ZAWAŁ W TEMACIE PALIWA
Jestem tuż po wczorajszym spotkaniu z redaktorem Cezarym Gmyzem, niezależnym dziennikarzem śledczym i wybitnym celem ataków mainstreamowych kolegów, które odbyło się w Londyńskim Klubie Dyskusyjnym - cykliczną efemerydą :) pojawiającą się w Sali Hemarowskiej Ogniska Polskiego. Obiecuję dostarczyć Państwu obszerną relację z tego spotkania, wraz z zalinkowanym materiałem filmowym oraz galerią wkrótce; dzisiaj jednak na chwilę o szalejącej w Polsce chorobie wściekłych głów, a w szczególności specyficznym rodzajem porażenia intelektualnego, który trapi coraz mniejszą szczęśliwie grupę ‘zwiozd’ polskiej żurnalistyki. Moje dzisiejsze rozważania można również uznać za pewnego rodzaju szczątkową relację ze spotkania z redaktorem Gmyzem, bo i nasz Gość i publiczność zagadnienie mediów mainstreamowych żywo poruszali.
Te właśnie konstelacje od zawsze są jakoś tak dziwnie skonstruowane, że czymś co je wręcz konstytuuje jest zadziwiająca zdolność wytworzenia jakiegoś skończonego kretyństwa, a potem bezczelne usiłowanie wciśnięcia publiczności przekonania, że powtarzanie, rozpowszechnianie i podzielanie tej kretyńskiej opinii na jakiś temat jest dowodem na to, że się ma modny garnitur, czyste buty i że się jest najbardziej obiecującym pracownikiem czołowej krajowej korporacji, mówiącym językiem... no tym... francuskim, a ponadto, że się pochodzi z Pałacu i że się ma metrykę niepokalanej przynależności do polskiej inteligencji (nawet jeśli z Pałacu przy Mostowskich, i nawet jeśli pionierem dwóch silnych nurtów tej inteligencji w przekonaniu adresata mieliby być Minc z jednej, a Moczar z drugiej strony).
Zanim spróbujemy pobestwić się nad nieszczęsnym adresatem tych przaśnych produkcji, zajmijmy się ‘twórcami’ i ich tworzywem. Otóż to wcale nie jest tak, że lepiąc owoc swojego intelektu i tocząc go dumnie niczym skarabeusz swoją kulę, ci ludzie z żelowanymi pomadą fryzurami i rogowymi okularami, za którymi skrywa się blaszane oko Misia, są aż tak bezczelni, jakby wskazywała opisana przez mnie cecha. Otóż oni wcale aż tak bezczelni nie są, bo też są produktem, o czym mogą nie wiedzieć. Są również ludźmi w pewnym sensie głęboko okaleczonymi przez los i są w jeszcze głębszym sensie ofiarami polskiej historii najnowszej.
Ma rację redaktor Andrzej Morozowski wraz z kolegami, jeśli piszą w ‘Newsweeku’, że nikt nie powinien być obwiniany za postawy i drogę życiową rodziców, i że klasyfikowanie ludzi do grup bądź obdarzonych przywilejami bądź poddanych represjom na podstawie biologicznego pochodzenia od takich a nie innych rodziców jest cechą tradycji totalitarnej. Natomiast nieszczęście historyczne kolegów z ‘Niewsweeka’, o czym głębiej później, polega tutaj na smutnym fakcie, że zasięg ich rozumienia problemu nie wykracza poza klęskę w jego sformułowaniu. Otóż czym innym jest wyciąganie faktycznych konsekwencji w związku z pochodzeniem, a czym innym czynienie publiczną wiedzy o pochodzeniu osoby wykonującej zawód zaufania publicznego.
Chciałbym przypomnieć, że Kowalski za odmowę podania przed sądem źródła informacji o przestępstwie pójdzie siedzieć, a ferajna z Newsweeka nie. I za ten przywilej trzeba ponieść koszt bycia osobą publiczną w formie możliwej lustracji własnej i własnej rodziny w razie wątpliwości co do obiektywizmu.
