Prof. Żylicz: status katastrofy smoleńskiej - reakcja mediów

Obrazek użytkownika foros
Kraj

W locie o statusie HEAD, czyli o najwyższym poziomie bezpieczeństwa załoga nie miała jasności co do procedur lądowania. Katastrofę smoleńską wyjaśniano na podstawie przyjętego "półformalnie" i "roboczo" załącznika 13 do konwencji chicagowskiej,  bez trybu odwoławczego.Rosjanie trzykrotnie umowę tę poważnie naruszyli. W związku z tym ustaelnia MAK nie są wiążące i strona polska ma trzy drogi dalszego postępowania. Oto główne tezy prof. M. Żylicza z kwietniowego "Państwa i Prawa".W dalszej części notki:

omówienie artykułu prof. Żylicza

Omówienie reakcji nań w Rzeczpospolitej, GW, i TVN. 

Artykuł prof. Żylicza.

W kwietniowym numerze Państwa i Prawa ukazał się artykuł pt: "Katastrofa smoleńska w świetle międzynarodowego prawa lotniczego" autorstwa prof. M. Żylicza, jednego z najwybitniejszych polskich znawców prawa lotniczego. Tezy artykułu są następujące:

Status prawny statku powietrznego
Samolot Tu-154M, używany przez 36. pułk lotnictwa wojskowego normalnie dla przewozów rządowych nienależących do działań wojskowych, a w danym przypadku do obsługi prezydenta i osób mu towarzyszących, należało uznać za statek powietrzny państwowy – niewojskowy. Oznaczało to, że jego lot nie podlegał reżimowi konwencji chicagowskiej 
o międzynarodowym lotnictwie cywilnym. Trudno byłoby jednak uznać, że lot ten miałby podlegać postanowieniom porozumienia z 1993 r. dotyczącego lotnictwa wojskowego.
 
 Reżim prawny lotu
"Lot prezydencki został zgłoszony przez stronę polską w drodze dyplomatycznej i tą samą drogą uzyskano zezwolenie na jego wykonanie. W planie lotu określono go znakiem M (military) oraz kryptonimem Head, wskazującym na lot z głową państwa (lub szefem rządu) na pokładzie."
Okazuje się że mimo to "przygotowanie lotu w relacjach służb polskich i rosyjskich odbywało się w trybie niezbyt jasno określonym" Najbardziej kontrowersyjne było przygotowanie ostatniej fazy lotu czyli lądowania na lotnisku nie zarejestrowanym  w systemie AIP (Aeronautical Information Publication):  "ani załoga samolotu nie miała świadomości, jaki reżim lotu i kontroli lotu obowiązywał w obszarze tego lotniska, ani nie udało się ściśle ustalić tej kwestii w toku badań"
 
(Dla mnie osobiście jest to najważniejsza informacja z całego artykułu. Lot o najważniejszym statusie i nie wiadomo wg jakich przepisów ma następować lądowanie? Ostateczna decyzja należy do wieży czy do pilota? To jest poważne państwo? Członek UE i NATO? Za co w takim razie sądzą Wosztyla, skoro nie wiedział wg jakich przepisów miał lądować?)
 
"Rosjanie zapewniali natomiast, że w przypadku podobnych lotów nie odróżnia się lotów statków powietrznych cywilnych i państwowych, a lot samolotu polskiego traktowany był tylko jako lot nieregularny obcego statku powietrznego."
Czyli cóż, wiemy, że nic nie wiemy. Bo w samolotach wojskowych decyzję podejmuje wieża, a w cywilnych pilot.
 
Badanie okoliczności i przyczyn katastrofy
 
"Po katastrofie trzeba było ustalić i uzgodnić między obu rządami zasady i procedury badań przyczyn i okoliczności wypadku (badania lotnicze). Bez takiego uzgodnienia Rosja z tytułu suwerenności terytorialnej sama decydowałaby o tych sprawach. Rząd rosyjski zaproponował, a rząd polski zgodził się na zastosowanie w tym celu przepisów załącznika 13 konwencji chicagowskiej, dotyczącego badania wypadków i incydentów lotniczych. Porozumienie było nieformalne, przyjęte w trybie roboczym. Jednak prawo międzynarodowe nie jest nadmiernie formalistyczne i porozumienie, które obie strony niezwłocznie wprowadziły w życie, jest dla obu państw wiążące. Być może – gdyby był dłuższy czas do namysłu – można było próbować uzgodnić tryb załatwiania spraw spornych, widocznie jednak liczono na realizację porozumienia przez strony w dobrej wierze – bez zakłóceń. Samo przyjęcie zastosowania załącznika 13 nie oznaczało uznania samolotu polskiego za statek powietrzny cywilny ani też uznania, że w jego przypadku miały zastosowanie wszystkie postanowienia konwencji (o tym, które mogły mieć zastosowanie, mowa będzie w dalszym toku wywodu). Status prawny samolotu nie był przedmiotem rozmów między stronami."
 
