuując, "karły moralne" J.Siedlecka i C. Gmyz zwrócili się do zainteresowanych t.w, Odojewskiego i Arcy. Sawy. Autor "Zawieje wszystko, zamiecie" zareagował wywiadem który w oczywisty sposób umniejsza szkodliwe skutki swojej podwójnej gry ( na jakiej podstawie człowiek tego poziomu inteligencji jest w stanie stwierdzić iż nikomu nie zaszkodził). Znamienna jest jednak dopiero reakcja Arcy. Sawy, który mimo prawosławnej wielkanocny udziela wywiadu rycerzom G.W , co powoduje "spalenie" pracy C.Gmyza. Sam Gmyz mówi iż właśnie fakt wspomnianych świat wstrzymał publikację. Natomiast Arcy. Sawa wykorzystał posiadaną wiedzę o powstającym o nim tekście ( chęć rozmowy Gmyzy w tej sprawie) i taktycznie w tubie antylustracyjnej G.W ogłosił obowiązującą wersję wydarzeń. A więc okryci wieczną hańbą lustratorzy, nie powinni liczyć na etykę zawodową braci dziennikarskiej w tym temacie, bo przecież kto mieczem wojuje od miecza ginie. Reakcje dwóch wzmiankowanych panów wpisują się w długą listę prl-skich walenrodów, w której na mojej liście najbardziej kuriozalnej samoobrony agentów jest stale, mentor nauk historycznych wielu pokoleń polaków Bogusław Wołoszański który twierdził iż szpiegowanie emigracji polskiej w Londynie „było jedyną możliwością poznania funkcjonowania tajnej policji od wewnątrz”

 

Jedno z ostatnich stanowisk Wołoszańskiego

Fałszywe oskarżenia  

W styczniu 2007 roku Wołoszański stał się obiektem brutalnego ataku ze strony „Rzeczpospolitej” oraz historyka z IPN, którzy, naruszając prawo i nie mając dowodów, zarzucili mu szpiegowanie Polonii brytyjskiej w czasie pracy w Wielkiej Brytanii. Do ataku przyłączył się oddział Unii Polityki Realnej w Piotrkowie Trybunalskim, który wystąpił z wnioskiem o odebranie Wołoszańskiemu tytułu honorowego obywatela miasta, co zostało odrzucone przez radnych, rozumiejących polityczne tło kampanii.

Próby szybkiego oczyszczenia się z kłamliwych zarzutów nie powiodły się, gdyż IPN przez dwa miesiące blokował dostęp do dokumentów, a wreszcie ujawnił tylko ich część, co w dalszym ciągu bardzo utrudnia kroki prawne. Mimo to postępowanie prawne już się rozpoczęło.

Pozbawiony możliwości pracy nad programami telewizyjnymi poświęcił się pracy pisarskiej.

Brak głosów