Analiza zapisu czarnej skrzynki Tu 101 M
Tragedia pod Smoleńskiem. Analiza faktów i wnioski dowodowe wynikające z zapisu czarnej skrzynki.
Witam. Kilka moich ustaleń w oparciu o opublikowany dokument. Cała ta sprawa nie interesuje mnie z uwarunkowań politycznych lecz ze strony czysto technicznej. Winien jestem to ofiarom tej tragedii, prawdziwym patriotom w służbie ojczyzny niezależnie od opcji politycznych jakie reprezentowali. Pominę tutaj kwestie kto komu i co kazał lub nie kazał zrobić w sprawie lądowania, bo zbyt wiele luk jest w jej odczycie.
Jedyny wyraźny zapis co do ewentualnej ingerencji prezydenta w procedurę lotu pochodzi z informacji przekazanej kapitanowi samolotu przez dyr. Kazana na 11 minut przed katastrofą z godz.10:30:32,7 _ "na razie nie ma decyzji prezydenta co dalej robić" i moim zdaniem logicznie jednoznacznie ją wyklucza i zaprzecza znanej z TVN i prasy teorii „ląduj dziadu” czy „jak nie wylądujemy to mnie zabije”
Skoncentruję się na procedurze, czasie lotu i na dostępnych danych technicznych.
Samolot w momencie lądowania miał zapas paliwa na półgodzinne krążenie nad lotniskiem w oczekiwaniu na poprawę pogody i jeszcze na dalszy lot na jedno z dwóch lotnisk zapasowych (Mińsk i Witebsk) które w rozmowie pilotów z kontrolerami lotu dwukrotnie były potwierdzane przez załogę.
Zastanawiającym jest fakt wynikający z doniesień medialnych po katastrofie samolotu rządowego (a nie prezydenckiego) że odpowiedzialne za zabezpieczenie i organizację tego lotu służby rządowe a więc podległe premierowi nic o tych lotniskach zapasowych nie wiedziały i nie przygotowały tam żadnego zabezpieczenia!!!
Najważniejszym jednak jest fakt, że procedura lotu i podejścia do lądowania przebiegała cały czas bez żadnych zakłóceń, bez utraty łączności z wieżą a załoga spełniała bezbłędnie i bez zastrzerzeń wszystkie polecenia rosyjskiej kontroli lotu przy naprowadzaniu samolotu na kurs, potwierdzając każdy wykonywany manewr zmiany kierunku i wysokości. Dementuje to w sposób oczywisty kłamliwą i wyssaną z palca przez media teorię o trudności w tłumaczeniu przez polską załogę samolotu, rosyjskich liczebników na język polski.
Ostrzeżenie i polecenie systemu TAWS na wysokości 100 metrów "PULL UP" pilot moim zdaniem podczas lądowania musiał zignorować jeśli kontroler lotu prowadził go na pas lotniska, znając jego pozycję i wysokość.
Pilot nie zdawał sobie sprawy, że leci w głębokim "jarze" bo chmury zasłaniały mu widoczność ziemi znajdującej się pod nimi, natomiast kontroler z wieży musiał o tym doskonale wiedzieć, bo przecież powinien znać głębokość oraz wysokość krawędzi „jaru” na ścieżce podejścia do lotniska w odniesieniu do aktualnej pozycji samolotu, powinien znać też topografię terenu i do końca wiedział na jakiej wysokości i na jakim kursie znajduje się samolot!
Potwierdza to jednoznacznie komenda wieży "na kursie i na ścieżce" gdy samolot znajdował się na wysokości 150 metrów, potem ostrzeżenie "horyzont" o godzinie 10:40:52,4 gdy samolot w trakcie schodzenia do lądowania był jeszcze 50 metrów nad ziemią, powtórzone gdy był 30 metrów nad ziemią ale nadal w "jarze" na którego końcu przed lotniskiem zaczynało się gwałtowne wznoszenie terenu.
Dopuszczenie przez kontrolera lotu podczas schodzenia do lądowania samolotu w tej odległości w jakiej znajdował się on od pasa lotniska do wysokości 50 metrów nad ziemią w głębokim jarze, bez wcześniejszego ostrzeżenia, faktycznie w tym momencie stawiało samolot w pozycji poniżej bezpiecznej ścieżki lądowania płyty lotniska (spóźniona komenda "horyzont") a samolot przecież nie leciał jeszcze wtedy lotem poziomym!
Na 2 sekundy przed rozbiciem się samolotu, gdy ścinał on już drzewa lecąc na wysokości zaledwie kilkunastu metrów nad ziemią pada polecenie z wieży "odejście na drugi krąg", które zgodnie z komunikatem z godz. 10:35:22,6 "Polski 101. I od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg" powinno było nastąpić znacznie wcześniej - i na bezpiecznej dla tego typu samolotu wysokości wynoszącej właśnie 100 metrów i to w czasie gdy samolot leciał na tej wysokości przez 7 sekund lotem poziomym, co udowodnię analizując dalej zapis rejestratora!!!
Kilka obliczeń szybkości schodzenia samolotu podczas lądowania:
z 200 metrów do 150 metrów czas 4,5 sekundy
ze 150 metrów do 100 metrów czas 4,5 sekundy (potwierdzenie tej wysokości w czasie od 10:40:41,3 do 10:40:42,6)
i lot poziomy na tej wysokości w czasie ~ 7 sekund – (potwierdzenie wysokości 100 metrów od godz. 10:40:48,7 do godz. 10:40:49,4) - prawdopodobnie gotowość załogi do przyjęcia polecenia (z godziny 10:35:22,6 do godz. 10:35:28,5) "Polski 101. I od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg"
potem dalsze schodzenie:
1./ ze 100 metrów do 80 metrów czas 1,9 sekundy
2./ z 80 metrów do 60 metrów czas 1,1 sekundy
3./ z 60 metrów do 40 metrów czas 1,2 sekundy
Oczywistym jest fakt, że gdy samolot znajdował się na wysokości 50 metrów, po komendzie kontrolera lotu "horyzont" oznaczającej, że samolot znajduje się poniżej bezpiecznej wysokości "ścieżki lądowania" pilot musiał natychmiast przerwać procedurę lądowania, zwiększyć maksymalnie ciąg silników i rozpocząć wznoszenie. Fakt takiego prawidłowego działania załogi samolotu potwierdza znaczny spadek szybkości dalszej utraty wysokości z wyłączeniem przedziału pomiędzy wysokością 30 a 20 metrów.
4./ z 40 metrów do 20 metrów czas 2,4 sekundy
w tym z 40 do 30 metrów) w czasie 1,6 sekundy
z 30 do 20 metrów w czasie 0,8 sekundy
CZYLI DWUKROTNIE SZYBCIEJ !!!