Prof. Żylicz ocenia tę decyzję jako "pragmatyczną, przyjmującą powszechnie stosowany i wypróbowany reżim", tyle, że katastrofa ta była katastrofą wyjątkową na skalę świata, nie tylko Europy. Trudno nie dostrzec też w słowach profesora zarzutu nonszalancji w postępowaniu polskiego rządu. Prof. Żylicz tłumaczy pośpiech rządu obawą o przewlekłość negocjacji, przypomnijmy jednak, że , po pierwsze jest to tylko hipoteza profesora, nie fakt oparty na badaniach, po drugie badania ekspertów polskich i rosyjskich odbywały się równolegle z negocjacjami, które jednak, na szczeblu ekspetów miały jednak miejsce przez 1 dzień, a nawet przed czasem ich trwania.
Prof zwraca też uwagę na możliwość powołania komisji międzynarodowej (miała taka miejsce po zestrzeleniu przez ZSRR samolotu koreańskiego), jednak "Po katastrofie smoleńskiej próby zaangażowania Kongresu USA, Unii Europejskiej czy ICAO w celu stworzenia jakiejś niezależnej komisji czy procedury badania bez zgody zainteresowanych rządów nie mogły przynieść skutku".
 
Następnie prof. Żylicz pisze o trzech poważnych naruszeniach 13 załącznika do konwencji przez Rosjan: 
1. art. 5.4 nakazuje, by organ badający wypadki miał zapewnioną niezależność w prowadzeniu badań. Chodzi o niezależność m.in. od organów odpowiedzialnych za sprawy bezpieczeństwa lotnictwa, jednak MAK sam jest takim organem.
2. MAK nie zapewnił "pełnego, zgodnego z normami art. 5.25 załącznika 13, dostępu do czynności badawczych, dokumentów i informacji" stronie polskiej
3. "MAK nie podjął przewidzianej w art. 6.3 załącznika 13 próby uzgodnienia raportu z uwzględnieniem polskich uwag i wniosków"
 
W obliczu tych naruszeń i tak niekorzystnej dla strony polskiej umowy rząd co prawda interweniował jednak "Nie doszło natomiast do wymiany oficjalnych oświadczeń między rządami obu stron, więc nie można było mówić o powstaniu sporu międzynarodowego" w związku z tym "postępowanie prowadzone przez MAK na podstawie załącznika 13 konwencji chicagowskiej zostało w zasadzie zakończone", ale w związku z poważnymi naruszeniami konwencji polski rząd nie musi uznać ważności raportu ani odwoływać się do jego treści, może też podjąć na płaszczyźnie międzynarodowej działania mające na celu wyjaśnienie katastrofy.
 
Możliwości uregulowania spraw spornych.
Co konkretnie może zrobić polski rząd?
a. ogłosić raport komisji MIllera i na tym poprzestać
b. wystąpić do rządu rosyjskiego o wyjaśnienie sporów w celu "uzgodnienia spraw związanych z istnieniem i złożeniem w ICAO rozbieżnych (częściowo) raportów, a także sprzecznych przekazów medialnych (chodziłoby o skorygowanie także przez stronę rosyjską błędów MAK)" i uzyskania materiałów, do których nie miał dostępu
c. gdyby sporów nie dało się rozstrzygnąć, pozostaje wystąpienie do ICAO, a potem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości na drodze prawnej. Sprawa najprawdopodobniej nie zostałaby rozstrzygnieta (podobnie jak 5 innych zaistniałych przypadków) ale zyskałaby rozgłos.
 
Pozostałe części swojej analizy prof. Żylicz poświęca kwestii odszkodowań i odpowiedzialności karnej.
 
