Czy bohaterscy prokuratorzy pobiorą nowe, właściwe próbki z wraku, czyli, jak ludzie Moskwy w Polsce udowodnią brak zamachu...

Przemyka w mediach rządowych pewna wypowiedź, jakiegoś człowieka z bohaterskiej prokuratury, a będąca dopełnieniem wczorajszych historyjek oficera Szeląga.

Chodzi mianowicie o rzeczone ślady materiałów wybuchowych, które śladami materiałów wybuchowych nie są.

Jak się otóż okazuje, polscy spece, którzy badali wrak Tupolewa przy pomocy spektrometrów wrażliwych niczym Monika Olejnik.
Badali a i owszem, coś tam nawet znaleźli, ale w ciągu wczorajszego dnia okazało się, że nie znaleźli tego, czego po dwóch latach bohatersko szukali.
Choć nie znaleźli tego czego podobno nie znaleźli, mimo, że "Rzepie" powiedzieli, że znaleźli, wykluczyć nie można, że to co znaleźli nie oznacza tego, czego znaleźć nie powinni.

Jakkolwiek, wszystko to, o czym niewiele mówiąc powiedział wczoraj oficer Szeląg, czyli rzeczone próbki zawierające ślady kosmetyków, pozostałości walk wojennych oraz parasoli ogrodowych i tak znajduje się....w Rosji.

I to jest zastanawiające.

Że jak? Że pojechali tam eksperci i specjaliści wysłani przez zdeterminowanego pana Donalda, żeby coś zbadać i wyniki tych badań zostawić w Moskwie?

Nie, no oczywiście człowiek z bohaterskiej prokuratury zapewniał dziś przed kamerami TVN24, że próbki są zabezpieczone, zalakowane i zamknięte.

Co za ulga. Naprawdę, jestem spokojniejszy.

Pewnie się specjaliści i eksperci bohaterskiej prokuratury w mundurach bali przywieźć owe próbki do Polski. Ciekawe tylko, kiedy je odbiorą?

Mam nadzieję, że nie za pół roku, bo przez najbliższe sześć miesięcy właśnie mają badać wspomniane próbki, żeby bohatersko na nich nic nie znaleźć.

Chyba, że one, te próbki same się w Moskwie zbadają...

Podobnie zresztą jak kopie kopii czarnych skrzynek i reszta dowodów na których swoje spektakularne śledztwo prowadzili zdeterminowani w dochodzeniu do prawdy spece z Komisji Tuska. Przepraszam - Millera.

Ja osobiście jestem pod ogromnym wrażeniem całego przedsięwzięcia zwanego śledztwem.

Gna ono bowiem do przodu jak spłoszona gazela.

W całym tym pośpiechu w poszukiwaniu prawdy nie znaleziono niestety jeszcze kokpitu. No zapodział się gdzieś i już. Możliwe, że jakiś strażak, korzystając z nieuwagi milicjantów strzegących pogorzeliska, zabrał sobie kokpit do domu, bo dla strażaka to niewyczerpane źródło nowoczesnych technologii - telewizory i zegarki o jakich nigdy nie marzył.

Dzięki Bogu, tak mało istotny element jak kokpit, nie do niczego potrzebny ani komisji Millera, ani nie jest też potrzebny bohaterskiej prokuraturze.

Zresztą polscy eksperci i specjaliści powołani przez zdeterminowanego w dochodzeniu do prawdy pana Donalda, wiedzą do cholery, jak wygląda kokpit TU 154. A nawet jeśli, to są przecież w necie jego zdjęcia, więc jakby co, mogą sobie je wygooglować, prawda?

Przepraszam, że głowę Wam zawracam takimi błahymi przemyśleniami, kiedy Kaczyński znowu Polskę podpala i demokratyczny rząd, wybrany przy pomocy ruskich serwerów chce obalić. Przepraszam z całego serca, ale jakoś tak spokoju nie dawały mi te zabezpieczone w Moskwie próbki zawierające ślady kosmetyków i innych nieistotnych substancji.

Z tym kokpitem to też przesadziłem. No, ale ja tak lubię wymyślać sobie i snuć potem z nudów teorie spiskowe.

....