Oznacza to, że gdy samolot był na wysokości 40 metrów teren zaczął się gwałtownie wznosić a wyrównał się do poziomu dopiero gdy samolot był poniżej 20 metrów!
Jednoznacznie świadczy o tym dwukrotnie szybsze "opadanie" samolotu pomiędzy wysokością 30 i 20 metrów w porównaniu z "opadaniem" pomiędzy wysokością 40 a 30 metrów!!!
Gdyby było inaczej, gdyby to nie teren się wznosił a samolot by w tym dwukrotnie szybszym tempie nadal opadał, to w dalszym locie powinien najpóźniej w czasie poniżej 1,6 sekundy rozbić się o ziemię a przecież jego lot poziomy trwał jeszcze przez 9,4 sekundy!!!
Dla porównania przypominam, że podczas schodzenia do lądowania w takim samym czasie (9 sekund) samolot obniżył swój lot z 200 do 100 metrów !!!
5./ z wysokości 20 metrów do kolizji z ziemią - w czasie 9,4 sekundy samolot „opadał” lub leciał lotem poziomym a teren stopniowo nadal się podnosił o kilka metrów, co ~200 metrów od początku pasa startowego lotniska na kończącym się obrzeżu jaru jest możliwe. Niestety nie mogę tego dalszego wznoszenia się terenu w czasie ostatnich 9 sekund lotu w żaden sposób potwierdzić ani wykluczyć. Może ktoś z internautów był na miejscu katastrofy i może tą wersję skomentować?
Brak jakichkolwiek komend i meldunków w końcówce lotu, szczególnie w tych ostatnich 9-ciu sekundach (poza przekleństwami drugiego pilota i niezidentyfikowanej osoby w kabinie pilotów w czasie kolizji z drzewami) moim zdaniem świadczy o dramatycznej walce załogi o utrzymanie wysokości po gwałtownym podniesieniu się terenu w czasie 0,8 sekundy w przedziale pomiędzy 30 a 20 metrów.
To właśnie gwałtowne podniesienie się poziomu terenu względem pozycji samolotu spowodowało nie zamierzoną przez pilota utratę wysokości samolotu o fatalne 10 metrów od poziomu ziemi, w którym to momencie prawdopodobnie wykonywał on już lot poziomy lub próbował się wznosić.
Komenda z wieży "odejście na drugi krąg" podczas kolizji z drzewami na 2 sekundy przed kontaktem samolotu z ziemią, była absurdalna i świadczy jednoznacznie o tym, że cały czas kontroler lotu z wieży aż do rozbicia się samolotu o ziemię miał jego lot pod kontrolą!
Jeśli kontroler lotu z wieży śledził szybkość schodzenia samolotu od 150 metrów (informacja "na kursie i na ścieżce") to musiał sobie zdawać sprawę, że samolot w trakcie zniżania się przy jednoczesnym wznoszeniu się terenu nie ma szans na przekroczenie bezpiecznie wysokiej krawędzi jaru, jeśli w tej odległości od płyty lotniska zejdzie poniżej 50 metrów. Ponieważ nie było to lądowanie przymusowe z jednorazowym podejściem ani awaryjne tylko "rozpoznawcze" uważam, że załoga naszego samolotu lądowała poprawnie a jedyny błąd jaki popełniła to ten, że w tak trudnych warunkach atmosferycznych, przy beznadziejnej widoczności, nie mając pod chmurami rozpoznania topografii terenu przed lotniskiem, pozbawiona możliwości wykorzystania automatycznego naprowadzania, (lotnisko Siewiernyj nie ma takiego systemu) zaufała "wieży" (która była barakiem) i wskaźnikom wysokości samolotu, które pokazując aktualną wysokość nie uwzględniały wznoszenia się terenu na końcu jaru w kierunku w którym lecieli.
Zasadnicze pytanie co zrobił a właściwie dlaczego i czego nie zrobił kontroler z lotniska podczas lądowania samolotu, gdy ten schodził poniżej wysokości 100 metrów?
O godz. 10:35:22,6 (do godz. 10:35:28,5) gdy samolot był jeszcze na wysokości około 400 metrów nad ziemią, wieża wyraźnie uprzedziła pilotów "Polski 101. I od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg" czyli zgodnie z procedurą i podstawowymi zasadami bezpieczeństwa dla tego typu samolotu!!!
Jeśli po takim komunikacie lecąc lotem poziomym przez 7 sekund na wysokości 100 metrów pilot nie dostał polecenia z wieży wejścia na drugi krąg to czy przy schodzeniu poniżej wysokości 100 metrów miał powody aby przypuszczać że prowadzony przez kontrolera lotu nie jest na właściwej pozycji kierunku i wysokości względem pasa startowego do lądowania? Kto ponosi za to odpowiedzialność?! Dla mnie, bez żadnego naciągania faktów wynikających z zapisu czarnej skrzynki sprawa jest jasna i oczywista.
Moim zdaniem to kontroler lotu w sposób ewidentny najbardziej przyczynił się do "uziemienia" samolotu przypatrując się biernie obniżaniu jego wysokości ze 100 aż do 50 metrów, do podanej przez niego komendy „HORYZONT” powtórzonej na wysokości 30 metrów.
To on na 2 sekundy przed rozbiciem się samolotu zbyt późno bo dopiero gdy samolot ścinał już drzewa dał komendę „odejścia na drugi krąg” którą zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią powinien wydać gdy samolot znajdował się na bezpiecznej wysokości!!!
Kilka zasadniczych pytań pozostających z uwagi na brak danych bez odpowiedzi:
1./ Czy samolot po zahaczeniu końcówką lewego skrzydła pod niewielkim kątem o drzewo, będąc na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią, bez ingerencji pilota, przy rozpiętości skrzydeł ponad 20 metrów, przy szybkości ponad 300 km/godz. w ciągu kilku sekund do kolizji z ziemią o bagnistym podłożu mógł zważywszy na jego masę i położenie sterów (przecież stery na skrzydłach nie są montowane na końcówkach skrzydeł tylko bliżej kadłuba) wykonać pół obrotu wokół osi wzdłużnej i obrócić się do góry kołami?
2./ Dlaczego kadłub samolotu który nie zawiera paliwa, po kontakcie z bagnistym grząskim terenem rozpadł się na kawałki na przestrzeni ~200 metrów i przestał praktycznie istnieć? Czy samolot po zderzeniu z ziemią mógł kapotować ? (przekoziołkować się przez "dziób" na „plecy”?) Jeśli taki byłby przebieg zderzenia samolotu z grząską ziemią w którą zaryłby dziobem ze znaczną prędkością, to tłumaczyłoby ewentualnie kompletne zniszczenie zarówno kabiny pilotów jak i kompresyjne zgniecenie i rozpad kadłuba oraz odwrotne położenie fragmentu „podwozia” i części ogonowej,a nie przez jego obrót dookoła osi o 180 stopni.