 
Co moim zdaniem jest w tej analizie najważniejsze? 
A. W kwestii statusu lotu i śledztwa:
1. Wiemy już dokładnie jaka była podstawa prawna wyjaśniania katastrofy: przyjęty "półformalnie" i "roboczo" załącznik 13 do konwencji chicagowskiej,  bez trybu odwoławczego
2. Strona rosyjska trzykrotnie ten załącznik poważnie naruszyła, poczynając od wyznaczenia MAK jako organu wyjaśniającego
3. Strona polska na te naruszenia nie reagowała w sposób formalny nie może więc wejść z Rosją w spór międzynarodowy
4. Na skutek naruszeń raport MAK nie jest dla Polski wiążący, można więc podjąć dalsze próby wyjaśnienia przyczyn katastrofy.
B. W kwestii popełnionych błedów
W locie o statusie HEAD, czyli o najwyższym poziomie bezpieczeństwa załoga nie miała jasności co do procedur lądowania.
 
 
Teraz krótko o reakcji polskich mediów na artykuł prof. Żylicza.
Najpierw rozważymy interpretacje, potem status informacji.
 
Interpretacje:
Rzeczpospolita.
Autor: Arkadiusz Jaraszek,Tomasz Pietryga
Tytuł "Błędne porozumienie rządu z Rosją". 
Śródtytuły:"Bez opinii prawnej", "Nie można się odwołać", "MAK sędzią we własnej sprawie". 
Zajawka: "Decyzje o formie prawnej wyjaśniania katastrofy smoleńskiej były pochopne – wynika z tekstu prof. Marka Żylicza"
Cytaty:
"Decyzję o tym, żeby podstawą badania przyczyn tej katastrofy był załącznik 13. konwencji chicagowskiej, podjęli więc sami Rosjanie, nie konsultując jej ze stroną polską. Rząd Donalda Tuska, zaskoczony całą sytuacją, ją tylko zaakceptował. Premier nie dysponował przy tym żadną opinią prawną, czy będzie to zgodne z prawem i korzystne dla nas. "
 
"Jak przyznaje Żylicz, lot ten należy traktować jako państwowy-niewojskowy, co oznacza, że nie podlega on reżimowi konwencji chicagowskiej. Decyzja rządu była więc błędem."
 
"Dopiero po akceptacji decyzji strony rosyjskiej rząd zauważył, jak niekorzystne ma ona dla nas skutki. Zbadanie przyczyn katastrofy oddał bowiem wyłącznie w ręce Rosjan, a przedstawiciele Polski mogli jedynie się przyglądać tym pracom, i to wyłącznie w tym zakresie, jaki akceptował Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Jak zauważa Marek Żylicz, na początku polscy przedstawiciele w badaniach MAK nie napotykali istotnych trudności."
 
"Rząd, nie mając żadnego wpływu na prace MAK, pośrednio zgodził się na to, by to ta instytucja samodzielnie przygotowała raport końcowy i bez uzgodnienia jego treści z polską stroną przedstawiła swoje wnioski opinii międzynarodowej. Jednocześnie polski rząd ma związane ręce, jeśli chciałby odwołać się od treści raportu MAK. Jak przyznaje prof. Żylicz, w załączniku 13. do konwencji nie ma żadnej procedury odwołań."
 
"Skutkiem błędnej i nieprzemyślanej decyzji rządu o prowadzeniu badań przyczyn katastrofy smoleńskiej na podstawie załącznika 13. konwencji chicagowskiej jest więc brak wpływu na raport końcowy MAK i brak realnych możliwości zaskarżenia i podważenia tezy postawionej przez Rosjan, że to wyłącznie polska strona przyczyniła się do tej tragedii."
 
"Rząd polski kilkakrotnie mógł się ze zgody na oddanie śledztwa Rosjanom wycofać."
 
"Rząd miał więc podstawy, by wycofać się z porozumienia. Nie dokonując jednak żadnej analizy prawnej i nie zastanawiając się nad skutkami swojej decyzji, nie skorzystał jednak z tej możliwości, całkowicie ufając stronie rosyjskiej."
 