Ponieważ mainstreamowi tej grupy zawodowej trzeba tłumaczyć kilka razy więc dokładam hipotetyczny przykład: Jeśli redaktor Wronieucho z redakcji „Wstecz’ czy też polskobrzmiącego, a niepodobnego do oryginału ‘Newsmack’a’ broni oskarżanego o korupcję byłego współpracownika wojskowego wywiadu wojskowego, to informacja o tym, że tego redaktora ojciec pracował w tym samym okręgu wojskowym, co oficer prowadzące oskarżonego o korupcję współpracownika, w randze zastępcy szefa kontrwywiadu może mieć znaczenie dla publiczności i powinna być jawna (w każdym razie nie powinno się durnie w mawiać, że ‘tak nie wolno robić’, bo się w oczywisty sposób wydatnie pomaga rozwijaniu korupcji).
Na takiej samej zasadzie jak obrona byłego szpicla Gestapo przez dziennikarza – syna wysokiego funkcjonariusza Gestapo, który na dodatek nie kryje się z tym, że dalej nie lubi tych „chrzanionych Polacken’, a do ojca ani się nigdy otwarcie nie przyznał, ani jego działalności nie potępił, skończyłaby się skandalem i wyrzuceniem z pracy. I – proszę kolegów mainstreamowców o wysileniu uwagi – wyrzucenie z pracy nie byłoby w tym przypadku ‘totalitarną represją’, a wręcz przeciwnie – działaniem sanitarnym mającym na celu zapobieżenie ich (tych represji) powrotowi.
I tutaj wracamy do szerszego problemu i do diagnozy choroby. Jest jasne, że bycie wychowanym w domu podróżników sprzyja odziedziczeniu fascynacji podróżami, bo chłonie się podróżnicze klimaty; wzrastanie w otoczeniu trąbek, puzonów i wiolonczel może mieć związek z przyszłym wyborem kariery filharmonika przez dziecko. Ale jak do jasnej cholery wychowanie w przaśnej, bolszewickiej atmosferze domu ubeków albo najbardziej ociężałych trepów z elwupe, gdzie przez dziesięciolecia trwało nabieranie wiedzy, że winda jest pomieszczeniem dość izolowanym i nie należy pochopnie psuć w niej powietrza, miało mieć wpływ na ‘kształtowanie się etosu dziennikarza’ i tym należy tłumaczyć nadreprezentację ‘resortowych dzieci’ w mainstreamie dziennikarstwa?
I - przepraszam bardzo - czy taki wysoko usadowiony, peerelowski, dajmy na to, pułkownik wojskowej bezpieki, miał lub tez nawet może ma możliwość dogadania się z dziekanem, dajmy na to, zaocznych studiów dziennikarskich w mieście uniwersyteckim W (a dodajmy, że ojciec dziekana był również naukowcem, a jego błyskotliwa kariera rozpoczęła się dzięki sympatii z Moczarem po Marcu 1968) w sprawie jego nieco ociężałego syna, który prochu nie wymyśli, ale rąbie donosy do ‘Płomyczka’ aż iskrzy?
A czy już we współczesnej Polsce tego rodzaju, nazwijmy to, wymienność przysług i uprzejmości między pokoleniami komunistycznych ‘fornali’ mogłaby się dokonać na przykład na styku: ten sam były pułkownik i jego ociężały syn i prezesi wiodącej stacji telewizyjnej, którzy przy jej tworzeniu również skorzystali z wymiany uprzejmości akceptując finansowanie rozwoju z pieniędzy ukradzionych polskiemu społeczeństwu przez pospolitych złodziei w mundurach?