W takim prypadku samolot musiałby uderzyć "dziobem" w strome zbocze wzniesienia a nie upaść na płaski i grząski teren.
3./ Dlaczego w dniu i na miejscu katastrofy, rosyjski umundurowany wojskowy oficer pokazując pościnane przez samolot drzewa, stwierdził wypowiadając się przed kamerą, że samolot podczas lądowania z niewiadomych powodów zszedł z kursu w lewo, czyżby to był efekt nieprawidłowo ustawionej bramki z radiolatarni? Bo na pewno przy tak dużej szybkości i masie własnej samolot z lotu na wprost bez ingerencji pilota nie zmieniłby go w ciągu 6 sekund na kurs w lewo z powodu zahaczenia końcówką lewego skrzydła o drzewo - zapis czarnej skrzynki nie zanotował pojedyńczego uderzenia a wyraźnie rejestruje ciągłość hałasu ścinanych przez samolot wielu drzew aż do jego rozbicia się o ziemię! (Czy w ogóle samolot wykonywał jakikolwiek manewr skrętu, bo przecież cała procedura lądowania upewniała pilota, że od wysokości 150 metrów jest na ścieżce lądowania i na kursie!)
4./ Dlaczego wieża nie informowała pilotów w końcowej fazie lotu, że zboczyli w lewo z osi pasa z prawidłowej ścieżki lądowania, bo fakt zaistnienia takiego manewru potwierdził w/w oficer.
5./ Jeśli samolot podczas podejścia do lądowania zahaczył lewym skrzydłem o radiolatarnię ( jak w jednej z wersji twierdziła strona rosyjska) co miało spowodować uszkodzenie jego lewego skrzydła i jego skręt w lewo oraz obrócenie się o 180 stopni w osi wzdłużnej, to dlaczego tego faktu nie odnotowała czarna skrzynka? Co w końcu miało spowodować usterkę lewego skrzydła samolotu: drzewo czy maszt? Przecież oczywistym jest fakt, że taka kolizja musiałaby również wywołać znaczny hałas i nastąpić jeszcze znacznie wcześniej, co najmniej kilka sekund przed „koszeniem” drzew przez samolot i musiałaby zostać zarejestrowana przez czarną skrzynkę!
Czy po takiej kolizji piloci by milczeli aż do czasu gdy samolot łamał już drzewa? Czy naprawdę mam uwierzyć w to, że polscy piloci milcząco lekceważą tak dalece utratę części lewego skrzydła, że dopiero gdy znajdują się głową w dół i koszą drzewa zaczynają przeklinać i zdawać sobie sprawę z tego, że to już jest koniec? Przecież z zapisu czarnej skrzynki wyraźnie wynika, że już w 1 sekundę po zarejestrowaniu przez skrzynkę odgłosu łamanych przez samolot drzew pilot zaklął !
6./ Element samolotu pokazywany na filmach, przypominający dziób z kabiną pilota jest w rzeczywistości jego częścią ogonową odwróconą o 180 stopni zarówno w osi kadłuba jak i przeciwnie do kierunku lądowania. Kto nie wierzy – odsyłam go do zdjęć tego samolotu dostępnych w Internecie, gdzie widać wyraźnie, że okna kabiny pilotów są usytuowane znacznie powyżej linii płaszczyzny dzioba samolotu tworząc widoczny „garb”.
7./ Niezrozumiały jest dla mnie zapis z godz. 10:27:58,8 do godz. 10:28:01,5 „zakończyłem zrzut, zniżanie na wschód” Wykluczam zrzut paliwa, ponieważ po upływie ponad 5 minut po tym zdarzeniu pomiędzy godz. 10,33:25,1 a godz. 10:33:27,4 pilot potwierdził aktualny stan paliwa wynoszący 12 ton.
Żenujące dla mojej wiedzy w świetle w/w analizy są próby udowodnienia błędu załogi rządowego samolotu poprzez próby przerwania lądowania i wznoszenia podobnych typów maszyn z wysokości 20 metrów dokonywane na symulatorach i stwierdzające brak możliwości bezpiecznego wykonania takiego manewru, bo chyba jednoznacznie udowodniłem, że wznoszenie załoga ta rozpoczęła natychmiast po komendzie "horyzont" z wysokości ~40 metrów i tylko niefortunne ukształtowanie zbyt szybko wznoszącego się terenu, jakaś ewentualna awaria silnika a przede wszystkim spóźniona reakcja kontrolera lotu z "wieży" doprowadziła do tragedii.
ps. Niedawno mieliśmy okazję obejrzeć na własne oczy, co potrafi sprawny taki bliźniaczy identyczny samolot! Polscy piloci podczas lotów szkoleniowych !!! pod okiem rosyjskiego instruktora wykonali precyzyjne przyziemienie tej maszyny, przejechali moim zdaniem około 500 metrów po pasie startowym i natychmiest poderwali ją w powietrze niczym polsko - amerykańskiego "jastrzębia" F16!!! Samolot ten według mojej oceny gwałtownie wznosił się pod kątem większym niż 30 stopni!!!
Jaki idiota będzie nas jeszcze teraz próbował przekonać, jak to robili rosyjscy "eksperci" wykonując doświadczalne loty na symulatorach, którzy twierdzili, że nie można bezpiecznie przerwać lądowania na wysokości 20 metrów i ponownie wzbić się tym samolotem w powietrze bez zagrożenia katastrofą?
Przecież dla każdego znającego chociażby zasady podstaw aerodynamiki na poziomie pracy wentylatora musi być oczywiste, że znacznie łatwiej wzbić się w powietrze, gdy samolot ma znacznie większą szybkość niż przy przyziemieniu, nie mówiąc już o kosmicznej wtręcz różnicy występującej w obu tych przypadkach siły nośnej skrzydeł i innym ułożeniu sterów na skrzydłach.
Każdy kto oglądał film nawet fabularny z pokazem startu i lądowania samolotu pasażerskiego ma wiedzę jak odmiennie ułożone są stery na skrzydłach w obu tych przypadkach.
A może nasz rządowy samolot podczas remontu u tych speców "przyjaciół" miał zamontowany ich program z symulatora?
Bardziej szczegółowe omówienie poruszonego w końcu artykułu tematu w następnej publikacji.
niezależny Poznań
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3120 odsłon
Komentarze
Re: Analiza zapisu czarnej skrzynki Tu 101 M
12 Października, 2010 - 20:59
A jak wytłumaczyć to? link:http://blogmedia24.pl/node/28700
A jak wytłumaczyć, że Bater w korespondencji ze Smoleńska o godzinie 10.36 informował o katastrofie.