Plus jest taki, że w "Rzeczpospolitej" znajduje się najpełniejszy wywód treści artykułu prof. Żylicza, jednak czytając ten artykuł miałem wizję, że oto poważny profesor w poważnym czasopiśmie prawniczym w czambuł atakuje rząd. Nic podobnego nie miało miejsca, to redakcja Rzepy atakuje czambułem niosąc na sztandarach imię zacnego profesora miast własnego.
Brak oddzielenia informacji od interpretacji redakcji Rzeczpospolitej jest tutaj zarzutem najpoważniejszym.
W związku z tym występują oczywiste przekłamania, bo np. prof. Żylicz wcale nie określa umowy z Rosją jako "błędnej i nieprzemyślanej decyzji" lecz jako decyzję pragmatyczną, choć podjętą bez "dłuższego czasu do namysłu"
Zastanawiam się też, skąd panowie Jaraszek i Pietryga dysponowali informacją o przyjęciu przez rząd umowy bez prawniczych opinii. To, że tak prawdopodobnie było to jedna kwestia, lecz wkładanie takiej wypowiedzi w usta prof. Żylicza, który napisał, że umowę przyjęto w trybie roboczym to gruba nadinterpretacja.
Żałuję, że Rzeczpospolita, która pretenduje do miana tytułu poważnego postawiła raczej na wybicie wątków sensacyjnych nad rzetelną informację. Czy to skuteczna droga? W populiźmie i emocjonalnym hultajstwie i tak nie przebiją GW z jednej strony, a w grze na emocjach GP z drugiej. Może więc warto postawić dla odmiany na rzetelność, która od lat była marką Rz?
 
Gazeta Wyborcza (portal wyborcza.pl)
Autor: Bogdan Wróblewski
Tytuł: "Jak odwrócić rosyjski obraz katastrofy smoleńskiej?"
Zajawka: Zastanawia się nad tym na łamach kwietniowego numeru miesięcznika "Państwo i Prawo" prof. Marek Żylicz, ekspert prawa lotniczego, członek komisji Millera
 
Autor najpierw przypomina tezę raportu MAK (wina pilotów i nacisk psychologiczny), potem polską odpowiedź (zwrócenie uwagi na winę kontrolerów), następnie koncentruje się na możliwości tak zarysowanego sporu. Powołując się na artykuł Żylicza stwierdza, że Rosjanie złamali załącznik 13 (nie dopuszczenie Polaków do części materiałów, brak uzgodnień treści), następnie przedstawia trzy drogi dalszego rozwiązania sporu przedstawione przez Żylicza.
Reszta 17-stronicowego artykułu przedstawiona jest w następujący sposób: "(część artykułu poświęca też statusowi lotu i przebiegowi badań w świetle prawa międzynarodowego)"
 
Szkoda, że B. Wróblewski przedstawiając spór między ekspertami polskimi a rosyjskimi redukuje go do tego, czy winę ponoszą kontrolerzy czy piloci. Bodaj to właśnie Wróblewski był odkrywca zawartej w polskich uwagach tezy, że samolot nie lądował lecz na stu metrach wykonał próbę odejścia. Czyżby skromność pana redaktora? Stawiałbym tezę, że to celowa manipulacja redakcji GW, której celem jest sprowadzenie kwestii katastrofy do emocjonalnego sporu, a nie dążenie do ustalenia taktów. Te bowiem, zdaniem redakcji GW, ustalone zostały w pierwszym tygodniu po katastrofie, a pozostałe prace służą jedynie ich udowodnieniu. 
Symtomatyczne jest też wycięcie z artykułu Żylicza wszelkich informacji, na podstawie których "owieczki" karmiące się duchową manną z Czerskiej mogłyby dojść do wniosku, że Donek "fajny gość" Tusk i jego rząd popełnili błędy. Nawet z listy naruszeń załącznika 13 przez Rosję wycięto najpoważniejszy, czyli wybór MAK jako organu wyjaśniającego śledztwo. 
Ogólnie więc jeśli traktować artykuł Wróblewskiego jako omówienie artykułu prof. Żylicza to jest to gruba manipulacja i przekłamanie, jeśli jednak traktować go jako artykuł zajmujący się jedynie jednym aspektem to widać tam niewiele manipulacji. Tyle że kwestia tego na jakiej podstawie prawnej toczyło się śledztwo smoleńskie nie byla dotąd jednoznaczna, rząd wypowiadał się o niej niejasno. Jednoznaczna opinia najwybitniejszego eksperta jest tutaj bardzo ważną informacją, podobnie jak okoliczności powzięcia tej decyzji, jak i fakt, że "załoga samolotu nie miała świadomości, jaki reżim lotu i kontroli lotu obowiązywał w obszarze tego lotniska, ani nie udało się ściśle ustalić tej kwestii w toku badań". Sądzę, że dla każdego niezależnego dziennikarza taka informacja wypowiedziana ustami człowego eksperta oznaczałaby: Co to do jasnej cholery znaczy? Piloci wiozący głowę państwa nie wiedzą wg jakich procedur mają ląwać? To jeszcze Europa?
Dla dziennikarzy GW jednak najważniejsza jest rewolucja, nie informowanie czytelnika.
 