Dramat naszych mainstreamów różnych dziedzin życia polega na czym innym niż to się wydaje beneficjentom mainstreamu, którzy nie mają wiedzy o tym, że okres żerowania zakończył się właśnie na ich pokoleniu, i że zaraz to oni trafią do gablot obok mamuta z powodów całkowicie obiektywnych. Otóż ja kiedyś zupełnie przypadkowo byłem na przyjątku w Polsce, na którym podawano wódkę. Ja się oszczędzałem, ale siedzący obok mnie pan – przedstawiciel zawodu uznawanego za elitarny – nie. W związku z postępami moich oszczędności i jego braku wstrzemięźliwości wytworzyła się sytuacja konfesjonalna – to znaczy on się musiał komuś wyspowiadać z całego życia, a ja nie za bardzo mogłem się wywinąć od roli powiernika. ‘Panie’, szlochał penitent ‘sześćset tysięcy za tego głąba dałem, żeby pozaliczał, drugie tyle za etat na uczelni, a teraz znowu czterysta, żeby go gdzie do roboty przyjęli. ‘No dobrze’ uznałem, że nie ma co się kopać z opisem rzeczywistości w formie dużego, pociągowego konia ‘ale co będzie, jak się ten pana syn kiedyś dowie...?’ ‘A nie, panie, tego mu nikt przecież nie powie, żonie nawet nie wszystko mówię... To mogłoby zabić w nim tę pewność siebie, wie pan...’
No i tej zaskakującej a niczym nieusprawiedliwionej pewności siebie mamy jakby w nadmiarze, co jest rezultatem nieuświadomionego braku nigdy nie nabytych kompetencji, w przecieństwie do pokory, co jest rezultatem uświadomionego niedostatku kompetencji oraz ich ostatecznego nabycia.
A teraz pora na wnioski. Otóż, panowie, nie jest problemem to, czy czyjś ojciec był ubekiem, a babcia ‘rwała pazury jak złoto’. Problemem jest to, że w dziedzinach kluczowych dla funkcjonowania już nie państwa, ale społeczności, nie działa naturalny i profesjonalny model kształcenia i wymiany kadr. Funkcjonuje za to ten odziedziczony po peerelu, a więc po takiej historycznej windzie, która jest pomieszczeniem dość izolowanym i nie należy pochopnie psuć w niej powietrza, bo zostaje na dziesięciolecia.
To wcale nie musi być zjawisko wszechogarniające. Wystarczy, że, dajmy na to, w sądzie rejonowym, trafi się sześciu ociężałych na dziesięciu normalnych, i sąd będzie i tak działał do pupy, bo zdolni i pracowici będą mieli za dużo roboty, a ich ambicje będą gasły w miarę dostrzegania faktu, że to nie kwalifikacje i pracowitość decydują o awansach.
A teraz najważniejsze. To do was - beneficjenci braku zerwania z peerelem. Mamy zapaść w służbie zdrowia, mamy w wymiarze sprawiedliwości, uniwersytety spadły do czwartej światowej ligi... Nasi przodkowie (a przez pewien czas i my) musieli was przez dziesięciolecia znosić, wasze pszenno-buraczane nawyki i katastrofy w windach. Cierpliwie znosiliśmy waszą rzucającą się w oczy odmienność kulturową wynikającą z pierwszego w dziejach waszego genotypu zderzenia z cywilizacją europejską; zaciskaliśmy zęby obserwując jak demoralizujecie kolejne, nasze pokolenia. Ale to wszystko jedynie dlatego, że układ był zamknięty, a waszych awansów, pieniędzy pochodzących z zuchwałej kradzieży strzegła sowiecka armia, którą mogliście i lubiliście straszyć.
A dziś układ jest otwarty, więc możemy sobie wybrać windę, uniknąć nieprzyjemności związanych z zaduchem, i z uśmiechem patrzyć, jak to wy właśnie zostaniecie największymi ofiarami modelu, który stworzyli wam tatusiowe z mamusiami pod ciepłą asekuracją babć i dziadków, czy jak tam się do nich zwracaliście. To się zawali, bo ci, co wiedzą jak, nie będą was chcieli utrzymywać, a wy nie potraficie z powodów skrupulatnie wyłuszczonych.
Zostało wam już to ostatnie – straszenie wojną z Rosją; tak jak waszemu i waszych ojców bohaterowi Jaruzelskiemu i całemu ciągowi przed nim: Bierutom, Mincom, Jóźwiakom, Bermanom, Różańskim i Moczarom. Ale jak sądzicie, na jak długo tego paliwa wystarczy?