Kto wydał polecenie kontrolerowi lotów o takim prowadzeniu samolotu, kto nadzorował wykonanie tego zadania, bo nikt mi nie powie, że to był pomysł kontrolera lotów, na kilka dni przed emeryturą??? Moim zdaniem, był to zaplanowany z premedytacją, wyrachowaniem i poczuciem bezkarności zamach, z którego jednak najlepsi na świecie, polscy piloci wybronili się, i dopiero po awaryjnym lądowaniu zamachowcy bez litości i skrupułów dokończyli zbrodni!!! Do tego potrzebna była mgła i czas. Zamachowcy dostali i to i to. Jak wynika z relacji niby naocznych świadków, to nikt nie wie, o której to się stało, nawet nasi ludzie, obecni na lotnisku, o katastrofie dowiedzieli się po czasie, po wybuchu??? Mistyfikacja przygotowana prawie do perfekcji, "prawie", ponieważ forum automobilistów, nikt nie mógł przewidzieć. Bo jak wytłumaczyć tak długi czas lotu po opuszczeniu białoruskiej strefy powietrznej ok.10.20, gdy lecąc z prędkością 800-900km/h do znajdującego się o 60km Smoleńska??? Kto może potwierdzić, że nie monipulowano stenogramami, patrząc tylko na raportowanie o ilości paliwa w czasie??? To tylko kilka z tysięcy pytań!!! Pzdr.
Jan Bogatko Gratuluję
12 Października, 2010 - 22:10
Jan Bogatko
Gratuluję Autorowi logiki! Pan Piotr Łukaszewicz (o jego enuncjacjach będę pisał jutro)mógłby się od Pana sporo nauczyć.
Pozdrawiam,
Jan Bogatko
Ciekawa analiza, nie powiem.
12 Października, 2010 - 22:15
Tym ciekawsza, że nie znam sie na tych tematach w ogóle. Tzn. na ruchu ciał w gazie. Z ustaleniem autentyczności zapisów audio pewnie bym sobie poradził, ale ja nie o tym.
Ciągle słyszę i czytam zamach, zamach...
Patrząc politologicznie nasuwa mi się pytanie PO CO?
Przecież nikomu nie opłacałoby się usuwać Kaczyńskiego w tak drastyczny sposób, o ile w ogóle! Lech Kaczyński był doskonałym pretekstem dla Tuska do nieróbstwa (nie ma sensu żadna inicjatywa, bo Kaczor z miejsca złośliwie zawetuje) i założenia korków w celach piłkarzowania nożnego. A jaką to Kaczory powodowały mobilizację Sralonu! Po cóż byłoby połowę tej mobilizacji unicestwiać?
Podobnie na szerszym podwórku. Przecież Kaczyński był wymarzonym prezentem dla zbliżenia rosyjsko - gebelsiego. "My tu meine liebe Barroso chętnie byśmy z Polakami, ale oni takiego dzika na prezydenta wybrali, że nam tu o reparacjach zeszłowojennych fuka, Eriki nie uważa, wypędzonych nie szanuje..." "My tawariszcz Barrozo wnimatielno słuszajem i ljubow obieszczajem no nie tomu ogurcu Kaczynskomu, on na Ukrainie miesza srodze i Gruzję buntuje. Gaz Polakom sprzedamy, ale przez gebelsią rurę". Jak Prezydent swoją misję widział, tak widział; robił to co uważał za słuszne i patriotyzmu nie sposób mu odmówić. To temat na inną piosenkę. Lecz mając kompetencje i siłę rażenia gdzieś pomiędzy pozycją prezydenta w gebelsowie i Królowej w UK nie był zbyt szkodliwy dla niechętnych Polsce państw, bo i szkodliwy być nie mógł. Powodu do zamachu więc brak. A nawet są przeciwwskazania. Po cholerę martwy polski prezydent w tak symbolicznym miejscu?
A nawet jeśli ruski uparli sie na Kaczyńskiego.
Załóżmy, że Putin to nie zimny kagiebowski gracz, ale furiat z napuchniętym ego i musi udowodnić, że nie z takich Kaczorów czarninę robił. Czy zrobiłby TAKI ZAMACH? O takim natężeniu niewiadomych? Czy ryzykowałby, że kontroler lotu precyzyjnie rozpiepszy Tutkę o krzaki? Że Protasiuk zignoruje TAWS - a? Że uda się spreparować zapisy lotu? Że tysiąc innych ruchów trzeba będzie wykonać? Bez jaj...
Gdybym ja był zawziętym na Kaczyńskiego kagiebistą o niezbadanym ego, to postawiłbym w krzalunach na Paluchu charoszewo striełoka ze Stingerem (żeby było na innego dostawcę), który by Tutkę doziemił nad Raszynem. Potem wystarczyłoby jakich arabskojęzycznych kolesi ździebko potorturować, ubrać w kominiarki, kazać odczytać odpowiedni tekst (coś o polskiej misji w Iraku, czy Afganistanie), potem kolesi razem ze striełokiem zdekapitować, a nagranie wysłać do Al Jazziry. Efekt lepszy i zamotanie większe.
Mam nieodparte wrażenie, że do katastrofy doprowadził szereg zaniedbań i złośliwych zaniechań. W języku dyplomacji takie zaniedbania i zaniechania mają odpowiednią wymowę i jestem przekonany, że Putin celowo do nich parł. Mam nadzieję, że Tusk był jedynie biernym narzędziem, a jego doradcy d/s dyplomacji byli jedynie niekompetentni, a nie wyrachowani. Jestem też przekonany, że Putin chciał Kaczyńskiego upokorzyć, a Tusk wyciąć sztubacki kawał.
Niestety; niezależne złośliwości nie dodały się, lecz pomnożyły się i wyszła tragedia. Pies j...ł Putina, ale Donaldowi nie zazdroszczę szarpaniny sumienia.
Następna kwestia. Załóżmy, że polskie rzetelne śledztwo odkryje złośliwe zaniechania i matactwa po stronie rosyjskiej. Co służby powinny w takim przypadku zrobić? Ujawnić?
Ja nigdy w życiu nie ujawniłbym takich rewelacji opinii publicznej. Czemu? Bo ujawnienie takich faktów oznaczałoby jasne wskazanie, że za śmierć Prezydenta RP odpowiada obce państwo. A to jest casus belli.
W takim przypadku Rzeczpospolita miałaby dwa wyjścia: okazać się państwem poważnym i wypowiedzieć wojnę, lub okazać się państwem niepoważnym. A to jeszcze gorzej, bo do państwa niepoważnego wszelkie świnie włażą jak przez przewrócony płot.