TVN24
Tytuł: Przyczyny katastrofy znane, konwencja chicagowska niekorzystna dla Polski. Komisja Millera zwleka z opublikowaniem raportu?
 
Zajawka: "Komisja szefa MSWiA Jerzego Millera badająca przyczyny katastrofy smoleńskiej ma już wszystkie niezbędne informacje do sporządzenia raportu końcowego i podania przyczyn katastrofy prezydenckiego tupolewa. Takiego zdania jest prof. Marek Żylicz, członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. W jego opinii, polski rząd popełnił błąd godząc się na zastosowanie przy śledztwie załącznika 13. konwencji chicagowskiej, który był dla Polski niekorzystny."
 
TVN przepisuje z Rzeczpospolitej akapity dotyczące podjęcia decyzji o "wyborze " 13 załącznika konwencji oraz o statusie lotu. 
Następnie (jak podejrzewam) z tekstu w Wyborczej: "Zdaniem profesora komisja jest w stanie zakończyć prace na podstawie posiadanych materiałów. A to - czego nie udostępnili Rosjanie - może być uzupełnione "w toku śledztw prokuratorskich". Żylicz pisze, że "śledztwa te, jak się zdaje, nie napotykają na istotne trudności." zrobili: "Prof. Żylicz wyraził też opinię, że komisja Millera jest w stanie dokończyć swe prace na podstawie posiadanych już materiałów i informacji. - A stosunkowo nieliczne, których brakuje dla dodatkowego potwierdzenia polskich ustaleń, mogą być częściowo uzupełnione w toku śledztw prokuratorskich - podkreślił."
 
Oryginalne zdanie z artykułu prof. Zylicza brzmi:
W gruncie rzeczy KBWL LP jest w stanie dokończyć swe prace na podstawie posiadanych już materiałów i informacji, a stosunkowo nieliczne, których brakuje dla dodatkowego potwierdzenia polskich ustaleń, mogą być częściowo uzupełnione w toku śledztw prokuratorskich (śledztwa te, jak się zdaje, nie napotykają na istotne trudności). (profesor rozważa co może zrobić polski rząd po raporcie MAK)
 
Fajna chałturka, nie robiąc nic mieć newsa możnaby skwitować.
Tyle, że nie mówimy o prowincjonalnym portaliku, lecz o największej i, ponoć, najlepszej polskiej telewizji informacyjnej. Zwraca uwagę fakt, że ciężar informacji został przesunięty z błędów rządu, co wybiła źródłowa Rzeczpospolita na termin opublikowania prac komisji Millera. Co do reszty można powtórzyć to co w wypadku Wyborczej, niemniej tamtejszy artykuł został sporządzony z większą rzetelnością. Autor nie dość, że zajrzał do źródła, to jeszcze dość rzetelnie zrelacjonował jego fragment.
 
W tvp info ostatnia informacja o prof. Żyliczu pochodzi ze stycznia br.
 
 
Teraz kwestia statusu informacji
W źródłowej Rzeczpospolitej rano informacja o artykule Żylicza przed południem była drugą informacją na 1 stronie, by po południu zniknąć.
W GW opublikowano ją wczoraj w nocy, dziś była nie widoczna  
W TVN na dole pierwszej strony, króluje Bin Laden.
W TVP brak.
W Naszym Dzienniku, wPolityce, Niezależnej brak. 
 