A to że tak ochoczo i uporczywie tą Rosją straszycie w związku z ostatnią narodową tragedią tylko potwierdza moje podejrzenia, co do waszych i waszych mniej znanych przyjaciół z nią bliskich związkach...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1647 odsłon
Komentarze
Źle oceniony komentarz
Komentarz użytkownika Carmina nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.
A może dyskryminacja?28 Stycznia, 2013 - 16:01
Carmina
Wywód i przytoczone przez Pana argumenty mnie przekonują. Zastanawiam sie cały czas też nad problemem dyskryminacji, który to temat jest przez to towarzystwo ale w stosunku do kobiet, mniejszosci seksualnych eksploatowany, badany , podnoszony.
A ten poruszony przez Pana temat można by rozpatrywać jednocześnie w aspekcie dyskryminacji z powodu pochodzenia. Skoro większość stanowisk w aparacie państwowym, administracyjnym, w wymiarze sprawiedliwości, wsród dziennikarzy zajmują pracownicy tego dawnego aparatu i ich dzieci lub obecnie tylko ich dzieci lub wnukowie pochodzący z rodzin dawnego aparatu partyjnego, partii satelickich,organizacji socjalistycznych,aparatu przymusu w tym osób współpracujących z nim jak TW państwa totalitarnego, jakim był PRL, a pozostali stanowią mniejszośc to czy to nie jest dyskriminacja?.
Jeżeli przyjąć,ze cały dawny aparat państwa totalitarnego licząc stanowiska decyzyjne od dyrektora , I sekretarza w górę oraz cały wymiar sprawiedliwości mógł liczyć wówczas np 15 do 20 proc zatrudnionych, czyli tych uprzywilejowanych kosztem reszty pracowników, robotników , których oni prześladowali, pozbawiali elemantarnych praw, nadzorowali, a obecnie Polsce oni, ich dzieci zajmują ok 70-80 proc tych stanowisk w wymiarze sprawiedliwości, wsród dziennikarzy, na stanowiskach państwowych etc tzn,czy to nie jest jawna dyskryminacja?
Przecież nie bedą chyba twierdzić, oni zwolennicy równości,ze procent ludzi zdolnych pracowitych, utalentowanych był i jest wyższy wsród rodzin pochodzenia komunistycznego, esbeckiego etc. niż w pozostałej częsci narodu. Jeżeli układa się podobnie w całej populacji, to jaka jest przyczyna , jak nie wspieranie się wzajemne, powiązania rodzinne, w tej dysproporcji?
I to powinno sie normalnie zbadać. Przecież jest to temat jak najbardziej nadający sie do badania przez socjologów.Wychodzi na to,ze właśnie pochodzenie ma wpływ na to jakie sie w Polsce zajmuje stanowiska, jakie wykonuje prestiżowe zawody etc.
Co Pan myśli na ten temat?
Carmina
Carmina
29 Stycznia, 2013 - 00:25
Nie można nie odmówić Pani racji. Potrzebna jest głęboka dekomunizacja.
Dlaczego ONI tak bali się CBA? Bali się, ze wejdą pod przykryciem na uczelnie, do klinik, etc...
Dlatego musieli to przerwać... I póki co przerwali. Nie dostrzegli, ze mało kto daje i'm się już nabierać, a na pewno nikt nie będzie placil...
Obawiam się jednak, ze założenie ich głodem, choć nieuniknione, potrwa.
Pozdrawiam serdecznie
Carmina
29 Stycznia, 2013 - 00:25
Nie można nie odmówić Pani racji. Potrzebna jest głęboka dekomunizacja.
Dlaczego ONI tak bali się CBA? Bali się, ze wejdą pod przykryciem na uczelnie, do klinik, etc...
Dlatego musieli to przerwać... I póki co przerwali. Nie dostrzegli, ze mało kto daje i'm się już nabierać, a na pewno nikt nie będzie placil...
Obawiam się jednak, ze założenie ich głodem, choć nieuniknione, potrwa.
Pozdrawiam serdecznie