Refleksja nasuwa mi się jedna: nasze państwo jest na tyle słabe, że obce ćwoki mogą nam zabić bezkarnie prezydenta.
Wnioski niech każdy sam wyciągnie, co zrobić, by nigdy się to nie powtórzyło.
Re: Ciekawa analiza, nie powiem.
12 Października, 2010 - 22:21
http://spiritolibero.blog.interia.pl/
Dobre. Naprawdę :)
SpiritoLibero
nie do końca podoba mi się uwaga o TAWS w brzmieniu:
12 Października, 2010 - 23:45
<>. Zacznijmy od tego że jeśli mieli działający (poprawnie) TAWS to musieli sobie zdawać sprawę gdzie lecą. TAWS nie sprowadza się li tylko i wyłącznie do generowania komunikatów w polskiej translacji "ziemia się z bliża !" , "ciągnij w górę!". Pilot podchodzący do lotniska w oparciu o TAWS widzi na monitorze wirtualny 3 wymiarowy obraz przed sobą o ile pamiętam w kwadracie 9 x 9 km. Obraz ten jest generowany w oparciu o cyfrowe mapy okolic lotniska a dane odnośnie położenia maszyny na wirtualnej mapie dostarcza GPS. Brakuje mi tylko informacji o wysokości czy ta też jest pozyskiwana od GPS czy dostarcza jej własny system radarowy maszyny czy ciśnieniomierz baryczny.
Teraz pojawiają się wątpliwości co do wersji i prawidłowego działania TAWS. Czy TU 154 miał na pokładzie tzw. wersje "wojskową" czy "cywilną" ? - podobno są 2 różne (czy to prawda?). Niby na logikę powinien mieć wersję wojskową jako że maszyna była wojskowa (rządowa) a nie cywilna. Wersja wojskowa powinna mieć mapy lotnisk wojskowych przeciwnika NATO czyli Rosji w tym i Smoleńska (między innymi do tego służą szpiegowskie satelity by gromadzić takie informacje). Wersja cywilna nie koniecznie - do końca nie wiemy jaki jest status tego lotniska i czy w przypadku jeśli lotnisko było cywilo-wojskowe to czy była dla niego aktualna mapa do załadowania do TAWS.
Kolejne pytanie to czy wojskowa wersja TAWS jest tak samo podatna na fałszowanie jak cywilna. Wiemy że cywilny TAWS można oszukać podgrywając mu fałszywe sygnały zamiast prawdziwej pozycji GPS z satelity. Przeprowadzone doświadczenia przez grupy studentów nie pozostawiają żadnych złudzeń ze cywilny TAWS można oszukać. Wiemy że trwają prace mające wykluczyć możliwość zakłócenia jego pracy przez fałszowanie danych GPS (metoda nazywa się meconing i pisano o niej szeroko) - kosztowały już kilkadziesiąt milionów USD ale jeszcze nie ma rozwiązania tego problemu w wersji cywilnej. Technika meconingu ma za sobą udany chrzest bojowy w postaci udanej katastrofy rządowego samolotu pewnego afrykańskiego kraju podchodzącego do lądowania na lotnisku. Zamiast wylądować na lotnisku wylądował na pobliskim zboczu górskim a w sąsiednim RPA zapanowała euforia po dobrze wykonanej robocie.
Jeśli TAWS "wojskowy" jest analogicznie podatny jak i cywilny to mamy problem.
Jeśli piloci uzywali TAWS do projekcji 3D trasy przelotu i zastosowano na nich meconing to mogli faktycznie mieć wrażenie że znajdują się w innym miejscu niż byli w rzeczywistości.
Z tym że TAWS nie stanowi jedynego systemu umożliwiającego podejście do lotniska. Czy jest TAWS czy nie pilot ląduje na radiolatarnie i ewentualnie bramę świecących APM'ów. Wszystko wskazuje że nasi piloci podchodzili do lądowania zgodnie ze wskazaniami radiolatarni a byc może i APM'ów a że radilatarnie znalazły się gdzie indziej niż powinny być nie wspominając o APM'ach to i "wylądowali" w miejscu gdzie nie było pasa. W rzeczywistości nie "wylądowali" lecz w ostatniej chwili gdy zorientowali się że są w pułapce rozpoczęli rozpaczliwą próbę ratunku. nie zdążyli.
Teoria fałszywych radiolatarni (NDB) jest najbardziej spójna z opracowanych przez naszych e-śledczych. Osoby zainteresowane technicznym aspektem powinny zainteresować się w szczególności pracą dwójki śledczych (rexturbo i ndb2010)
Dużo domysłów - mało dowodów.