Swego czasu informacja o statusie prawnym badania katastrofy smoleńskiej rozpalała mililony widzów i czytelników. Trwały spekulacje nie zakończone jednoznacznymi, oficjalnymi wnioskami. Artykuł prof. Żylicza jest czymś takim, półoficjalną stonowaną odpowiedzią. Okazuje sie jednak, że mediów to nie interesuje. Albo podkręcają emocje, albo cenzurują te informacje, które nie pasują ich politycznym sojusznikom. Tzw. wojna polsko - polska trwa i będzie trwała bo opłaca się stronom konfliktu, zwłaszcza tym, które, werbalnie, najbardziej przeciw niej protestują. 
W filmie Barei nauczycielka oprowadzając uczniów pokazywała im kolejne butelki z których szlachta "rozpijała pańszczyźnianych chłopów", dziś wódkę zastępuje emocjonala papka, jakby co, zawsze można powiedzieć, że: wszystkie dziedzice som niedobre.  
 
 
Co w artykule prof. Zylicza jest najważniejsze?
Najważniejszy jest status lotu.
Poniżej umieszczam odpowiedź blogera 35stan z Salonu24:
 

Za najważniejsze z zaprezentowanej opinii Żylicza jest to:
"Status prawny statku powietrznego
Samolot Tu-154M, używany przez 36. pułk lotnictwa wojskowego normalnie dla przewozów rządowych nienależących do działań wojskowych, a w danym przypadku do obsługi prezydenta i osób mu towarzyszących, należało uznać za statek powietrzny państwowy – niewojskowy. Oznaczało to, że jego lot nie podlegał reżimowi konwencji chicagowskiej
o międzynarodowym lotnictwie cywilnym. Trudno byłoby jednak uznać, że lot ten miałby podlegać postanowieniom porozumienia z 1993 r. dotyczącego lotnictwa wojskowego."

a szczególnie ostatnie zdanie: "Trudno byłoby jednak uznać, że lot ten miałby podlegać postanowieniom porozumienia z 1993 r. dotyczącego lotnictwa wojskowego."

pięknie współbrzmiące z:

"Rosjanie zapewniali natomiast, że w przypadku podobnych lotów nie odróżnia się lotów statków powietrznych cywilnych i państwowych, a lot samolotu polskiego traktowany był tylko jako lot nieregularny obcego statku powietrznego."

I oto przecież chodzi rządzącej bandzie i "bohaterowi Żyliczowi.
Czy sądzicie, że on tak z siebie samego pisze publicznie takie opinie?
Nasz "najwybitniejszy ekspert prawa lotniczego", stwierdzając, że nie dotyczyła tego lotu umowa z 1993 roku(bo podobno lot nie był wojskowy, choć zgłoszony jako "Military") potwierdził słuszność kwalifikacji MAK-u. Naiwniacy już gratulowali odwagi profesorowi, a okazuje się, że jest on trybem tej samej kłamliwej maszyny. 

A także część mojej odpowiedzi:

Na takiej podstawie prof. Żylicz tworzy nowy typ lotu, państwowy - niewojskowy.Wg profesora nie istnienie takiej kategorii jest luką w prawie międzynarodowym.Jest więc w prawie międzynarodowym istotna luka, czy też mamy do czynienia z kolejną próbą negocjacji z Rosją o statusie lotu, a tym samym o odpowiedzialności?Zauważmy bowiem, co stałoby się gdyby odnośnie przypadku smoleńskiego nie istniały regulujące go przepisy, a ku temu zdaje się zmierzać ta interpretacja? Zapewne gros odpowiedzialności spadłby na organizatora lotu.

 
Dla zainteresowanych pod piosenką skrót wywodu prof. Żylicza z omawianego artykułu
 
 
 
 
  
 
 
w kwestii wywodu prof. Żylicza: 

W najnowszej literaturze międzynarodowego prawa lotniczego M. Milde
a za nim też P.S. Dempsey, wymieniają różne kryteria, które mogłyby być przyjęte, by statek powietrzny zakwalifikować jako statek wojskowy. Są to: a) konstrukcja i charakterystyka techniczna oraz wyposażenie (w tym uzbrojenie) statku powietrznego; b) znaki rozpoznawcze statku powietrznego (przynależności państwowej i rejestracji); c) własność czy też przydzielenie statku powietrznego do jednostki sił zbrojnych; d) rodzaj operacji i sposób użycia statku powietrznego w danym czasie, przy czym właśnie to kryterium powinno być uznane za decydujące.