13 Października, 2010 - 02:27
Witam. Jak zaznaczyłem zaraz na początku artykułu moim zadaniem jakie sobie postawiłem, nie było wykrycie ani usterek przyrządów nawigacyjnych ani dociekanie kto i co mógł celowo lub przez niechlujstwo sknocić. Nie jestem specem od terminologii, wyposażenia samolotu w przyrządy nawigacyjne ani rzeczoznawcą w zakresie od katastrof lotniczych (moja specjalizacja na stronie o mnie) Jestem z zamiłowania analitykiem, który opiera się na wiarygodnych informacjach dostępnych z internetu (gazetami się nie podpieram z oczywistych powodów - w czasach mojej młodości służyły mi do podcierania się (szczególnie do tego celu nadawała się gazeta rządowo - partyjna Trybuna Ludu) i jak się boleśnie przekonałem, niewiele się od tamtych czasów zmieniło, większość z nich nadal wyłącznie się do tego nadaje, bo użycie ich np. do rozpałki uwalnia z nich za duży smród. W mojej analizie wyszedłem jak sądzę z słusznego założenia, że opublikowana tresć zapisu jest wiarygodna a wierność tłumaczenia sam sprawdziłem. Znam bardzo dobrze język rosyjski z czasów, kiedy był on przedmiotem obowiązkowym w nauczaniu (bynajmniej nie z powodu słusznej rzymskiej zasady "ucz się języków swoich wrogów") i kiedy do obliczeń np. skomplikowanych układów korbowo tłokowych silników wysokoprężnych posługiwałem się wyłącznie technicznymi podręcznikami wydanymi w języku rosyjskim, (były bardzo tanie i wyjątkowo dobrze wykonane,) które kupowałem w księgarni przy TPPR (Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej) na ul. Ratajczaka w Poznaniu. Poza nauką, posługując się wyłącznie tym językiem zjechałem też (a raczej przeleciałem) w 1999 roku były Związek radziecki od Moskwy do Baku, poprzez Tbilisi i Kijów (nie była to wycieczka turystyczna, tylko techniczna wymiana doświadczeń w czasie której prowadzone były narady i dyskusje techniczne wyłącznie w języku rosyjskim) na szczeblu zakładów przemysłu metalowego organizowana przez HCP gdzie pracowałem w pionie dozoru technicznego. Jak wszyscy mam jednak swoje dręczące mnie pytania i dlatego już poza analizą pozwoliłem sobie je zamieścić nie wyrokując i nie orzekając o winie czy przyczynach tragedii. Jeszcze raz tylko przypomnę i tutaj nikt mi nie może zarzucić zaniedbania czy niewłaściwej interpretacji zdarzeń wynikających z tego zapisu: Załoga prawidłowo doprowadziła samolot do celu niezależnie od tego, czy przyrządy i dostarczona mapa były na 100 procent sprawne i czy posiadały aktualne dane. Nie do podważenia dowodem na to jest miejsce w którym zdarzyła się ta katastrofa, które nie było oddalone od lotniska o kilka kilometrów jak by to musiało nastąpić w przypadku niektórych teorii bazujących na przypuszczeniach i domysłach o "zafałszowanej nawigacji" ale jedynie o około 200 metrów od pasa startowego! Najważniejsze pytanie odnosi się moim zdaniem dlaczego samolot nie mógł wznieść się w górę po komendzie "horyzont" na wysokości 50 metrów a później powtórzonej na wysokości 30 metrów i nie ma moim zdaniem tu nic do rzeczy, czy ktoś będzie się zastanawiał, czy w tym momencie przyrządy pokazywały właściwą wysokość i położenie samolotu bo pilot miał już w tym momencie widoczność. Z uporem maniaka będę powtarzał, że załoga z tak doświadczonym pilotem nigdy by sobie nie pozwoliła na zlekceważenie ostrzeżenia horyzont na wysokości 30 metrów i nie lądowała, tylko co sił i mocy w silnikach rwałaby w górę! Jak już wspomniałem na końcu mojego artykułu prawie wszyscy na własne oczy widzieli co ten Tu154 potrafi a jeśli ktoś tego nie widział, to przed dalszymi komentarzami niech obejrzy lot ćwiczebny dwóch szkolących się na tej maszynie polskich pilotów pod okiem rosyjskiego instruktora, zmierzy czas i drogę samolotu na pasie startowym przed jego wzbiciem się w powietrze a potem niech porówna to z czasem przelotu Tu 101 M od komendy horyzont na wysokości 30 metrów do momentu katastrofy. Ten czs jest conajmniej ponad trzykrotnie dłuższy!!!
Najważniejsze moje ustalenie to fakt, że samolot w przedziale wysokości od 30 do 20 metrów nad ziemią "opadał" tracąc wysokość od ziemi w ciągu 0,8 sekundy i jest to wynik zapisu czarnej skrzynki a nie złego odczytu załogi. Jest to równeż dwukrotnie szybsze opadanie niż w przedziale pomiędzy 40 a 30 metrów, które nastąpiło w czasie 1,6 sekundy. Co to oznacza? Nie będąc specjalistą ani od komputerów pokładowych ani od konstrukcji silników czy pilotażu sprawa jest matematycznie udowodniona. Gdyby to samolot od wysokości 40 metrów przy opadaniu do wysokości 20 metrów opadał z coraz większą szybkością aż do osiągnięcia dwukrotnie szybszego opadania to żadna siła wobec nieubłaganych praw fizyki nie mogłaby go uratować przed zderzeniem z ziemią i katastrofą w ciągu poniżej 1 sekundy (analogicznie od 20 do 10 metrów musiałby opadać w czasie 0,4 sekundy a pomiędzy 10 a punktem "0" w ciągu 0,2 sekundy, bo żadna siła już nie byłaby go w stanie przy takiej zwiększającej się szybkości "opadania" spowolnić tego procesu i unieść go z powrotem w górę a jednak leciał on jeszcze, od osiągnięcia wysokości 20 metrów lotem poziomym, chociaż był zagrożony przez ponad 9 sekund i nadal nie wzbijał się w górę! Wytłumaczenie na podstawie analizy i obowiązujących praw fizyki (a na tych zależnościach energii pomiędzy ruchem i masą z racji swojego zawodu znam się bardzo dobrze) może być tylko jedno. To nie samolot opadał a teren się zaczął gwałtownie podnosić. Wiemy już na pewno (niezależnie od spekulacji innych głosicieli przemyśleń i ogólników,) że podstawa chmur dawała w rejonie lotniska dobrą widocznośc tuż poniżej wysokości 50 metrów (zapis czarnej skrzynki, informacja bieżąca potwierdzona od polskiej załogi znajdującej się na płycie lotniska, która wylądowała tuż przed Tu 101 M.) Pozostaje do wyjaśnienia, czego się już nie podejmuję, dlaczego doświadczony pilot w sytuacji gdy na wysokości 30 metrów (pomijając nawet fakt komendy Horyzont tzn. gdyby jej nawet nie było a przecież wiemy że była) widząc jak przed nim gwałtownie podnosi się teren na końcu jaru (tym bardziej, że od wysokości poniżej 50 metrów musiał już mieć chociażby ograniczoną widoczność) dysponując silnikami o bardo dużej mocy, nie zdołał unieść maszyny w górę w czasie obejmującym kilkanaście sekund! Nikt przy zdrowych zmysłach nie założy przecież, że lecąc nadal lotem poziomym w tej sytuacji, nie widząc pasa startowego i świateł początku tego pasa chciał lądować w lesie! Mieszkam bardzo blisko lotniska wojskowego w Krzesinach, gdzie nie tylko F16 latają, mam sąsiada pracującego na tym lotnisku w charakterze obsługi technicznej samolotów i mam często możliwość rozmowy z pilotami, którzy poszerzają znacznie moją ułomną wiedzę o pilotowaniu samolotów odrzutowych (w tym także takich jak Kasa, czy samoloty transportowe, czy ciężkie samoloty cysterny ("powietrzne tankowce" na których lata mój kolega) Ich doświadczenie i bardzo dobra znajomość tematu od strony praktycznej, przy moich naiwnych czasem pytaniach, zawsze skutkuje fachowymi wyjaśnieniami, a ich zdanie co do katastrofy Tu 154 jest jednoznaczne: bez usterki silnika czy układu sterowania taka katastrofa nie mogłaby się wydarzyć bo żaden pilot (pomijając już nawet fakt obowiązujących procedur lądowania) zakładając że miał widoczność nie dopuściłby do obniżenia lotu maszyny do tak małej wysokości (30 metrów) nie widząc pasa a bez widoczności absolutnie świadomie nie zszedłby poniżej 50 metrów nawet na własnym macierzystym lotnisku!
niezależny Poznań
niezależny Poznań
pozwolę sobie ponownie wtrącic 3 grosze w temacie :
13 Października, 2010 - 09:37
Pisze Pan/i: "Najważniejsze pytanie odnosi się moim zdaniem dlaczego samolot nie mógł wznieść się w górę po komendzie "horyzont" na wysokości 50 metrów a później powtórzonej na wysokości 30 metrów i nie ma moim zdaniem tu nic do rzeczy, czy ktoś będzie się zastanawiał .."
Wcale nie wiemy czy komenda horyzont padła na wysokości 50m - wyjaśnienia w poniższej części wpisu.
Według zapisów ze stenogramów komenda "horyzont" pada na wysokości 20m, pamiętajmy że teren cały czas się wznosi,
w sekundę później (tyle jakoby czasu zajęło załodze zorientowanie się w dramacie sytuacji, wyłączenie autopilota i wciśnięcie guzika TOGA/UCHOD i samolot zaczyna się wznosić na wysokości 10m. Przypominam że 1-na z 4 prób wykonana przez MAK na symulatorze na lotnisku Szeremietiwewo a dotycząca operacji odlotu na wysokości decyzji 20m skończyła się katastrofą. W wyniku tego eksperymentu MAK ustalił że każdy kto zaczyna w/w manewr na wysokości 20m rozbije maszynę. Jednak w stenogramach zdarzył się cud i nasi dali radę zrobić to na 10m i zaczęli wznoszenie - prawie im się udało wyjść z tego. Poniżej informacje o teście i uwagi z nim związane:
http://ndb2010.salon24.pl/226768,eksperyment-gra-czy-sprzezenie-zwrotne-wokol-smolenska
Wracając do tematu czarnych skrzynek:
proszę wybaczyć ale sformułowanie "wynik zapisu czarnej skrzynki" jest na wyrost.
Nikt poza MAK'iem i pułkownikiem Klichem nie widział tych zapisów (Klich widział je po ciężkim liftingu)
- nie wiemy nawet czy dane z cyfrowego rejestratora QAR odczytane przez polski ATM na prośbę Rosjan nie są sfałszowane (po co „ruscy” prosili ATM by odczytał ten rejestrator skoro wiemy że mają technologię umożliwiającą odessanie danych z QAR na co są silne dowody w postaci innych katastrof rosyjskich samolotów gdy MAC nie zwracał się o umożliwienie odczytu cyfrowej czarnej skrzynki do polskiej firmy).
To co nam udostępniono to sfałszowane stenogramy będące wynikiem jakoby odczytu rekorderów.
E-śledczy udowodnili że stenogramy są sfałszowane z prawdopodobieństwem wynoszącym dokładnie "1" czyli nie zostaje nam nawet cień nadziei że są rzetelne.
Znaleziono zapisy, które nie mogły się tam znaleźć bo poza prawami logiki (żaden pilot nie wykonywał by
tych operacji i nie mówił tych słów w tym momencie lotu) nagięto prawom fizyki i matematyki (samolot znalazł się w miejscach i przemieszczał się z szybkością pozioma jak i pionową nie możliwą z racji jego parametrów).
Po szczegóły odsyłam do analiz obu e-śledczych ale ostrzegam że może być to męczące i długotrwałe bo analizy są poparte tysiącami wpisów dyskutantów (część z nich to tzw. wrzutki dezinformacyjne bezlitośnie punktowane przez autorów)
"dlaczego doświadczony pilot w sytuacji gdy na wysokości 30 metrów (pomijając nawet fakt komendy Horyzont tzn. gdyby jej nawet nie było a przecież wiemy że była) widząc jak przed nim gwałtownie podnosi się teren na końcu jaru (tym bardziej, że od wysokości poniżej 50 metrów musiał już mieć chociażby ograniczoną widoczność) dysponując silnikami o bardo dużej mocy, nie zdołał unieść maszyny w górę w czasie obejmującym kilkanaście sekund"
oni nie mieli kilkudziesięciu sekund, proszę poczytać jeśli starczy sił i woli co działo się z maszyną w tym czasie i ile trwały poszczególne fazy.
Powiem jedynie że oni podnieśli maszynę i wyszli by z tego gdy nie wznoszący się teren i drzewa oraz rotacja która ich obróciła (prawa fizyki są nie ubłagane dla konstrukcji
lotniczych z silnikami przy ogonie). Między innymi właśnie dlatego zniszczenia są tak ogromne bo mając pełen ciąg i rosnącą wartość przyspieszenia i nabierając prędkości a mając ok.210 stopni przechyłu (na plecach) uderzyli słabym "sufitem" a nie wzmocnionym podłożem - gdyby siedli na minimalnej prędkości na podwoziu na podmokłym gruncie to prawi wszyscy przeżyli by lądowanie i nie wyparowało by pół samolotu (co prawda są tacy, którzy twierdzą że są inne przyczyny owego "wyparowania" i rozległości zniszczeń ale nie zajmujmy się chwilowo tym wątkiem "wybuchowym")
Wracając do lądowania w lesie - jak pisałem - piloci lądowali na lotnisku kierując się wskazaniami radio-latarni NDB które określały precyzyjnie kurs i wysokość/prędkość podchodzenia.
W oparciu o to pilot mógł usiąść nawet z zamkniętymi oczami nie zależnie jaka jest formalna procedura odnośnie widoczności. Ponadto mgłę rozpraszały światła APM'ów tworzące świetlistą bramę. Jak wspomniałem
problem polega na tym że latarnie i APM'y znalazły się zdecydowanie przed lotniskiem więc pilot zorientował się kilkanaście metrów nad ziemią że lotniska nie ma tam gdzie miało być i rozpoczął "ucieczkę", która o mały figiel by się udała mimo tak karkołomnych manewrów.
Z przeprowadzonych analiz ostatnich sekund lotu wynika że pilot był prawie cudotwórcą i gdyby miał jeszcze metr czy dwa dodatkowo wolne to mimo urwania części skrzydła w kontakcie z brzozą czy krzakami udało by im się odejść na drugi krąg nawet z uszkodzoną maszyną.
odnośnie usterki silnika : są pewne wątki które mogą świadczyć o uszkodzeniu silnika/silników.
Zapisy MAK wskazują na tak wielką składową prędkości pionowej że można przyjąć że w pewnym momencie samolot spadał jak kamień (nie pracowały mu silniki ?)