Pogląd ten podzielam, uważając również, że przyjęte w konwencji słowa „używane w służbie” należy interpretować jako odnoszące się 
raczej do rodzaju operacji, a nie do technicznej charakterystyki, oznaczenia statku czy też jego przydziału do określonej jednostki wojskowej, w której jest eksploatowany. Jednak niektórzy prawnicy większą wagę przypisują przydziałowi organizacyjnemu i rejestracji statku lub rodzajowi operacji, w których statek powietrzny jest „normalnie” używany. 
Tymczasem decydujące znaczenie, w świetle konwencji chicagowskiej, 
powinien mieć konkretny cel i sposób użycia statku powietrznego w danym przypadku i czasie. Jednak w UE (Single European Sky – SES) dla celów regulacji ruchu lotniczego kategorie statków powietrznych określa się według ich rejestracji.

następnie podane są przypadki gdzie zastosowano przepisy cywilne do samolotów wojskowych i odwrotnie:
- katastrofa prezydenta Mozambiku w RPA 1986 (chociaż samolot można było uznać za statek powietrzny państwowy)
- katastrofa samolotu wojskowego USA w CHorwacji 1996
- zmuszenie do lądowania samolotu egipskiego przez lotnictwo USA we Włoszech

W 1993 r. między ministerstwami obrony Polski i Rosji zostało zawarte porozumienie dotyczące ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych polskich i rosyjskich w przestrzeni powietrznej obu państw. Nie ma w nim definicji statku powietrznego wojskowego. Nie wydaje się, by porozumienie miało obejmować także statki powietrzne używane do celów niewojskowych, jakkolwiek tego nie wyklucza.
Samolot Tu-154M, używany przez 36. pułk lotnictwa wojskowego normalnie dla przewozów rządowych nienależących do działań wojskowych, a w danym przypadku do obsługi prezydenta i osób mu towarzyszących, należało uznać za statek powietrzny państwowy – niewojskowy
Na takiej podstawie prof. Żylicz tworzy nowy typ lotu, państwowy - niewojskowy.Wg profesora nie istnienie takiej kategorii jest luką w prawie międzynarodowym.
Zauważmy, że profesor nie przytacza precedensów, gdy samolot wojskowy przewożący członków rządu czy delegacji państwowej uznany zostaje za samolot/lot wojskowy, a cywilny za cywilny.
Jest więc w prawie międzynarodowym istotna luka, czy też mamy do czynienia z kolejną próbą negocjacji z Rosją o statusie lotu, a tym samym o odpowiedzialności?
Zauważmy bowiem, co stałoby się gdyby odnośnie przypadku smoleńskiego nie istniały regulujące go przepisy, a ku temu zdaje się zmierzać ta interpretacja? Zapewne gros odpowiedzialności spadłby na organizatora lotu.
  
Brak głosów

Komentarze

cała Lapikotowska sieć medialna zachłystywała się kłopotem przewoźnika PKP który wynajął grupie sympatyków PiS skład wagonów na pielgrzymkę do Rzymu...
i owym zapaleniem się traw od rozgrzanych klocków hamulcowych...
rechotu nie było końca...
ale żadne medium nie podało jakim aeroplanem pofrunęło towarzystwo Mr pRezydęta ...
a chyba sporo oczekiwało jego ekskursji bliżniaczym tupkiem...
i taka cisza zapadła...
na pewno nie ze wstydu...

 

... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...

Vote up!
0
Vote down!
0

... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...

#156456

 1. nie sądzę by można było mówić o luce w prawie kiedy dotyczy ona tak rzadkich okoliczności jak spór kompetencyjny między państwami odnośnie badania katastrofy lotniczej. Nie przypominam sobie przypadku by badanie katastrofy było przedmiotem sporu międzypaństwowego jakkolwiek często dochodzi do rozbieżności wyników śledztwa.

2. Katastrofa miała miejsce na terenie bazy wojskowej obcego państwa. Już z tego powodu można sobie darować mrzonki Macierewicza o niezależnym od Rosji śledztwie.