Z drugiej strony stan silników wskazuje że w czasie przyziemienia chyba nie pracowały - e-śledczy twierdzą że przy uderzeniu tego typu silników i dostaniu się tam zanieczyszczeń silniki powinny eksplodować a jednak wyglądają na zdjęciach na całe i nie naruszone. To tyle w temacie z mojej strony. Pozdrawiam
Re: pozwolę sobie ponownie wtrącic 3 grosze w temacie :
23 Października, 2010 - 23:34
Dziękuję za zabranie głosu. Moim zadaniem jakie sobie postawiłem, nie była próba udowodnienia, że zapis "czarnej skrzynki" jest kompletny i wiarygodny, czy wystarczający do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. W Internecie na ten temat z oczywistych powodów jest bardzo wiele dostępnych i w większości sprzecznych ze sobą lub niepełnych informacji. Zadanie jakie sobie postawiłem to poprzez dokładną analizę przedstawionego jako "oficjalnego zapisu" wykonanego przez stronę rosyjską, udowodnienie, że piloci postępowali prawidłowo (nawet jeśli tym zapisem Rosjanie chcieli udowodnić co innego) i że to strona rosyjska poprzez brak konsekwencji i kardynalne (zamierzone?) błędy kontrolera lotu doprowadziła do sytuacji w której nawet tak wybitny dowódca załogi samolotu jakim był major pilot Arkadiusz Protasiuk nie mógł już nic zrobić by uniknąć katastrofy. Celowo w moim artykule o czarnej skrzynce nie podnosiłem kwestii doskonałego wyszkolenia kapitana naszego samolotu, jak i faktu, że miał również aktualne uprawnienia do pilotowania samolotów cywilnych)
Pomimo wielu nieodczytanych fragmentów tego zapisu jakoś nikt poza mną nie wyłapał najważniejszego moim zdaniem momentu z tego zapisu, ŻE Tu101M LECIAŁ PRZEZ 7 SEKUND LOTEM POZIOMYM GDY BYŁ NA BEZPIECZNEJ WYSOKOŚCI DECYZYJNEJ 100 METRÓW!!! I ŻE NIE OTRZYMAŁ WTEDY ZAPOWIADANEJ WCZEŚNIEJ (gdy był jeszcze na wysokości ~400 metrów!!!) KOMENDY Z WIEŻY "ODEJŚCIA NA DRUGI KRĄG"!!! A POLECENIE TO PADŁO GDY ŚCINAŁ JUŻ DRZEWA!!!
Jeśli pomimo tego chcielibyśmy się bawić w śledczych co by było gdyby, to ja się skłaniam do wersji, która być może jest dla wielu niewygodna lub zaskakująca, tyle że chyba jednak najbardziej prawdopodobna, szczególnie biorąc pod uwagę wysokie kwalifikacje dowódcy naszego Tu101M, który gdy już zdał sobie sprawę w jakie bagno wprowadził go kontroler lotu mogł zrobić tylko jedno, poderwać samolot natychmiast w górę i zrobił to albo on sam albo drugi pilot.
Niestety zrobił to "w automacie" i to go zgubiło.
Widziałem w naszej polskiej TV co Tu154 bliźniacza maszyna remontowana w tych samych zakładach co Tu101M, pilotowana przez naszych dwóch szkolących się dopiero polskich lotników pod okiem rosyjskiego instruktora potrafi.
NIGDY WIĘCEJ TEGO NASZA TELEWIZJA JUŻ NIE POKAZAŁA I WIEM DOSKONALE DLACZEGO!
Pamiętamy jak nas zapewniała strona rosyjska, że z wysokości 20 metrów podczas lądowania Tu154 nie da się poderwać do dalszego lotu i jak sam Pan potwierdza jedna z prób na symulatorze to potwierdziła.
To co pokazano w TV przeczy wszystkim tym bredniom!
Tu154 schodząc do lądowania, momentami bardzo szybko tracąc wysokość (bynajmniej nie było to łagodne płynne podejście,) kołysząc momentami nawet skrzydłami samolotu dla dokładniejszego trafienia w oś pasa startowego, "usiadł" na pasie, przejechał po nim według mojej oceny około 400 do 600 metrów i "świecą" niby F16 wzbił się bez żadnych oporów w powietrze pod kątem większym od 30 stopni nabierając bardzo szybko wysokości!!!
Czy mam uwierzyć, że samolot który w momencie przyziemienia i "jazdy" po pasie mając stery na skrzydłach zwrócone ku dołowi dla wywołania siły dociskajacej go do pasa, mając tym samym zdecydowanie mniejszą siłę nośną na górnej powierzchni skrzydeł, która pozwala mu w ogóle latać, daje się unieść w powietrze niby jastrząb a lecący już na wysokości 20 metrów jeszcze ze znacznie większą szybkością (i rzecz jasna dysponujący znacznie większą już w tym momencie siłą nośną) spada na ziemię?! WOLNE ŻARTY zbyt dobrze znam się na prawach fizyki i aerodynamiki.
Nikt nie zaprzeczy, że w rozmowie w kokpicie padły słowa, że jeśli pierwsze podejście się nie uda "to odchodzimy w automacie" i tu moim zdaniem "jest pies pogrzebany" czyli dwa wyjścia:
1. albo podczas przerwania lądowania i podjęcia próby poderwania samolotu zawiódł naprawiany w Warszawie przed lotem do Smoleńska w bloku sterowania w układzie autopilota kanał poprzeczny odpowiedzialny za regulację przechyłu skrzydeł, i to spowodowało niekontrolowany i niezamierzony przez załogę gwałtowny przechył samolotu na lewe skrzydło i jego skręt w lewo co w efekcie spowodowało zahaczenie lewym skrzydłem o drzewo i dalszy wymuszony awarią układu sterowania (a nie uszkodzeniem skrzydła) jego obrót dookoła osi wzdłużnej.
2. albo coś przy tym urządzeniu celowo przy "naprawie" w Warszawie "zmajstrowano".
Podaję za informacją z linku poniżej:
Ekipa z Samary pracowała w Warszawie przy bloku sterowania Tu-154M, Nasz Dziennik, 19.08.2010, autor: Anna
Ambroziak
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100819&typ=po&id=po01.txt
"Przed lotem do Smoleńska Tu-154M był sprawdzany przez ekipę ściągniętą z zakładu w rosyjskiej Samarze - ustalił
"Nasz Dziennik". Naprawa miała miejsce w Warszawie. Mechanicy usuwali awarię bloku sterowania w układzie
autopilota. Chodzi o kanał poprzeczny, odpowiedzialny za regulację przechyłu skrzydeł. Wszelkie usterki tupolewa
powinny być odnotowane w tzw. książce pokładowej. Sęk w tym, że książka była 10 kwietnia na pokładzie tupolewa i jeśli przetrwała, jest w rękach Rosjan."
niezależny Poznań
niezależny Poznań