3. Wyjątkowość katastrofy polega jedynie na tożsamości ofiar. Sam przebieg jest zupełnie częsty. Wspomnę bodajże najbardziej podobny przypadek Crossair 3597

4. Historia nie zna przypadku kiedy decyzja o lądowaniu lotu o statusie head była podjęta przez wieżę (absurdem jest interpretować decyzję o nie zamknięciu lotniska jako rozkaz lądowania)

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#156461

obawiam się, że nie znajdzie Pan we mnie partnera do dyskusji w przedstawionych uwagach, po prostu brak mi wiedzy
Ciekawi mniej jednak Pana ocena kwalifikacji prawnej lotu smoleńskiego zaproponowana przez prof. Żylicza. Konkretnie zaś:
a. kto ponosiłby odpowiedzialność, gdyby zdefiniowany jak w cytowanym artykule status lotu państwowy - niewojskowy został przyjęty przez strony
b. jak często, w przypadku dotychczasowych katastrof, kwestionowano kwalifikację lotu po katastrofie
c. jaka jest szansa, że podobna kategoria lotu trafi do prawa międzynarodowego, czy wogóle istnieje potrzeba utworzenia takiej kategorii

Odnośnie czwartego przypadku:
Przypuszczam, że lot Jaka z dziennikarzami również miał status head w planie lotu, decyzję by polecieli nim dziennikarze zapadła bowiem w ostatniej chwili, wieża zabroniła Wosztylowi lądowania, ten jednak lądował i ma być za to sądzony. Być może więc znalazł się przypadek, że to wieża decydowała o lądowaniu samolotu o statusie HEAD.

Vote up!
0
Vote down!
0
#156466

 a. przepraszam, ale nie rozumiem za co odpowiedzialność. Jeśli za decyzje o lądowaniu to zdecydowanie załoga. Jeśli przepisy czegoś nie regulują należy się zdać na zdrowy rozsądek

b. nie przypominam sobie takiego przypadku, być może dlatego, że nie było to przedmiotem sporu a jedynie ustalenia dla celów formalnych

c. myślę, że nie trafi. W lotnictwie o przeznaczeniu cywilnym (także head) a także w lotnictwie wojskowym w czasie pokoju decyzję o lądowaniu podejmuje kapitan po uzgodnieniu z wieżą. nie ma to konfliktu kompetencji

W moim rozumieniu wieża może zabronić lądowania ale nie może nakazać lądowania. Lądowanie wbrew zakazowi wieży jest złamaniem zasad bezpieczeństwa i tworzy groźny precedens

Vote up!
0
Vote down!
0
#156471

 Tak sobie czytam wypowiedzi dotyczące statusu samolotu, którym podróżował nasz Prezydent, i dziwi mnie, ze nikt, słownie nikt, nie ujmuje tego problemu szerzej. Czy Air Force One czy samolot którym podróżuje Putin czy Miedwiediew, były kiedykolwiek określone jako cywilne? Ja rozumiem, że gdyby pan Kulczyk, korzystając z sympatii pana Arabskiego, zechciał sobie gdzieś polecieć z gronem (większym) znajomych samolotem Tu154m 101 - to wtedy można by mówić o prywatnej wyprawie. Ale Prezydent, czy to naszego czy każdego innego kraju, zawsze podróżując samolotem należącym do Wojska, korzysta z praw jakie ma samolot wojskowy. Nie wyobrażam sobie, aby w wypadku katastrofy samolotu z jakimkolwiek prezydentem na pokładzie, która zdarzyła by się na terytorium Polski, a zwłaszcza samolotu z Rosji czy USA, żeby jedynym organem do analizy jej był organ powołany przez rząd RP. Więc niech Pan Profesor nie tworzy nowego prawa międzynarodowego, ale odnosi się do sytuacji jaka zaistniała. Nasz kraj, i nasz Prezydent, nie mogą byc wybiórczo traktowani, tak niekorzystnie, w imię prawa międzynarodowego. Ten, co to prawo tworzył, nawet nie przyjmował zapewne, żeby w zaistniałej sytuacji mogło być inaczej jak wspólne (ale pod naszym przewodnictwem) prowadzenie ustaleń jej przyczyn. I cala reszta to bełkot, mający przykryc fakt oczywisty, iż ukrywanie faktów, niszczenie dowodów, zaciemniania od początku sprawy wskazuje na udział strony, która jako jedyna ma prawo o wszystkim decydowac. A wspieranie tej sytuacji przez nasz Rząd wskazuje na co najmniej współdziałanie w doprowadzeniu do tej tragedii.

Vote up!
0
Vote down!
0
#156549

Masz rację, uzbrojony czy nieuzbrojony był to polski państwowy statek powietrzny Nr 1.

Vote up!
0
Vote down!
0
#156553